„Mój mąż uciekł do kochanki, a po 3 latach wrócił do mnie na kolanach. Poprosił mnie o coś takiego, że ręce mi opadły”
„Nie wiedziałam, jak zareagować. Obejrzałam kwiaty i odłożyłam je z powrotem na stół. Zrobiło się dość niezręcznie. Myślałam, że czeka mnie jakaś trudna rozmowa, kłótnia, jakieś dyskusje, a tu co? Nie byłam na to przygotowana”.

- Listy do redakcji
Gdy tylko usłyszałam dzwonek telefonu, zaczęłam go szukać w torebce. Nie zdążyłam jednak odebrać. Znałam numer pokazany na wyświetlaczu. Dzwonił mój były mąż. Zdziwiłam się, bo nie rozmawialiśmy ze sobą od rozwodu. On był zajęty nowym życiem z nową partnerką, młodszą ode mnie. Ja nie miałam zamiaru pytać, jak się im wiedzie.
Trzy lata temu postanowiliśmy się rozstać. Nie było to łagodne i pokojowe rozejście. Mieliśmy wiele wzajemnych pretensji, żalów. Było mi niesamowici przykro nie tylko dlatego, że postanowił odejść do innej kobiety, ale że tak długo zwlekał z wyzwaniem mi tego wprost.
W dodatku przeniósł pieniądze z naszego wspólnego konta na swoje własne, próbował na mnie zrzucać winę za swoją zdradę i oczerniał mnie wśród znajomych. Gdy rozwód miał swój finał, z ulgą zerwałam kontakty z nim, jego rodziną i przyjaciółmi.
Szukałam nowego początku
Chciałam dojść do siebie na nowo, dlatego przeprowadziłam się do innego miasta, zmieniłam pracę. Powoli moje życie jakoś się układało, a ja poznawałam sąsiadów, współpracowników i ludzi z otoczenia. Zaczęłam się nawet spotykać z nowym mężczyzną.
Wydawał mi się godny zaufania, więc dopiero kilka razy wyszliśmy na kawę, nic jeszcze nie ustalaliśmy. Myślałam o nim, planowałam wyjścia do kina i na kolację, powoli przyzwyczajając się do tego, że jeszcze mogę z kimś być. Czułam ostrożny optymizm i spokój, których brakowało mi od czasu rozwodu.
Wtedy właśnie zobaczyłam, że dzwonił mój eks. Rozmyślałam, czy powinnam oddzwonić, czy go zignorować. Wreszcie uznałam, że lepiej się odezwać. Nie chciałam pozostawać w niepewności. Umysł podpowiadał mi różne powody, dla których były mąż może się kontaktować. Odebrał szybko, bo zaraz po drugim sygnale.
– Po co dzwoniłeś? – zapytałam neutralnie, nie witając się. – Coś się stało?
– Dzień dobry – zaczął się witać łagodnym tonem. – Miło, że oddzwaniasz – ciągnął, jakbyśmy gawędzili jak starzy znajomi.
– Daruj sobie – przerwałam mu. – Powiedz, o co chodzi. Nie mam czasu na pogawędki.
– To dość długa rozmowa jak na telefon – zaznaczył. – Może się spotkamy i wyjaśnię ci wszystko na miejscu? O szesnastej w kawiarni przy rynku?
– Nie. Ja nie mieszkam już w tym mieście i nie będę jechać 60 kilometrów, żeby wypić z tobą kawę. Aż tak mi już na tobie nie zależy – powiedziałam nie bez złośliwości. Moje skrywane żale obudziły się na nowo.
– No coś ty, Marysia, przecież to ja bym przyjechał do ciebie! – wypalił. – Wiem, gdzie mieszkasz i miałem na myśli rynek u ciebie. Podaj adres kawiarni, a ja przyjadę.
Z zaskoczenia byłam jak oniemiała
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Skąd wie, gdzie teraz jestem? Nie trzymałam tego w sekrecie, ale wydawało mi się, że moi znajomi nie utrzymują z nim kontaktu. Musiał jakoś zdobyć te informacje. Po co mu ta wiedza? Czy jednak coś się zmieniło?
– Marysia, słyszysz mnie? Nic nie mówisz.
– Tak, słyszę, tylko… myślę.
– Co myślisz o mojej propozycji? Spotkamy się? Zgódź się, proszę.
Już wiedziałam, że na pewno coś się zmieniło. Gdy byliśmy małżeństwem, słowo „proszę” niemal nie pojawiało się w naszych rozmowach. Zazwyczaj raczej rozkazywał, wskazywał albo dawał propozycje, ale prośby były rzadkością. Nie miałam pojęcia, jak się zachować.
– No dobrze – z ciekawości się zgodziłam. – Bądź o szesnastej w „Lazurze” – wymieniłam jedną z najdroższych restauracji w miasteczku.
– Wspaniale! – ucieszył się. – Do zobaczenia, Marysiu.
– Do zobaczenia – odpowiedziałam odruchowo.
Dopiero gdy się rozłączyłam, dotarło do mnie, że to mógł nie być najlepszy pomysł. Po co się z nim umówiłam? Szukałam kłopotów na nowo? Przecież przez niego całe moje nowe, poukładane życie może się rozpaść jak domek z kart. „Na co mi to było?” – karciłam się w myślach.
Czułam się znów spięta i zdenerwowana jak przy rozwodzie. Wtedy uznałam, że dość tego. Nie mogę tak się rozklejać. Co on może mi zrobić? Jest dla mnie jak obcy, nie muszę go słuchać, nie muszę na nic się zgadzać. Ot, przyjdę, posłucham, a jak będę źle się z tym czułam, to wyjdę i nigdy więcej nie odbiorę od niego telefonu.
Musiałam się zaprezentować
Dzięki takim pokrzepiającym myślom wreszcie doszłam do siebie i przestałam się martwić. Uspokoiłam się na tyle, że mogłam na spokojnie pomyśleć o tym, jak się ubrać. Przecież nie pokażę się przed nim jak szara myszka. Niech zobaczy, co stracił.
Poszłam nałożyć odżywczą maseczkę na twarz i obejrzeć brwi. Niedawno poprawiałam fryzurę w salonie, więc o włosy byłam spokojna. Zaczęłam przegląd garderoby, żeby zaprezentować się dobrze, ale też nie przesadnie.
– Jeszcze sobie pomyśli, że to dla niego się wystroiłam, drań jeden – mówiłam do siebie, przeglądając kolejne sukienki i przykładając je do siebie przed lustrem.
Wybór nie był prosty. Klasyczna czarna mogła być za bardzo elegancka, czerwona za bardzo seksowna, kolorowa zbyt wydekoltowana – eliminowałam kolejne pomysły. Wreszcie uznałam, że najlepsza będzie neutralna szara kreacja, która jednak dobrze podkreśla moją figurę. Wydawała mi się wprost idealna.
Następnego dnia w pracy godziny dłużyły mi się niemiłosiernie. Z jednej strony czułam podekscytowanie, a z drugiej stres. Z kolejnymi godzinami zaczęły przejmować mnie nerwy. Do kawiarni wchodziłam cała spięta.
Rozejrzałam się i dostrzegłam byłego męża. Czekał przy stoliku. Szybko wstał, przywitał się i odwiesił mój płaszcz. Wziął mnie pod rękę i zaprowadził na miejsce. Na stole leżały kwiaty, które natychmiast mi podał.
– Proszę, dla ciebie – powiedział łagodnie.
Nie wiedziałam, jak zareagować. Obejrzałam kwiaty i odłożyłam je z powrotem na stół. Zrobiło się dość niezręcznie. Myślałam, że czeka mnie jakaś trudna rozmowa, kłótnia, jakieś dyskusje, a tu co? Uspokoiłam siebie samą w myślach i postanowiłam poczekać, co wydarzy się dalej.
Przypomniałam sobie, jak było wcześniej
Po chwili mogłam już na niego spojrzeć i dostrzec pewne zmiany w jego wyglądzie. Na gorsze. Wydało mi się, że schudł, a na jego twarzy pojawiły się zmarszczki. Poczułam delikatne ukłucie współczucia. Nie da się tak po prostu nie zareagować, gdy widzi się w gorszym stanie kogoś, kto był najważniejszy w życiu przez jakąś dekadę.
Moje żale i pretensje wynikały nie tylko z tego, że miałam związane z nim same złe wspomnienia. Wręcz przeciwnie. Kochałam go, a on złamał mi serce. Zranienie wciąż gdzieś się tliło, nawet po tych trzech latach od rozwodu. Czułam beznadziejną tęsknotę za czasami, gdy wszystko między nami było dobrze.
– Wspaniale wyglądasz – rzucił były mąż. – Co ci zamówić? Jakaś kawa, a może coś mocniejszego? – zaproponował, podając mi menu.
Gdy się pochylił, poczułam nutę jego wody po goleniu, co wywołało sentymentalne wspomnienia. „Jeszcze czego!” – odgoniłam je w myślach.
– No dobrze, to może być kawa i odrobina koniaku – rzuciłam, siląc się na neutralny ton. – I jeśli mógłbyś już powiedzieć mi, o co chodzi…
– Marysiu, wiem, że wciąż jesteś na mnie zła… – zaczął mówi, ale przerwał, gdy pojawiła się kelnerka, by podać napoje. – I masz do tego prawo. To wszystko była moja wina, popełniłem błąd, jednak… – urwał, wahając się – czy myślisz, że zdołałabyś mi wybaczyć? – spojrzał na mnie z błaganiem w oczach.
Zamurowało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie słowa.
– Kochanka cię zostawiła, więc teraz chcesz prosić mnie o drugą szansę? – zapytałam z niedowierzaniem. – To podłe nawet jak na ciebie. Słabo mi się robi na samą myśl.
Czułam wściekłość. To o to chodziło? Łasił się do mnie, bo został sam? Byłam zła na siebie, nie tylko za swoje słowa, ale za nadzieje pokładane w tym spotkaniu. Co ja sobie wyobrażałam? Odżyły nagle wszystkie dawne urazy i poczucie upokorzenia jak na rozwodzie.
Za nic mu nie wierzyłam
Nie miałam zamiaru być opcją zapasową i leczyć jego urażoną dumę. Został sam, więc wrócił do bezpiecznej, znanej zatoki. Szkoda słów na tego gada!
– Marysiu, to wcale nie tak! Ja sam zrozumiałem, że to był błąd i że byłem kretynem – mówił, nie patrząc mi w oczy. – Beata to była pomyłka. Dopiero po czasie pojąłem, że powinienem być z tobą, ale już cię straciłem…
– Skąd ta nagła mądrość i oświecenie? Nie wierzę ci, Artur. Pewnie się pokłóciliście i nie chciało ci się układać spraw na nowo, dobrze to znam. Nie chcę się mieszać w twoje życie.
– Nieprawda – zaoponował. – Rozstaliśmy się już dwa lata temu. Już na rozwodzie wiedziałem, że straciłem szansę na szczęśliwe życie. Nigdy nie powinienem nawet zaczynać relacji z Beatą. Ale wtedy próbowałem wziąć za siebie odpowiedzialność i spróbować być z nią na poważnie – wyznawał. – Ale się nam nie układało. Różniło nas zbyt wiele – wiek, inne oczekiwania, zainteresowania, zachowania. Nawet nie łączyło nas poczucie humoru. Zbyt wiele rozbieżności. Od tamtej pory jestem po prostu sam.
– Och, biedactwo… – zrobiłam sztuczną współczującą minę. – A pewnie myślałeś, że jeśli jest dobra w łóżku, to wszystko się ułoży. A jednak nie…
– Marysiu…
– I mam ci uwierzyć? – uśmiechnęłam się gorzko. – Chyba jesteś bardziej naiwny, niż dawniej. Może mam uwierzyć jak wtedy, gdy próbowałeś mnie przekonać, że pieniądze zniknęły z naszego konta, bo przeniosłeś je na lokatę? A może znowu potrzebujesz kasy? Wybacz, ale ja nie jestem teraz w stanie wyłożyć gotówki na twoje potrzeby – kpiłam.
Wszystko z siebie wyrzuciłam
Gdy raz już zaczęłam, nie mogłam skończyć. Powiedziałam, co myślę o jego finansowych ruchach i oszukaniu mnie. Wytknęłam mu, że chciał zabrać mi wszystko, by mieć za co rozpocząć nowe życie, podczas gdy ja zostałam z pustymi rękami. Dodatkowo to on zarabiał więcej, więc szybko by się odbił, nie to, co ja. Artur słuchał tego wszystkiego ze wzrokiem wbitym w stół.
– Masz rację, zachowałem się podle i możesz mną gardzić – powiedział, gdy ja skończyłam. – Bardzo żałuję i wstydzę się tego wszystkiego. Jednak… – popatrzył mi w oczy ze smutkiem – wynagrodzę ci to. Tylko daj nam szansę, Marysiu. Daj mi wrócić do siebie. Nie proszę o wiarę na słowo. Zobaczysz, że udowodnię ci, że się zmieniłem, proszę! – mówił z żarliwością.
Nic nie odpowiedziałam.
– Naprawdę cię kocham, tęsknię. Dostałem nauczkę, odebrałem swoją lekcję i więcej cię nie zawiodę. Jesteś moją największą miłością. Dawniej byłem ślepy, ale nie jest za późno, by wszystko naprawić.
Czułam się jak na rozdrożu. Jeszcze nie tak dawno takie wyznanie zrobiłoby na mnie wrażenie, dałabym za nie wiele. Ale teraz… po wszystkim, co się stało… Nie wierzyłam. Podejrzewałam, że nie jest szczery, że chce mnie podejść. Z drugiej strony rozważałam, co jeśli jednak mówi prosto z serca?
Zbyt wiele wycierpiałam
Biłam się z myślami na temat tego, co zrobić i co mu odpowiedzieć. Dać szansę komuś, kogo kochałam? A jeśli za kilka miesięcy znowu zmieni zdanie, pozna kogoś i mnie rzuci? Nie wiem, jak przeżyłabym kolejne rozstanie.
– Słuchaj, Artur… To się nie uda. Nie mogę ci na nowo zaufać. Za wiele się wydarzyło. Rozstanie było okropnie trudne i mocno to przeżyłam. To była nie tylko zdrada małżeńska – straciłam w tobie partnera, przyjaciela. Wiele mnie kosztowało odbudowanie życia, które mam teraz…
– Ale Marysiu! Mogę cię przepraszać jeszcze długo, wiem, że było bardzo trudno. Nie musisz teraz się decydować, ale może jeszcze to przemyślisz i mi wybaczysz…
– Nawet przez myśl ci nie przeszło, że może jestem już z kimś nowym? – powiedziałam, żeby go zaskoczyć.
– A jesteś? – zapytał z lekką obawą w głosie. – Chyba sama mieszkasz…
A to dopiero! Nawet to wiedział, musiał się wypytywać. To znaczy, że mu zależy. Ale od razu przyszła do mnie druga myśl: „Teraz tak, ale co będzie za miesiąc, za dwa?”.
– Spotykam się z kimś – oznajmiłam, bo taka była prawda.
– Na poważnie? – dopytywał, oczekując na odpowiedź.
– Nie wiem na razie. Nasza relacja dopiero się rozwija, ale dobrze się z nim czuję. Jest opiekuńczy, ciepły i odpowiedzialny…
– Masz na myśli, że jest lepszy ode mnie – próbował zgadnąć. – Nie musisz powtarzać, że sam wszystko zniszczyłem. Dobrze to wiem. Wstyd mi za moje zachowanie. Ale już taki nie jestem, nie wiem, jak cię o tym przekonać. Cu mam zrobić? Powiedz, a udowodnię ci, będę walczył o nas…
– Zrobiło się późno – rzuciłam i wstałam. – Mam o czym pomyśleć, ale teraz na nic więcej ci nie odpowiem – na pożegnanie podałam mu dłoń, a on ją pocałował.
Nie wracam do dawnego życia
Po powrocie do domu naprawdę długo się zastanawiałam. Artur sprawiał wrażenie szczerego i zostało mi to w głowie. Gdzieś w środku wiedziałam, że nadal go kocham i może nigdy nie przestanę. Całe szczęście rozum pozostał na miejscu i wytykał, że raz nieudana relacja i nie może udać się za drugim podejściem. Lepiej zacząć budować na nowo ze spokojnym facetem, jakim był Piotrek.
Wciąż wracały do mnie dobre wspomnienia z małżeństwa – wakacje, święta, rocznice, codzienne błahostki. Czy to mogłoby znów zadziałać? Nagle zadzwonił mój telefon. Piotrek.
– Cześć, Marysiu. Wszystko u ciebie dobrze? Nie odpisałaś mi na wiadomość, a ostatnio widziałem cię dwa dni temu. Trochę się zmartwiłem…
Jego troska była poruszająca.
– Cześć, wszystko w porządku. Tylko byłam zajęta i miałam o czym myśleć.
– Chciałem pogadać też o kuchni. Mówiłaś, że chciałaś ją odświeżyć, a ja teraz będę miał luźniejszy tydzień, więc mogę ci pomóc.
– Dziękuję, wezmę to pod uwagę, ale to nie jest tak pilne.
– Dobrze, daj znać, co wymyślisz. Już nie będę przeszkadzał. Do zobaczenia w sobotę, pa!
Rozłączyłam się i znów wróciłam do moich rozważań. Mogłam liczyć na Piotra w każdej sytuacji. Do tej pory zawsze okazywał się słowny i pomocny. Zachowywał się uczciwie, szczerze liczył na dobry związek. Interesował się mną, może nawet się już zakochał. Dawał mi jednak czas na podjęcie decyzji, na sygnał. Chciałam go zrobić, ale coś mnie powstrzymywało.
Czy to przeszłość miała na mnie taki wpływ? Czyżbym liczyła na powrót do Artura? Decyzja wciąż przede mną, a muszę podjąć ją dokładnie i ostatecznie. Mam nadzieję, że nie będę jej żałować.
Maria, 41 lat
Czytaj także:
- „Mój mąż sam namawiał mnie na dziecko, ale nie umie być ojcem. Dał mi nasionko, ale potem stał się zwykłym chwastem”
- „Poświęciłam wszystko, by wspierać karierę męża. W ramach wdzięczności usłyszałam, że moje miejsce i tak jest w kuchni”
- „Tuż przed ślubem zorientowałam się, że nie kocham narzeczonego. Szkoda mi życia na harówkę w małżeńskim kieracie”

