„Mój mąż mnie zdradził, ale wcale się tym nie przejął. Myślał, że flakon arabskich perfum sprawi, że o tym zapomnę”
„Zajrzałam do galerii. Wszystko skasowane poza zdjęciami naszej córki. Wtedy dotarło do mnie, że on się przygotował. Że nie jest to chwila słabości, jak to czasem mówią w poradnikach. On od jakiegoś czasu prowadził podwójne życie i najgorsze było to, że był w tym skuteczny”.

- Redakcja
Nie jestem kobietą, która robi sceny o byle co. Zawsze uważałam, że związek to przede wszystkim zaufanie, a nie śledzenie drugiej osoby i czytanie jej wiadomości. Ale kiedy przez kilka tygodni mój mąż wracał późno, pachniał innymi perfumami i patrzył na mnie tak, jakby mnie nie znał, coś we mnie drgnęło. Nie chciałam wierzyć, że mógł mnie zdradzić. Wolałam myśleć, że to moja wyobraźnia. Ale prawda sama wypłynęła na powierzchnię – brutalna, bolesna i zimna. Najbardziej bolało to, że on nawet nie próbował udawać skruchy.
Podejrzenia miały zapach
Wszystko zaczęło się od zapachu. Nie mojego. Nie jego. Obcego. Kiedy Paweł wszedł do domu tamtego wieczoru, uśmiechnął się do mnie jak zawsze – ale coś było nie tak. Na jego kurtce unosiła się woń orientalnych perfum, słodkich, ciężkich, zupełnie nie w jego stylu. Pocałował mnie w czoło, rzucił „było sporo roboty” i zniknął w łazience. Przez chwilę wpatrywałam się w drzwi, jakby miały mi wyjaśnić, kim była kobieta, która zostawiła na nim ten zapach.
Nie zapytałam. Jeszcze nie. Ale od tamtego dnia zaczęłam zwracać uwagę. Wracał coraz później. Częściej zerkał na telefon, który do tej pory zostawiał wszędzie, a teraz nosił przy sobie nawet do toalety. Zaczął więcej dbać o siebie – nowa fryzura, koszule starannie wyprasowane, nawet buty wypastowane tak, że lśniły jak lustra. A w weekendy – zmęczony, nie w humorze, bez chęci na nasze dawne, sobotnie śniadania w piżamach.
– Dobrze się czujesz? – zapytałam któregoś wieczoru, gdy ziewał i znów mówił, że pracował do późna.
– A co ma mi być? Zwyczajnie jestem padnięty – burknął.
Nie drążyłam. Ale czułam się jak idiotka. Kobieta, która udaje, że wszystko gra, bo nie chce przyznać, że być może właśnie wali się jej małżeństwo. A potem znalazłam jego koszulę na dnie kosza na pranie. Pachniała tym samym, obcym zapachem. Tyle że tym razem była też szminka. Delikatna smuga przy kołnierzyku.
Ślady na koszuli i w telefonie
Stałam nad pralką z jego koszulą w dłoni, jakby była czymś obcym, jakimś dowodem z policyjnego archiwum. Ślad szminki był ledwo widoczny, ale nie trzeba było lupy, żeby go dostrzec. Różowy. Zbyt delikatny, żeby należał do mnie. Nie malowałam się tak od lat. Przez chwilę tylko wpatrywałam się w ten kołnierzyk, a potem po prostu usiadłam na zimnej podłodze i gapiłam się w ścianę.
Wzięłam telefon. Jego. Leżał na stole – po raz pierwszy od miesięcy bez opieki. Paweł był pod prysznicem. Z bijącym sercem odblokowałam ekran. Hasło się nie zmieniło. Zajrzałam do wiadomości. Same suche rozmowy z klientami i znajomymi. Ale coś mi nie pasowało – w historii połączeń brakowało kilku numerów, które wcześniej widziałam. Była pusta. Zbyt pusta.
Zajrzałam do galerii. Wszystko skasowane poza zdjęciami naszej córki. Wtedy dotarło do mnie, że on się przygotował. Że nie jest to „chwila słabości”, jak to czasem mówią w poradnikach. On od jakiegoś czasu prowadził podwójne życie i najgorsze było to, że był w tym skuteczny.
Gdy wyszedł z łazienki, spojrzałam na niego długo.
– Wszystko okej? – zapytał, wycierając włosy ręcznikiem.
– A powinno nie być? – odpowiedziałam najspokojniej, jak potrafiłam.
– No nie wiem. Masz jakąś dziwną minę – wzruszył ramionami.
Uśmiechnęłam się sztucznie. Nie zamierzałam jeszcze nic mówić. Najpierw chciałam być pewna. Ale w sercu już wiedziałam. Tylko czekałam, aż się sam potknie.
Zupełnie bez skruchy
Nie musiałam długo czekać. Wszystko rozegrało się cztery dni później. Piątek. Wrócił później niż zwykle, nawet nie raczył wysłać SMS-a. Weszłam do sypialni, kiedy ściągał buty. Rzucił na mnie szybkie spojrzenie, ale bez cienia winy. Jakby wracał od kolegi, nie z cudzego łóżka.
– Gdzie byłeś? – zapytałam spokojnie.
– Mówiłem ci, że mam spotkanie z klientem – rzucił bez zastanowienia.
– O tej porze? – uniosłam brwi. – Wiesz, bo widziałam, że twoje „spotkania” pachną bardzo konkretnymi perfumami. I mają szminkę w kolorze brzoskwini na kołnierzyku.
Zamarł. Ale nie wyglądał na zszokowanego. Nie udawał, nie tłumaczył się. Usiadł na łóżku, westchnął ciężko i powiedział:
– No i co mam ci teraz powiedzieć?
– Może prawdę? Choć raz.
– Tak. Spotykam się z kimś. Ale to nic takiego, rozumiesz? Przelotna sprawa. Nie chciałem z tego robić dramatu.
Wbiłam w niego wzrok. Przelotna sprawa. Naprawdę? Myślał, że tymi słowami coś naprawi?
– A ja? – zapytałam cicho. – Co ze mną?
– Z tobą... jesteśmy razem, mieszkamy razem, mamy dziecko. Przecież nie zamierzam niczego zmieniać. Po prostu czasem... człowiek musi trochę odetchnąć.
Nie wierzyłam, że to mówi. Tak zwyczajnie. Bez żalu, bez wyrzutów sumienia. Jakby opowiadał, że zjadł obiad na mieście bez mojej wiedzy. Poczułam, że coś się we mnie przesunęło. Jeszcze nie pękło, ale już nie było na miejscu.
Coś za coś?
Następnego dnia obudziłam się wcześnie. Paweł spał obok, jakby nic się nie wydarzyło. Jakby rozmowa z poprzedniego wieczoru nie miała znaczenia. Wstałam, ubrałam się i wyszłam z domu bez słowa. Nie miałam planu, nie wiedziałam, dokąd idę, ale czułam, że muszę się od tego wszystkiego oddalić choć na chwilę.
Spacerowałam po centrum handlowym bez celu, aż nagle, przy jednej z witryn, coś mnie zatrzymało. Luksusowy butik z orientalnymi perfumami. Przypomniałam sobie ten zapach z jego kurtki. Głęboki, intensywny, zupełnie nie nasz. Weszłam do środka.
– W czym mogę pomóc? – zapytała uśmiechnięta konsultantka.
– Szukam czegoś... co sprawia, że kobieta zostaje w czyjejś pamięci – odpowiedziałam.
Podała mi kilka flakonów. Testowałam, wąchałam, ale nic nie robiło na mnie wrażenia. Aż w końcu podała mi ten jeden. Ten sam. Znajomy. Poczułam go i... prawie się cofnęłam.
– Ten znam – powiedziałam, bardziej do siebie niż do niej.
Wyszłam stamtąd w pośpiechu. Nie chciałam już tego czuć. Gdy wróciłam do domu, czekał na mnie. Uśmiechnięty.
– Kupiłem ci coś – powiedział, wyciągając do mnie torebkę z logo perfumerii.
Otworzyłam torebkę i mnie zmroziło. To były te perfumy. Perfumy tej kobiety. Moja twarz znieruchomiała.
– Myślałem, że... to cię ucieszy.
Zaniemówiłam. Naprawdę myślał, że flakon perfum zasłoni zdradę?
Nie tak pachnie miłość
Wieczorem postawiłam flakon na komodzie w sypialni. Paweł ucieszył się bardziej, niż powinien. Podszedł, powąchał korek i powiedział:
– No widzisz, mówiłem, że to wyjątkowy zapach. Kojarzy mi się z czymś... egzotycznym.
Nie zareagowałam. Usiadłam na łóżku i patrzyłam, jak otwiera buteleczkę i psika sobie nadgarstek. Przymknął oczy, uśmiechnął się. W głowie miał pewnie nie mnie, tylko tamtą. A może nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Może naprawdę wierzył, że wystarczy zmienić narrację, użyć tych samych perfum, ale tym razem wspólnie – i wszystko się zresetuje.
– Chciałbym, żebyśmy zaczęli od nowa – powiedział, siadając obok. – Bez wypominania, bez dramatów. Przecież... nic się nie stało. Przespałem się z kimś parę razy. Tyle.
Spojrzałam na niego, jakby był kimś zupełnie obcym. Kiedyś potrafił godzinami prosić mnie o przebaczenie, kiedy zapomniał o naszej rocznicy. A teraz...? „Nic się nie stało”?
– Wiesz, Paweł – zaczęłam cicho. – Ty naprawdę myślisz, że jak kupisz perfumy, to wszystko wróci do normy?
– Nie chcę, żebyś cierpiała. Naprawdę.
– Nie chcesz, żebym cierpiała... Ale to zrobiłeś. I nawet nie próbujesz tego zrozumieć.
Wstałam. Otworzyłam okno. Powietrze było rześkie. Takie, które nie pachniało niczym. Ani kłamstwem, ani wyparciem, ani perfumami, które miały udawać początek, a pachniały końcem.
– Nie wiem jeszcze, co zrobię. Ale już wiem, że nie chcę być tą, którą się uspokaja prezentami.
Perfumy na zgodę
Flakon perfum stoi na tej samej komodzie. Nie wyrzuciłam go. Nie dlatego, że coś znaczy. Właściwie przeciwnie – bo już nie znaczy nic. Stał się symbolem tej dziwnej próby, jaką Paweł podjął, żeby przekupić mnie zapachem, zamiast przeprosić sercem. Czasem jeszcze czuję tę woń w powietrzu, kiedy przechodzę obok, i przypomina mi to nie jego, nie ją, ale mnie samą – z tamtego momentu, kiedy po raz pierwszy pozwoliłam sobie pomyśleć, że nie muszę się na wszystko godzić.
Paweł się nie zmienił. Nadal twierdzi, że mnie kocha, ale nie widzi w tym, co zrobił, nic złego. Mówi, że przecież jestem jego żoną, matką jego dziecka, że to, co się wydarzyło, to był „błąd”, „chwila słabości”. Ale to nie była chwila. To była seria wyborów, które podejmował dzień po dniu. Ja też zaczęłam wybierać – siebie.
Nie wyprowadziłam się. Jeszcze nie. Daję sobie czas. Szukam pracy, odkładam pieniądze, rozmawiam z terapeutką. Nie chcę rzucać się w kolejną skrajność – najpierw udawałam, że nic się nie dzieje, potem chciałam wszystko spalić. Teraz szukam równowagi. A może odwagi.
Bo wiem już jedno: nie każdy prezent zasługuje na wdzięczność. I nie każda kobieta musi udawać, że jej nie boli, tylko dlatego, że dostała ładne pudełko z wstążką. Nie jestem pewna, co przyniesie przyszłość. Ale jestem pewna, że nie da się nią zarządzać flakonem arabskich perfum.
Iga, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż mnie ciągle zdradzał, a teraz nasz syn robi to samo swojej żonie. Nauka tatusia nie poszła w las”
- „Mąż dał mi prezent, mówiąc, że to moje ulubione perfumy. Musiał mnie z kimś pomylić, bo nie znoszę arabskich zapachów”
- „Myślałam, że mój mąż zdradził mnie tylko raz i mu wybaczyłam. Szybko udowodnił, że nie zasługuje na drugą szansę”

