„Mój mąż wciąż kupuje synowi nowe zabawki, a ja płaczę nad niezapłaconymi rachunkami. Mówi, że dziecku się należy”
„Ostatnio znów dostałam wezwanie do zapłaty za prąd. Leży obok kolorowej ciężarówki, którą Michał przyniósł Antosiowi bez okazji. Zabawka kosztowała ponad dwieście złotych. A prąd? No cóż... może przy świecach będzie bardziej romantycznie, prawda?”.

- Redakcja
Nigdy nie sądziłam, że będę jedną z tych kobiet, które siedzą w kuchni o drugiej w nocy z kubkiem zimnej herbaty, patrząc pustym wzrokiem w rachunki rozłożone na stole. Ale tak właśnie wyglądała moja codzienność. Mam 33 lata i trzyletniego synka – Antosia. Pracuję na pół etatu w sklepie spożywczym, bo na więcej nie pozwala mi opieka nad dzieckiem. Michał, mój mąż, pracuje w logistyce – niby całkiem dobrze zarabia, a ja i tak mam wieczny dylemat: zapłacić czynsz czy kupić jedzenie?
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam do kogo się odezwać. Michał wraca do domu późno, rzuca kurtkę na wieszak, głaszcze Antosia po głowie, a mnie nawet nie całuje w policzek. Gdy próbuję z nim porozmawiać, zawsze słyszę:
– Jestem zmęczony, Joasia.
Tylko że ja też jestem zmęczona. Ale nie mogę sobie pozwolić na luksus milczenia. Rachunki nie poczekają. Nie zapłacą się same.
Ostatnio znów dostałam wezwanie do zapłaty za prąd. Leży obok kolorowej ciężarówki, którą Michał przyniósł Antosiowi „bez okazji”. Zabawka kosztowała ponad dwieście złotych. A prąd? No cóż... może przy świecach będzie bardziej romantycznie, prawda?
Rozmawiałam dziś z Anką, koleżanką jeszcze z technikum. Dzwoniła, bo chciała się pożalić, że jej facet znowu zapomniał o rocznicy. Słuchałam jej, przytakując co chwila, ale w głowie krążyła mi tylko jedna myśl: „Chciałabym, żeby Michał cokolwiek pamiętał. Cokolwiek oprócz daty premiery nowej gry na konsolę”.
– Joasia, a ty jak? – zapytała nagle Anka.
– A wiesz, jakoś żyję. Michał ostatnio kupił Antosiowi kolejny traktor. Trzeci w tym miesiącu. A ja się właśnie zastanawiam, czy sprzedać pierścionek zaręczynowy, czy może jednak pierścionek po babci. Bo wiesz, czynsz sam się nie zapłaci.
– O Boże... – tylko tyle Anka potrafiła powiedzieć.
– No właśnie – odparłam i spojrzałam na Antosia, który bawił się nowym traktorkiem na podłodze. – Najważniejsze, że dziecko ma szczęśliwe dzieciństwo, no nie?
Ciągle kłóciliśmy się o pieniądze
– Michał, co to jest? – podniosłam głos, trzymając paragon w dłoni. – Elektryczny samochodzik za trzysta złotych?! Przecież mieliśmy do zapłacenia gaz!
– Joasia, ale widziałaś, jak Antoś się cieszył? No powiedz, nie był szczęśliwy? – Michał nawet nie oderwał wzroku od telewizora.
– A co mnie obchodzi, czy był szczęśliwy przez dziesięć minut?! Co powiem administracji, jak przyślą upomnienie za czynsz? Że mamy elektryczny samochodzik zamiast mieszkania?
– Przesadzasz. Co miesiąc coś płacimy.
– Tylko że to ja coś płacę! Ja kombinuję, od kogo pożyczyć. Ja siedzę nocami i przeliczam każdy grosz. Ty... ty tylko kupujesz zabawki. Jakby to miało wszystko załatwić!
Michał wreszcie na mnie spojrzał. W jego oczach nie było złości. Było coś gorszego – obojętność.
– Robię to dla niego. Chcę, żeby miał wszystko, czego ja nie miałem – powiedział cicho.
– A ja co mam? Rachunki, strach, że nie starczy do końca miesiąca i samotność, Michał! Bo ty jesteś tu tylko dla Antosia. Ja dla ciebie nie istnieję. Jak robot kuchenny, samochodzik, grający dinozaur...
– Przestań dramatyzować – mruknął, sięgając po pilot.
Zamarłam.
– Nie. Nie będę przestawać. Albo coś się zmieni, albo...
– Albo co?
Popatrzyłam na niego tak, jak nie patrzyłam od dawna. Może nigdy.
– Albo mnie tu niedługo nie będzie.
Michał wstał gwałtownie, nie mówiąc ani słowa, chwycił kurtkę i wyszedł, trzaskając drzwiami. A ja osunęłam się na podłogę i zaczęłam zbierać z niej paragony. Zamiast łez, przyszła złość.
Wszystko zrzucał na mnie
Wrócił po dwudziestej trzeciej. Cicho. Antoś już spał, a ja siedziałam przy stole i udawałam, że czytam gazetę. W środku wszystko mi dudniło, ale mówiłam do siebie: spokojnie, tylko spokojnie.
– Michał – zaczęłam miękko. – Naprawdę musimy pogadać.
– Jest późno – rzucił, zdejmując buty. – Pogadamy jutro.
– Nie, Michał. Nie będzie żadnego „jutro”. To się dzieje teraz. Nas nie stać na to, żeby rozmawiać „jutro”.
Spojrzał na mnie z irytacją, jakbym prosiła go o coś absurdalnego. Usiadł ciężko na krześle, wziął telefon i zaczął coś przeglądać.
– Michał, błagam cię. Odłóż to na chwilę. Porozmawiaj ze mną jak z człowiekiem.
– No to mów – mruknął bez entuzjazmu.
– Nie damy rady tak dalej. Ty kupujesz zabawki, ja spłacam zaległości. Ty udajesz, że wszystko gra, ja płaczę po nocach. Michał, ja już nie daję rady.
– Może jakbyś więcej zarabiała, nie byłoby problemu – rzucił spokojnie, nie podnosząc wzroku znad telefonu.
Zamknęłam oczy. Serce mi się zatrzymało na sekundę. Jakby ktoś wbił mi nóż w brzuch.
– Naprawdę to powiedziałeś?
Cisza.
– Myślałam, że jesteśmy drużyną. Ale ty mnie traktujesz jak ciężar. Jak księgową, kucharkę i niańkę w jednym. Tylko żeby się nie czepiała, tylko żeby była wdzięczna.
– Nie o to mi chodziło... – wymamrotał, wreszcie odkładając telefon.
– Właśnie, że o to ci chodziło. Ty już dawno przestałeś mnie kochać. I nawet nie wiesz, kiedy to się stało.
Odkryłam coś jeszcze gorszego
Mail przyszedł przypadkiem. Michał zostawił otwartego laptopa, gdy poszedł kąpać Antosia. Ja tylko chciałam sprawdzić godzinę autobusu, a ekran nie zdążył się jeszcze wygasić.
„Potwierdzenie przyznania pożyczki – 7500 zł” – głosił temat wiadomości. Zamarłam. Kliknęłam. Na umowie widniało jego imię, nasz adres, a w treści – że pieniądze zostały przelane na jego konto trzy dni temu. Raty – 36 miesięcy. Oprocentowanie – jakby ktoś się ze mnie śmiał.
Nogi mi się ugięły. Usiadłam. Słowa rozmywały się przed oczami. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Tylko jedno pytanie waliło mi w głowie jak młotem: „na co on to wziął?”.
Gdy wyszedł z łazienki, trzymałam otwartego laptopa jak dowód rzeczowy.
– Michał, co to ma znaczyć?
Zamarł w progu. Od razu wiedział. Nawet nie próbował udawać.
– Joasia... to nie tak...
– Wziąłeś pożyczkę i nawet się o tym nie zająknąłeś! Siedzimy po uszy w długach, a ty... ty co?! Kolejny samochodzik? Kolejka elektryczna? Hulajnoga na baterie?!
– To nie tylko dla Antosia... chciałem, żeby miał dzieciństwo, jakiego ja nie miałem...
– A ja mam dorosłość, jakiej nie chcę! – wrzasnęłam, bijąc dłonią o stół. – Ty nic nie rozumiesz! Antoś ma wszystko, oprócz spokojnej matki i odpowiedzialnego ojca!
– Chciałem dobrze...
– On może i będzie miał wszystko – powiedziałam, ledwo łapiąc oddech z nerwów – ale bez ojca.
Michał otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nic nie powiedział. Stał tylko i patrzył na mnie, jakbym była kimś obcym.
– Wyjdź – powiedziałam cicho. – Wyjdź stąd. Teraz.
Miałam już naprawdę dosyć
Antoś zasnął wyjątkowo spokojnie. Chyba nie zrozumiał, że tata nie wróci dziś na noc. A może już się przyzwyczaił, że Michał pojawia się i znika. Ja siedziałam na podłodze obok łóżeczka i głaskałam go po włoskach, póki nie oddychał głęboko. Potem wstałam i od razu wybrałam numer mamy.
– Joasiu? Co się dzieje?
– Mamo... ja nie wiem, co robić. Michał... on wziął pożyczkę. Za moimi plecami. Na zabawki. Jakieś głupoty. A my mamy zaległości, wiesz?
– Dziecko... każdy ma trudne momenty. Może on po prostu sobie nie radzi?
– Mamo, to nie jest moment. To jest nasze życie od lat. On nie rozumie, że ja tonę. Że jestem zmęczona byciem twardą. Że nie jestem tylko matką, kucharką, księgową...
Mama zamilkła na chwilę.
– A serce? Co ci mówi?
– Że wszystko, co budowaliśmy, się sypie. Że jestem sama w tym wszystkim. Że chcę uciec, ale nie mam dokąd.
– Masz dokąd. Tu zawsze masz miejsce, Joasiu.
– Mamo... ja chciałam rodziny. Takiej prawdziwej. A zostałam z dzieckiem i długami.
– I jeszcze z siłą – odpowiedziała cicho. – Masz więcej siły, niż myślisz.
Po rozmowie usiadłam na kanapie i patrzyłam w okno. Za szybą wszystko było spokojne, jakby nic się nie wydarzyło. Ale ja czuwałam. Michał nie wrócił na noc.
Nie czuł nawet skruchy
Wrócił rano. Z torbą sportową przewieszoną przez ramię, zmęczoną twarzą i oczami, w których nie było ani wstydu, ani skruchy. Po prostu wrócił. Jakby wcześniej wyszedł tylko po bułki.
– Antoś jeszcze śpi? – zapytał, stając w progu.
– Nie o Antosia chodzi, Michał – odpowiedziałam, nie ruszając się z kuchni. – Usiądź.
Spojrzał na mnie niepewnie, ale usiadł. Patrzył na moje dłonie splecione na blacie, jakby tam miał znaleźć odpowiedzi.
– Nie dam już rady tak żyć – powiedziałam cicho, ale wyraźnie. – Nie mogę dłużej udawać, że jesteśmy rodziną, skoro jesteśmy tylko lokatorami. Ty masz swoje życie, ja mam swoje zmartwienia. Antoś ma traktor i dwa rodzaje samotności – moją i twoją.
– Joasia... proszę cię, daj mi jeszcze szansę. Naprawdę... pogubiłem się. Ale mogę to naprawić.
– Michał, ty nie wiesz, co trzeba naprawiać. Ty nie widzisz problemu. A ja nie mogę dłużej czekać, aż dorośniesz do tej odpowiedzialności. Mam dziecko, które potrzebuje stabilności. Spokoju. I matki, która nie płacze po nocach.
– To ty wszystko niszczysz, nie ja! – warknął nagle. – Wyrzucasz mnie, bo nie jestem idealny? Bo się potknąłem?
– Rodzina to nie tylko najnowsze zabawki i zdjęcia na internecie – powiedziałam spokojnie. – Rodzina to rachunki płacone na czas. Ciepło w domu. Szacunek. Współpraca. Bezpieczeństwo.
Milczał. Wiedział, że nic tu już nie zdziała.
– Spakuj się – dodałam cicho. – I proszę... nie budź Antosia. Nie chcę, żeby widział, jak tata wychodzi w złości.
Wolę prawdziwą samotność
Spakował się szybko. Zbyt szybko, jak na kogoś, kto naprawdę żałuje. Zostawił tylko kurtkę na wieszaku – tę starą, czarną, w której jeszcze niedawno tulił Antosia przed wyjściem do przedszkola. Nie miałam siły jej ruszać. Wisiała tam jeszcze długo. Jak duch po kimś, kto zniknął, nie mówiąc „przepraszam”.
Antoś zapytał dopiero wieczorem:
– A gdzie tata?
Zamarłam przy zlewie. Piana z naczyń spełzła mi z dłoni, a ja nadal stałam w bezruchu.
– Tata wyjechał na kilka dni, kochanie – odpowiedziałam w końcu. – Ale wszystko jest w porządku.
Nie było. Ale musiałam tak powiedzieć. Dla niego.
Nocą usiadłam na łóżku z kalkulatorem w dłoni. Znów przeliczałam wszystko: czynsz, raty, mleko, rachunek za gaz. Nie wyglądało to dobrze. Ale było w tym coś innego – pierwszy raz od dawna nie czułam już tej duszącej samotności. Tego rozczarowania. Zostałam z długami, z niepewnością i strachem, ale też z ciszą, w której można było oddychać.
Spojrzałam na Antosia. Spał spokojnie, wtulony w poduszkę z nadrukiem koparki.
– Będziemy dobrze, syneczku – wyszeptałam.
Nie wiedziałam, jak to zrobię. Może sprzedam biżuterię. Może poproszę o pomoc mamę. Może wezmę jeszcze jedną pracę. Ale wiedziałam jedno: nie chcę już więcej płakać nad rachunkami, gdy ktoś inny udaje, że wszystko jest w porządku.
Joanna, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wyprawy męża na grzyby robiły się coraz dłuższe. Odkryłam, że w środku lasu zagląda nie tylko do swojego koszyczka”
- „Żona porównuje mnie do swoich bogatych kolegów. Kiedy zrozumie, że nie wszystko złoto, co się świeci”
- „Mój chłopak zaprosił mnie pierwszy raz do swoich rodziców. Już po 15 minutach atmosfera była kwaśna jak ocet”

