„Mój mąż kupił mi bukiet kwiatów bez żadnej okazji. Czułam, że coś tu śmierdzi gorzej niż tanie perfumy z promocji”
„Słowa przyjaciółki zasiały we mnie niepokój. Jeszcze chwilę wcześniej cieszyłam się jak nastolatka, że mąż o mnie pomyślał. Teraz róże w wazonie zaczęły wyglądać jak dowód winy. Czyżby rzeczywiście miał coś na sumieniu?”.

- Redakcja
Marek nigdy nie należał do mężczyzn, którzy na każdym kroku okazują uczucia. Przeciwnie – był raczej powściągliwy, cichy, często zamknięty w sobie. A jednak od lat tworzyliśmy stabilne małżeństwo. Może nie idealne, ale przewidywalne i spokojne. Ja – ta bardziej emocjonalna, głośniejsza, szukająca rozmów i gestów. On – twardo stąpający po ziemi, zorganizowany, czasem chłodny. Tak się uzupełnialiśmy.
Codzienność wyglądała zwyczajnie: praca, zakupy, czasem wspólny serial wieczorem. Bez fajerwerków, ale i bez większych dramatów. I może właśnie dlatego ten dzień tak mnie zaskoczył.
Wracając z pracy, Marek wręczył mi bukiet czerwonych róż. Po prostu tak, bez żadnej okazji. Stałam zaskoczona w przedpokoju, a serce zabiło mi szybciej. Dawno nie pamiętałam takiego gestu z jego strony. Poczułam radość, wzruszenie, a nawet lekkie poczucie winy, że w ostatnich tygodniach miałam mu za złe chłód i brak uwagi.
– Marek, jakie to piękne… – wyszeptałam, wtulając twarz w płatki.
Uśmiechnął się tylko lekko i poszedł do kuchni zrobić sobie herbatę. Jakby nic wielkiego się nie wydarzyło.
Wieczorem opowiedziałam o tym Magdzie. Spotkałyśmy się w naszej ulubionej kawiarni. Najlepsza przyjaciółka, jak zwykle, zamiast podzielić mój entuzjazm, uniosła brew i skrzywiła się znacząco.
– Facet tak bez powodu kwiaty kupuje? No proszę cię… – prychnęła, mieszając łyżeczką w cappuccino. – Mój były też nagle zrobił się romantyczny. A potem się okazało, że miał drugą na boku.
– Myślisz, że Marek coś ukrywa? – spytałam niepewnie, a w gardle poczułam ucisk.
– Sama odpowiedz sobie na pytanie – westchnęła głośno Magda. – Przecież dobrze go znasz. Od kiedy to takie rzeczy robi?
Słowa przyjaciółki zasiały we mnie niepokój. Jeszcze chwilę wcześniej cieszyłam się jak nastolatka, że mąż o mnie pomyślał. Teraz róże w wazonie zaczęły wyglądać jak dowód winy. Czyżby rzeczywiście miał coś na sumieniu?
Wszystko zrobiło się podejrzane
Od tego dnia nic już nie wyglądało normalnie. Patrzyłam na Marka inaczej – z podejrzliwością, której wcześniej w sobie nie znałam. Każdy jego gest wydawał mi się przesadny albo… ukrywający coś.
Gdy wychodził rano do pracy, zastanawiałam się, czy na pewno jedzie do biura. Kiedy przeglądał telefon, nagle miałam wrażenie, że robi to zbyt szybko, zbyt nerwowo. Nawet jego milczenie przy kolacji zaczęło mnie drażnić.
„Może on się tłumaczy w głowie? A ja tylko nie słyszę tych słów?” – przemknęło mi pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy naprzeciw siebie przy stole.
Podsunęłam mu miskę z zupą, a dłonie aż mi drżały. Chciałam być spokojna, naturalna, ale w głowie miałam tylko jedno pytanie, które w końcu wyrwało mi się spomiędzy zaciśniętych zębów.
– A tak właściwie… czemu te kwiaty? – zaczęłam niby obojętnie, ale mój głos drżał. – Skąd ten nagły romantyzm?
Marek uniósł wzrok znad talerza. Jego spojrzenie było chłodne, trochę zaskoczone, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.
– Po prostu chciałem ci zrobić przyjemność. Tyle – odpowiedział spokojnie, wzruszając ramionami.
Wzięłam łyżkę zupy, ale nie mogłam przełknąć. Zabrzmiało to… zbyt krótko, zbyt sucho. Jakby się tłumaczył, zamiast cieszyć razem ze mną.
– Po prostu? – powtórzyłam, starając się wychwycić każdą zmianę w jego tonie. – Tak bez powodu?
– Karolina, serio, o co ci chodzi? – zmarszczył brwi. – Nie ma kwiatów – źle. Dostajesz kwiaty – też źle. Nie wiem już, jak mam postępować.
Zamilkłam, bo poczułam, że zaraz się rozpłaczę. W głowie jednak huczało mi jedno zdanie: brzmi tak, jakby się tłumaczył…
Patrzyłam, jak spokojnie zjada swoją zupę, a we mnie buzowało coś, czego nie potrafiłam zatrzymać. Niepewność. Lęk. I rosnące podejrzenie, że Magda mogła mieć rację.
Zauważyłam pewne zmiany
Nie minęło kilka dni, a ja zaczęłam zachowywać się jak detektyw we własnym domu. Sama przed sobą tłumaczyłam, że to dla świętego spokoju – „żeby się upewnić”. A jednak wiedziałam, że posuwam się za daleko.
Zanim Marek wychodził rano, zaglądałam do jego płaszcza, sprawdzając kieszenie. Gdy zostawiał telefon na szafce, kusiło mnie, żeby odblokować ekran. Kilka razy próbowałam zgadnąć jego hasło. Za każdym razem czułam przy tym mieszaninę wstydu i adrenaliny.
„Co, jeśli naprawdę coś ukrywa? A co, jeśli to tylko moja wyobraźnia?” – powtarzałam sobie, siedząc na kanapie i gapiąc się w ciemne okno.
Coraz częściej też analizowałam jego grafik. Zauważyłam, że zaczął wcześniej wychodzić do pracy. Mówił, że ma „ważne spotkania”, ale dlaczego nie wspominał o nich wcześniej? Skoro były takie ważne?
W końcu spotkałam się z Magdą. Usiedziałyśmy w naszej kawiarni, a ja od razu, zamiast cieszyć się ciastkiem i kawą, zaczęłam wyrzucać z siebie podejrzenia.
– Ostatnio często wychodzi wcześniej do pracy… – zaczęłam niepewnie, mieszając łyżeczką w kawie, choć ta dawno wystygła.
Magda spojrzała na mnie z tym swoim znanym uśmiechem, w którym mieszała się pobłażliwość i pewność siebie.
– No widzisz? – kiwnęła głową. – Wszystko się układa w całość. Pewnie ktoś jest w tle.
– Ale… a jeśli tylko wyolbrzymiam? – spytałam, czując, że serce podchodzi mi do gardła.
– Karolina, nie bądź naiwna – westchnęła przyjaciółka, opierając się o oparcie krzesła. – Kobieta czuje takie rzeczy. Ja bym mu nie ufała.
Siedziałam w milczeniu. W mojej głowie kotłowały się myśli. Jeszcze kilka tygodni temu nie przyszłoby mi do głowy, że Marek mógłby mieć tajemnice. A teraz? Teraz każde jego „nie mogę, jestem w pracy” brzmiało jak gotowa wymówka.
Kiedy wróciłam tego dnia do domu, patrzyłam na niego, jak przegląda pocztę przy komputerze. Wydawał się spokojny, skupiony. A ja? Ja widziałam w tym tylko maskę.
Usłyszałam coś dziwnego
Tamtego wieczoru Marek wyszedł na balkon z telefonem w ręku. Udawałam, że oglądam serial, ale w rzeczywistości całe moje ciało spięło się jak struna. Od razu wyciszyłam telewizor i nasłuchiwałam.
Słyszałam jego stłumiony głos, nie wszystkie słowa, tylko urywki zdań, które brzmiały złowrogo:
– Tak, wszystko załatwię… Nie mogę teraz mówić… Zadzwoń później.
Serce mi waliło tak, że miałam wrażenie, iż zaraz Marek usłyszy je przez szybę. Każde jego słowo wbijało mi się w głowę jak nóż. „Załatwię…”, „nie mogę mówić…”. Co to miało znaczyć?
Kiedy wrócił do salonu, nie wytrzymałam.
– Z kim tak rozmawiałeś? – spytałam chłodno, starając się ukryć drżenie w głosie.
Spojrzał na mnie szybko, jakby go przyłapano na czymś, a potem wzruszył ramionami.
– To tylko sprawy służbowe – rzucił, jakby odcinał temat.
– Taa, służbowe… jasne – mruknęłam, nie odrywając od niego wzroku.
Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami. On – zirytowany moją dociekliwością. Ja – rozdarta między chęcią wykrzyczenia wszystkiego a strachem przed tym, co mogłabym usłyszeć.
Potem Marek wrócił do swojego komputera, jakby nic się nie stało. A ja siedziałam na kanapie, sparaliżowana myślą, że to, co usłyszałam, na pewno nie było zwykłą rozmową służbową.
W mojej głowie narastało jedno przekonanie: on coś przede mną ukrywa.
Musiałam to zrobić
Nie wytrzymałam. Cała ta niepewność, podsłuchane urywki rozmów, chłód w jego spojrzeniu – to wszystko gromadziło się we mnie jak burza, aż w końcu musiało wybuchnąć.
Siedzieliśmy przy stole. Marek przeglądał jakieś dokumenty, ja od kilku minut bawiłam się widelcem, walcząc sama ze sobą. W końcu wyrzuciłam z siebie słowa, które paliły mnie od środka.
– Powiedz prawdę. Masz kogoś?
Uniósł głowę gwałtownie. Na jego twarzy pojawiło się coś między szokiem a niedowierzaniem.
– Co? Zwariowałaś?! – odsunął papiery na bok. – Skąd ci to przyszło do głowy?
– Skąd? – głos mi drżał, ale mówiłam dalej. – Z tych kwiatów, z telefonów, z tego, że nagle ciągle masz „ważne sprawy”. Myślisz, że nie widzę?
Przez długą chwilę milczał. Patrzył na mnie, jakby ważył każde słowo.
– Karolina… – westchnął w końcu. – Wszystko, co robiłem, było dla ciebie.
– Dla mnie?! – wybuchłam. – To czemu nic mi nie powiedziałeś?! Dlaczego w tajemnicy?
– Bo to miała być niespodzianka – odpowiedział cicho. – Chciałem ci zrobić prezent. Wyjazd tylko dla nas dwojga. Dlatego te rozmowy, dlatego załatwianie wszystkiego po kryjomu.
Patrzyłam na niego osłupiała. Cała moja podejrzliwość, wszystkie nieprzespane noce i rozmowy z Magdą… a on planował niespodziankę.
– Ty… naprawdę? – spytałam szeptem, czując, jak ulga miesza się ze wstydem.
– Naprawdę – odparł spokojnie, choć w jego oczach widać było cień żalu. – A teraz czuję się tak, jakby cała moja praca poszła na marne.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wstyd palił mnie od środka. Jak mogłam tak łatwo uwierzyć, że Marek mnie zdradza?
Wszystko przez jej jad
Nie mogłam spać. Choć Marek położył się obok mnie i szybko zasnął, ja leżałam z otwartymi oczami, wsłuchując się w jego równy oddech. Miałam poczucie, że zawiodłam – nie tylko jego, ale i siebie. Dałam się zmanipulować własnym lękom i podszeptom Magdy.
Rano, kiedy Marek wyszedł do pracy, chodziłam po domu, jakby ktoś wyrwał mi grunt spod nóg. Bukiet róż, który jeszcze niedawno wywoływał we mnie niepokój, teraz stał się symbolem mojej winy. Spojrzałam na płatki, które zaczynały więdnąć. „Tak samo jak moje zaufanie” – pomyślałam z goryczą.
Wieczorem spotkałam się z Magdą. Siedziała już przy stoliku, zamawiając swoje ulubione latte.
– No i? – zapytała, zanim zdążyłam zdjąć płaszcz. – Wyciągnęłaś z niego coś? Przyznał się?
– Tak – odpowiedziałam chłodno. – Ale nie do tego, co ty sobie wymyśliłaś.
Magda uniosła brew.
– Wiesz, przez ciebie prawie rozwaliłam swoje małżeństwo – wyrzuciłam z siebie, a w oczach poczułam łzy. – Zasiałaś we mnie podejrzenia, których nie było. A ja… uwierzyłam.
– Nie przesadzaj – prychnęła, jakby to była błahostka. – Ja tylko chciałam, żebyś otworzyła oczy. Wiesz, ilu facetów zdradza? Lepiej być czujną niż naiwną.
– Ale czasem lepiej nie patrzeć na wszystko podejrzliwie… – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niej. – Bo można stracić coś ważniejszego niż dumę. Można stracić człowieka.
Magda wzruszyła ramionami, jakby moje słowa nie zrobiły na niej wrażenia. A ja zrozumiałam, że to nie ona jest winna. To ja pozwoliłam, żeby jej słowa zatruły mi myśli.
Wracając do domu, czułam ciężar w sercu. Marek planował dla mnie coś pięknego, a ja w zamian obdarzyłam go podejrzeniami. Pytanie tylko: czy on wybaczy mi brak zaufania?
Cierń zostanie we mnie na zawsze
Od tamtej rozmowy minęło kilka dni. Marek zachowywał się normalnie – może odrobinę chłodniej, ale nie robił mi wyrzutów. I to bolało mnie jeszcze bardziej. Cisza bywa gorsza niż krzyk.
Wpatrywałam się w kalendarz, gdzie zapisał datę naszego wyjazdu. Powinnam się cieszyć – czekała nas romantyczna podróż, o której marzyłam od dawna. A jednak w mojej głowie wciąż brzmiały słowa Magdy, moje własne podejrzenia, moje paranoje. Wiedziałam, że coś się we mnie złamało.
Siedziałam przy stole z kubkiem herbaty, patrząc na Marka, który czytał gazetę. Dotarło do mnie, że zaufanie to nie jest coś oczywistego. To krucha nić, która raz zerwana – już nigdy nie jest taka sama.
„Czy naprawdę to ja mam problem z zazdrością? – myślałam. – Czy może Marek faktycznie nie umie dać mi tego poczucia bezpieczeństwa, którego potrzebuję?”.
Nie znałam odpowiedzi. Wiedziałam tylko, że łatwo jest posłuchać cudzych słów i pozwolić, by zatruły serce. Trudniej jest spojrzeć w lustro i przyznać, że to ja sama pozwoliłam, by wątpliwości przejęły nade mną kontrolę.
Może uda nam się odbudować to, co straciłam przez własne lęki. A może już zawsze, gdy Marek uśmiechnie się tajemniczo albo wyjdzie z telefonem na balkon, poczuję ukłucie w sercu.
Bukiet róż dawno zwiędł. Ale jego kolce wciąż tkwiły we mnie głęboko.
Karolina, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Ciężko zarobione pieniądze mąż przelewał swojej mamusi. Mina zrzednie temu maminsynkowi, gdy pozna mój plan B”
- „Moja sypialnia była zimna jak grobowiec, a sąsiad był gorący jak lipcowe słońce. Nie moja wina, że potrzebuję ciepła”
- „Mój mąż mówił, że nie mam prawa narzekać, bo to on przynosi pieniądze. Gdy się zbuntowałam, zrobił coś gorszego”

