„Mój mąż codziennie biegał na siłownię. Wracał spocony, a ja podejrzewałam, że to wcale nie od wyciskania sztangi”
„Zatrzasnął za sobą drzwi. Zostałam przy stole z poczuciem, że coś runęło. Karol kłamał. Czułam to. Znałam go zbyt dobrze, żeby nie zauważyć. Te spojrzenia w bok, spięte barki. Zdecydowałam: jutro pojadę za nim. Cokolwiek odkryję – muszę wiedzieć”.

Z Karolem byliśmy razem dziesięć lat. Małżeństwo jak każde inne – czasem nudne, czasem zabawne, czasem romantyczne, ale przede wszystkim spokojne. Karol był domatorem. Wieczory w dresie, serial, herbata z cytryną. Nigdy nie miał potrzeby się pokazywać, nie gonił za nowinkami, nie wydawał pieniędzy na głupoty.
Dlatego zmiany, które zaczęły się kilka miesięcy temu, uderzyły mnie jak obuchem. Najpierw siłownia – „dla zdrowia”, mówił. Potem nowy zapach. Zmieniał fryzury, kupował nową bieliznę – markową, seksowną. W łazience pojawiły się kosmetyki, których nazw nie potrafiłam nawet przeczytać. Znikał z domu na dwie, trzy godziny. Wracał spocony, ale… nie jak po treningu. Zadowolony, jakby coś wygrał.
Na początku chciałam wierzyć, że to tylko kryzys wieku średniego. Ale nie dawało mi spokoju jedno: nie robił tego dla mnie. Przestał mnie zauważać. Jego dotyk zniknął. Rozmowy ucichły. Bliskość – wygasła. Zaczęłam zadawać sobie pytania. Dla kogo tak się starał? Dla mnie już nie musiał – miałam go przecież na własność, podpisany przysięgą, z obrączką na palcu. Instynkt podpowiadał mi, że nic nie jest na zawsze. Że coś mi umyka. I że czas przestać się oszukiwać.
Ciągle chodził ćwiczyć
– Dziś też idziesz na siłownię? – zapytałam mimochodem, gdy Karol usiadł naprzeciwko mnie z talerzem makaronu.
– Tak, mam trening z Markiem – burknął, nie podnosząc wzroku. Mieszał widelcem w talerzu jakby na siłę, jakby myślami był już gdzie indziej.
– Codziennie z nim ćwiczysz? – pociągnęłam temat, udając spokój. – Ten Marek to jest chyba jak twoja druga żona...
– Sabina – uciął i spojrzał na mnie ostrzej. – Przestań. Po prostu chcę być w formie.
– Tylko nie pamiętam, żebyś kiedyś dla mnie tak się starał – powiedziałam cicho. – Nie, żebym narzekała, po prostu... kiedyś wieczory spędzaliśmy razem. A teraz zostaje mi zimny makaron i seriale.
– No i co ja mam ci na to odpowiedzieć? – Karol wzruszył ramionami. – Jak chcesz, to chodź ze mną. Serio. Kupię ci karnet.
– Nie chodzi wyłącznie o siłownię, Karol – westchnęłam. – Chodzi o to, że coś się zmieniło. Ty się zmieniłeś. I nie wiem, czy mam do czynienia z moim mężem, czy jakimś obcym facetem.
Milczał. Odłożył widelec, wytarł usta serwetką. Wstał.
– Idę pod prysznic. Potem wychodzę.
Zatrzasnął za sobą drzwi łazienki. Zostałam przy stole z niedojedzonym obiadem i poczuciem, że coś właśnie runęło. Karol kłamał. Czułam to. Znałam go zbyt dobrze, żeby nie zauważyć. Te spojrzenia w bok, spięte barki, nerwowość. Zdecydowałam: jutro pojadę za nim. Cokolwiek odkryję – muszę wiedzieć.
Nie poszedł na siłownię
Karol wyszedł z mieszkania punktualnie tak jak zawsze – torba na siłownię przewieszona przez ramię, bluza z kapturem, sportowe buty. Czekałam pięć minut, po czym ruszyłam za nim, dyskretnie, z duszą na ramieniu.
Przesiadł się do tramwaju. Ja do następnego wagonu. Usiadł tyłem do mnie. W odbiciu w szybie widziałam, jak sprawdza coś w telefonie i się uśmiecha. Rzadki widok ostatnimi czasy. Dla mnie nie miał takich uśmiechów.
Wysiadł trzy przystanki dalej – siłownia była jeszcze kawałek stąd. Ale Karol skręcił w zupełnie inną stronę. Szybko, pewnie, jakby szedł do siebie. Serce zaczęło mi walić. Przeszłam na drugą stronę ulicy, żeby nie zauważył.
Zatrzymał się przed hostelem. Nie myliłam się – hostel, nie hotel, nie siłownia. Spojrzał za siebie. Cofnęłam się za kiosk. Wszedł do środka jak do siebie. Zacisnęłam dłonie w pięści. Po chwili weszłam za nim. Recepcja była pusta. Dzwonek na ladzie. Nacisnęłam.
– Już! – dobiegł z tyłu głos dziewczyny.
Wyszła młoda recepcjonistka z burzą rudych włosów. Uśmiechnęła się, ale gdy zobaczyła moją minę, spoważniała.
– Szukam noclegu. Coś na godziny – powiedziałam, nie mrugając.
– Mamy pokoje. Zostały dwa wolne. A... może pani szuka z kimś? – zapytała z nutą domysłu.
– Często mają państwo takich stałych gości?
– Czasem tak. Jest taki jeden... rezerwuje regularnie, zawsze ten sam pokój. Mężczyzna, około trzydziestki. Karol, chyba? – zerknęła w zeszyt rezerwacji.
Zamarłam. Widziałam jego nazwisko. Tam był. Coś we mnie zgasło.
– Jest tu teraz?
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Popatrzyła w bok.
– Ten pokój jest… zajęty.
Nie zapytałam więcej. Wyszłam. A więc to prawda. Karol miał tajemnicę. I właśnie ją odkryłam.
Moje obawy się potwierdziły
Następnego dnia znów czekałam, aż Karol wyjdzie z domu. Miałam plan. Tę samą drogę, ten sam hostel – tylko tym razem nie zamierzałam się czaić. Karol wszedł do środka. Zostawiłam mu kilka minut, potem pchnęłam drzwi. Recepcjonistki nie było. Korytarz cichy. Tylko delikatny szum wentylatora i stłumione dźwięki rozmów zza drzwi. Skradałam się jak złodziejka – choć przecież to ja byłam oszukiwana.
Stanęłam przy drzwiach numer siedem. Oczywiście zamknięte. Ale ściany były cienkie. Przykleiłam ucho.
– Tęskniłam za tobą – powiedział kobiecy głos. Młody, pewny siebie, z odrobiną śmiechu.
– Wiem. Też nie mogłem się doczekać – odpowiedział Karol. Mój Karol. A raczej... już nie mój?
– Nie boisz się, że się wyda? – zapytała kobieta.
– Nie. Ona nic nie podejrzewa – zaśmiał się.
Krew uderzyła mi do głowy. Serce tłukło się jak oszalałe. Chciałam wejść tam, rozwalić te drzwi, zobaczyć ich razem – albo właśnie nie. Chciałam mieć dowód, a bałam się zobaczyć to na własne oczy. Ostatecznie emocje wzięły górę. Waliłam pięścią w drzwi.
– Otwieraj, Karol! Wiem, że tam jesteś!
Słychać było szuranie. Głos mężczyzny:
– Cholera.
Drzwi się otworzyły. W nich stał Karol. Blady. Za nim – dziewczyna w koszuli. Czarne włosy, długie nogi, uśmiech, który zamierał na ustach.
– Sabina... co ty... – wyjąkał.
– Z nią? Naprawdę z nią?! – wykrzyczałam. – To dlatego siłownia?! Dla niej?
Milczał. Nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Wiedziałam już wszystko.
Czuł się niedoceniany
Wyszliśmy na ulicę. Karol szedł przede mną jak za karę. Przez chwilę nic nie mówił. W końcu odwrócił się i westchnął ciężko.
– Sabina... ja nie chciałem cię ranić.
– Naprawdę? – prychnęłam. – Bo wyglądało to zupełnie inaczej, gdy stałeś tam z nią półnagi. Ile to już trwa? Miesiąc? Dwa? A może cały rok?
– Pół roku – spuścił głowę.
– Pół roku?! – krzyknęłam. – I przez ten czas patrzyłeś mi w oczy, kładłeś się obok mnie w łóżku, opowiadałeś bajki o siłowni... Dla niej się odmieniałeś. Dla mnie nie zrobiłeś nic.
– Bo... czułem się przezroczysty – wymamrotał. – Znikałem ci z oczu, a ty nawet tego nie zauważałaś. Ona... sprawia, że znowu czuję się mężczyzną. Że ktoś mnie widzi.
Parsknęłam śmiechem. Gorzko, bez cienia wesołości.
– A ja? Kim ja jestem? Kimś, kto pierze twoje koszule i zamawia papier toaletowy? To dla ciebie już za mało?
– Nie... ja po prostu... nie umiałem się z tobą dogadać.
– Ale z nią umiesz, co? – odparłam z jadem. – Jakoś łatwiej się rozmawia, jak nie trzeba mówić prawdy.
Milczał.
Spojrzałam na niego. Mężczyzna, którego znałam dekadę. Teraz był jak obcy.
– Powiedz mi chociaż jedno, Karol. Czy to się już skończyło? Czy... chcesz wrócić?
Spojrzał na mnie dłużej, niż się spodziewałam. I tylko potrząsnął głową.
– Nie wiem.
Nie wiedział. Ale ja już wiedziałam dużo więcej.
Planował to z premedytacją
Wróciłam do hostelu kilka dni później. Nie po odpowiedzi – bo już ją miałam. Chciałam tylko zrozumieć, kim była ona. Wiem, że miała na imię Lena.
Kaja, recepcjonistka, spojrzała na mnie i od razu rozpoznała. Zmarszczyła brwi.
– To pani… Wszystko w porządku?
– Zależy, co się nazwie „porządkiem” – uśmiechnęłam się krzywo. – Mogę zadać pytanie?
Skinęła głową, nieco ostrożnie.
– Ta kobieta, z którą przychodził Karol... – zaczęłam.
– Lena – weszła mi w słowo. – Tak ją nazywał.
– Jaka jest? Młodsza ode mnie, ładniejsza?
Kaja spojrzała na mnie uważnie. Przez chwilę milczała.
– Inna. Tajemnicza. Trochę... nachalna. Ale nie oceniam. Oni... przychodzili tu często. Zawsze razem. W tym samym pokoju. Potem wychodzili, jakby nic się nie stało.
Poczułam, że robi mi się słabo. Oparłam się o ladę.
– Nie byłam żoną – wyszeptałam. – Byłam... osobą trzecią w swoim własnym małżeństwie.
– Przykro mi – powiedziała Kaja cicho.
– To nie twoja wina – odpowiedziałam. – Chciałam tylko się upewnić, że dobrze widziałam. Że to nie był zły sen.
– Niestety nie.
Wyszłam stamtąd wolnym krokiem. Czułam, że coś się we mnie uspokoiło. Nie dlatego, że bolało mniej – ale dlatego, że prawda miała konkretną twarz, imię i godzinę rezerwacji. Karol zdradzał mnie nie przypadkiem. Nie przez impuls. To było zaplanowane. Regularne. Właśnie dlatego nasze małżeństwo skończyło się znacznie wcześniej, niż sądziłam.
Nie było czego zbierać
Siedziałam w kuchni, gdzie Karol kiedyś gotował dla nas makaron z pesto i śmiał się, gdy oblewał się oliwą. Teraz było cicho. Karol się wyprowadził. Nie zrobił sceny. Spakował rzeczy w dwie walizki i powiedział tylko:
– Przepraszam, że nie potrafiłem być inny.
Nie płakałam. Patrzyłam tylko, jak znika za drzwiami. I jak w tym samym momencie znika dziesięć lat mojego życia. W lodówce zostało światło i jedno opakowanie jogurtu, które ktoś zostawił może z litości. Tak samo wyglądało moje serce – puste i zimne. Ale prawdziwe. Już bez iluzji.
Patrzyłam w lustro. Włosy niedbale spięte, oczy podkrążone, skóra szorstka. Ale widziałam tam mnie. Nie żonę. Nie część układu. Nie tło dla cudzego życia. Tylko kobietę, która przeżyła upokorzenie, zdradę i koniec czegoś, co miało trwać wiecznie – i jeszcze oddycha.
Nie wiem, co dalej. Może długo jeszcze będę chodziła po mieszkaniu i widziała jego kształt w pustych przestrzeniach. Może jeszcze się złapię na tym, że odkładam kubek dla niego. To, co się skończyło, może mnie bolało. Ale też mnie ocaliło. Teraz znów jestem sobą.
Sabina, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wybaczyłam mężowi zdradę dwa razy, trzeciego nie będzie. Muszę zachować chociaż jakieś resztki godności”
- „Znalazłam bilety na sylwestra do luksusowego Spa i snułam wielkie plany. Tylko 1 szczegół w rezerwacji mnie niepokoił”
- „Łudziłam się, że czuje do mnie mięte. Byłam tylko zabawką na przeczekanie póki nie trafi się lepsza partia”

