Reklama

Gdyby ktoś mnie zapytał, kiedy dokładnie zaczęłam znikać, nie umiałabym odpowiedzieć. Może to się działo stopniowo – kawałek po kawałku. W pracy byłam tą kompetentną, solidną. W domu – żoną Czarka i mamą kilkuletniej Oli. Rano kawa, bajki w tle, szykowanie śniadania z jednym okiem na zegarku, drugim na zawartości plecaka. Praca, odbiór z przedszkola, zakupy, dom. Wieczorem serial – Czarek przeważnie przysypiał już po pierwszym odcinku. Ja czasem też. Zmęczenie było normą. Właściwie to nawet nie czułam, że coś jest nie tak. Po prostu… tak się żyje.

Ale od jakiegoś czasu czułam się jak przedmiot. Ustawiona w kącie, wycierana z kurzu raz w tygodniu. Czarek był obecny, jasne. Jadł obiadki, które gotowałam. Chodził z Olą na spacery. Ale był coraz bardziej… gdzieś indziej. Mimo że fizycznie siedział przy stole, myślami był przy kimś innym. Przy Majce, naszej niani.

Taka pogodna – mówił o niej z uśmiechem, jakiego już dawno nie widziałam. – A nasze dziecko ją uwielbia, zauważyłaś?

Zauważyłam. I zauważyłam też, że mnie już nie ma w tych rozmowach. Że Czarek z każdym dniem miał więcej słów dla niani niż dla mnie. A ja nie wiedziałam, jak się z tym czuć. Nie było dramatu, żadnego odkrycia zdrady. Tylko obcość, która wciskała się między nas jak zimny przeciąg.

Kilka dni temu przy kolacji podjęłam próbę. Rozmawialiśmy o Oli, że może warto ją zapisać na rytmikę.

– A może – zaczęłam – zrobilibyśmy sobie weekend tylko we dwoje? Mama może wziąć Olę, a my… – zamilkłam, bo już wiedziałam, że to nie trafi.

Czarek uniósł wzrok znad talerza, ale uśmiech nie sięgnął jego oczu.

– Fajnie byłoby… ale teraz tyle się dzieje. Majka mówiła zresztą, że Ola świetnie reaguje na nowe piosenki, może faktycznie spróbujemy rytmiki.

Nie odpowiedziałam. Pochyliłam się nad talerzem. W środku zamarłam. Jakaś część mnie umarła tego wieczoru. Cicho, bezszelestnie.

To niby było niewinne

Tego dnia wróciłam wcześniej z pracy, co nie zdarzało mi się zbyt często. Było coś dziwnego w tej ciszy za drzwiami. Otworzyłam je delikatnie, nie robiąc hałasu. Może podświadomie chciałam coś zobaczyć, zanim ktokolwiek zdążyłby się przygotować na moją obecność. Z salonu dobiegały śmiechy. Dwa głosy – jeden męski, drugi kobiecy. Zesztywniałam w przedpokoju. Stałam chwilę nieruchomo, słuchając tonu ich rozmowy. Beztroskiego, lekkiego, jakiego dawno nie słyszałam w naszym domu.

Weszłam bez słowa. Na kanapie siedzieli Czarek i Majka. Zbyt blisko. On miał rękę na oparciu, nachylał się do niej, coś mówił półgłosem. Uśmiechali się. Majka siedziała bokiem, stopy miała podciągnięte, wyglądała jakby była u siebie. Poczułam, jak drga mi powieka.

Czarek pierwszy mnie zauważył. Jego ciało jakby się napięło, prostował się, odsuwał, poprawiał koszulkę.

– Pijemy kawę – powiedział szybko. – Majka czekała, aż Ola się obudzi, więc zaproponowałem, żeby nie siedziała sama w kuchni.

Majka zerknęła na mnie z czymś, co wyglądało jak zakłopotanie.

– Chciałam już wychodzić, ale Czarek nalegał, żebym usiadła – dodała, nagle cichsza niż zwykle.

– Tak, przecież jesteśmy jedną drużyną, prawda? – Czarek próbował się uśmiechnąć, ale wyglądało to nienaturalnie.

Podniosłam brwi, skinęłam głową.

– Oczywiście. Jedna wielka drużyna.

Odwróciłam się i poszłam do kuchni. Umyłam ręce, sięgnęłam po dzbanek z wodą. Stałam tam chwilę, czując, jak napięcie opada tylko z twarzy, nie z reszty mnie. Nie zrobiłam sceny. Nie zapytałam. Nie powiedziałam, co zobaczyłam. Ale już wtedy wiedziałam, że nie jestem zazdrosna. Byłam pomijana. Przestałam się liczyć. Stałam się tłem do czyichś rozmów, dodatkiem do czyjegoś dnia.

Nie pytałam go o zdanie

Wiedziałam, że nie chcę już dłużej patrzeć, jak Majka czuje się w naszym domu coraz pewniej. Jak mówi Czarkowi o planach na weekend z Olą, zanim mnie o nich poinformuje. Jak z uśmiechem poprawia poduszkę na kanapie, na której jeszcze niedawno siadywaliśmy tylko we dwoje. Nie miałam dowodów na nic konkretnego, ale nie potrzebowałam ich. Wystarczyło mi to, co czułam.

Zadzwoniłam do Majki następnego dnia. Powiedziałam spokojnie, że dziękuję jej za wszystko, ale od przyszłego tygodnia już nie będzie potrzebna. Że zdecydowaliśmy z Czarkiem, iż poradzimy sobie sami. Nie pytała o powód, ale w jej głosie usłyszałam zawahanie.

Jeśli to przeze mnie… – zaczęła.

– Nie. To przeze mnie – przerwałam. – Potrzebuję zmiany.

Zgodziła się. Gdy odkładałam słuchawkę, poczułam coś w rodzaju ulgi.

Wieczorem powiedziałam Czarkowi, że Majka już nie przyjdzie.

Zwolniłam ją – rzuciłam, nalewając herbatę do kubka.

– Zwariowałaś? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Przecież Ola ją uwielbia.

A ty? Ty też?

Milczał chwilę, potem odwrócił wzrok.

To nie ma nic do rzeczy.

Usiadłam naprzeciwko niego. Patrzyłam mu w oczy i mówiłam cicho, ale bez litości.

– Jeśli potrzebujesz emocji z drugiej ręki, to mnie już nie szukaj.

Nie zrobiłem nic złego! – podniósł głos. – Przesadzasz. To była tylko kawa. Rozmowa. Zresztą… jesteśmy zmęczeni.

– Wiem. I to jest właśnie najgorsze. Nawet nie musiałeś nic robić, żebym poczuła się zdradzona.

Zamilkł. Po raz pierwszy od dawna naprawdę wyglądał na zagubionego.

Nie odchodź. Proszę.

– Nie wiem, czy jeszcze mam dokąd wracać – odpowiedziałam. – Daję sobie miesiąc. Nie tobie. Sobie.

Wstałam i wyszłam z pokoju. Położyłam się obok śpiącej Oli. Wsunęłam dłoń pod jej plecy i przytuliłam ją delikatnie. Była spokojna, bezpieczna, nieświadoma.

Dla mnie to była zdrada

Mijał tydzień, odkąd się wyprowadziłam. Tymczasowo zamieszkałam u Natalii, mojej przyjaciółki z czasów studiów. Jej kanapa stała się moim azylem, a jej kuchnia miejscem, gdzie mogłam znowu poczuć się jak ktoś, kto ma kontrolę nad swoim życiem. Wciąż chodziłam do pracy, odbierałam Olę z przedszkola, rozmawiałam z Czarkiem tylko wtedy, kiedy musieliśmy się porozumieć w sprawie córki. Reszta była zawieszona.

Wieczorami siedziałam na balkonie z kubkiem herbaty i analizowałam wszystko, co było między nami. Długo się łudziłam, że Czarek widzi we mnie partnerkę, kobietę, z którą chce się dzielić życiem. Ale z czasem zaczęłam podejrzewać, że byłam dla niego tylko wygodą. Kimś, kto ogarnie sprawy domowe, przypomni o urodzinach matki i znajdzie zaginioną fakturę. Może nie potrafił mnie już widzieć inaczej niż przez pryzmat tego, jaką byłam matką jego dziecka.

– Może zawsze byłam tylko wygodą. Może nigdy nie widział mnie jako kobiety, tylko jako matkę jego dziecka – powiedziałam pewnego wieczoru do Natalii.

Patrzyła na mnie długo, zanim odpowiedziała.

On nie zdradził cię ciałem. Ale sercem?

– I duszą. Oddał jej kawałek siebie, który powinien być mój.

Zasługujesz na coś więcej niż bycie dodatkiem.

Jej słowa zapadły we mnie głęboko. Nie było już we mnie tej rozpaczliwej potrzeby ratowania wszystkiego za wszelką cenę. Zamiast tego pojawiła się ostrożność. Potrzeba, żeby zrozumieć, gdzie jestem i kim się stałam.

Po raz pierwszy od dawna naprawdę czułam się sama ze sobą. I to nie było takie złe, jak się spodziewałam.

Wciąż mnie kochał

Czarek pisał codziennie. Najpierw krótkie wiadomości: „Jak się czujesz?”, „Tęsknię za Olą… i za tobą”. Potem dłuższe. Przysyłał kwiaty, których nie odbierałam. Dzwonił. W końcu poprosił o spotkanie. Nie chciał rozmawiać przez telefon.

Zgodziłam się, ale wyłącznie na neutralnym gruncie. Umówiliśmy się w małej kawiarni, w połowie drogi między naszym dawnym mieszkaniem a miejscem, gdzie teraz się zatrzymałam. Przyszłam punktualnie. On czekał już przy stoliku. W dłoniach obracał szklankę z wodą, jakby nie wiedział, co z nią zrobić.

Usiadłam naprzeciwko niego. Przez moment milczeliśmy.

– Dziękuję, że przyszłaś – powiedział w końcu.

Skinęłam głową, ale nie odpowiedziałam. Czekałam, aż powie coś więcej.

– Zorientowałem się, że tęsknię za tobą, gdy cię już nie było – powiedział niepewnie. – Wiem, to brzmi banalnie. Ale tak było.

– A ja zrozumiałam, że tęskniłam za sobą od bardzo dawna – odpowiedziałam spokojnie.

Westchnął, jakby coś w nim opadło. Potem mówił długo. O tym, że się pogubił. Że nie szukał romansu. Że z Majką nawet nic nie było – może flirt, może jakaś emocjonalna bliskość, ale nic więcej. Że czuł się przy niej wysłuchany, a w naszym domu miał wrażenie, że jesteśmy tylko logistycznym duetem.

– Może to moja wina – dodał. – Może za bardzo się odsunąłem. Ale nigdy nie przestałem cię kochać, Kasia. Naprawdę nie.

Słuchałam go, ale już bez tego emocjonalnego drżenia, które towarzyszyło mi jeszcze kilka tygodni temu. Patrzyłam na niego jak przez szkło. Dystans nie znikał, choć miałam go przed sobą. Może dlatego, że po raz pierwszy nie czułam się winna. Nie chciałam się tłumaczyć ani przebaczać.

Potrzebuję jeszcze czasu – powiedziałam, gdy umilkł. – Nie wiem, co dalej. Nie obiecuję niczego. Ale nie zamykam nam drzwi.

Wyszedł pierwszy. Zostawił na stoliku rachunek i zdjęcie Oli, które trzymał w portfelu. Uśmiechnięta, rozczochrana, w swoim ulubionym żółtym swetrze. Zabrałam je do torebki.

Spróbuję jeszcze raz

Minął miesiąc. Wróciłam do domu. Nie dlatego, że wszystko sobie wyjaśniliśmy i teraz było idealnie, ale dlatego, że czułam, że to ja mam podjąć decyzję, jak chcę dalej żyć. Nie dla Czarka. Dla siebie. Nie chciałam już być kimś, kto tylko reaguje na cudze wybory. Chciałam być tą, która decyduje.

W naszym mieszkaniu panowała cisza. Nie była przykra, raczej niepewna. Czarek się nie narzucał. Pomagał z Olą, robił zakupy, odkładał rzeczy na miejsce. Nie próbował się tłumaczyć ani nie mówił wielkich słów. Zamiast tego robił herbatę wieczorem i zostawiał ją przy moim krześle. Siadał w drugim pokoju, czekał.

Nie rozmawialiśmy jeszcze o przyszłości. Nie mówiliśmy „wracamy do siebie” ani „zaczynamy od nowa”. Każde z nas miało w sobie ostrożność, której wcześniej nie było. Była między nami luka. Może da się ją zasypać. Może nie.

Ola nie zadawała pytań. Cieszyła się, że jesteśmy razem, i to jej wystarczało. Czasem tylko, wieczorem, tuliła się do mnie mocniej niż zwykle. Może czuła więcej, niż potrafiła powiedzieć.

Ja uczyłam się na nowo siebie. Uczyłam się odpoczywać. Uczyłam się mówić „nie” i mówić „tak” tylko wtedy, kiedy naprawdę chciałam. Chodziłam na długie spacery bez celu. Czytałam książki, których nikt mi nie polecał. Przeglądałam się w lustrze, nie pytając, czy jeszcze jestem komuś potrzebna. Najpierw chciałam to poczuć dla siebie.

Czarek czekał. Może w końcu się doczeka. Może nie. Ale teraz wiedziałam jedno – jeśli znowu się pogubię, to tylko dla siebie, nie dla kogoś innego. I to już był dobry początek.

Katarzyna, 35 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama