„Mój mąż myślał, że jest sprytny, bo przepisał majątek na kochankę. Nawet nie podejrzewał, że chytry traci 2 razy”
„Siedziałam jak zamurowana. Co on miał na myśli? Przecież wyrok oznaczał, że dostanę połowę! Poczułam niepokój, którego nie potrafiłam jeszcze nazwać. Ale wiedziałam, że coś jest nie tak. I że Paweł właśnie wygrał partię, której nie widziałam”.

- Redakcja
Trzydzieści lat byłam żoną Pawła. Zbudowaliśmy razem dom, a ja – choć bez etatu – prowadziłam jego firmę od zaplecza, zajmując się wszystkim, czego on nie chciał widzieć. Przez lata wierzyłam, że taka rutyna to stabilność, a on powtarzał, że „zapewni nam wszystko”.
Kiedy złożyłam pozew o rozwód z jego winy, byłam pewna, że to moje zwycięstwo i sprawiedliwość po latach jego zdrad. Sąd uznał jego winę. Myślałam, że to koniec koszmaru. Nie wiedziałam wtedy, że prawdziwy dramat dopiero się zaczyna.
Był jak zdarta płyta
Paweł siedział naprzeciwko mnie w kawiarni, jakby wyrok sądu nic nie znaczył. Ja wciąż czułam tę ulgę, tę satysfakcję, że prawda wyszła na jaw. Sąd uznał jego winę. Sąd przyznał, że byłam przez lata zdradzana, oszukiwana, a ja wreszcie dostałam sprawiedliwość. Chciałam mu to wygarnąć prosto w twarz.
– Cóż, Paweł, sprawiedliwość chyba jednak istnieje. Sąd uznał twoją winę. To teraz czas, żebyś się pożegnał z połową majątku – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
Uśmiechnął się. Zimno, ironicznie. Jakby wiedział coś, czego ja nie wiedziałam.
– Renata, prawo to jedno, a życie to drugie – odparł, sącząc kawę z takim spokojem, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie.
– Nie sądź, że jeszcze się wywiniesz. Dom, firma, pieniądze – wszystko będziemy dzielić – naciskałam, czując, że moje zwycięstwo może mu się nie podobać.
Odchylił się na krześle i spojrzał na mnie z tym swoim wyniosłym spojrzeniem.
– Renata, ale już nic ci nie zostało – rzucił chłodno i wstał, zostawiając filiżankę nietkniętą. – Mówiłem. Sprawy sądowe to jedno, a rzeczywistość… cóż, przekonasz się sama.
Siedziałam jak zamurowana. Co on miał na myśli? Przecież wyrok oznaczał, że dostanę połowę! Poczułam niepokój, którego nie potrafiłam jeszcze nazwać. Ale wiedziałam, że coś jest nie tak. I że Paweł właśnie wygrał partię, której nie widziałam.
Nie miała dla mnie dobrych wieści
Nie spałam całą noc. Rano pojechałam prosto do kancelarii Beaty. Była jedyną osobą, której ufałam w tej wojnie. Gdy weszłam, widząc mój wyraz twarzy, od razu wiedziała, że coś się dzieje.
– Beata, musisz to sprawdzić. Paweł wczoraj powiedział, że „już nic mi nie zostało”. Mówił to tak spokojnie, jakby wiedział coś, czego my nie wiemy – wyrzuciłam z siebie, siadając naprzeciwko jej biurka.
Nie odpowiedziała od razu. Usiadła do komputera i zaczęła coś sprawdzać. Cisza w gabinecie była tak gęsta, że niemal słyszałam swoje serce. Po kilku minutach Beata spojrzała na mnie. I już wiedziałam, że coś jest nie tak.
– Renata… Paweł przepisał cały majątek na Izabelę. Kilka miesięcy przed rozpoczęciem procesu. Dom, firmę, konta. Nic nie jest już jego – powiedziała spokojnie, jakby każde słowo musiała zważyć.
– Co?! To niemożliwe! Jak to możliwe? Przecież... przecież mamy wyrok! To jego wina! – krzyczałam, czując, jak ogarnia mnie panika. – Ty to sprawdziłaś? Nie może być tak, że ja zostałam z niczym!
Beata wstała i podeszła do mnie, ale jej spojrzenie mówiło wszystko. Nie miała dla mnie dobrych wieści.
– Renata, on to przygotował od dawna. To nie było spontaniczne. Wykorzystał prawną lukę. To brutalne, ale zgodne z prawem.
Czułam, jak grunt osuwa mi się spod nóg. Paweł mnie ograł. A ja przez te wszystkie lata nie widziałam, że gra toczy się o coś więcej niż tylko rozwód.
Nie mogłam wytrzymać
Nie wiem, co mnie tam ciągnęło. Może głupia nadzieja, że to wszystko okaże się jednym wielkim nieporozumieniem. Pojechałam pod nasz dawny dom. Stał dumnie na wzgórzu, jak zawsze. Tylko że już nie był mój. Wiedziałam o tym, ale nie potrafiłam tego poczuć. Aż do tamtej chwili.
Zaparkowałam niedaleko i zobaczyłam ich. Pawła i Izabelę. Stali na tarasie, pili wino, śmiali się. Nie usłyszeliby mnie, gdybym nie podeszła bliżej. I wtedy usłyszałam każde słowo.
– No i stara dostała papierek, a my mamy dom, firmę i konta. Lepiej być nie mogło – powiedział Paweł, śmiejąc się cicho.
– Myślisz, że już wie, że nie ma nic? – zapytała Izabela z udawanym współczuciem, ale jej śmiech zdradzał wszystko.
Nie pamiętam, kiedy przeskoczyłam przez bramę. Po prostu tam byłam. Stałam przed nimi, cała się trzęsąc.
– Paweł! Co ty mi zrobiłeś?! Jak mogłeś?! – wykrzyczałam, czując, że gardło ściska mi się z wściekłości.
Spojrzał na mnie, jakbym była muchą, którą za chwilę odgoni.
– Renata, to już nie jest twój dom. Lepiej się z tym pogódź.
– Zabrałeś mi trzydzieści lat życia! – wrzasnęłam, ale on tylko wzruszył ramionami.
Izabela objęła go i powiedziała, patrząc na mnie z politowaniem:
– Może pani już sobie pójdzie? Przeszkadza nam pani w świętowaniu.
Wyszłam. Nie pamiętam, jak doszłam do auta. Wiedziałam tylko jedno: straciłam wszystko.
Naprawdę straciłam wszystko
Wróciłam do Beaty, choć czułam, że ta rozmowa mnie zniszczy. Usiadłam naprzeciwko niej i od razu zapytałam, nie czekając na grzeczności:
– Beata, powiedz mi prawdę. Czy jest jakakolwiek szansa, żeby to odkręcić? Czy mogę odzyskać chociaż część tego, co mi zabrał?
Zamilkła. Długo zbierała słowa. Nie lubiła kręcić, za to zawsze była szczera. Wiedziałam, że tym razem nie będzie inaczej.
– Renata… Paweł był o krok przed nami. Przepisał wszystko, zanim złożyłaś pozew. Nie mamy żadnych podstaw prawnych, by to unieważnić. Wszystko wygląda na zgodne z prawem. On to zaplanował perfekcyjnie – powiedziała cicho.
Poczułam, jak ogarnia mnie furia. Wstałam, zaczęłam chodzić po kancelarii.
– To po co mi był ten rozwód? Po co to wszystko? Wygrałam rozwód, a przegrałam życie! – krzyknęłam, nie potrafiąc już opanować łez. – Beata, ja nie mam nic! On mnie zostawił z niczym, rozumiesz?
Beata próbowała mnie uspokoić, ale nie miała dla mnie żadnych pocieszających słów.
– Rozumiem. Wiem, jak to brzmi, ale prawnie jesteś od niego wolna. I to też coś znaczy. Choć wiem, że to teraz puste słowa.
Spojrzałam na nią z rozpaczą.
– Wolna? Wolna od czego? Od domu, od życia? Jestem wolna i bezdomna! – powiedziałam z goryczą.
Wiedziałam, że już nie będzie żadnej apelacji. Ta walka była przegrana, zanim się zaczęła.
Została mi pusta wolność i cisza
Siedziałam w pustym wynajętym mieszkaniu. Cztery ściany, materac na podłodze i walizka z ubraniami. Patrzyłam w sufit, czując taką ciszę, że aż bolało. Cisza była najgorsza, bo nie było nikogo, kto by ją przerwał. Całe życie, które wydawało mi się bezpieczne, rozpadło się jak domek z kart. Trzydzieści lat wierzyłam, że jestem żoną, partnerką, częścią rodziny. Teraz byłam nikim.
Odezwał się telefon. Beata.
– Renata… musimy sobie to jasno powiedzieć. Nie będzie apelacji. Nie ma podstaw. To koniec – powiedziała, a jej głos brzmiał, jakby to bolało ją równie mocno.
– A więc on wygrał – mój głos był pusty. – On i ta jego laleczka.
– Wygrał… na papierze. Ale ty nie musisz już więcej żyć jego życiem. Spróbuj o tym pomyśleć, proszę – powiedziała cicho.
Nie odpowiedziałam. Po chwili po prostu się rozłączyłam. Nie miałam siły na żadne „dobranoc”.
Usiadłam z powrotem na materacu, wpatrując się w puste ściany. W myślach liczyłam wszystkie lata. Pierwsze wspólne wakacje, narodziny dzieci, budowa domu... A teraz? Nie miałam nic z tego. Byłam kobietą po pięćdziesiątce, która nie wiedziała, od czego zacząć życie na nowo. I co gorsza – nie wiedziała, czy w ogóle chce jeszcze zaczynać.
Cisza w tym mieszkaniu była odpowiedzią na wszystkie pytania.
Karma wreszcie wróciła
Minęły tygodnie, a ja wciąż nie potrafiłam zdefiniować tego, co czuję. Teoretycznie byłam wolna. Paweł i jego partnerka wygrali wszystko, co można było przeliczyć na pieniądze, a ja zostałam z pustymi rękami. Tylko że ta wolność, o której mówiła Beata, nie smakowała jak zwycięstwo. Smakowała jak kara. Jak wyrok, który trzeba odbyć samotnie.
Zaczęłam rozumieć, że wyrok sądu nie zawsze pokrywa się z wyrokiem życia. Paweł był cyniczny, przebiegły i skuteczny. Dla niego to była tylko gra o majątek. Dla mnie – utrata wszystkiego, co uznawałam za swoje. Miałam żal do niego, do Izabeli, do tych wszystkich ludzi, którzy przez lata udawali, że nic nie widzą. Ale najbardziej miałam żal do siebie. Że uwierzyłam, że małżeństwo to bezpieczna przystań. Że ufałam komuś, kto tak łatwo zamienił mnie na młodszy model.
Czas mijał, a ja powoli pozbierałam swoje życie na nowo. Po kilku miesiącach dowiedziałam się od wspólnych znajomych, że Iza zostawiła Pawła. Ale to nie koniec. Zabrała ze sobą wszystko, co na nią przepisał! Tak, teraz to ona wykorzystała to, co Paweł zmanipulował i zakręcił – na swoją korzyść. Nie mogłam w to uwierzyć.
Z jednej strony było mi szkoda, że to, co budowałam przez lata, przypadło w udziale obcej kobiecie. Sprytnej kobiecie, która wykorzystała mojego męża i po części również mnie. Ale z drugiej… przekonałam się, że sprawiedliwość, której tak łaknęłam przy procesie rozwodowym, wreszcie go dogoniła. Chociaż taką zyskałam satysfakcję.
Renata, 54 lata
Czytaj także:
- „Rozwiodłam się z mężem w kwadrans, ale podział majątku trwał dłużej niż nasze małżeństwo. Nie odpuszczę ani złotówki”
- „Starsza kochanka zapisała mi w spadku majątek. Jej rodzina mnie wyklęła, ale do czasu, aż powiedziałem im 1 rzecz”
- „Mój brat błagał mnie o 5 tysięcy złotych pożyczki. Nie zaufałam mu i przez moje skąpstwo stała się tragedia”

