„Mój mąż miał tyle kochanek, że musiał prowadzić grafik spotkań. Nie wiem, jak mogłam być ślepa przez tyle lat”
„Stałam jak wmurowana. Serce waliło mi w piersi, jakby chciało się wyrwać. Mówił to tak, jakby to było najnormalniejsze na świecie. Kłamał mi w żywe oczy, dzień po dniu. Przysięgał, że mnie kocha, że jestem jego całym światem – a potem zamykał się za drzwiami, by mówić >kochanie< do innej”.

- Redakcja
Na początku wszystko wyglądało jak bajka. Mój mąż był czarujący, opiekuńczy i potrafił rozśmieszyć mnie do łez nawet w najgorszy dzień. Znajomi mówili, że jesteśmy idealną parą, a ja głupia w to wierzyłam. Przez lata nie zauważałam sygnałów, które dzisiaj wydają mi się aż nazbyt oczywiste. Ciągłe delegacje, wieczne spotkania po godzinach, dziwne SMS-y i zapach damskich perfum, który wciąż tłumaczył „koleżanką z biura”. Przymknęłam oczy na zbyt wiele rzeczy. Aż do dnia, w którym znalazłam w jego telefonie grafik spotkań z... kochankami. I wtedy wszystko się we mnie przewróciło.
Kiedyś był moim ideałem
Poznaliśmy się na sylwestrze u wspólnych znajomych. Ja byłam świeżo po rozstaniu, zrezygnowana i przekonana, że wszyscy faceci są tacy sami – niewarci zachodu. On wręcz przeciwnie – pewny siebie, wesoły, umiał zagadać do każdego. Zatańczył ze mną trzy razy, zapytał, czy może mnie odprowadzić do domu, a potem… codziennie pisał. Zasypywał mnie wiadomościami, śmiesznymi memami, dobrym słowem. Przez pierwsze tygodnie miałam wrażenie, że żyję w filmie romantycznym. Taki troskliwy, taki zaangażowany. Wydawało się, że naprawdę mu zależy.
– Wiesz, nie spotkałem jeszcze takiej kobiety jak ty – powiedział mi pewnego wieczoru. – Z tobą chce się być. Chce się wracać do domu.
I rzeczywiście wracał. Gotował kolacje, przynosił kwiaty bez okazji, zmywał naczynia. Był taki, o jakim marzy każda kobieta. Moja mama zakochała się w nim od razu.
– Złoto nie facet – powtarzała.
A ja się cieszyłam, że wreszcie mam coś, czego zazdroszczą mi inne dziewczyny. Po roku się oświadczył. Ślub był skromny, ale pełen emocji. Trzymał mnie za rękę przez całą ceremonię, jakby nie chciał wypuścić. Obiecywał, że zawsze będę dla niego najważniejsza. I przez kilka pierwszych lat naprawdę czułam się jak księżniczka. Gdy wracał z pracy, przytulał mnie i pytał, jak minął mi dzień. Całował mnie w czoło przed snem. Nie miałam pojęcia, że ten mój książę prowadzi drugie życie, którego ja byłam tylko częścią.
Pojawiły się pierwsze podejrzenia
Pierwszy raz poczułam ukłucie niepokoju, gdy wrócił do domu z czerwonym śladem na szyi. Twierdził, że zaczepił się kołnierzem o metalową półkę w magazynie. Nie dopytywałam, ale coś mnie ścisnęło w żołądku. Tydzień później zadzwoniłam do niego późnym wieczorem – nie odebrał. Wysłał mi SMS: „Zebranie się przeciąga, dam znać później”. I dał – po północy. A wcześniej nigdy nie wracał tak późno.
Zaczęły się też coraz częstsze wyjazdy służbowe. Kiedyś planował wszystko ze mną, pakował się dzień wcześniej, zostawiał karteczki z serduszkami. Teraz znikał w pośpiechu, rzucając tylko „wrócę w piątek”. W piątki wyglądałam przez okno jak idiotka, licząc, że jego auto pojawi się za zakrętem. A kiedy wchodził do domu i całował mnie w czoło jak zawsze, coś mi już nie pasowało. Ten pocałunek był jakby mechaniczny. Pusty.
Zaczęłam zaglądać do jego kieszeni. W jednej z marynarek znalazłam paragon za dwie kawy i sernik w kawiarni, w której nigdy ze mną nie był. Zapytałam:
– Byłeś wczoraj w „Cynamonie”?
– Tak, z klientem. Przyszedł spóźniony, to zamówiłem coś na szybko.
Nie miałam dowodów, tylko przeczucia. Ale te przeczucia robiły się coraz bardziej natarczywe. Czułam, że coś się dzieje, ale nie umiałam nazwać tego głośno. Bałam się. Bo jeśli prawda okazałaby się taka, jaką podpowiadała mi intuicja – to cały mój świat ległby w gruzach.
Grafik spotkań z kobietami
Znalazłam go przez przypadek. Przesuwałam dokumenty w szufladzie biurka, szukając umowy z ubezpieczalni. Wśród faktur i zapisków wpadł mi w ręce czarny notes. Zwykły, niewielki, skórzana oprawa. Mój mąż zawsze był zorganizowany, miał notatniki na wszystko – jeden do pracy, drugi na domowe sprawy, trzeci na treningi. Uznałam, że to po prostu kolejny z nich.
Ale coś mnie tknęło. Może fakt, że nie był podpisany. Może to, że był wepchnięty za segregator, jakby schowany. Otworzyłam go i już na pierwszej stronie poczułam, że coś jest nie tak. „Wtorek – Ania, 18:00. Czwartek – Sylwia, kolacja. Sobota – Luiza, kino 16:30”. Imiona, daty, godziny. A przy niektórych serduszka. Jeden tydzień, trzy kobiety.
Przewróciłam kartkę. Kolejny tydzień. I kolejny. Wszystko zapisane co do dnia, godziny. Czasem miejsce: „W hotelu”, „u niej”, „u mnie – ostrożnie!”. Nie byłam w stanie tego pojąć. Miałam przed oczami grafik spotkań… z kochankami mojego męża. Każdy tydzień jak dobrze zaplanowany harmonogram zdrad.
Zaczęłam się trząść. Notes wypadł mi z rąk. Usiadłam na podłodze, wpatrując się w tę czarną okładkę, jakby miała mi wyjaśnić, dlaczego. Dlaczego mnie, dlaczego teraz, dlaczego on. Przez chwilę miałam absurdalną nadzieję, że to nie jego pismo. Ale znałam te literki, te jego esy-floresy. Pisał to własną ręką. Czułam się, jakbym przez lata żyła w czyimś teatrze. I właśnie odkryłam kulisy.
Rozmowy przez zamknięte drzwi
Nie powiedziałam mu od razu, że znalazłam notes. Schowałam go z powrotem na dno szuflady, tak jak był. Chciałam wiedzieć więcej. Potrzebowałam zrozumieć, z kim naprawdę żyję. Zaczęłam go obserwować. Udawałam, że wszystko jest po staremu, że śmieję się z jego sucharów i czekam z kolacją, choć w środku gotowało się we mnie wszystko.
Któregoś wieczoru zamknął się w gabinecie, jak to robił od jakiegoś czasu. Powiedział, że ma ważną wideokonferencję z klientem. Zrobiłam herbatę i stanęłam za drzwiami. Nie słyszał mnie. Jego głos był inny – ciepły, zmysłowy, jakby mówił do kogoś, kogo naprawdę pragnął.
– Kochanie, już za tobą tęsknię… Nie, nie mogę dziś. Żona coś podejrzewa. Tak, wiem, ale jeszcze chwila… Nie martw się, już niedługo wszystko się ułoży.
Stałam jak wmurowana. Serce waliło mi w piersi, jakby chciało się wyrwać. Mówił to tak, jakby to było najnormalniejsze na świecie. Kłamał mi w żywe oczy, dzień po dniu. Przysięgał, że mnie kocha, że jestem jego całym światem – a potem zamykał się za drzwiami, by mówić „kochanie” do innej. Gdy wrócił do salonu, uśmiechnął się i zapytał, czy obejrzymy coś razem. Wzięłam łyk herbaty, która zdążyła wystygnąć. Kiwnęłam głową.
– Jasne. Może coś lekkiego?
Nie miałam już siły walczyć. Chciałam tylko dowiedzieć się, jak daleko to wszystko zaszło.
Wszystko się posypało
Wiedziałam, że nie wytrzymam długo tej gry. Patrzenie na niego, słuchanie, jak mówi „dobranoc” z uśmiechem, podczas gdy przed chwilą pieścił inne kobiety słowami, bolało bardziej, niż sądziłam. Ale potrzebowałam czasu. Chciałam zobaczyć, co jeszcze ukrywa. I jak długo uda mu się udawać.
Któregoś dnia znów wyjechał „w delegację”. Powiedział, że to dwa dni, klient spod Krakowa, że nie ma zasięgu, ale będzie pisał. Nie napisał. Zalogowałam się na jego komputerze – znałam hasło. Weszłam na jego maila. I tam to było: potwierdzenie rezerwacji apartamentu nad jeziorem, dla dwóch osób, imienne. Z datą naszego rocznicowego weekendu, który odwołał, mówiąc, że „niestety praca”.
Nie wiem, co we mnie pękło – może wszystko. Zrobiłam zdjęcia notatnika, maili, screeny wiadomości z jego telefonu, który zostawił podłączony do ładowarki. I kiedy wrócił, czekałam już z walizkami.
– Co robisz? – zapytał, stając w drzwiach, zdziwiony.
– To ja się powinnam zapytać. Sylwia, Luiza, Ania… Co, nie pasują do twojego grafiku na dziś?
Zbladł. Jego twarz kompletnie straciła wyraz. Przez kilka sekund patrzył na mnie, nie mogąc wydobyć słowa.
– Skąd…?
– Z twojego życia, które tak sprytnie sobie zaplanowałeś. Z notesu. Z rozmów za drzwiami. Z twojego idealnie ułożonego świata.
Wyszedł z domu bez słowa. I już nigdy nie wrócił.
Prawda w końcu ma głos
Przez pierwsze dni po jego wyjściu nie potrafiłam nic robić. Leżałam na kanapie z kubkiem zimnej herbaty, wciąż w tych samych dresach, patrząc w sufit i pytając siebie: jak mogłam być taka ślepa? Jakim cudem nie widziałam tego wszystkiego przez tyle lat? Przecież miałam go na wyłączność… tak mi się wydawało.
Znajomi mówili: „Jesteś silna”, „Dobrze, że się z tego wyrwałaś”. Ale ja czułam się jak wrak. Nie dlatego, że za nim tęskniłam – nie, ja tęskniłam za iluzją. Za wyobrażeniem faceta, który nigdy nie istniał. Może dlatego tak długo go nie podejrzewałam – bo w mojej głowie był kimś innym. Może nawet lepszym, niż był naprawdę.
Z czasem zaczęło mi być… lżej. Nie czułam już strachu, kiedy dostawałam SMS-a. Nie analizowałam każdego spojrzenia, każdego „kocham cię” wypowiedzianego zbyt mechanicznie. Zrozumiałam, że nie można nikogo zatrzymać przy sobie, jeśli ten ktoś chce żyć podwójnym życiem. I że nie jestem winna jego zdradom. On to zaplanował. Skrupulatnie, metodycznie, niemal z precyzją księgowego. A ja byłam tylko jedną z rubryk w jego tabeli.
Złożyłam pozew o rozwód. Nie chciałam go widzieć ani słuchać jego tłumaczeń. Wszystko, co mogłam wiedzieć, już wiedziałam. Wróciłam do pracy, zapisałam się na jogę. Czasem jeszcze budzę się z uczuciem, że wszystko to był zły sen. Ale potem patrzę na puste miejsce obok i wiem, że ten sen się skończył. Mam teraz jedną zasadę: nie ignoruję intuicji. Bo prawda zawsze znajduje sposób, by w końcu przemówić.
Justyna, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Ja od 3 godzin szykowałam kolację na rocznicę, a mój mąż i tak wolał sos grzybowy teściowej. Musiałam przerwać tę farsę”
- „Chłopak namówił mnie na pożyczkę w banku, a potem zostawił na lodzie. Dorosłość kosztuje więcej niż rata za mieszkanie”
- „Po awansie mąż zmienił się nie do poznania. Kupuje perfumy za 800 złotych, a ja robię dzieciom kanapki z mortadelą”

