„Mój mąż okradł własne dziecko, żeby kupić prezent kochance. Myślałam, że nie upadnie tak nisko, ale było nawet gorzej”
„Patrzyłam na niego jak na obcego. Gdyby nie Antek przy stole, pewnie już bym wybuchnęła. Ale poczekałam. – Dostałaś potwierdzenie wyjazdu Antosia? – zapytał. – Wysłałem dzisiaj przelew na konto. – Nie, ale widziałam inny przelew w historii”.

- Redakcja
Piętnaście lat małżeństwa. Czasem nudnych, czasem trudnych, ale naszych. Z Olafem poznaliśmy się jeszcze na studiach – on wtedy już wiedział, że chce „czegoś więcej”, ja jeszcze się uczyłam życia. Ale to on dawał mi poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowałam. Może właśnie dlatego mu ufałam. Nawet wtedy, gdy coraz częściej wracał późno z pracy, tłumacząc się nadgodzinami, wyjazdami, spotkaniami.
Mamy syna – Antka. Młody ma dziesięć lat i serce na dłoni. Dla niego warto było to wszystko znosić. Pracowałam z domu jako tłumaczka, by być przy nim, kiedy wracał ze szkoły, byśmy mogli razem odrabiać lekcje, jeść kolację. Olaf bywał wtedy już zmęczony, albo nieobecny. Myślałam: „To tylko stres”.
Pewnego tego wieczoru chciałam tylko sprawdzić, czy Olaf przelał na konto Antka pieniądze na szkolny wyjazd. Weszłam w aplikację. Spojrzałam na historię, dawno tego nie robiłam. Wtedy zamarłam. Nie było przelewu na wyjazd. Ale był inny. Wysłany kilka dni wcześniej. Z tego konta do kobiety, której nie znałam. Tytuł: „Na kolczyki, Skarbie”. Wpatrywałam się w ekran, czując, jakby mi ktoś odciął tlen. A potem, jakby na autopilocie, zadzwoniłam do Olafa.
– Hej, co tam? – rzucił znudzonym tonem. – U mnie dzień jak co dzień. Nudy w pracy.
Zacisnęłam dłoń na telefonie. Nie umiałam o to zapytać.
– Nic. Wszystko w porządku – skłamałam.
Rozłączyłam się. A potem tylko patrzyłam na ten tytuł przelewu i szeptałam do siebie:
– Na kolczyki? Skarbie? Co to ma być?
Jak mógł upaść tak nisko?
Zrobiłam makaron z sosem serowym, Antek to uwielbiał. Olaf wpadł do domu jak zawsze – szybki buziak w policzek, rzucone „cześć, jestem głodny” i telefon w ręce jeszcze w trakcie zdejmowania butów.
Patrzyłam na niego jak na obcego. Gdyby nie Antek przy stole, pewnie już bym wybuchnęła. Ale poczekałam. Zjadł kilka kęsów. Odłożył widelec.
– Dostałaś potwierdzenie wyjazdu Antosia? – zapytał niby mimochodem. – Wysłałem dzisiaj przelew na konto.
Popatrzyłam na niego. Milczałam.
– Nie dostałam – powiedziałam spokojnie. – Ale widziałam inny przelew w historii. Z konta Antosia.
Zamarł.
– Co?
– Z konta oszczędnościowego naszego syna. Wysłany do jakiejś kobiety. Tytuł przelewu: „Na kolczyki, Skarbie”.
Antek spojrzał na mnie pytająco. Posłałam mu cichy uśmiech.
– Idź do siebie, kochanie. Mama i tata muszą porozmawiać – powiedziałam spokojnie.
Kiedy drzwi się zamknęły, Olaf zbladł. Odsunął talerz, nie patrzył mi w oczy.
– Anita… To nie tak. To tylko chwilowe. Pożyczyłem te pieniądze, bo…
– Pożyczyłeś z konta dziecka, żeby kupić kolczyki obcej kobiecie, którą nazywasz „Skarbem”?
Milczał.
– Ty się w ogóle słyszysz?
– Nie chciałem cię ranić…
– Ale okradać własnego syna już było łatwiej? Dla kochanki?
Wstałam od stołu.
– Zdrada to nie chwilowa decyzja. To wybór. Dokładnie tak samo jak ten tytuł przelewu.
Nie odpowiedział. Patrzył w blat, jakby tam mógł się schować przed tym, co zrobił. A ja… czułam, jak coś we mnie umiera.
To ja się okłamywałam
Spotkałyśmy się w naszej ulubionej kawiarni na rogu. Iza już czekała, popijając czarną jak noc kawę i wpatrując się przez okno. Zobaczyła mnie, pomachała. Wzięłam głęboki oddech, zanim usiadłam.
– No to mów – rzuciła prosto, nie czekając nawet, aż zdejmę płaszcz.
– Olaf mnie zdradza – powiedziałam, czując, jak serce łomocze mi w piersi. – I nie tylko mnie. Okradł Antosia.
Iza zmarszczyła brwi, odłożyła filiżankę.
– Że co?
– Z konta Antosia przelał pieniądze jakiejś kobiecie. Tytuł przelewu: „Na kolczyki, Skarbie”. I nawet nie próbował tego ukrywać. Po prostu... zrobił to. Tak jakby to było nic.
Iza oparła się o oparcie, skrzyżowała ręce.
– Nie widziałaś tego wcześniej? Naprawdę? Przecież on od miesięcy był inny.
– Może nie chciałam widzieć – szepnęłam. – Myślałam, że to tylko praca, stres… cokolwiek. Że przecież tacy jesteśmy – zmęczeni, ale razem.
– A teraz masz „kolczyki”. Na pamiątkę.
Zacisnęłam dłonie na kubku, jakbym próbowała ogrzać się w tej jednej chwili.
– Ja... nie rozumiem. Jak mógł? Czemu? Przecież wszystko miał. Mieliśmy siebie.
Iza westchnęła, nachyliła się.
– Bo tacy faceci nie szukają czegoś nowego, kiedy im brakuje. Oni szukają, kiedy myślą, że mogą. Że nie patrzysz, że nie zauważysz. I że cię mają w kieszeni.
Milczałam.
– Co zamierzasz zrobić?
– Muszę wiedzieć. Z kim. Jak długo. I co jeszcze mi zabrał.
W głowie miałam tylko jedno: nie pozwolę, żeby zostawił mnie z pytaniami.
Odkryłam jeszcze więcej
Zaczęłam od telefonu. Przeglądałam rachunki, szukałam numerów, które się powtarzały. Znalazłam jeden – zawsze o tej samej porze, między siedemnastą a osiemnastą. Nie był zapisany. Potem sprawdziłam lokalizacje z jego aplikacji sportowej – Olaf biegał, ale ostatnio zawsze w tych samych okolicach, choć wcześniej zmieniał trasy. „Ktoś go tam przyciąga” – pomyślałam.
Wzięłam dzień wolny. Powiedziałam Antosiowi, że muszę coś załatwić. Posłałam go do szkoły, a sama pojechałam w okolice jego „trasy biegowej”. Usiadłam w samochodzie, kilkadziesiąt metrów od bloku, który wytypowałam. Czekałam. Zobaczyłam go po godzinie. Szukał miejsca do zaparkowania. Kupił kwiaty. Róże. Zanim wszedł do klatki, rozglądał się jak złodziej. Jakby czuł, że coś nie gra.
Wysiadłam i ruszyłam za nim. Schowałam się za drzwiami przeciwległej klatki. Zadzwonił domofon. Otworzyła mu młoda kobieta, może kilka lat młodsza ode mnie. Uśmiechnęła się. Pocałowali się. Długo. Potem zniknęli za drzwiami. Nie wiem, ile tam stałam. Nogi miałam jak z waty.
Podsłuchałam ich przez uchylone okno na półpiętrze. Ich śmiechy, głosy.
– Martwię się, że Anita coś podejrzewa – powiedział Olaf.
– To jej problem. Przecież cię nie kochała tak jak ja – odpowiedziała kobieta.
Zacisnęłam pięści. Wróciłam do samochodu i po raz pierwszy od wielu lat rozpłakałam się jak dziecko.
Nie mogłam go słuchać
Czekałam, aż wróci. Usiadłam w salonie, przed sobą miałam rozłożone na stole: wydruk przelewu, zdjęcie spod klatki, nagranie z rozmowy – ledwo słyszalne, ale wystarczająco wyraźne.
Olaf wszedł, rzucił klucze na komodę i jakby z automatu ruszył do kuchni. Zamarł, gdy mnie zobaczył. A potem spojrzał na stół.
– Co to ma być?
– Dowody. Na ciebie. Na was.
Milczał, aż w końcu usiadł naprzeciwko, jakby w końcu opadła z niego cała gra.
– To nie miało się tak skończyć, Anita.
– A jak? Chciałeś mnie powoli truć codziennym kłamstwem? Udawać dalej, że jesteś idealnym ojcem, mężem?
Zaczął coś mówić, ale go uciszyłam ruchem dłoni.
– Ty naprawdę myślałeś, że nikt się nie dowie? Że nikt nie zauważy, że pieniądze znikają z konta dziecka?
– Anita, ja… Przepraszam. Chciałem to wyrównać mu po wypłacie. Nie wiem, co mi odbiło. Zgubiłem się. Miało być inaczej. Chciałem to zakończyć.
– Aha. Więc kolczyki i róże były częścią tego „zakończenia”?
Spojrzał na mnie bezradnie. Może nawet z żalem.
– Zniszczyłeś nas. I to nie tylko mnie. Antosia też.
– Kocham go. Nadal jestem jego ojcem.
– Nie. Teraz jesteś facetem, który ukradł swojemu synowi pieniądze na kolczyki dla kochanki.
Wstałam. Wzięłam jego torbę z szafy i postawiłam przy drzwiach.
– Masz jedną noc. Śpij na kanapie. Jutro znikasz.
Nie odpowiedział. A ja nie czekałam już na jego tłumaczenia.
Prawie pękło mi serce
Wieczór był cichy. Olaf siedział w salonie jak cień samego siebie. Antoś kręcił się po pokoju, nerwowy. W końcu podszedł.
– Mamo… – zaczął niepewnie. – Czy coś się stało? Tata nie przyszedł na kolację. I nie rozmawiacie.
Wzięłam go za rękę i usiedliśmy razem na łóżku. Jak wtedy, gdy był mały i bał się burzy.
– Kochanie, czasem dorośli się ranią. Nawet jeśli tego nie chcą. I czasem podejmują złe decyzje.
– Pokłóciliście się?
Zawahałam się.
– Trochę tak. Ale to nie twoja wina. Ty jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. I nic tego nie zmieni. Pamiętaj o tym, dobrze?
Zamrugał szybko, walcząc z łzami.
– A tata… zostanie?
Nie umiałam odpowiedzieć. Nie teraz. Nie po tym wszystkim.
– Na razie potrzebujemy trochę przestrzeni. Czasami ludzie muszą się oddalić, żeby przemyśleć, co jest naprawdę ważne.
– Czyli… może wróci?
Pocałowałam go w czoło.
– Nie wiem. Ale ja zawsze będę obok. Dla ciebie.
Poczekałam, aż pójdzie spać. Patrzyłam, jak zamyka oczy, próbując zrozumieć więcej, niż powinien w tym wieku. A potem usiadłam pod jego drzwiami i pozwoliłam sobie płakać w ciszy.
Wróciłam do siebie i syna
Olaf wyprowadził się następnego dnia. Na szczęście nie robił scen. Spakował się cicho, jakby wiedział, że każde słowo byłoby tylko gwoździem do trumny tego, co zniszczył. Zostawił klucze na szafce w przedpokoju. Antosiowi powiedział, że musi „przemyśleć kilka rzeczy”. I tyle.
Zaczęła się cisza. Prawdziwa. Bez kłamstw, bez ukrywania telefonu, bez „zaraz wracam”. Bolała. Ale była uczciwa. Zaczęła się moja samotność – nie ta pełna strachu, ale taka, w której można w końcu oddychać. Dla siebie. Dla Antosia. Zaczęło się też coś, co trudno nazwać. Może gniew. Może walka o godność. W lustrze przestałam widzieć „żonę Olafa”. Zobaczyłam siebie.
Anita, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż był zimny jak lód. Wolałabym krzyki, trzaskanie drzwiami i dramaty niż to jego wieczne milczenie i spokój”
- „Dla kochanka zostawiłam nie tylko męża, ale też malutkie dzieci. Zostałam na lodzie, ale nie żałuję tej decyzji”
- „Mąż kochał komórkę bardziej ode mnie. Nie zamierzałam być tą drugą, więc dałam sobie spokój z taką atrapą małżeństwa”

