Reklama

Z pozoru wszystko było w porządku. Nasz dom pachniał świeżo zmieloną kawą i tymiankiem z kuchennego parapetu. Mirek właśnie wrócił z tygodniowej delegacji w Barcelonie. Wszedł, nonszalancko rzucając torbę w kąt.

Mam coś dla ciebie – powiedział z uśmiechem, który jednak nie sięgał oczu.

Wyciągnął małe pudełeczko. Naszyjnik. Srebrna zawieszka z literą „L”.

– L jak „love” – mrugnął. – Romantyczny gest, prosto z Hiszpanii.

Uśmiechnęłam się, choć w środku coś mnie ścisnęło. Ta litera nie miała dla nas żadnego znaczenia. „L” jak co? „Love”? A może jak „Lipa”? To bez sensu.

– Dzięki – powiedziałam cicho. Zapiął mi go na szyi. Metal był zimny.

Wieczorem siedziałam w kuchni, patrząc na paragon, który przypadkiem znalazłam w jego płaszczu. Kupił dwa naszyjniki. Jedna litera „A”, druga „L”.

Coś nie tak? – zapytał, stojąc w drzwiach.

Schowałam papierek.

– Nie, po prostu... mam dużo na głowie.

Pocałował mnie w czoło. Znowu ten pusty gest.

Gdy poszedł spać, siedziałam jeszcze długo w salonie. Paragon leżał na stole obok kubka z herbatą. Pomyślałam, że być może dostałam nie ten prezent. A mój mąż przywiózł z delegacji nie tylko naszyjnik.

Nie mogłam tego zrozumieć

Wpatrywałam się w ten paragon, jakbym mogła z niego wyczytać coś więcej. Może Mirek kupił mi oba? Może to ma być jakiś napis? Albo może „A” było dla mnie, ale się pomylił? To dla kogo „L”? Może... Ale nie umiałam znaleźć logicznego wyjaśnienia.

Wybrałam numer mojej przyjaciółki, Julii.

– Słucham?

– Jula... możesz przyjechać? Muszę z kimś pogadać.

– Co się stało?

– Nie wiem. A może wiem. Chyba coś jest nie tak z Mirkiem.

Dwadzieścia minut później siedziała na mojej kanapie. Podałam jej paragon i czekałam. Czytała uważnie, brwi coraz bardziej marszczyły się ze zdziwienia.

Dwa takie same naszyjniki, tylko litery inne? – zapytała, unosząc spojrzenie.

– Dostałam ten z „L”.

– I on ci powiedział, że to L jak...

– Love.

Julia prychnęła.

A może „L” jak Lena?

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– No co? Ma taką koleżankę w pracy, no nie? Z działu sprzedaży?

Zrobiło mi się gorąco.

– Julka, o czym ty mówisz...

– Aśka od nas też miała taką koleżankę męża z pracy. Teraz ma rozwód i alimenty. Chcesz udawać, że to nic? Sprawdź go. Ja bym sprawdziła.

Chciałam zaprzeczyć. Ale coś w środku już zaczęło się kruszyć.

Zmyślał coś na poczekaniu

Wieczór zaczął się niespodziewanie cicho. Mirek jak zwykle po kolacji zniknął w salonie, udając, że musi coś dokończyć na laptopie. Ja zostałam w kuchni. Paragon leżał w mojej kieszeni, przypominał o sobie przy każdym ruchu.

W końcu wstałam i podeszłam do niego.

– Mirek?

– Hm? – nie oderwał wzroku od ekranu.

Muszę cię o coś zapytać.

Zamknął laptopa. Odwrócił się do mnie nieco zniecierpliwiony.

– Słucham.

Wyciągnęłam paragon i położyłam go na stoliku między nami. Przez moment tylko patrzył, potem powoli sięgnął po kartkę. Oczy mu lekko pociemniały.

– Gdzie to znalazłaś?

– Powiedz mi lepiej, co to jest? – odpowiedziałam spokojnie.

– Ada, nie rób mi scen...

Kupiłeś dwa naszyjniki. Jeden z literą „A”, drugi z „L”. A mnie dałeś „L”. Komu dałeś „A”?

Zmarszczył czoło.

To był prezent... dla koleżanki z pracy. Miała urodziny. A ten z L... uznałem, że pasuje do ciebie. L jak... lekkość, lubię cię...

– Lubię cię? Serio?

Zaczął się denerwować.

– Przecież to tylko drobiazg! Nie wiem, czemu robisz z tego dramat. Gdybym chciał coś ukryć, to bym nie zostawiał paragonu w kieszeni!

– Czyli głupota cię zdradziła?

– Ada, daj spokój! Nic się nie dzieje, nie przesadzaj.

Komu dałeś ten drugi naszyjnik?

Zamilkł. Zbyt długo.

Lena go dostała? – zapytałam cicho.

Prychnął.

– To tylko prezent, nie dopisuj sobie historii.

Ale moje ciało już wiedziało. Ręce mi się trzęsły.

– To tylko drobiazg... Ale ty boisz się spojrzeć mi w oczy.

Sama doszłam do prawdy

Nie spałam tej nocy. Leżałam obok Mirka, słuchając jego równomiernego oddechu. Jakby nic się nie wydarzyło. Jakby paragon z dwoma naszyjnikami był tylko niewinnym błędem, a Lena – tylko imieniem bez znaczenia.

Nad ranem zeszłam do salonu. Jego laptop leżał otwarty. Znałam hasło – rok naszego ślubu. Tak banalne, tak ironiczne. Drżały mi dłonie, kiedy klikałam w ikonę komunikatora. Najpierw zobaczyłam tylko imię – Lena. Potem fragmenty rozmów. A potem... zdjęcia.

Zdjęcia z Barcelony. Ona w jego koszuli, śmiejąca się do obiektywu. Selfie z hotelowego balkonu. Jej dłoń na jego karku. Zrobiło mi się niedobrze. „Tęsknię, Misiu. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu mnie tak obudzisz” – przeczytałam na głos. A potem – „Naszyjnik jest cudowny. Lśni jak twoja obietnica”.

Serce waliło mi jak młot. Usłyszałam kroki. Stał za mną. Patrzył, jak czytam jego sekretne życie.

– Ta z „A” to dla niej, prawda? – zapytałam, nie odwracając głowy.

Cisza.

– Pomyłeś prezenty? A może ja byłam tylko planem B?

W końcu odpowiedział cicho:

To nie tak...

Odwróciłam się. Stał zrezygnowany, bez siły. I bez kłamstw.

– Powiedz to jeszcze raz. Że to „nie tak”. Spójrz mi w oczy i powiedz.

Ale on milczał. Tylko spuścił głowę. Wiedziałam już wszystko.

Poszłam spojrzeć jej w oczy

Nie mogłam tego tak zostawić. Wiedziałam, gdzie pracują. Mała agencja handlowa w zachodniej części miasta. Zaparkowałam kawałek dalej i weszłam jak klientka – kurtka z kapturem, okulary przeciwsłoneczne. Serce biło mi jak oszalałe, ale nie miałam już nic do stracenia.

Recepcja była pusta. Po chwili zza rogu wyszła ona – Lena. Poznałam kobietę ze zdjęcia. Niska, zgrabna, elegancka. Z uśmiechem na twarzy, tym samym, który widziałam na fotkach.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała.

– Szukam biura sprzedaży – głos zadrżał mi ledwo zauważalnie.

Proszę za mną – powiedziała, ruszając przed siebie.

Szłam krok za nią. Pachniała perfumami, które znałam. Mirek kiedyś przytargał je z delegacji niby „dla mnie”, choć nigdy takich nie używałam.

W gabinecie odwróciła się do mnie. Patrzyłam jej prosto w oczy.

Ładny naszyjnik – powiedziałam spokojnie, wskazując na zawieszkę z literą „A”.

Zadrżała. Spojrzała na mnie uważniej.

My się znamy?

– Chyba tak. Znam twoje wiadomości. Zdjęcia. Twoje „delegacje”.

Milczała. Zmieszana. Ale nie przepraszała. Nawet nie próbowała.

– Przykro mi – powiedziała cicho, jakby recytowała z podręcznika.

– Mnie też. Właściwie… tylko mnie.

Odwróciłam się i wyszłam. Po raz pierwszy bez łez.

W domu otworzyłam szafę i wyciągnęłam walizkę. Nie płakałam. Składałam rzeczy ostrożnie, metodycznie. Każda bluzka, każde spodnie – jakby zamykały za sobą kolejny rozdział. Nie planowałam zostawiać żadnej wiadomości. Tylko pustą szafę i zawieszkę z literą „L”.

Tego się nie da wybaczyć

Drzwi trzasnęły. Usłyszałam je z kuchni, gdzie właśnie dopinałam suwak walizki.

– Ada?! – jego głos brzmiał inaczej. Napięty. Pospieszny.

Wszedł do salonu, rozglądając się jak ktoś, kto właśnie coś stracił. Na stole nie było nic poza kluczem do mieszkania i naszyjnikiem.

Adrianna?! – zawołał ponownie, głośniej.

Wyszłam powoli. Trzymałam kurtkę w jednej ręce, a drugą opierałam się o framugę drzwi.

– Wróciłeś wcześniej – powiedziałam chłodno.

Co to ma znaczyć? – spytał, wskazując na walizkę. – Możemy pogadać?

– Mieliśmy już swoją rozmowę. Paragon, wiadomości, naszyjnik, pamiętasz?

Złapał się za głowę.

– Zrobiłem źle. Wiem. Ale... to nie znaczy, że chcę cię stracić.

Prychnęłam.

– Już mnie straciłeś. Tylko jeszcze tego nie zrozumiałeś.

Lena... to był błąd. Słaby moment. Delegacja, alkohol, samotność...

– Przestań. Oszczędź mi tych banałów.

– Ale ja cię kocham, Ada. To wszystko... to nie miało znaczenia. Jesteś moją żoną. To z tobą chcę być.

– A kiedy ostatni raz naprawdę chciałeś być ze mną, Mirek? Kiedy mnie dotknąłeś z czułością, spojrzałeś bez obojętności?

Zamilkł.

– Przez tydzień nosiłam naszyjnik przeznaczony dla innej. Jakbyś mnie nie widział, tylko ją. I to „L”, które miało być „Love”, a była tylko Lena.

Po raz pierwszy od lat zobaczyłam łzy w jego oczach. Ale to nic nie zmieniło.

– Żegnaj, Mirek.

I wyszłam.

Tak mi było lepiej

Minęły tygodnie. Może miesiące. Czas stał się rozmyty – jakby przestał mieć strukturę, kiedy przestałam liczyć go razem z Mirkiem. Zamieszkałam w małym mieszkaniu w bloku z widokiem na szkołę i kawałek nieba. Było skromnie, ale spokojnie. Po raz pierwszy od dawna czułam, że nikt nie patrzy na mnie jak przez szybę: bez zainteresowania, z przyzwyczajenia. Zaczęłam wracać do siebie. Do porannej kawy bez pośpiechu. Do muzyki, którą lubiłam, ale której on nie znosił. Do książek, które odkładałam „na później”. I do samej siebie – tej, którą kiedyś byłam, zanim zostałam „żoną Mirka”.

Pewnego wieczoru, przewijając media społecznościowe, zobaczyłam zdjęcie. Mirek z uśmiechem trzymał niemowlę na rękach. Obok Lena, równie uśmiechnięta. Nie musieli nic pisać. Dziecko mówiło wszystko. Patrzyłam na ekran długo. A potem... nic nie poczułam. Ani wściekłości, ani smutku. Nawet żalu. Tylko coś na kształt ulgi. Nie, nie dlatego, że „wyszło na jaw”. Tylko dlatego, że już mnie to nie bolało.

Zdrada nie kończy się wtedy, kiedy ktoś przestaje kłamać. Ani wtedy, kiedy się pakujesz i wychodzisz. Kończy się wtedy, kiedy przestajesz pytać, „dlaczego”. Kiedy po prostu przestajesz chcieć znać odpowiedź.

Adrianna, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama