„Mój mąż mnie ciągle sprawdza i bada nasze paragony. Mówi, że ta kontrola, jest wyrazem jego miłości”
„Zazdrość odbierała mu rozum. Kilkukrotnie przyłapałam go na czytaniu moich wiadomości albo przeglądaniu mi torebki. – Czego szukasz, przepraszam? – pytałam wtedy chłodno. – Przekraczasz moje granice. – A masz coś do ukrycia? Gdybyś nie miała, to byś tak nie reagowała! – atakował mnie”.

- Listy do redakcji
Jak można cały czas deklarować komuś, że jest dla nas najważniejszą osobą na świecie, że kocha się ją całym sercem i jest się gotowym zrobić dla tej osoby wszystko, a jednocześnie obsesyjnie ją kontrolować i zwyczajnie sprawiać jej ból? Ja nie wiem, ale mój mąż jest w tym mistrzem...
Z pełną świadomością mówię, że mój mąż nie tylko mnie kocha, ale jest we mnie zakochany. Tak samo gorąco i namiętnie, jak na samym początku naszego związku, a wydaje mi się, że jest to wielka rzadkość, żeby po dwudziestu latach małżeństwa nadal czuć do siebie taki pociąg i taką fascynację, jak na początku. Dlatego często słyszę, że jestem szczęściarą i powinnam się cieszyć, że mam takiego męża. No i się cieszę. Ale... Tymon jest niezwykle kontrolujący, a ja coraz bardziej mam tego dosyć. Ale może zacznę od początku...
Poznaliśmy się jeszcze w liceum w małym miasteczku, z którego obydwoje pochodziliśmy. To Tymek o mnie zabiegał. Ja na początku byłam do niego nastawiona dość obojętnie. Wydawał się być fajny, a na pewno ujmował manierami i wielkim zainteresowaniem, którym mnie obdarzał, ale odnosiłam wrażenie, że jest nieco sztywny. Nie rozumiał niektórych moich dowcipów, bardzo brał do siebie wszelkie przytyki, choć większość z nich była tylko niewinnymi żartami i zapalał się, kiedy temat schodził na coś, co było dla niego osobiście ważne. A ważne było dla niego wiele rzeczy, bo miał niezwykle surowe zasady – zwłaszcza jak na nastolatka.
– Oj, jeszcze kiedyś odpuścisz – śmiałam się. – Każdy się radykalizuje w młodym wieku, a potem trochę mu się poglądy zmieniają, łagodnieją.
– Nie ma opcji. Ja traktuję bardzo poważnie to, co deklaruję. Nie zmieniam zdania – upierał się bardzo poważnie.
Pewnie czytając tę historię z boku można sobie pomyśleć: „Co ona w ogóle widziała w takim sztywniaku?”. Już tłumaczę: w końcu Tymek uwiódł mnie swoją ogromną miłością do mnie. Gdy inni chłopcy mieli jeszcze pstro w głowie, bawili się dziewczynami, skakali z kwiatka na kwiatek, on pewnie deklarował, że chciałby ze mną założyć rodzinę i spędzić resztę życia.
– Co ty, jeszcze piętnaście razy ci się zmieni – nabijałam się z niego.
– Jak możesz tak mówić! – wściekał się wtedy. – Ja nie rzucam słów na wiatr!
– No dobrze, już dobrze – uspokajałam go. – Wierzę ci i dziękuję. Bardzo to doceniam.
Był istnym ideałem
Obsypywał mnie kwiatami, zawsze otwierał przede mną drzwi i nie pozwalał mi płacić na randkach. Skakał wokół mnie, kiedy byłam chora lub po prostu gorzej się czułam i bronił mnie przed głupimi docinkami kolegów i koleżanek.
– To jest chłopak, który nie opuści cię do grobowej deski, Asia. Dojrzały, pewny tego, czego chce. Namyśl się szybko, bo zaraz znajdzie sobie bardziej zdecydowaną dziewczynę – suszyła mi głowę mama.
– Ale ja dopiero co skończyłam liceum! Mam się już wiązać z pierwszym poważniejszym chłopakiem? – kłóciłam się.
– Wydaje ci się, że tego kwiatu jest pół światu, ale to nieprawda. Trafić na dobrego, odpowiedzialnego mężczyznę, który będzie ci wierny i jest gotów skoczyć za tobą w ogień to wcale nie taka prosta sprawa. Niektóre kobiety szukają takiego do końca życia, a tobie trafił się już na początku. Doceń to! – rugała mnie.
Dla mojej matki cały czas byłam roztrzepaną, niedojrzałą dziewczynką. Regularnie pouczała mnie, że powinnam już „spoważnieć” i zająć się bardziej dorosłymi rzeczami niż tylko gadanie z koleżankami o głupotach, chodzenie na imprezy i spisywanie prac domowych na przerwach zamiast przyłożyć się do nauki. Miała wiele wspólnego z Tymkiem, dlatego tak za nim przepadała.
Skusiłam się na to życie
Na początku faktycznie trochę się wzbraniałam przed tak wczesną decyzją o związaniu swojego życia z jednym człowiekiem, ale finalnie uległam pokusie. Tymek tak mnie adorował, a rodzice tak zachęcali, że zaangażowałam się w ten związek na poważnie. I nie żałowałam. Kiedy tylko pozwoliłam sobie na to, żeby zakochać się w Tymonie, stałam się przeszczęśliwa. Dziewczyny, które przechodziły wtedy przez burzliwe, niedojrzałe związki z chłopakami ze studiów, cały czas mi zazdrościły.
– Ile ja bym dała, żeby Maciek był taki dojrzały! Dla niego liczy się tylko piwko z kolegami i całymi dniami mógłby siedzieć przed komputerem i grać w gry! A Tymon? On myśli tylko o tobie! – zachwycały się.
Faktycznie, Tymonowi nie były w głowie głupoty. Kiedy chciał się z kimś spotkać, zawsze najpierw pytał mnie o zdanie i upewniał się, że nie chciałabym z nim czegoś zaplanować. Bez gadania chodził ze mną na rodzinne imprezy, nigdy nie mówił mi, że nie ma dla mnie czasu, albo że wolałby iść gdzieś z kumplami czy posiedzieć w domu.
Jako że traktował naszą relację bardzo poważnie, nie byłam zdziwiona, gdy już rok później poprosił mnie o rękę. Za pierwszym razem się nie zgodziłam, mimo że go kochałam.
– Jesteśmy jeszcze tacy młodzi... Pobądźmy ze sobą, upewnijmy się, po prostu pokorzystajmy jeszcze z życia! – namawiałam go.
– Nie muszę się upewniać, ja już jestem pewien – odpowiedział lekko urażony.
– Wiem i bardzo to w tobie kocham, ale dla mnie to jeszcze przerażające... Mamy ledwo po dwadzieścia lat. Zaczekajmy chociaż do końca studiów.
Przez dwa dni trzymał mnie na dystans, był bardzo zraniony. Ale w końcu nie miał wyboru i się ze mną zgodził. Wzięliśmy ślub trzy lata później. I tak byliśmy młodzi i tak posądzano nas o wpadkę, ale nie przejmowałam się tym. Studia były wyimaginowaną barierą w mojej głowie, terminem, po którym „nieroztropne, zbyt młode małżeństwo” zamieniało się w „świadomą, mądrą decyzję”.
Miłość miała swoją cenę
Nie mogę powiedzieć, że ten ślub był błędem. Przez wiele lat byłam szczęśliwa. Spędziliśmy razem już prawie dwie dekady i mogę śmiało powiedzieć, że miałam z Tymonem znacznie mniej problemów niż wiele moich koleżanek ze swoimi partnerami. Myślę jednak, że dla Tymona małżeństwo znaczyło więcej niż dla mnie. Kochał mnie, ale jednocześnie cały czas się bał, że mnie straci. Miał cały szereg zalet, ale to była akurat jedna z jego wad. Był zaborczy, zazdrosny, niepewny siebie.
– Ile razy mam ci powtarzać, że cię kocham i nie mam zamiaru od ciebie odchodzić? – rzucałam mu podczas wszystkich naszych kłótni.
Często kłóciliśmy się o to, że wyszłam na kawę z kolegą albo że napisał do mnie dawny znajomy z gimnazjum.
– Ty nie wiesz, jacy są faceci! Oni wszyscy by chcieli się z tobą umówić, ale będą tak sobie wydreptywać ścieżkę krok po kroku. Najpierw kawa, potem kino, a potem będą próbowali cię obłapiać! – pienił się.
– Tymek, o czym ty mówisz? Przecież ja nie jestem zainteresowana! – argumentowałam, ale nigdy go to nie przekonywało.
Myślałam, że mu przejdzie
Znosiłam napady zazdrości z cierpliwością, ale, zamiast słabnąć, one z czasem tylko zyskiwały na sile. Doszło do tego, że Tymon wyprowadzał się z sypialni, bo znalazł paragon z restauracji, na którym były dwa dania.
– Czyś ty zupełnie oszalał? Przecież byłam tam z koleżanką z pracy! W przerwie na lunch w pracy! – broniłam się, ale on nie chciał słuchać.
– Jakoś wcześniej nic nie mówiłaś ani o tym lunchu, ani o tej koleżance. Dlaczego mam ci wierzyć? Poza tym, jaka kobieta zamawia stek i piwo w środku dnia? – upierał się.
Zazdrość odbierała mu rozum. Kilkukrotnie przyłapałam go na czytaniu moich wiadomości albo przeglądaniu mi torebki.
– Czego szukasz, przepraszam? – pytałam wtedy chłodno. – Przekraczasz moje granice.
– A masz coś do ukrycia? Gdybyś nie miała, to byś tak nie reagowała! – atakował mnie.
– Tak się nie da żyć! – wrzasnęłam w końcu któregoś razu.
Po raz pierwszy zareagowałam aż tak nerwowo i tak ostro. Tymon chyba się trochę przestraszył. Wtedy to ja uciekłam „z fochem”. Spakowałam torbę i pojechałam do rodziców. Powiedziałam mu, że muszę się zastanowić.
To było kilka dni temu. Tymon już następnego dnia zaczął do mnie wypisywać, przepraszać, mówić mi, że jestem kobietą mojego życia i nie może się pogodzić z tym, że mógłby mnie stracić. Ale nie po raz pierwszy słyszę takie wyznania... I szczerze mówiąc, coraz częściej myślę o rozstaniu. Przez te wszystkie lata zawsze dawałam się przekonywać. Mamie, przyjaciółkom, sobie samej. Wmawiałam sobie, że nie ma ideałów i że powinnam odpuścić Tymonowi tę jedną wadę, skoro ma tyle zalet i tak bardzo obsypuje mnie miłością. Ale ileż można żyć w ciągłym poczuciu, że kolejna bezpodstawna awantura jest tuż za rogiem?
Joanna, 42 lata
Czytaj także:
- „Moje dzieci nie akceptują mojego nowego partnera. Mówią, że w moim wieku jest to niesmaczne i obrzydliwe”
- „Mąż zainteresował się edukacją syna dopiero w liceum. Latał do jego wychowawczyni na wywiadówki i na zaplecze”
- „Pod sklepem znalazłam portfel wypchany pieniędzmi. Musiałam zdecydować, czy zachować się uczciwie, czy spełnić marzenia”

