„Mój mąż bydlak chciał oddać kota do schroniska. Zmienił zdanie, gdy ten uratował mu życie”
„Honorata nie odstępowała mnie ani na krok. Ocierała się i miauczała. Próbowała pyskiem i łapą wytrącić mi z dłoni szpadel. Zachowywała się, jakby chciała mi coś powiedzieć. Czy to możliwe, że chce, żebym za nią poszła? Odłożyłam szpadel. Zaprowadziła mnie prosto do garażu. Weszłam do środka i krzyknęłam. Darek leżał obok samochodu. Nie dawał znaku życia i nie oddychał”.

Nie, nie i jeszcze raz nie! Pies mojego wuja wystarczy mi na resztę życia. Jak masz ochotę popatrzeć na zwierzaki, to możesz włączyć telewizor. Tam są dziesiątki filmów o lwach, tygrysach, lampartach… Oglądaj sobie do woli, ale w domu będziemy mieszkać sami!
Mój mąż nigdy nie był domowym despotą i rzadko upierał się przy swoim zdaniu. Tym razem jednak moje argumenty odbijały się od niego jak od ściany. Oczywiście, starałam się go zrozumieć – miał 6 lat, kiedy został pogryziony przez psa należącego do wuja. Jak zawsze w takich przypadkach, winę za to zdarzenie ponosił wyłącznie wuj Darka i jego głupota, ale Darek wciąż miał bliznę na łydce i nigdy nie polubił zwierząt…
– Ale ja przecież nie proponuję, żebyśmy wzięli do domu tygrysa. Ona waży trzy kilogramy. Oswojona, przyzwyczajona do ludzi, zadbana. To jest czysta, domowa kotka po sterylizacji, nie jakiś dziki kot z ulicy. Przez większość dnia śpi w koszyku. Nie rozumiem twojego uporu…
– Jeżeli koniecznie chcesz mieć jakieś zwierzę, zgadzam się na akwarium albo żółwia. A Julka ma przecież masę znajomych, na pewno ktoś weźmie tego cholernego kota!
Sęk w tym, że nikt ze znajomych naszej córki nie chciał albo nie mógł wziąć Honoraty.
Piękna, czarno-biała kotka miała cztery lata. Julka znalazła ją maleńką na ulicy i przygarnęła. Mój mąż miał na ten temat swoje zdanie, ale Julka była już wtedy dorosła i od roku mieszkała z chłopakiem. Wynajmowali studencką kawalerkę trzysta kilometrów od rodzinnego miasta. Nasza władza rodzicielska, siłą rzeczy, była już mocno ograniczona. Ściślej rzecz ujmując – ograniczała się do regularnych przelewów. Oczywiście, byliśmy gotowi, żeby kiedyś pomóc córce przy wnukach…
Darek długo się buntował i nie chciał zmięknąć
Ale, na razie, sprawy zmierzały w zupełnie innym kierunku. Julka dostała się na wymarzone studia za granicą. Byliśmy z niej oboje bardzo dumni, a Darek pochwalił się chyba wszystkim sąsiadom. Był tylko jeden problem – Julka nie mogła zabrać ze sobą Honoraty. Właściciel pokoju, który z wielkim trudem znalazła, miał alergię i nie godził się na dodatkową lokatorkę.
– Błagam was, weźcie ją. Ona jest bardzo mądra i kochana. Jeżeli się nie zgodzicie, będę musiała zrezygnować z wyjazdu…
– Julka miała łzy w oczach, a ja nie mogłam pozwolić, żeby przez głupi upór swojego ojca straciła życiową szansę.
– Chcesz, żeby przez nas nie pojechała? Chcesz, żeby miała do nas żal do końca życia?! Ona na nas liczy, a my mamy obowiązek jej pomóc! – wbijałam mu do głowy.
Darek długo się buntował i nie chciał zmięknąć. Dopiero na dwa tygodnie przed krytycznym terminem wyjazdu zadzwonił do Julki, żeby następnego dnia przywiozła kota. A mnie wydał instrukcje:
– Nawet nie zamierzam jej dotknąć. Idź, kup te wszystkie kuwety, karmy, szczotki i co tam trzeba, jak się ma kota…
Zauważyłam, że większość tych rzeczy przyjedzie z Honoratą, ale nie zmieniło to jego podejścia.
– Nie szkodzi. Niech Julka widzi, że traktujemy to poważnie. Powinna skupić się na wyjeździe, a nie martwić tym cholernym kotem. A my zastanowimy się, co robić, jak już poleci…
Szczęśliwa Julka przywiozła Honoratę. Kilka dni później odwieźliśmy córkę na samolot lecący do Rzymu. Jeszcze przed wejściem do strefy odpraw przypominała, żebyśmy dbali o kotkę, a ja ją uspokajałam, że wszystko będzie dobrze.
Honorata całkiem nieźle zaaklimatyzowała się w domu i w ogrodzie. Polubiła swój koszyk i wylegiwanie się na kuchennym parapecie. Niestety, Darek nie tolerował tego ostatniego zwyczaju. Kiedy wracał z pracy, musiałam wypędzać Honoratę z kuchni. Nie wolno jej było także wejść do naszej sypialni. Ale, co najdziwniejsze, im bardziej mój mąż starał się ignorować obecność kotki, tym więcej sympatii mu okazywała. Było mi nawet trochę przykro. To ja ją głaskałam, przytulałam, karmiłam, a ona regularnie próbowała wskoczyć na kolana Darkowi i otrzeć się o jego tors. I choć nieuchronnie kończyło się to awanturą, nie zamierzała się poddać. Z jakimś… oślim uporem próbowała zdobyć jego serce.
W tydzień po wyjeździe Julki Darek położył przede mną swoje spodnie.
– Widzisz to? Są całe w sierści. Chodzę do pracy w spodniach z kocimi kłakami. Mam dość. Zabieramy ją do schroniska. Tam są specjaliści od takich spraw, zajmą się nią, oddadzą do adopcji…
Na chwilę zaniemówiłam.
– Zwariowałeś?! A co zamierzasz powiedzieć Julce?! No tak, ale ja jestem naiwna… Od początku to zaplanowałeś. Czekałeś tylko, żeby Julka wyjechała… Oszukałeś ją, żeby nie zrezygnowała z wyjazdu. Ale jak się dowie, że oddaliśmy Honoratę do schroniska, to po pierwsze wróci do Polski, po drugie nigdy się już do nas nie odezwie…
– Niczego się nie dowie. Powiemy, że kotka uciekła. Szukaliśmy jej wszędzie, ale nie znaleźliśmy. Damy nawet ogłoszenie. Julka pewnie będzie się martwić, ale potem szybko zapomni. To przecież tylko kot…
Przez dwie godziny próbowałam przemówić Darkowi do serca i sumienia. Zagroziłam rozwodem.
Kiedy, wciąż zupełnie odporny na moje prośby i groźby, wyszedł do pracy, zadzwoniłam do Alicji, mojej przyjaciółki. Chciałam zapytać, czy przyjmie mnie do siebie z kotką, dopóki nie znajdę sobie jakiegoś mieszkania… Alicja wysłuchała mnie spokojnie, a potem spytała, czy wyszłam za mąż za brutala bez serca.
– Przez dwadzieścia pięć lat uważałam, że nie, ale dziś zrozumiałam, że się mylę…
Alicja nie przejęła się moim dramatycznym tonem.
– Nie mylisz się. On nie wie, o czym mówi. Jedźcie do schroniska. Idę o zakład, że wrócicie do domu z kotką…
Moja przyjaciółka miała genialną intuicję. Następnego dnia pojechaliśmy do schroniska. Kiedy w drzwiach mój mąż zaczął, że „my w sprawie kota”, młoda kobieta bardzo się ucieszyła i powiedziała, że szesnaście kotów właśnie czeka na adopcję, więc wspaniale, że chcemy wziąć jednego z nich.
Zanim Darek zdążył sprostować, zaprowadziła nas na podwórze. W kilkudziesięciu boksach wpatrywała się w nas co najmniej setka zwierzaków, w tym wiele wychudzonych, kalekich, z widocznymi śladami po ludzkiej podłości. Kilka opowieści opiekunki ostatecznie sprawiło, że mój mąż nie odważył się słowem wspomnieć o czekającej w samochodzie Honoracie.
W milczeniu wróciliśmy do domu – nie patrząc ani na siebie, ani na Honoratę. Było jasne, że oddanie kotki nie wchodzi już w grę. Darek jakoś pogodził się z jej obecnością, zaakceptował nawet wizyty na parapecie w kuchni. Wciąż jednak nie mógł zrozumieć, że kotka, poza karmą i legowiskiem, potrzebuje też bliskości człowieka. Ile razy wskakiwała mu na kolana, reagował jakby oblano go wrzątkiem.
Sytuacja powtarzała się codziennie i nie mogłam zrozumieć, dlaczego kotka wciąż podejmuje te próby. Było to tym dziwniejsze, że w stosunku do mnie wcale nie była wylewna. Najwyraźniej to Darek był tą osobą, w której ulokowała uczucia. No cóż, takie rzeczy zdarzają się ludziom, więc może nie powinnam mieć żalu do kota…
Kotka cały czas próbowała nam o tym powiedzieć…
Honorata regularnie kładła się na kapciach Darka, ocierała o powieszoną na krześle marynarkę, próbowała wskoczyć pod jego kołdrę. Przy każdej z tych czynności głośno miauczała i była to jedyna sytuacja, w której to robiła.
To zdarzyło się dwa miesiące później.
Była niedziela i obydwoje byliśmy w domu. Po śniadaniu Darek poszedł do garażu grzebać w samochodzie, a ja postanowiłam przekopać warzywne grządki. Honorata biegała po ogrodzie, ale straciłam ją z oczu. Zdążyłam wypielić jedną grządkę, kiedy nagle pojawiła się obok mnie. Po raz pierwszy otarła się o moją nogę i zamiauczała. Ucieszyłam się, pogłaskałam ją i wróciłam do spulchniania ziemi. Jednak Honorata nie odstępowała mnie ani na krok. Ocierała się i miauczała. Próbowała pyskiem i łapą wytrącić mi z dłoni szpadel. Ruszała biegiem w stronę domu i zawracała. Kiedy powtórzyła to dziesiąty raz pomyślałam, że coś tu nie gra. Zachowywała się, jakby chciała mi coś powiedzieć. Czy to możliwe, że chce, żebym za nią poszła? Odłożyłam szpadel. Zaprowadziła mnie prosto do garażu. Weszłam do środka i krzyknęłam.
Darek leżał obok samochodu. Nie dawał znaku życia i nie oddychał… Do przyjazdu karetki robiłam mu masaż serca. Na szczęście byłam kiedyś na odpowiednim kursie. Pogotowie przyjechało jednak w ostatniej chwili.
Gdybym lekceważyła prośby Honoraty jeszcze minutę dłużej…
W szpitalu okazało się, że mój mąż od dawna był poważnie chory na serce. Nie wiem jak to możliwe, nigdy nie wierzyłam w legendy o kotach wyczuwających ludzkie choroby. Ale Honorata wiedziała to od chwili, gdy poznała Darka i cały czas próbowała nam to powiedzieć… Darek po operacji wrócił do formy. Kiedy Julka przyjechała na wakacje, powiedział, żeby sobie znalazła nowego kota, bo Honoraty jej nie odda. I najlepiej, żeby to był kot ze schroniska, bo tam tyle zwierząt potrzebuje pomocy…
Czytaj także:
„Mój były to cham i despota, który miga się od płacenia na własne dzieci. Nikt nie jest idealny, a ja... wciąż go kocham”
„Nie znoszę przyjaciela mojego męża. To zwykły cham i prostak, który nie ma za grosz szacunku do kobiet”
„Był największym gburem, chamem i prostakiem, jakiego mogłam sobie wyobrazić. A mimo to mnie do niego ciągnęło”

