„Mój facet marzeń z aplikacji okazał się atrapą. Zapomniał mi powiedzieć, że po randce ze mną wraca do żony i dzieci”
„Byłam pewna, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Nawet zaczęliśmy mówić o wspólnym urlopie. Myślałam o nim jak o kimś… stałym. Nie wiedziałam jeszcze, że ta bliskość, którą czułam, to było tylko złudzenie. Piękne, ale fałszywe”.

- Redakcja
Nie szukałam księcia z bajki. Nie musiał mieć sześciopaka na brzuchu, nie musiał znać win ani cytować filozofów. Wystarczyło, żeby był – wieczorem przy herbacie, rano w autobusie, w sobotę w markecie, kiedy wybieram jogurt i nie wiem, który wziąć. Marzyłam o kimś stałym, kto nie zniknie po trzeciej randce z tekstem „to nie ty, to ja”.
Mam 31 lat. Jestem singielką z dużego miasta, z pracą, którą lubię, i samotnymi wieczorami, których nienawidzę. Randki z aplikacji? Przerobiłam wszystkie. Kiedy pojawił się Artur, byłam bliska usunięcia konta. Ale napisał pierwszy. Normalnie. Bez „hej, śliczna” ani „co robisz dziś wieczorem?”. Po prostu: „Cześć. Szukam kogoś, z kim można się rozgadać i pomilczeć bez stresu. Masz podobnie?”.
Spotkaliśmy się po tygodniu pisania. Miał spokojne oczy i ręce, które nie musiały niczego udowadniać. Słuchał. Śmiał się, kiedy opowiadałam o absurdalnych sytuacjach z pracy.
– Z tobą się rozmawia, jakbyśmy się znali od lat – powiedział. – A wiesz, że nie szukam przygód? Mam już dość powierzchownych relacji.
Po randce zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, Kaśki:
– On jest… inny. Chyba pierwszy raz ktoś nie udaje, że wie, czego chce.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to właśnie tacy potrafią najbardziej kłamać.
Zakochałam się na zabój
Nie pamiętam dokładnie, kiedy to się zaczęło. Może kiedy pierwszy raz został na noc i rano zrobił mi kawę, tak po prostu, bez pytania. Może kiedy w środku dnia przysłał mi zdjęcie swojej dłoni trzymającej książkę, z podpisem „brakuje tu jeszcze twojej”. Może wtedy, kiedy powiedział:
– Z tobą czuję się jak u siebie. Serio. Nie muszę udawać, że jestem kimś więcej, niż jestem.
Spotykaliśmy się co kilka dni. Czasem częściej. Gotował u mnie obiad, potem było wino i film. Zasypiałam w jego ramionach i budziłam się z jego oddechem na karku. Przynosił moje ulubione czekoladki, wiedział, jaki jogurt lubię. Znał moje wieczorne rytuały i nie śmiał się z nich.
– Chyba się zakochałam – powiedziałam Kaśce przez telefon.
– Ty? Po dwóch miesiącach? – zaśmiała się. – A on?
– On… mówi, że pierwszy raz od dawna czuje, że jest na właściwym miejscu. Że mu zależy.
– A coś cię w nim niepokoi?
– Czasem tak mówi, że „nie wszystko jest jeszcze poukładane”, ale nie drążę. Może chodzi o byłą, nie wiem.
– Byle nie miał żony – rzuciła półżartem.
– Nie no… bez przesady – odpowiedziałam, śmiejąc się.
Byłam pewna, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Nawet zaczęliśmy mówić o wspólnym urlopie. Myślałam o nim jak o kimś… stałym. Pewnym. Nie wiedziałam jeszcze, że ta bliskość, którą czułam, to było tylko złudzenie. Piękne, ale fałszywe.
Zbywał moje podejrzenia
Zaczęło się od drobiazgów. Odwołane spotkania w ostatniej chwili. „Kochanie, padam na twarz, szef znowu przedłużył zebranie”. Albo: „Była mała awaria w biurze, muszę to ogarnąć, nie gniewaj się”. Nie gniewałam się. Przecież każdy może mieć gorszy dzień. Przecież był czuły, pisał rano „Dzień dobry, najpiękniejsza”, wieczorem „Śnię o tobie”. Był obecny, nawet gdy go nie było. A przynajmniej tak mi się wydawało. Ale potem znalazłam coś, co nie pasowało.
To był sobotni poranek. Artur zostawił u mnie torbę, jak zwykle w pośpiechu. Szukałam w niej powerbanka. Znalazłam rysunek. Kredki, niezdarne literki, podpis: „Dla tatusia, kocham cię – Zosia”. Zamarłam.
– Artur? – zapytałam wieczorem, trzymając rysunek. – Czy ty masz dzieci?
Spojrzał na mnie i parsknął śmiechem.
– Co? Zwariowałaś? To pewnie coś z pracy. Może ktoś wrzucił mi to przez przypadek.
Chciałam mu wierzyć. Naprawdę chciałam. Ale tydzień później, gdy szukał ładowarki, na ekranie jego telefonu pojawił się SMS: „Kochanie, pamiętaj o zebraniu w przedszkolu. Buziaki – A.”.
– Kto to? – zapytałam cicho.
– Aaaa, to Asia, moja kuzynka. Opiekuję się czasem jej córką. Ale ty jesteś podejrzliwa… – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
Nie byłam gotowa mu nie wierzyć. Zamiast słuchać instynktu, zadzwoniłam do Kaśki.
– Co jeśli on coś przede mną ukrywa?
– Natalia, coś tu śmierdzi. Jakby był zbyt idealny. Uważaj na siebie, dobra?
Wtedy jeszcze próbowałam siebie przekonać, że to tylko moje lęki. Jeszcze próbowałam go bronić.
Wszystko stało się jasne
To miał być zwykły wtorek. Wracałam z pracy skrótem przez park, zamyślona, z telefonem w dłoni. I wtedy go zobaczyłam. Siedział na ławce. Uśmiechnięty. Z dzieckiem na kolanach i kobietą obok, która poprawiała mu szalik. Dziewczynka – może czteroletnia – wybuchnęła śmiechem, gdy Artur podrzucił ją w górę. Kobieta spojrzała na niego z czułością, której nie da się udawać. Całość trwała może minutę, ale ja poczułam, jak wszystko we mnie się sypie. Stałam jak wryta.
Nie wiem, jak znalazłam w sobie siłę, żeby podejść. Może to było czyste szaleństwo.
– To też nie twoje dziecko, Artur?! – wrzasnęłam na całą alejkę.
Zamarł. Dziewczynka schowała się za jego ramię. Kobieta spojrzała na mnie jak na wariatkę. Artur wstał, wziął mnie za ramię odsunął się parę kroków w bok i powiedział cicho:
– Daj mi to wyjaśnić.
– Nie ma co wyjaśniać. Okłamałeś mnie. Masz rodzinę, dziecko, żonę! – krzyczałam, nie zwracając uwagi na ludzi wokół.
– Tak, mam. Ale z tobą... to wcale nie było kłamstwo – mówił. – To był jakby mój świat równoległy. Moje miejsce ucieczki.
– Ucieczki?! – zaśmiałam się histerycznie. – A ja byłam twoją przerwą od bajki na dobranoc?! Twoim odpoczynkiem od ojcostwa?!
– Nie chciałem cię skrzywdzić…
– A co chciałeś, Artur? Żebym ci gotowała obiady między jednym zebraniem w przedszkolu a drugim?
Spojrzał na mnie tak, jakby naprawdę było mu przykro. Ale było już za późno.
Wróciłam do domu i zniszczyłam wszystko, co miałam od niego. Zostawiłam tylko rysunek dziecka. Dla przypomnienia, że ludzie nie zawsze są tym, za kogo się podają.
Była naiwna i ślepa
Zamknęłam się w mieszkaniu na cztery dni. Wyłączyłam telefon, zasłoniłam rolety. Nie płakałam. Tylko leżałam i myślałam. O każdym pocałunku. O tych wszystkich „dzień dobry, kochanie”, które mówił z takim przekonaniem. O tym, jak głupia byłam, że nie zauważyłam. Czułam się jak idiotka.
– Natalia, otwórz te cholerne drzwi, bo się martwię – krzyczała Kaśka zza drzwi, ale nie ruszyłam się z kanapy.
Czasem mówiłam do siebie szeptem:
– Jak mogłaś być taka naiwna? Przecież było oczywiste. Przecież on nigdy nie spał u ciebie w weekendy. Przecież nie zapraszał cię do siebie. Przecież to było za dobre, żeby było prawdziwe…
Znalazłam profil jego żony. Na zdjęciach była uśmiechnięta, z dziećmi, z Arturem. Widziałam ich zdjęcie z wakacji w Chorwacji – dokładnie w tym samym czasie, kiedy powiedział, że jedzie służbowo do Katowic.
– Nienawidzę cię – szepnęłam, patrząc na jego twarz.
Napisałam do niej. „Twój mąż mnie okłamał. Spotykaliśmy się przez dwa miesiące. Nie wiedziałam o tobie. Przykro mi”. Nie wysłałam. Skasowałam.
Wieczorem przyszła Kaśka z siatką jedzenia.
– Chcesz mu zniszczyć życie? – zapytała cicho, siadając obok.
– On sam to zrobił – odpowiedziałam.
– Natalia… Zasługujesz na coś lepszego. Ale najpierw musisz przestać obwiniać siebie. On cię okłamał. To on cię skrzywdził. Ty nie zrobiłaś nic złego.
Wtedy pierwszy raz się rozpłakałam. Nie z tęsknoty. Z rozczarowania sobą.
Nie umiałam mu wybaczyć
Napisał do mnie po dwóch tygodniach. Najpierw jedno zdanie: „Czy mogę cię zobaczyć?”. Potem długie wyznanie. Że myśli, że nie może przestać, że to wszystko było prawdziwe. Że nie wie, co robić. Nie odpisałam.
Tydzień później stanął pod moją pracą. Czekał dwie godziny. W końcu wyszłam.
– Daj mi pięć minut. Niczego nie będę wymuszał. Chcę tylko… zakończyć to jak człowiek – powiedział.
Usiedliśmy w kawiarni niedaleko. Zamówił herbatę. Ja nic.
– Natalia… Wiem, że nie mam prawa niczego od ciebie wymagać. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie żałuję ani sekundy. Z tobą czułem się… żywy.
Parsknęłam śmiechem, choć nie było mi wesoło.
– A z żoną co? Martwy? – zapytałam chłodno.
– To inna relacja. Dzieci, obowiązki, życie. Z tobą było inaczej. Lżejsze, szczere.
– Szczere? Artur, naprawdę? – parsknęłam. – Przecież to było kłamstwo. Dobrze się bawiłeś, będąc dwoma facetami naraz?
– Nie umiem zrezygnować z rodziny. Ale z tobą… byłem sobą.
Popatrzyłam mu prosto w oczy. I wtedy pierwszy raz nie poczułam nic.
– Nie możesz mieć wszystkiego, Artur. Nie jestem twoją odskocznią. Nie jestem twoim cichym miejscem.
– Przepraszam…
– Wiesz co? Ja też już jestem kimś innym. Kimś, kto zasługuje na całą prawdę. A nie ochłapy, które rzucasz między bajką na dobranoc a obowiązkami ojca.
Wstałam. Wyszłam. Nie obejrzałam się za siebie.
Teraz szukam inaczej
Nie zamknęłam się na miłość. Ale przestałam wierzyć w wielkie słowa bez pokrycia. Zrozumiałam, że fraza „jesteś dla mnie wszystkim” znaczy tyle, ile człowiek jest gotów poświęcić, by przy tobie zostać. A Artur... on nie poświęcił nic.
Minęły miesiące. Odzyskałam swój rytm. Praca, spotkania, śmiech z Kaśką, samotne wieczory, które przestały boleć. Wróciłam do randek, ale już z inną głową. Z pytaniami, które wcześniej bałam się zadać. Z czujnością, która nie zabijała bliskości – tylko ją chroniła. Nie szukam już kogoś, kto powie, że „nigdy nie czuł czegoś takiego”. Szukam kogoś, kto nie będzie musiał tego mówić, bo po prostu będzie.
Artura nigdy więcej nie widziałam. Czasem myślę o jego córce. O Zosi, która malowała rysunki dla tatusia. I o tej drugiej kobiecie – jego żonie, partnerce, nieświadomej tego, kim był, kiedy wychodził „na zebranie”. Nie napisałam do niej drugi raz. To już nie była moja wojna. Ja wybrałam siebie. I to był pierwszy raz, kiedy naprawdę wygrałam. Nie szukam już bajki. Szukam prawdy.
Natalia, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Odkryłam, że mąż nigdy nie wylogował się z serwisu randkowego. Dla mnie to była zdrada, dla niego zabawa”
- „Robiłam jesienne porządki w szafie i znalazłam coś dziwnego w kieszeni męża. Już wiedziałam, że muszę się rozwieść”
- „Znalazłam paragon od jubilera w kieszeni chłopaka i szykowałam się na pierścionek. Dostałam coś całkiem innego”

