Reklama

Z Oskarem poznaliśmy się na domówce. Przysiadł się do mnie w kuchni i zapytał, czy to ja przyniosłam tiramisu. Pamiętam, że się wtedy zaśmiałam – pierwszy raz od dawna tak szczerze. Miał ciepły głos, pachniał dobrymi perfumami i potrafił tak patrzeć, że czułam się piękniejsza, niż byłam.

Na początku był ideałem. Wysyłał wiadomości „już tęsknię” pięć minut po rozstaniu. Gotował dla mnie kolację w środku tygodnia. Zasypiał z głową na moich kolanach. Nie chciałam wtedy niczego więcej. A potem… coś się przestawiło. Z początku nie zwracałam na to uwagi. Żart o „najładniejszej dziewczynie z zespołu”. Lubił opowiadać o koleżankach z pracy. Mówił, że to tylko zabawne anegdoty. Ale ja widziałam, jak patrzy na nie na zdjęciach w internecie. Jak się uśmiecha do dziewczyn w restauracji. Jak zbyt długo rozmawia z nieznajomymi. I zaczęłam się zastanawiać, czy to ja jestem przewrażliwiona, czy coś jest na rzeczy.

Pewnego wieczoru Aga nalała mi wina i spojrzała na mnie tak, jak patrzy tylko ktoś, kto zna cię naprawdę.

– Kalina – powiedziała spokojnie. – Nie możesz być dodatkiem do jego życia. Masz być jego wyborem, nie awaryjną opcją.

Pokręciłam głową. Może naprawdę jestem zbyt przewrażliwiona? A może po prostu… on mnie nigdy naprawdę nie kochał?

Byłam zazdrosna jak diabli

To miała być zwykła impreza firmowa. Oskar zabrał mnie ze sobą, mówiąc, że „będzie miło, nikogo nie znam, ale ludzie są w porządku”. Ubrałam się starannie – czarna sukienka, delikatny makijaż, złote kolczyki. Chciałam się czuć pewnie. Przez chwilę naprawdę tak było. Dopóki nie przyszła ona.

– To Lena – powiedział Oskar, jakby to była przypadkowa informacja. – Wspominałem ci. Nowa graficzka.

Była ładna. Nie w sposób spektakularny, ale ten naturalny, wciągający. Miała rozpuszczone włosy, czerwone usta i taki śmiech, że ludzie odwracali głowy. I Oskar też się odwracał. Często. Siedział blisko niej, śmiał się z jej żartów, komentował prezentację, jakby tylko z nią. A ja siedziałam obok z kieliszkiem wina i głową pełną pytań. Kiedy złapał się z Leną za ręce przy głupiej grze integracyjnej, udawałam, że nie widzę. Ale widziałam wszystko.

W drodze do domu panowała cisza. Oskar przeglądał telefon. W końcu nie wytrzymałam.

Czułam się przezroczysta – powiedziałam cicho.

– Nie bądź zazdrosna – odparł. – Przecież wiesz, że jesteś dla mnie ważna.

– Ale nie najważniejsza – odpowiedziałam, zanim zdążyłam to przemyśleć.

Zamilkł. Nawet nie próbował zaprzeczyć. Spojrzałam przez szybę taksówki i pomyślałam coś, co przyszło mi wtedy po raz pierwszy: on umie mówić to, co chcę usłyszeć. Ale chyba nigdy nie czuje tego naprawdę.

Już niczego nie byłam pewna

Zaczęłam się cofać. Wspominać. Szukać sygnałów, których wcześniej nie chciałam widzieć. Jak wtedy, gdy zapomniał o moich urodzinach. Owszem, nadrobił – kupił kwiaty dzień później, ale pamiętam, jak czekałam tamtego wieczoru, w sukience, przy świecach, i jak dzwoniłam do Agi, dusząc w sobie płacz.

Może miał dużo na głowie – próbowała go bronić. – Ale nie zapomina się o urodzinach dziewczyny.

Albo ta noc, kiedy wróciłam do domu rozbita po pogrzebie cioci. Leżałam na kanapie, wtulona w poduszkę, a Oskar tylko mruknął: „Długi dzień” i zasnął przy serialu. Nie spytał nawet, jak się czuję.

Zaczęłam się zastanawiać: czy on mnie kocha tak, jak powinien? Wiedziałam, że muszę to powiedzieć na głos, bez emocji, bez scen. Tylko szczerze. Usiedliśmy wieczorem na balkonie, oboje z herbatą, bez telefonów w dłoni.

– Dlaczego jesteś ze mną, skoro wszystko w tobie krzyczy, że ci czegoś brakuje?

Spojrzał na mnie, zaskoczony. Albo udawał, że jest zaskoczony.

Jesteś dla mnie ważna. Ale… może za bardzo chcesz z tego zrobić coś większego, niż jest.

Zamilkłam. Powiedział to spokojnie, jakby omawiał prognozę pogody. Wpatrywałam się w światła miasta i myślałam: nie chcę być namiastką miłości. Chcę być całością czyjegoś świata. Czy to za dużo?

Usłyszałam coś, co mnie złamało

Coraz częściej łapałam się na tym, że czuję się gdzieś obok. Jakbyśmy żyli w jednym mieszkaniu, ale w zupełnie różnych światach. Oskar wracał późno. Mówił, że ma projekt do skończenia. Że spotkanie się przeciągnęło. Że musiał odwieźć kogoś z pracy. Nie zadawałam pytań, ale wszystko we mnie krzyczało.

Pewnego wieczoru usłyszałam go przez uchylone drzwi sypialni. Rozmawiał przez telefon. Szeptem, ale wyraźnie z uśmiechem w głosie. Nie słyszałam imienia, tylko krótkie „też miło było” i coś o „następnym razem”.

Gdy wszedł do pokoju, siedziałam już na łóżku.

Z kim rozmawiałeś? – zapytałam, starając się brzmieć spokojnie. – Bo jeśli to była Lena, chcę wiedzieć.

Zmrużył oczy, jakby próbował zrozumieć, jak dużo usłyszałam.

– To tylko koleżanka. Masz jakąś paranoję.

– Nie mam. Mam intuicję. I czuję, że coś jest nie tak.

Milczał przez dłuższą chwilę, aż w końcu westchnął. I wtedy to padło.

– Nie wiem, czy jestem gotów tylko na jedną kobietę w moim życiu. Może próbuję się tego dowiedzieć.

W jednej sekundzie runęło wszystko. Wszystkie „kocham cię” i „jesteś dla mnie ważna”. Każdy wspólny poranek. Każdy plan na wspólną przyszłość. Patrzyłam na niego i nie mogłam się ruszyć. Jakby słowa, które wypowiedział, wbiły mnie w materac. Nic nie odpowiedziałam. Nie było już czego komentować. Odpowiedź, której tak bardzo się bałam, właśnie przyszła sama.

Przestałam się oszukiwać

Nie spakowałam się od razu. Przez dwa dni chodziłam po mieszkaniu jak cień. Prasowałam jego koszule, zmywałam po kolacji, jakbyśmy wciąż byli razem. Ale już nie byliśmy. Wszystko było tylko grą pozorów. A ja już nie umiałam już w nią grać.

Trzeciego dnia weszłam do sypialni i zaczęłam wkładać swoje rzeczy do walizki. Cicho. Bez płaczu. Bez dramatów.

– Serio? – Oskar oparł się o framugę drzwi. – Po jednej rozmowie się wyprowadzasz?

– Nie po jednej rozmowie – odpowiedziałam. – Po wielu miesiącach czekania, że zaczniesz mnie kochać tak naprawdę.

Nie zatrzymał mnie. Nawet nie podszedł. Patrzył tylko, jakby już nie miał ze mną nic wspólnego. Jakby ten etap życia właśnie mu się zamknął.

Z walizką pojechałam do Agi. Otworzyła mi w szlafroku, a kiedy mnie zobaczyła, nic nie mówiła – po prostu przytuliła mnie mocno. Siedziałyśmy na kanapie. Z kuchni dobiegał odgłos gotującej się wody. Aga nalała nam herbaty i powiedziała cicho:

– To, że ktoś cię nie kocha tak, jak chcesz, nie znaczy, że jesteś nie do pokochania.

– Byłam zakochana w kimś, kto nawet nie wiedział, że jestem obok – odpowiedziałam, spuszczając wzrok.

– I teraz już to wiesz. To krok. Teraz musisz tylko zrobić następny.

Patrzyłam w parującą filiżankę i myślałam: kochałam go. Naprawdę. I dlatego to boli tak bardzo. Ale może wreszcie przestanę się oszukiwać.

Nie było czego naprawiać

Spotkaliśmy się ostatni raz w kawiarni, tej samej, w której kiedyś trzymał mnie za rękę pod stołem i mówił, że nigdzie się nie spieszy, jeśli jestem obok. Teraz siedział naprzeciwko mnie jak ktoś obcy. Miał tę samą kurtkę. Tę, którą kupiliśmy razem. Ale w jego oczach już mnie nie było.

– Przepraszam – powiedział. – Może nie byłem gotów. Może to nie był właściwy czas.

– Albo po prostu nie byłam właściwą osobą – odpowiedziałam spokojnie, bez żalu. Już nie musiałam się domyślać. Już wiedziałam.

Popatrzył na mnie tak, jakby próbował coś jeszcze zrozumieć. Jakby czegoś szukał w mojej twarzy, czego sam nie potrafił nazwać.

Nie chcę cię stracić całkowicie – rzucił nagle, półgłosem.

Zacisnęłam palce na filiżance. Spojrzałam na niego uważnie.

– Ale już mnie straciłeś. Po kawałku. Przez wiele miesięcy. I już nie mam siły się zbierać.

Nie odpowiedział. Może po raz pierwszy nie miał gotowego zdania. Tego dnia nie było łez, dramatów, obietnic na przyszłość. Była tylko cisza. Taka, która nie daje ukojenia, ale w której zawiera się wszystko.

Wróciłam do Agi i zamknęłam się w pokoju. Patrzyłam w sufit, słuchając jak miarowo tyka zegar. „Zasługuję na więcej” – pomyślałam. Ale to „więcej” muszę dać najpierw sobie.

Wolę samotność niż złudzenia

Pierwsze dni były ciche. Nie taka cisza, która koi, tylko taka, co przypomina o pustce. O miejscu przy stole, o zapachu, który zniknął z poduszki. O tym, że nikt już nie wraca do domu. Ale potem przyszło coś innego. Poranek, w którym otworzyłam oczy i przez chwilę... nic nie czułam. Wstałam. Umyłam twarz. Zrobiłam kawę i poczułam, że znów mam wpływ na własne życie.

Zaczęłam czytać książki, które odkładałam. Spacerować po mieście bez celu. Obserwować ludzi. Czasem czułam się jeszcze słaba, jakby wystarczyło jedno słowo Oskara, bym znów się rozsypała. Ale wiedziałam już, że nie wrócę. Nie do niego. Nie do tego, co udawało miłość.

Aga mówi, że jestem odważna. Że zrobiłam to, co wiele kobiet tylko sobie obiecuje. Nie wiem, czy jestem odważna. Nie chcę być kochana na pół gwizdka. Nie chcę być czyjąś wygodną opcją na czas niepewności. Chcę być czyimś wyborem. Albo być sama. Ale świadomie. Bez złudzeń.

Kalina, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama