Reklama

Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają. Może i nie, ale ja wybrałam je zamiast miłości – z pełną świadomością. Dziś mam 35 lat i luksusowe życie, o jakim kiedyś mogłam tylko marzyć: marmurowe blaty w kuchni, garderobę większą niż moje mieszkanie z dzieciństwa i męża, który nigdy nie zapyta, jak się czuję, ale zawsze zapłaci rachunek w najdroższej restauracji.

Wyszłam za Pawła nie z miłości, tylko z rozsądku. Widziałam w nim bilet do świata, w którym nie trzeba drżeć o czynsz. Jego chłód wydawał mi się wtedy siłą. Jego cisza – stabilnością. Dziś wiem, że to tylko pusta przestrzeń, w której zamknęłam samą siebie.

Wieczorami nalewam sobie wina, patrzę przez panoramiczne okna na miasto i próbuję uwierzyć, że podjęłam dobrą decyzję. A kiedy Klara, moja przyjaciółka, zapytała ostatnio, czy jestem szczęśliwa, roześmiałam się.

– Szczęśliwa? Mam wannę z hydromasażem i torebki z logo, które zna cały Instagram. Czego mogę chcieć więcej?

Milczała. Bo przecież obie wiedziałyśmy, czego brakuje naprawdę.

To nie była miłość

– Już jesteś? – zapytałam, słysząc dźwięk drzwi. Paweł rzucił klucze na komodę i bez słowa zdjął płaszcz. – Nie będę jadł kolacji – mruknął. – Jadłem w biurze.

Usiadł przy laptopie, jak zawsze. Bez spojrzenia. Bez cienia zainteresowania. Patrzył w ekran, jakby to on był jego prawdziwą żoną.

Znowu cię nie było cały dzień – zaczęłam. – Myślisz, że ten dom sam się wypełni czymś więcej niż ciszą?

– Julia, nie teraz – westchnął.

– A kiedy? W ogóle ze mną nie rozmawiasz. Nawet nie wiem, co ostatnio czujesz. O ile cokolwiek jeszcze czujesz.

W końcu uniósł wzrok. Lodowaty.

– A ty? Kiedy przestałaś udawać, że chodzi ci o coś więcej niż konto w banku?

Zamrugałam. Jakby spoliczkował mnie słowem.

– Wiedziałaś, co wybierasz – dodał. – Nie udawaj teraz romantyczki.

Wstał i wyszedł z salonu, a ja zostałam. Z winem. Z ciszą. Z myślą, że może ma rację. Usiadłam przy oknie. Spojrzałam na swoje odbicie. Starannie uczesana. Ubrana w jedwab. Pusta w środku. Byłam mu potrzebna do zdjęć, kolacji z kontrahentami, do pozorowania rodziny. Ale przecież ja też grałam. Byłam piękną ramką do jego życia. Tyle że ramka w końcu może pęknąć.

Wtedy to poczułam – pierwszy raz od dawna – że coś się we mnie zmieniło.. Jakby dotarło do mnie, że jeśli tak ma wyglądać reszta moich dni, to może lepiej zaryzykować... nawet samotność.

Spotkałam Tomka

Wyszłam tylko po kawę. Potrzebowałam oddechu, ludzi, dźwięków – czegokolwiek, co nie pachnie kontrolą i chłodem. I wtedy go zobaczyłam. Stał przy rowerze, z kubkiem w dłoni, dokładnie tam, gdzie kiedyś całowaliśmy się pod drzewem w parku. Tomek.

Nie zmienił się wiele. Może trochę więcej siwych włosów, może mniej beztroski w oczach, ale ten uśmiech – ten sam. Gdy mnie zobaczył, zamrugał, jakby nie dowierzał.

– Julia?

– Tomek... – serce mi stanęło. – Boże, ile to lat?

– Dziesięć? Może więcej. – Uśmiechnął się. – Napijesz się ze mną kawy?

Usiedliśmy. W małej kawiarni, gdzie serwują wszystko w kubkach bez logo. On nauczyciel, jak dawniej. Wciąż wynajmuje mieszkanie, jeździ rowerem. Ale mówi o życiu, jakby było czymś więcej niż tabelką w Excelu.

Nie masz już w oczach tego ognia – powiedział nagle. – Pamiętam cię taką... nieokiełznaną. A teraz... jesteś jak rzeźba. Piękna, ale martwa.

Zacisnęłam dłonie na filiżance.

– Ogień nie płaci rachunków – rzuciłam.

– Nie – odparł cicho – ale daje ciepło. Ty wyglądasz, jakby ci było strasznie zimno.

Milczałam. Próbowałam go zbyć żartem, ale każde jego słowo wbijało się we mnie jak igła. Patrzyłam na niego i myślałam: to mógł być mój świat. Może nie bogaty, ale prawdziwy i z miłością.

Po powrocie do domu, zobaczyłam, że Paweł już spał. Jak zawsze. A ja? Nie mogłam zasnąć. Bo coś zaczęło mnie drapać od środka. Coś, czego nie czułam od lat.

Oszukiwałam sama siebie

– Spotkałam Tomka – powiedziałam cicho, mieszając herbatę. Klara uniosła brew.

– Tego Tomka? Od gitar i wielkich słów?

– Tak. Ma trochę siwych włosów i pachnie tanią kawą. I powiedział mi, że nie mam już w oczach ognia.

– No nie… – Klara oparła się o blat. – I co, miałaś ochotę rzucić się w jego ramiona i uciec?

– Nie – prychnęłam. – Ale przez chwilę poczułam się... widziana. Jakby ktoś spojrzał pod moje opakowanie.

– Julia – warknęła nagle Klara. – Ty nie szukałaś miłości. Ty chciałaś trofeum. Paweł był jak wygrana w totka. Problem w tym, że po odebraniu nagrody już cię nikt nie pytał, co dalej.

– To nie tak – zaczęłam, ale przerwała mi.

– Właśnie że tak! – podniosła głos. – Zawsze tłumaczyłaś wszystko rozumem. A teraz płaczesz, że brakuje ci serca? Trochę późno, nie?

Zamilkłam. Wiedziałam, że ma rację. Ale boli, gdy ktoś ściąga z ciebie zbroję, pod którą już nic nie ma. Poczułam się naga. Mała. I strasznie zagubiona.

– Co mam zrobić? – zapytałam, głosem tak cichym, że sama siebie ledwo słyszałam.

Klara westchnęła.

Na początek przestań się oszukiwać. Albo wróć do tego życia i zgaś w sobie wszystko do końca. Albo... zacznij szukać siebie na nowo. Nawet jeśli to oznacza, że stracisz wszystko, co do tej pory zbudowałaś.

Wróciłam do domu i spojrzałam na Pawła, śpiącego w fotelu z laptopem na kolanach. Tak wyglądało moje "wszystko".

Nakryłam męża na zdradzie

Wróciłam wcześniej. Nie dlatego, że coś przeczuwałam – po prostu miałam dość kawiarni, ludzi, udawania. Weszłam cicho, jak zawsze. A potem usłyszałam śmiech. Młody, lekko zduszony kobiecy śmiech dobiegający z sypialni. Serce mi stanęło. Ruszyłam w stronę drzwi, jakbym szła przez wodę. Uchyliłam je i zobaczyłam Pawła. W łóżku. Z kobietą.

Nie zauważyli mnie od razu. Jej sukienka leżała na podłodze, jego koszula przewieszona przez krzesło. On się śmiał. Paweł się śmiał. Tak, jak nie słyszałam go od... właściwie nigdy.

W końcu mnie zobaczył. Spojrzał bez paniki, bez nerwów. Spokojnie. Jakby był przygotowany.

– Julia – powiedział tylko. A potem wzruszył ramionami. – To układ, prawda? Każdy ma to, co chce.

Zamknęłam drzwi. Bez krzyku. Bez sceny. Przeszłam do salonu. Dłonią przetarłam twarz. Jakby zmyć z siebie ostatnie resztki godności. Siedziałam tak długo. Niewzruszona. Słyszałam, jak ta kobieta wyszła. Dopiero po godzinie przyszło tsunami. Wstyd, żal, samotność. I gniew – o to, że dałam się kupić. Że sprzedałam się w zamian za ciszę, komfort i iluzję bezpieczeństwa.

Mogłam mieć miłość. Zamiast tego miałam układ. Po prostu układ.

Byliśmy teraz z różnych światów

Spotkaliśmy się znowu tydzień później. Tomek odezwał się pierwszy. „Wpadnij na herbatę, mam ciasto. Nie pytam o nic” – napisał. Pojechałam. Sama nie wiem, dlaczego.

Siedzieliśmy w jego małym mieszkaniu. Ciasnym, pachnącym cynamonem i życiem. On w dresie, ja w płaszczu za kilka tysięcy. Jakbyśmy należeli do dwóch różnych światów. I może właśnie dlatego tak bardzo potrzebowałam usłyszeć to, co powiedział.

– Wiem, że u ciebie nie jest dobrze. Nie musisz mówić – zaczął. – Ale wiesz, co mnie naprawdę boli?

Spojrzałam na niego, zaskoczona.

– Że gdy wtedy cię kochałem, całym sobą, ty mnie zostawiłaś dla kogoś, kto miał grubszy portfel. A teraz... teraz przychodzisz, gdy mu się znudziłaś.

Zabolało.

– To nie tak, Tomek. Ja się bałam. Chciałam stabilizacji.

– A ja chciałem ciebie – przerwał. – Ale nie wystarczyłem.

Milczałam. Bo co mogłam powiedzieć? Że żałuję? Że codziennie się zastanawiam, jakby to było, gdybym wtedy została?

– Chciałam tylko wiedzieć... czy gdybyś mógł cofnąć czas... – zaczęłam.

– To bym cię nie zatrzymywał – odpowiedział od razu. – Bo jeśli wtedy mnie nie wybrałaś, to znaczy, że mnie nie kochałaś. A ja już nie chcę być planem B.

Łzy cisnęły mi się do oczu. Tomek podszedł, podał mi chusteczkę. Ale nie dotknął. Nie przytulił. Bo już nie był tym chłopakiem, który kiedyś czekał na mnie pod klatką z bukietem bzu. Był kimś innym. Lepszym. Mądrzejszym. A ja? Ja zrozumiałam, że przegrałam wszystko. I z nim. I z samą sobą.

Julia, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama