Reklama

Mam 40 lat i troje dzieci. Od prawie dwóch lat jestem… właściwie nie wiem, kim. Żoną, która nie ma męża? Matką, która czasem nie ma siły rano wstać z łóżka, ale wstaje, bo musi? Kobietą, którą zostawił facet, z którym przeżyła kilkanaście lat? Nie, to nie był książę z bajki. Dawid był wkurzający, leniwy, czasem wręcz podły. Ale był mój. Nasz świat może nie był kolorowy, ale był wspólny. Nagle wszystko się skończyło.

Pewnego dnia Dawid wyjechał do Belgii. Kolega załatwił mu pracę. Powiedział, że musi zarobić, bo jesteśmy w dołku. Zgodziłam się. Nawet mu spakowałam kanapki na drogę, konserwy, słoiki. Przez pierwsze tygodnie dzwonił, przysyłał pieniądze. Potem coraz rzadziej. A potem nagle… cisza. Żadnego przelewu, żadnego SMS-a „co u was?”. Tylko długi – listy z banków, jakieś umowy, o których nic nie wiedziałam. Na moje nazwisko.

Zostałam z trójką dzieci – trzynastoletnią Natalią, która zaczyna zadawać za dużo pytań. Z Kubą, moim siedmioletnim synkiem, który codziennie pyta, kiedy wróci tata. I z trzyletnią Klarą, która nie zna ojca i woła „tata” do listonosza. Są dni, kiedy chciałabym się po prostu rozpłakać. Ale płakać nie ma kiedy. Pracuję na dwie zmiany, śpię po cztery godziny. Wszystko, żeby było co włożyć do garnka i opłacić raty kredytu, który – jak się okazało – Dawid na mnie zaciągnął. Bez mojej wiedzy.

Natalka ostatnio zapytała mnie, czemu tata nas zostawił. Nie umiałam jej odpowiedzieć. Nie wiem. Albo nie chcę wiedzieć. Albo boję się przyznać przed samą sobą, że mój mąż... po prostu odszedł. I zaczął nowe życie.

Kłóciliśmy się przez telefon

Wszystko zaczęło się, jeszcze zanim całkiem zamilkł. Pamiętam tę rozmowę przez telefon. A raczej kłótnię. Od niej wszystko zaczęło się sypać…

No nareszcie, odebrałeś – syknęłam w słuchawkę, zanim jeszcze się przywitał. Ręce mi się trzęsły z nerwów.

– Cześć, Marysiu – mruknął jakby z łaski. – Co tam?

– Co tam?! – powtórzyłam, nie wierząc, że naprawdę to powiedział. – Dawid, nie przysłałeś ani grosza od trzech tygodni! Mamy do zapłacenia rachunki, Natalia potrzebuje nowych butów, a w lodówce mam światło i dwa jajka! Ty w ogóle rozumiesz, co tu się dzieje?!

Po drugiej stronie przez chwilę była cisza. Myślałam, że się rozłączył.

– Nie dramatyzuj – w końcu warknął. – Ja tu też lekko nie mam. Haruję po nocach, mam swoje problemy. Ty myślisz, że co, ja tu się opalam?

– A ja tu niby co robię?! – krzyknęłam. – Myślisz, że mi tu lekko samej z trójką dzieci?! Że ja sobie robię wakacje w raju?! Zostawiłeś mnie tu jak mebel, Dawid! Nawet nie pytasz, jak dzieci! Jak Kuba się czuje! Czy Klara jeszcze cię pamięta!

– Nie zaczynaj znowu – syknął. – Bo naprawdę nie mam siły. Dzwonisz tylko, żeby się kłócić. Mam dość twojego narzekania.

– Masz dość?! Ty masz dość?! – głos mi się załamał. – To ja mam dość, Dawid. Mam dość udawania, że to jeszcze małżeństwo. Mam dość tej ciszy, tych kłamstw. Wiesz co? Powiedz mi chociaż raz prawdę. Czy ty masz kogoś?

– Ja pier... – mruknął i nagle się rozłączył. Rozmowa się urwała.

Zamarłam. Stałam tak w kuchni z telefonem przy uchu, choć rozmowa już dawno się skończyła. Gdzieś w pokoju Klara się rozkaszlała. Lodówka zamruczała. Świat toczył się dalej, jakby nic się nie stało. A ja czułam, że wszystko właśnie się rozpadło.

To było gorsze niż zdrada

– Długo jeszcze będziesz udawać, że wszystko gra? – zapytała Dorota, moja siostra, wchodząc do kuchni z reklamówką zakupów pod pachą. – Wyglądasz jak cień człowieka, Marysia.

Nie zaczynaj – mruknęłam, mieszając zupę. W garnku pływały dwa ziemniaki, cebula i marchewka. Kuba i Klara coś tam zjedzą. Natalia pewnie i tak powie, że nie lubi warzyw.

– A może w końcu powiesz mi, co się dzieje? – Dorota nie dawała za wygraną. – Nie dzwoni do ciebie, nie przysyła pieniędzy. Co, zniknął? A ty siedzisz i czekasz jak jakaś...

– Nie kończ – przerwałam jej ostro. – On też ma ciężko. Może coś się wydarzyło.

– Marysia... – Dorota podeszła bliżej i położyła mi rękę na ramieniu. – Przestań go usprawiedliwiać. Dawid nie ma ciężko. Dawid ma cię gdzieś.

Odwróciłam się gwałtownie, niemal wylewając zupę na podłogę.

Nie masz prawa tak mówić! To mój mąż!

– Właśnie – spojrzała mi prosto w oczy. – Mąż, który od miesięcy nie przysyła grosza, nie dzwoni do własnych dzieci, a ty siedzisz tu jak jakaś głupia gęś i czekasz na cud. Marysia, ocknij się. Może on cię zdradza.

Poczułam, jak coś się we mnie łamie.

– Nie, nie... – zaczęłam kręcić głową. – On by mnie nie... My mamy dzieci. Klara... ona...

– Otwórz oczy, błagam cię – Dorota mówiła cicho. – Dzieci nie zatrzymują nikogo. Jeśli on znalazł sobie kogoś, to... musisz to wiedzieć. Dla siebie. Dla dzieci.

Tego wieczoru, kiedy dzieci już spały, wyciągnęłam z szuflady stare segregatory. Pisma, listy, umowy. Zaczęłam czytać. Coś wtedy zobaczyłam. Umowa kredytowa. Raty. Coś, co na pewno nigdy nie leżało przede mną do podpisu. Ale na dole – moje imię i nazwisko. Mój podpis. Podrobiony. Nogi mi się ugięły. Dawid mnie zadłużył. A ja nawet o tym nie wiedziałam.

Miał tam drugie życie

– Maryśka, muszę ci coś powiedzieć – Basia prawie szeptała, nachylając się nade mną w szatni. Właśnie kończyłyśmy zmianę. Byłam zmęczona, ręce drżały mi od całodziennego stania przy taśmie. – Ale obiecaj, że się nie wściekniesz.

– Boże, Basia, mów, co się dzieje – jęknęłam. Nie miałam siły na żadne ceregiele.

Widziałam wczoraj coś na telefonie. Znaczy, nie u Dawida, bo on ma profil nieaktywny od wieków... ale był oznaczony na zdjęciu. Weszłam z ciekawości. I wiesz, Marysia… – spojrzała na mnie ostro. – To była kobieta. I dziecko. I podpis: „Nasze życie w Belgii”.

Zamarłam.

– Co? – wydukałam. – Co ty… co ty mówisz?

– Chodź, zobacz sama – wyciągnęła telefon i wcisnęła mi go w ręce.

Zobaczyłam ich. Dawid – w beżowej kurtce, z zarostem, jakiego nigdy nie miał przy mnie. Uśmiechnięta kobieta obok. Blondynka, młodsza ode mnie. I chłopiec. Może rok. Dawid trzymał go za rękę. Serce mi stanęło.

Wróciłam do domu jak automat. Natalia siedziała w salonie z zeszytem, Kuba coś budował z klocków, Klara spała. Patrzyłam na nich jak zza szyby. Jakby to nie było moje życie. Jakbym była gościem w cudzym domu.

– Mamo, a czemu ty tak stoisz? – zapytała Natalia.

Nic się nie stało. Usiądź prosto – odpowiedziałam automatycznie.

– Ale ja...

– Mówiłam, żebyś siedziała prosto! – krzyknęłam, nie poznając własnego głosu. Natalia zbladła, Kuba uciekł do pokoju. A ja stałam tam jak wściekła furia.

Potem, kiedy w końcu dzieci poszły spać, usiadłam w kuchni. W ciemności. I płakałam. Tak jak jeszcze nigdy. Mój mąż miał nowe życie. A ja zostałam tu z niczym.

Szukał swojego szczęścia

Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w ekran telefonu, przewijając zdjęcia tej kobiety. Mieli psa. Świętowali jego urodziny. Dziecko miało imię podane w komentarzach – Szymek. Może nie był jego, może... A może był. Co za różnica. Ważne, że był. Z nią.

Rano, kiedy dzieci wyszły do szkoły i przedszkola, zadzwoniłam. Serce waliło mi jak szalone. O dziwo – Dawid odebrał.

– Halo?

Wiem – mój głos był spokojny. Jakby nie należał do mnie.

– Marysia... – zaczął, ale zamilkł.

– Wiem, Dawid. Wiem o niej. O dziecku. O waszym „życiu w Belgii”.

– To nie jest... to nie tak.

– Jak ja? – prychnęłam. – Bo ja myślę, że zostawiłeś mnie z trójką dzieci, z długami, i urządziłeś sobie bajkę z blondynką. Myślę, że jesteś po prostu tchórzem.

– Marysia, ja... ja też mam prawo być szczęśliwy. Między nami już dawno się posypało. Ty ciągle coś chciałaś, ja nie dawałem rady...

– I postanowiłeś uciec? – przerwałam mu. – Podpisać na mnie kredyty, zniknąć, zostawić trójkę dzieci, które za tobą płaczą?

Cisza.

Przepraszam – powiedział w końcu.

To było najgorsze. Że nie krzyczał. Nie zaprzeczał. Po prostu… przyznał się.

– Nie jesteś facetem, Dawid. Jesteś tylko cieniem faceta – powiedziałam cicho.

Rozłączyłam się. Przez resztę dnia chodziłam po mieszkaniu jak duch. Wieczorem Natalia przyszła do kuchni, trzymając w ręku stare zdjęcie z wakacji.

– Mamo… czy tata nas już nie kocha?

Nie umiałam odpowiedzieć. Po prostu stanęłam przy niej i mocno ją przytuliłam. Czasem cisza mówi wszystko.

Wszystko zostało na moich barkach

Prawnik był młody, może kilka lat starszy ode mnie, schludny, chłodny, rzeczowy. Siedział za dużym biurkiem, podniósł wzrok znad dokumentów i powiedział:

– No cóż, pani Mario... sytuacja nie wygląda dobrze.

Zacisnęłam dłonie na kolanach.

– Firma, w której pracuje w Belgii, jest zarejestrowana na jej nazwisko. On formalnie nie ma żadnych dochodów. Z punktu widzenia sądu – biedny jak mysz kościelna.

Poczułam, jakby ktoś mnie uderzył pięścią w brzuch.

Chce pani się rozwieść?

– Nie mam wyjścia, prawda?

– Będzie trudno, ale nie niemożliwe. Proszę tylko się przygotować. To może potrwać, a on raczej nie będzie współpracował.

Wyszłam z kancelarii w ciszy. W powietrzu czuć było jesień, chłód, zapach spadających liści i mokrego betonu. Ktoś przy kiosku powiedział „dzień dobry”, ale nawet nie odpowiedziałam. Szłam przed siebie. Na rogu zobaczyłam znajomą sąsiadkę. Stanęła przy mnie, spojrzała w oczy.

Trzymaj się, Marysiu. Jesteś silna. Dla dzieci.

Wróciłam do domu. Weszłam do pokoju, gdzie Natalia rysowała, a Kuba coś czytał na głos Klarze. Przysiadłam się bez słowa i objęłam ich mocno.

– Co się stało, mamo? – zapytała córka.

– Nic. Wszystko będzie dobrze – wyszeptałam, ale już wiedziałam, że to nie będzie bajka. I że nikt mnie nie uratuje. Muszę uratować się sama.

Nie wierzę w szczęście

Czasami budzę się w nocy i nie wiem, czy to jeszcze sen, czy już życie. Dawid odszedł prawie rok temu, a ja nadal czasem łapię się na tym, że wyciszam telefon przed snem, żeby go nie obudzić. Potem się uśmiecham. Gorzko. Już się nie łudzę. Nie wierzę w bajki o byciu „na dobre i na złe”. Nie wierzę w to, że miłość wszystko wybaczy, a dobro wraca. Czasem nie wraca. Czasem dostajesz kopa od losu i musisz po prostu iść dalej, nawet jeśli nie masz już siły.

Dzieci... są światłem w tym całym chaosie. Natalia stała się jakby starsza niż powinna. Sama sprząta, gotuje zupki dla Kuby, pomaga mi, jakby wiedziała, że dźwigam świat na plecach. Kuba czasem przychodzi wieczorem, tuli się do mnie i pyta: „Mamo, a tata na pewno nas kocha?”. Odpowiadam, że tak. Choć nie jestem pewna, czy to jeszcze prawda, czy już tylko potrzeba, by nie zranić dziecka bardziej. Klara mówi „tata” do każdego pana w autobusie. Kiedyś zapytała, czemu my nie mamy taty. Skłamałam. Powiedziałam, że jest daleko i nas bardzo kocha. Może kiedyś jej powiem prawdę.

Dziś codzienność to praca, kredyt, obiady, pranie. Bez wielkich planów. Bez marzeń. Czasem przy kawie spojrzę przez okno i myślę: „A może jeszcze kiedyś będzie dobrze?”. Ale potem przypominam sobie, że już nie umiem w to uwierzyć.

Nie spaliłam zdjęcia Dawida. Schowałam je. Kiedyś stało na półce obok świeczki. Teraz... nie chcę go oglądać. Ale jeszcze nie jestem gotowa, by zapomnieć. Natalia ostatnio narysowała naszą rodzinę. Była tam ja, ona, Kuba i Klara. Tata się nie zmieścił. Może tak już zostanie. Nie jestem szczęśliwa. Ale daję sobie radę.

Maria, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama