Reklama

Czasami mam wrażenie, że moje małżeństwo zamieniło się w wielki fotel, który wciągnął mojego męża i nie chce go wypuścić. Michał ma 43 lata i spędza każdą wolną chwilę w bamboszach, z pilotem w ręku, wpatrzony w telewizor. Nieważne, czy to serial, mecz, czy powtórka jakiegoś programu sprzed pięciu lat – dla niego to wystarczające życie. A ja? Czuję się coraz bardziej samotna, mimo że przecież nie mieszkam sama. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy potrafił mnie zaskoczyć, kiedy miał marzenia i plany. Dziś został tylko cień tamtego człowieka.

Fotel, bambosze i pilot

– Michał, może pójdziemy na spacer? – zaproponowałam, stając w drzwiach salonu.

– A po co? – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu. – Teraz jest ciekawy program o remontach.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jeszcze kilka lat temu potrafił mnie poderwać z kanapy spontaniczną propozycją wyjazdu nad jezioro czy nocnym seansem w kinie. Teraz jego świat skurczył się do kilku metrów kwadratowych: fotela, telewizora i stolika z kubkiem herbaty.

– Ale przecież nawet nie lubisz tych programów – przypomniałam.

– Lubię – podniósł brew. – Człowiek się czegoś nauczy.

Nie wytrzymałam.

A kiedy ostatnio zrobiłeś cokolwiek w tym domu? – zapytałam z wyrzutem.

On wzruszył ramionami i znów wbił oczy w telewizor. Poczułam się tak, jakby nasze życie razem powoli się kończyło, a ja byłam jedyną, która próbowała jeszcze podtrzymywać resztki ognia.

Wieczory bez słów

Wieczory w naszym domu wyglądały zawsze tak samo. Ja siadałam przy stole w kuchni, próbując czytać książkę albo przeglądać internet, a Michał w salonie włączał telewizor. Niby byliśmy razem, a jednak zupełnie osobno.

Może byśmy gdzieś wyszli w sobotę? – zagadnęłam pewnego wieczoru. – Kino, kolacja… cokolwiek.

– Ale po co wydawać pieniądze? – odpowiedział znużonym tonem. – Przecież w telewizji jest tyle filmów.

– Ale ja chcę być z tobą, a nie z twoim telewizorem – wyrwało mi się ostro.

Michał spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał, co mam na myśli.

– Przecież jesteśmy razem. Ty w kuchni, ja w salonie. Co ci nie pasuje?

Wtedy poczułam, że pękam.

– Nie rozumiesz, że nie chodzi o wspólne mieszkanie pod jednym dachem, tylko o bycie blisko? – uniosłam głos. – Nie pamiętasz już, jak to jest zrobić coś tylko dla nas?

Milczał. W końcu westchnął i powiedział:

– Daj spokój. Człowiek całe życie gonił, pracował, a teraz chce odpocząć.

– Ale odpoczynek nie musi oznaczać nudy – odpowiedziałam zrezygnowana.

On wzruszył ramionami, jakby właśnie zakończył dyskusję. Patrzyłam na niego i myślałam, że mam u boku mężczyznę, który zamiast mnie wybiera fotel i pilot. Że nasze wieczory, zamiast być pełne śmiechu i rozmów, zamieniły się w ciszę przeplataną odgłosami telewizora. A ja powoli uczyłam się tej ciszy nienawidzić.

Niedziela bez emocji

Niedziele dawniej były dla mnie czymś wyjątkowym. Śniadania przeciągały się do południa, rozmawialiśmy o planach, a potem pakowaliśmy się w samochód i jechaliśmy gdziekolwiek – nad rzekę, do lasu, czasem do znajomych. Teraz niedziela była dniem kanapy. Michał ubierał dres, zakładał bambosze i zasiadał przed telewizorem, jakby czekał na święto transmitowane wprost z ekranu.

– Może wpadniemy dziś do Alicji i Roberta? – zapytałam z nadzieją, że w końcu się ruszy.

– Eee… nie mam ochoty – odburknął. – Grają derby, nie mogę tego przegapić.

– A ty w ogóle masz jeszcze na coś ochotę? – wyrwało mi się.

Spojrzał na mnie z irytacją.

– Zawsze ci coś nie pasuje. Ja się cieszę, że mogę wreszcie odpocząć. Ty wiecznie byś gdzieś biegała.

– Bo życie to nie jest tylko siedzenie na kanapie! – podniosłam głos. – Zauważyłeś w ogóle, że nie spędzamy razem czasu?

– Przesadzasz. Jesteśmy razem, mamy dom, jest spokojnie. Czego ci brakuje?

– Brakuje mi ciebie – odpowiedziałam cicho.

Chciałam, żeby mnie usłyszał, żeby w końcu zrozumiał, że ta cisza i monotonia mnie duszą. Ale on tylko machnął ręką, jakby moja uwaga była błahostką. Resztę dnia spędziłam sama w sypialni. Przez drzwi słyszałam komentatora sportowego i co chwilę okrzyki kibiców. Aż mnie zabolało, że obcy ludzie z telewizora wywołują w nim więcej emocji niż ja. Pomyślałam wtedy, że jeśli nic się nie zmieni, to pewnego dnia i ja przestanę cokolwiek czuć.

Goście, których nie ma

Kiedyś nasz dom tętnił życiem. Wpadała rodzina, znajomi, śmiech mieszał się z zapachem pieczonego ciasta. Dziś rzadko kto zagląda, bo Michał unika spotkań. Zawsze ma wymówkę: zmęczenie, mecz, ból głowy.

– Wiesz, w sobotę moglibyśmy zaprosić Martę i Andrzeja – rzuciłam pewnego ranka. – Dawno się nie widzieliśmy.

– A po co? – mruknął. – Znów będzie głośno, a ja chciałem spokojnie obejrzeć film.

– Ale oni to nasi przyjaciele. Kiedy ostatnio z kimkolwiek się spotkałeś? – zapytałam, z trudem ukrywając złość.

– Ja nie potrzebuję gości. Mam ciebie i telewizor – odpowiedział półżartem.

– Świetnie… – syknęłam. – Ciekawe, czy telewizor poda ci kiedyś rękę.

Cisza zawisła między nami. Michał udawał, że nie słyszy. Wieczorem zadzwoniła do mnie Marta.

– Co z wami? – dopytywała. – Unikacie ludzi, jakbyście się czegoś wstydzili.

– Nie my, tylko Michał – westchnęłam. – Jemu już nic się nie chce.

– Może przechodzi kryzys wieku średniego – próbowała żartować.

Ale mnie do śmiechu nie było. Patrzyłam na swojego męża, siedzącego w bamboszach, i miałam wrażenie, że sama zaczynam starzeć się szybciej obok niego. Goście przestali przychodzić, a nasz dom coraz bardziej przypominał samotną wyspę. Tego wieczoru postanowiłam, że muszę coś zmienić. Bo jeśli tego nie zrobię, to za kilka lat obudzę się wśród ścian, w ciszy przerywanej tylko odgłosem telewizora – i z poczuciem, że zmarnowałam życie na czekanie, aż mój mąż zechce żyć naprawdę.

Moja ostatnia próba

Któregoś piątkowego wieczoru zebrałam w sobie odwagę. Wiedziałam, że jeśli nie spróbuję jeszcze raz, to już nigdy nic się nie zmieni. Usiadłam naprzeciwko Michała, zasłaniając mu ekran.

– Michał, musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

– Przecież teraz leci film – odparł zirytowany.

– Film możesz obejrzeć w każdej chwili. Ale jeśli mnie stracisz, to już nie będzie odwrotu.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Co ty opowiadasz?

– To, co czuję – powiedziałam spokojniej. – Nie chcę być tylko współlokatorką. Chcę mieć męża, partnera, przyjaciela. A nie kogoś, kto przeżywa życie przed telewizorem.

Milczał dłuższą chwilę.

– Przecież wiesz, że cię kocham – powiedział w końcu. – Tylko… nie mam już siły na te wszystkie atrakcje. Człowiek jest zmęczony.

– Ale ja nie proszę o fajerwerki. Chcę tylko, żebyśmy czasem byli razem. Spacer, kolacja, wyjazd za miasto. Cokolwiek, byle nie ta wieczna kanapa – mówiłam, a w oczach miałam łzy.

Michał odłożył pilot.

– Spróbuję – powiedział cicho. – Może w niedzielę pojedziemy nad jezioro.

Chciałam uwierzyć, że mówi poważnie. Ale znałam go zbyt dobrze. Wiedziałam, że jedno zdanie nie zmieni lat obojętności. A jednak w moim sercu zapaliła się iskierka nadziei. Tylko czy ona wystarczy, żeby uratować nasze małżeństwo?

Nie mam już na to siły

Niedziela przyszła szybciej, niż się spodziewałam. Czekałam na ten wyjazd nad jezioro, jak na coś wielkiego, choć przecież chodziło tylko o kilka godzin poza domem. Od rana byłam gotowa, spakowałam koc i termos z kawą. Michał siedział w salonie, oczywiście w bamboszach.

– To co, jedziemy? – zapytałam ostrożnie.

Może innym razem… – mruknął. – Pogoda taka sobie, a w telewizji zaczyna się ciekawy mecz.

Poczułam, jak coś we mnie gaśnie. To była ta chwila, kiedy zrozumiałam, że nie chodzi o zmęczenie czy brak sił. On po prostu wybrał wygodę zamiast mnie.

– Wiesz co, Michał? – powiedziałam spokojnie. – To „innym razem” trwa już kilka lat. Ja nie mogę dłużej czekać.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jakby nie rozumiał, że naprawdę mam dość.

– Ale przecież… jesteśmy razem – próbował się bronić.

– Nie, my tylko mieszkamy obok siebie. Ja chcę żyć, a ty wolisz trwać.

Zabrałam torbę i wyszłam. Nie pojechałam nad jezioro. Poszłam sama na długi spacer, czując dziwną lekkość. Wiedziałam, że przede mną trudne decyzje – rozmowy, być może rozstanie. Ale po raz pierwszy od dawna poczułam, że odzyskuję siebie. Może jeszcze spróbuję zawalczyć o nasze małżeństwo, a może będę musiała odejść. Jedno wiem na pewno: nie chcę już dłużej żyć w ciszy wypełnionej tylko dźwiękiem telewizora.

Ewa, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama