Reklama

Ludzie mówią, że miłość wszystko zwycięża. Ale nie mówią, że rachunki za życie też ktoś musi zapłacić. Mam na imię Daria i mam trzydzieści pięć lat. Mieszkam w apartamencie z widokiem na panoramę Warszawy, noszę torebki od projektantów i buty, które kosztują więcej niż czyjaś miesięczna pensja. Ale to nie bajka. To układ.

Wiktor – mój mąż – ma pięćdziesiąt pięć lat, tysiące na koncie i wciąż wierzy, że jestem jego wielką miłością. Ja zaś daję mu wszystko, czego pragnie: jestem piękna, czuła, zawsze pod ręką. On w zamian daje mi świat, którego kiedyś nawet nie śmiałam sobie wyobrażać.

– Kocham cię, Daria – mówi, patrząc na mnie z takim zachwytem, jakby nie widział moich zimnych spojrzeń, jakby nie zauważał, że nie odwzajemniam jego gestów z tą samą czułością.

I dobrze. Nie chodzi o uczucia. Chodzi o wybory.

Wieczorem, kiedy wracam z kolacji, którą zjadłam tylko dlatego, że trzeba było „podtrzymać więź”, zdejmuję szpilki i wybieram numer Konrada.

Tęskniłem – mówi, gdy tylko odbiera.

– Wiem – odpowiadam i słyszę, jak zamyka drzwi swojego mieszkania. Już jedzie.

Z Konradem jest inaczej. Jest młody, szalony, niedojrzały. Pachnie jak życie, które zostawiłam za sobą, wchodząc w ten układ. I choć czasem mówi: „Zostaw go. Uciekniemy gdzieś”, ja się tylko śmieję. Bo wiem, że to on by został sam – bez karty kredytowej, bez apartamentu, beze mnie.

– To nie miłość. To układ – powtarzam sobie. – Ale przecież każdy związek jest jakąś formą układu.

Przyjaciółki mnie nie rozumiały

– Daria, ty naprawdę w to wszystko wierzysz? – Milena zmarszczyła brwi, odstawiając filiżankę z kawą. – Że można tak żyć wiecznie? Zawsze udawać?

Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni na Powiślu. Ona w wełnianym swetrze, bez makijażu. Ja – w sukience za trzy tysiące i z perfekcyjnie zrobionymi paznokciami. Dwie przyjaciółki, dwa światy.

– Nie udaję. Ja po prostu podjęłam świadomą decyzję – odpowiedziałam spokojnie. – Daję Wiktorowi dokładnie to, czego chce. On daje mi to samo. To się nazywa uczciwa wymiana. Uczciwsza niż niejedno małżeństwo „z miłości”.

A on wie, że to wymiana? – zapytała cicho. – Czy myśli, że cię kocha, a ty go też?

Wzruszyłam ramionami. Nie lubiłam tych rozmów. Milena od lat próbowała grać na moim sumieniu, jakby miała do tego prawo.

– Wiktor ma wszystko, czego pragnął. Dom, seks, spokój. Nie pyta. Nie zagląda mi do telefonu. W zamian... cóż. Nie muszę się martwić o jutro.

– Ale on myśli, że ma ciebie w całości. A to nieprawda – spojrzała na mnie uważnie. – Nie boisz się, że w końcu się domyśli?

Domyśli się czego? – prychnęłam. – Że nie jestem zakochaną dwudziestolatką? Przecież tego nigdy nie obiecywałam.

Milena odsunęła się na krześle.

On ci ufa, Daria. A ty nie dajesz mu prawdy. Dajesz mu wszystko... oprócz siebie.

Te słowa zostały ze mną jeszcze długo. Po powrocie do apartamentu spojrzałam na Wiktora, który właśnie zasypiał na kanapie z książką w dłoni. Wyglądał spokojnie. Jakby niczego nie przeczuwał. Pierwszy raz od dawna poczułam coś dziwnego. Nie winę. Nie żal. Lęk. Że jeśli ten układ runie – to runie wszystko.

Nie chciał być tym drugim

– Długo jeszcze tak będzie? – Konrad oparł się o framugę drzwi, ubrany tylko w bokserki. – Będziemy udawać, że nic nas nie łączy? Że jestem tylko chwilą między twoimi kolacjami z mężem?

Siedziałam na jego łóżku zawinięta w koc. Na stoliku obok wciąż stał kieliszek z czerwonym winem. To miał być spokojny wieczór. Bez pytań.

– Nie udajemy. Po prostu nie komplikujemy – odpowiedziałam chłodno.

– Nie komplikujemy? – roześmiał się, ale bez radości. – Ty nie komplikujesz. Ty jesteś królową planowania. Ale ja chcę cię całą. A nie w kratkę, kiedy akurat ci się uda wyrwać z pałacu.

Wstał i zaczął chodzić po pokoju.

Myślałem, że ci wystarczam – dodał cicho. – Ale chyba pomyliłem bajki.

Wzięłam głęboki oddech. Nie powinnam była przychodzić. Ale potrzebowałam go – jego ciała, jego zapachu, tej dzikiej energii, której nie dawał mi Wiktor. I której już nigdy mi nie da.

– Konrad... Ty wiesz, że ja go nie kocham – powiedziałam. – Ale nie odejdę. Nie teraz. Nie dla ciebie. Ani dla nikogo.

Zamarł.

– W takim razie jesteś dokładnie taka, jak myślałem. Zimna – rzucił, odwracając się plecami.

Nie odpowiedziałam. Wyszłam bez słowa. Po drodze do domu starłam resztki szminki i rozmazanego tuszu. Wiktor czekał przy stole z kieliszkiem wina i folderami biura podróży.

– Pomyślałem, że może wybierzemy się na Malediwy? Tylko we dwoje. Zasługujesz na coś pięknego, Daria.

Uśmiechnęłam się. Idealnie. Wyszło idealnie. Ale w środku wszystko zaczynało się kruszyć.

Szwagierka coś podejrzewała

– Daria, wyglądasz... olśniewająco – powiedziała Ewa z wymuszonym uśmiechem, gdy weszliśmy do salonu jej podwarszawskiej willi.

– Dziękuję, to najnowsza kolekcja – odparłam swobodnie, poprawiając kolczyk. Nie miałam ochoty na uprzejmości, ale znałam zasady gry. Ewa była siostrą Wiktora i od początku mnie nie lubiła. Za młoda, za ładna, za mało „odpowiednia”.

Wiktor rozmawiał z jej mężem przy kominku, ja sączyłam wino, robiąc dobrą minę do złej gry. A Ewa... Ewa obserwowała mnie jak drapieżnik.

Chodź ze mną na chwilkę – szepnęła w końcu i bezceremonialnie pociągnęła mnie w stronę łazienki.

Zatrzasnęła drzwi za nami. Spojrzała na mnie bez uśmiechu.

Wiem, że coś ukrywasz. I nie muszę wiedzieć co, żeby to poczuć. Nie pasujesz tutaj, Daria. Jesteś jak dekoracja – efektowna, ale pusta w środku.

Prychnęłam.

– Serio? Zabrałaś mnie tu, żeby rzucać banałami?

Mówię tylko to, co widzą wszyscy – odparła spokojnie. – Wiktor ci ufa, a ty... jesteś wytrenowana jak aktorka. Ale to nie potrwa wiecznie.

– Uważaj, Ewa. Twoja obsesja na moim punkcie zaczyna być niezdrowa – rzuciłam, otwierając drzwi.

Wróciłam do salonu ze sztucznym uśmiechem. Wiktor od razu do mnie podszedł.

– Wszystko w porządku?

– Oczywiście. Ewa po prostu pokazywała mi nowy krem do twarzy – skłamałam.

Ale ręce lekko mi się trzęsły. Po raz pierwszy ktoś wytrącił mnie z równowagi. Po raz pierwszy poczułam, że ktoś naprawdę mnie widzi. Nie przez pryzmat sukienek i szminek.

W drodze powrotnej Wiktor zamilkł.

– Ewa coś dziś powiedziała – rzucił nagle. – I nie wiem, czy mam jej wierzyć... czy tobie.

Spojrzałam przez okno. Nie mogłam się odezwać. Każdy dźwięk, jaki teraz bym z siebie wydała, zabrzmiałby jak fałsz.

Wszystko się posypało

– I to tyle? – Konrad patrzył na mnie, jakby mnie nie poznawał – po prostu przychodzisz, mówisz: „to koniec”, i wychodzisz?

– A jak miałoby to wyglądać? Z balonami i transparentem „zdradzałam męża, ale już nie”? – próbowałam obrócić wszystko w żart, ale głos mi drżał.

Stałam w jego mieszkaniu ostatni raz. Jeszcze pachniało naszymi spotkaniami. Winem. Ciałem. Iluzją.

– Wiesz co? Masz rację. Po co to komplikować. Nie kochasz nikogo. Tylko siebie! – rzucił, zrywając z szyi łańcuszek, który mu kiedyś dałam. – Chciałem z tobą coś budować, a ty nawet nie pozwoliłaś się dotknąć bez maski na twarzy.

Zaniemówiłam. Przez chwilę chciałam zostać, wytłumaczyć, że to nie tak, że to... wszystko miało sens, tylko nie ten, którego on oczekiwał. Ale nie zrobiłam tego.

Wróciłam do domu późno. W windzie zmyłam tusz, który popłynął w aucie. Wiktor siedział przy stole z kieliszkiem w dłoni. Nie był pijany. Był... pusty.

Wiedziałem, że coś się dzieje. Czułem to. I nienawidzę siebie za to, że ci ufałem – powiedział, nie patrząc na mnie. – Ale muszę to wiedzieć. Dla siebie. Powiedz mi prawdę.

Usiadłam naprzeciwko, niezdolna do ucieczki.

– To... to nie było nic poważnego – wydukałam. – To już skończone.

– Od kiedy? – zapytał cicho.

Zawahałam się. Każde słowo mogło być gwoździem do trumny. Albo deską ratunku.

Od... dawna – wyszeptałam.

Cisza po tych słowach była gorsza niż krzyk. Wiktor wstał, nie mówiąc nic, i zamknął się w gabinecie. Nie wiedziałam, czy zostanę żoną, czy tylko wspomnieniem.

Nie tak to miało wyglądać

Wiktor nie wychodził z gabinetu przez kilka godzin. Nie słyszałam nawet kroków. Cisza rozlewała się po mieszkaniu jak olej – lepka, ciężka, tłumiąca wszystko. W końcu drzwi się uchyliły. Wyszedł powoli, jakby każdy krok ważył tonę. Usiadł przy stole i spojrzał na mnie. Tak zwyczajnie. Ale w tym spojrzeniu nie było już ani czułości, ani zachwytu. Była tylko pustka.

Dlaczego? – zapytał.

Nie umiałam odpowiedzieć od razu. Miałam setki wersji gotowych wcześniej. Ale żadna nie pasowała do tej chwili.

– Nigdy nie obiecywałam ci miłości – powiedziałam cicho. – Ale obiecywałam lojalność. I tego dotrzymałam. Nie odchodziłam. Nie zdradzałam cię z nienawiści. Zrobiłam to, bo... chciałam poczuć coś, czego z tobą nigdy nie poczułam.

Wiktor pokiwał głową, nie odrywając wzroku od stołu.

– A ja myślałem, że wystarczy dawać ci wszystko, żebyś nigdy nie chciała odejść.

Nie chciałam odejść. Do tej pory nie chcę – dodałam szybko. – Ale nie wiem, czy to, czego ty pragniesz, i to, co ja chcę, to nadal to samo.

– Może nigdy nie było – odparł. – Ale wolałem nie wiedzieć. Lepiej się żyje w bajce, nawet jeśli jest tandetna.

Zamilkliśmy. Potem wstał i powiedział:

Muszę pobyć sam. Zostanę dziś w hotelu.

Patrzyłam, jak sięga po kluczyki i płaszcz. Nie było kłótni. Nie było dramatycznego wyjścia. Tylko pożegnanie i pustka. Choć przez lata grałam rolę, której chciałam, teraz nagle nie wiedziałam, kim jestem bez niego.

To była moja szansa

Minął tydzień. Wiktor nie wrócił. Nie dzwonił. Nie pisał. A ja... nie miałam odwagi, by zrobić ten pierwszy krok. Siedziałam w salonie bez makijażu, w dresie, który kupiłam jeszcze przed ślubem. Na kolanach miałam koc. Obok leżał telefon – milczący, niepotrzebny. Jak ja.

W apartamencie panowała cisza, ale nie ta luksusowa, do której się przyzwyczaiłam. To była cisza prawdy. Pusta, zimna, niewygodna. Kiedyś tu były kwiaty, muzyka z gramofonu, śmiech Wiktora. A teraz tylko ja. I echo myśli.

Z kuchni przyszła Milena. Wpadła wcześniej z zakupami, nie pytając, czy może. Chyba znała mnie lepiej niż ja samą siebie.

– Daria... – usiadła obok. – Może tak właśnie miało być.

– Czyli jak?

– Żebyś w końcu została sama. Żebyś zobaczyła, że ta twoja luksusowa wieża jest pusta w środku. A świat się nie kończy na kartach kredytowych i wybiegach mody.

Uśmiechnęłam się blado.

Myślisz, że to kara?

– Nie. Myślę, że to szansa.

Zamknęłam oczy. W mojej głowie krążyły obrazy: Wiktor patrzący z czułością, Konrad mówiący „jesteś zimna”, Ewa mówiąca „nie pasujesz tutaj”. Może wszyscy mieli rację.

Telefon zawibrował. „Wiktor” – pojawiło się na ekranie. Spojrzałam na Milenę. Nie musiała nic mówić. To był moment. Decyzja. Albo wszystko zacznie się na nowo. Albo... już nie będzie nic. Patrzyłam na ekran. Dłoń zadrżała. I nie odebrałam.

– Nie chciałam miłości – szepnęłam. – Ale może... jednak jej potrzebowałam?

Zamilkłam. Poczułam się naga. Nie fizycznie. Prawdziwie, duszą. Bez ochrony. Bez roli. Tylko sobą.

Daria, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama