Reklama

Byliśmy razem od studiów. Z Tomkiem poznaliśmy się na drugim roku – ja studiowałam zarządzanie zasobami ludzkimi, on logistykę. Pociągała mnie jego pewność siebie i ten uśmiech, który rozbrajał nawet najbardziej zasadniczych wykładowców. Ja byłam raczej poukładaną osobą. Nigdy nie lubiłam się wychylać, zawsze musiałam mieć wszystko zaplanowane. On – wieczny spontan. Może dlatego do siebie pasowaliśmy?

Od pięciu lat tworzyliśmy małżeństwo, które z zewnątrz wyglądało całkiem dobrze. Nikt się nie domyślał, że od jakiegoś czasu między nami było coraz więcej ciszy. Rozmawialiśmy, ale to były rozmowy o zakupach, rachunkach, jego wyjazdach. Coraz rzadziej pytał, jak mi minął dzień. Coraz częściej zasypiał przede mną. Czasem zastanawiałam się, czy jeszcze się kochamy, czy już tylko razem funkcjonujemy.

Ostatnio był w delegacji. Znowu. Tym razem Kraków. Wracał późno, bo „został na spotkaniu do końca”. Gdy przyszedł, pachniał jakimś obcym mydłem z hotelu i był zmęczony. Nie przytulił mnie. Po prostu wszedł, rzucił torbę na krzesło i poszedł się położyć.

– Jak było? – zapytałam cicho, siadając na brzegu łóżka.

– Długo, nudno. Chcę tylko spać – mruknął, odwracając się do ściany.

Nie ciągnęłam tematu. Przykryłam się kołdrą i patrzyłam w sufit. Przez kilka sekund miałam wrażenie, że serce bije mi szybciej. Ale to zignorowałam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że za kilka dni wszystko się posypie.

Miał apartament dla dwojga

Telefon zadzwonił w środowe popołudnie, gdy właśnie kończyłam wklepywać raport do systemu. Na ekranie pojawiło się imię, którego nie widziałam od lat: Karolina. Stara znajoma ze studiów, z którą kiedyś trzymałyśmy się dość blisko, ale potem kontakt się urwał. Odebrałam z lekkim zdziwieniem.

– Cześć, Julia! – usłyszałam wesoły głos. – Ale numer, właśnie przeglądałam rejestr rezerwacji i… znalazłam was! Myślałam, że się wpadniecie przywitać!

Znalazłaś nas? – zapytałam zdezorientowana.

– No, pracuję teraz w Hotelu Czarny Las, w recepcji. Twój mąż zarejestrował się u nas w weekend. Rezerwacja na Tomasza. Pokój 304. Romantyczny apartament dla dwojga – zachichotała. – Szkoda, że się nie spotkaliśmy. I jak wam się podobał pokój?

Przez moment nie wiedziałam, co powiedzieć. W głowie miałam tylko jedno słowo: romantyczny. Tomek mówił, że jedzie sam, w sprawach służbowych. Żadnych romantycznych wystrojów, żadnych apartamentów. Tylko praca.

– Przepraszam… Jaki pokój? – zapytałam już znacznie ciszej.

– No… apartament z pakietu „Weekend dla dwojga”! Szampan, truskawki, świeczki, takie klimaty – odparła. – Julia? Jesteś tam?

– Tak… jestem. Było super – głos mi zadrżał. – Karolina, muszę kończyć. Oddzwonię.

Rozłączyłam się, zanim usłyszała coś więcej. Patrzyłam tępo w monitor. Poczułam, jak żołądek zaciska się w supeł. Weekend dla dwojga. W tym samym czasie, kiedy ja siedziałam sama w domu, z książką, przekonana, że mój mąż pracuje do późna. Czułam, jak gaśnie we mnie coś, czego nie umiałam nazwać.

Kłamał jak z nut

Wieczorem, kiedy Tomek wszedł do domu z siatką zakupów, w której był tylko jogurt i butelka wody, już wiedziałam, że nie wytrzymam do jutra. Wpatrywałam się w niego uważnie, jakbym widziała go pierwszy raz.

– Jak było w pracy? – zapytał z uśmiechem, zdejmując buty.

– Powiedz mi jedno – zaczęłam, starając się opanować – z kim byłeś w Krakowie?

Zamarł z butem w dłoni.

– Przecież mówiłem. Sam. Służbowo.

– Sam? – powtórzyłam, podchodząc bliżej. – Czyli to był przypadek, że zarezerwowałeś romantyczny apartament w hotelu Czarny Las? Ten z pakietu „Weekend dla dwojga”?

Cisza. Patrzył na mnie, jakby właśnie dostał w twarz.

Nic takiego nie brałem…

– Naprawdę? – uśmiechnęłam się krzywo. – Bo mam na to dowody. Szampan, świeczki, truskawki? Naprawdę tak wygląda twoja delegacja?

– Julia… Posłuchaj. To firma rezerwowała. Ja nawet nie wiedziałem, że to taki pokój…

– Aha. Firma. I pewnie ta firma też zamówiła szampana i romantyczny wystrój? – prychnęłam. – Myślałeś, że nikt się nie dowie? Że nie mam znajomych?

– Karolina… – powiedział cicho, spuszczając wzrok.

– Tak. Karolina. Moja stara znajoma. Pracuje w recepcji. I była bardzo zdziwiona, że mnie nie widziała. Bo była przekonana, że nas dwoje zarejestrowała.

Tomek westchnął i przysiadł na krześle w kuchni.

– Julia, nie rób z tego dramatu. To był tylko pokój. Przysięgam, że byłem sam.

Zaczęłam się śmiać. Ale nie z rozbawienia. To był gorzki, urywany śmiech. Wiedziałam, że kłamie. I wiedziałam, że to dopiero początek.

Wszystko było na wierzchu

W nocy nie spałam. Leżałam w ciemności, słuchając jego równomiernego oddechu. Spał spokojnie, jakby nic się nie stało. A ja miałam wrażenie, że świat osuwa mi się spod stóp.

Rano, kiedy wyszedł do pracy, od razu zaczęłam przeszukiwać jego rzeczy. Czułam się podle, ale coś we mnie już się złamało – zaufanie, które kiedyś było oczywistością, teraz było tylko wspomnieniem.

W kieszeni jego marynarki znalazłam paragon z hotelowej restauracji. Kolacja – dwie osoby, wino za 120 złotych, deser. Wszystko w romantycznym tonie. Obok – karta z logo hotelu. Ten sam numer pokoju, o którym mówiła Karolina.

Wzięłam to wszystko do ręki i usiadłam przy stole. Czekałam na niego do wieczora jak na egzekucję. W końcu wrócił zmęczony, z tym samym udawanym uśmiechem na twarzy.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam, zanim zdążył zdjąć płaszcz.

Co się znowu stało? – westchnął.

– Znowu? – uśmiechnęłam się chłodno. – Tomek, nie chcę już słuchać tych kłamstw. Znalazłam paragon. Kolacja na dwie osoby. Wino. Deser. Pokój.

Zamilkł.

To wcale nie tak… – wymamrotał, wbijając wzrok w podłogę.

– To dokładnie tak – powiedziałam spokojnie, ale czułam, jak całe ciało mi drży. – Byłeś z kimś. I to nie była przypadkowa osoba. Bo takich rzeczy nie robi się dla byle kogo.

– Julia, proszę… To się wydarzyło tylko raz…

– Nie obchodzi mnie, ile razy. Zdradziłeś mnie. Zrobiłeś to z premedytacją. Z tą…

Spojrzał na mnie i w jego oczach zobaczyłam coś, czego nie chciałam – wstyd pomieszany z… ulgą? Wtedy powiedział cicho, prawie niesłyszalnie:

– Ma na imię Marta.

To nie był jeden raz

Następnego dnia zadzwoniłam do Karoliny. Potrzebowałam więcej, niż tylko przypuszczeń i chłodnego imienia, rzuconego jak zużyta chusteczka. Marta. Co to miało znaczyć? Kim była?

– Cześć, Julia – powiedziała, gdy odebrała. – Wszystko w porządku?

– Nie. Karolina, muszę cię o coś zapytać. Potrzebuję... prawdy. Pamiętasz twojego weekendowego gościa, Tomka?

– Oczywiście – odpowiedziała nieco ostrożniej. – Co się stało?

– On mówi, że był sam. Że to firma rezerwowała pokój. Że to była pomyłka.

– Julia… – westchnęła. – Nie chcę się mieszać. Naprawdę. Nie chcę niczego popsuć między wami.

– Karolina, już i tak wszystko jest popsute. Wiem, że nie był sam. Wiem, że był z kobietą. Chcę tylko wiedzieć, czy... widziałaś ją? Albo ich razem?

Po drugiej stronie zaległa cisza. Słyszałam tylko jej przyspieszony oddech.

– Tak – powiedziała w końcu. – Widziałam ich w lobby. W piątek wieczorem. On trzymał ją za rękę, a ona… była ubrana jak na randkę. W sukience, obcasach. Przytulali się. Potem szli do windy. Myślałam, że to tylko znajoma, że jesteś gdzieś obok.

– Okej… – szepnęłam. Ale głos już mi drżał.

– Julia, nie wiedziałam, że on ci nic nie powiedział. Myślałam, że... że to jakiś wasz wspólny wyjazd, naprawdę.

– A była tam wcześniej? W sensie... widziałaś ją już kiedyś?

Karolina znów zawahała się, zanim odpowiedziała:

– Tak. Kilka miesięcy temu. Tyle że wtedy nie widziałam ich razem.

To nie był jednorazowy skok w bok. To był związek. Rozłączyłam się bez słowa. W głowie huczało mi jedno zdanie: czy to małżeństwo kiedykolwiek było prawdziwe?

Nie poznawałam samej siebie

Wrócił późno. Otworzył drzwi powoli, jakby nie był pewien, czy w środku nie czeka huragan. Siedziałam na kanapie. Nie witałam go. Nie odezwałam się słowem. Czekałam, aż sam zacznie.

– Hej… – powiedział cicho. – Mogę usiąść?

Nie odpowiedziałam. Usiadł naprzeciwko, patrząc na mnie z miną skruszonego chłopca. Ten teatr był już dla mnie żałosny.

– Julia… Wiem, że zawaliłem. Ale to nic nie znaczyło. Nic.

Prychnęłam.

Zdrada z tą samą kobietą przez kilka miesięcy to według ciebie „nic”?

– To był błąd. Ona była tylko... ucieczką. Tyle się działo w pracy, między nami było sztywno. Wiesz sama, jak było.

A więc to moja wina? – uniosłam brew. – Bo nie śmiałam się już z twoich żartów i nie chodziłam w koronkach po mieszkaniu?

– Nie, nie… Nie mówię, że twoja wina. Po prostu… to się wydarzyło. Wpadłem w to. Ale to ty jesteś moją żoną. To ty jesteś moim domem.

– Nie jestem twoim domem. Jestem twoim alibi. Byłam przez wiele miesięcy.

Spuścił głowę. Po raz pierwszy zobaczyłam go bez tej swojej charyzmy, bez pozowania. Był mały. Niewiarygodnie mały.

Co teraz zrobimy? – zapytał cicho.

– To zależy od ciebie – odpowiedziałam, wstając. – Ale jedno wiem na pewno.

– Co?

Dzisiaj śpisz na kanapie. A jutro… może już nie będziesz miał gdzie spać.

Wyszłam z pokoju. Zostawiłam go z jego winą. Sama zresztą też nie miałam pewności, kim jestem. Ta kobieta, która kochała tego człowieka, już chyba umarła.

To mnie zmieniło

Kilka dni później, gdy mieszkanie na chwilę znowu wypełniło się ciszą, usiadłam przy stole z kubkiem herbaty i laptopem. Otworzyłam folder „Nasze zdjęcia”. Przeglądałam twarze – moją, jego, nas razem. Sylwester 2017, wakacje w Chorwacji, nasza pierwsza rocznica. Uśmiechy. Uściski. Całusy w policzek. Wszystko wyglądało jak z reklamy szczęśliwego życia. Wtedy coś mnie uderzyło. Na żadnym zdjęciu nie patrzył na mnie tak, jak ja patrzyłam na niego. On patrzył w aparat. Ja – w niego.

Zamknęłam laptopa. Było mi jednocześnie zimno i pusto. I w jakimś dziwnym sensie – lekko. Może dlatego, że przestałam już walczyć z rzeczywistością. Wiedziałam, że nie naprawię czegoś, co pękło tak głęboko i tak dawno temu. Może już wtedy, gdy wracał z pierwszej delegacji i nie przywiózł mi nawet czekolady.

Od kilku dni Tomek śpi w pokoju gościnnym. Rano robi kawę, zmywa naczynia, zachowuje się jak wzorowy mąż. Ale to już tylko maskarada. Czasem widzę, jak ukradkiem na mnie patrzy – z nadzieją. Ale ja już nie patrzę tak samo. Nie umiem.

Nie powiedziałam jeszcze nikomu. Nie rozmawiałam z mamą, nie pisałam do przyjaciółki. Nie płakałam. Jeszcze nie. Ale wiem, że ten dzień nadejdzie. Nie wiem, co zrobię. Może odejdę. A może zostaniemy i będziemy udawać dalej. Nie mam pojęcia. Ale jedno wiem na pewno: już nigdy nie będę tą samą osobą.

Julia, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama