Reklama

Są ludzie, którzy czekają na święta z wypiekami na twarzy — robią listy prezentów, pieką pierniki, planują rodzinne spotkania. Ja do nich nie należę. Dla mnie Boże Narodzenie od kilku lat jest czasem, który trzeba po prostu przeżyć. Przetrwać. Jestem przed czterdziestką, pracuję w kwiaciarni na rogu i wieczorami wracam do mieszkania, gdzie wita mnie cisza. Po rozstaniu z Michałem nie miałam już nikogo. Nie dlatego, że nie próbowałam, ale po prostu... nie umiałam. Coś się we mnie zamknęło.

Tamtego grudniowego wieczoru poszłam na jarmark dla Kingi. Twierdziła, że „muszę wyjść do ludzi”. Chodziłam między straganami, wdychając zapach grzańca i cynamonu, gdy nagle usłyszałam:

— Zuzka?

Odwróciłam się. Michał. Stał przede mną, jakby nic się nie wydarzyło, tylko trochę starszy. Serce mi zamarło.

— Michał... Cześć.

Rozmawialiśmy kilka minut. Uprzejmie, o wszystkim i o niczym. Nie padły żadne osobiste pytania, ale jego spojrzenie było takie jak wtedy, przed tym wszystkim.

— Miło było cię zobaczyć — powiedział na koniec.

— Ciebie też.

Rozeszliśmy się w swoje strony, ale coś zawisło w powietrzu. Coś niedopowiedzianego.

Byłam rozdarta

Nie spałam tej nocy. Leżałam na plecach, wpatrując się w sufit, jakbym próbowała zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Michał. Po tylu latach. Po tych wszystkich niewysłanych wiadomościach, nieodebranych telefonach i za późno wypowiedzianych słowach. Spotkałam go tak po prostu, między piernikami a rękawiczkami z alpaki. Następnego dnia w kwiaciarni trzymałam telefon bliżej niż zwykle. Nie wiedziałam, czego dokładnie oczekuję. I wtedy, kilka minut po trzynastej, ekran rozbłysł.

„Miło było cię zobaczyć. Michał” — prosto, bez wielkich emocji, a jednak moje serce zrobiło fikołka.

Odpisałam. Też krótko. I tak się zaczęło. Kawa „na szybko” zamieniła się w dwie godziny rozmowy o podróżach, pracy, starych filmach. Znowu śmialiśmy się tak, jak kiedyś. Michał nie mówił o swoim życiu osobistym, a ja nie pytałam. Może nie chciałam zepsuć tej bajki, bo bałam się prawdy.

— Czasem myślę, co by było, gdybyśmy wtedy nie odpuścili — powiedział przy trzecim spotkaniu, zerkając w bok.

— A może właśnie wtedy zrobiliśmy najlepiej? — próbowałam się bronić, ale głos mi się załamał.

Wszystko wracało. Nasze niedzielne poranki, śmiech w łóżku, nawet nasze kłótnie — nieudolne, chaotyczne, ale zawsze kończące się dotykiem. Byłam rozdarta. Kinga ostrzegała mnie milion razy przed grzebaniem w przeszłości. Ale serce wiedziało swoje. A ja nie byłam pewna, czy chcę się z tego budzić.

Nie pytałam, czy żałuje

To miało być tylko zwyczajne spotkanie. On przyszedł w dżinsach, szarym swetrze, z kubkiem w dłoni. Ja byłam trochę za bardzo przejęta, trochę za bardzo wystrojona. Michał zaprosił mnie do mieszkania, które „wynajmuje na czas delegacji”. Mówił, że to tylko na kilka tygodni, że woli tu ciszę niż hotelowe śniadania. Nie dopytywałam. Usiedliśmy na kanapie, gdzieś między pizzą a czwartym odcinkiem serialu. Głowy mieliśmy blisko, ramiona też prawie się stykały. Cisza nie była niezręczna — wypełniały ją wspomnienia i żywa tęsknota.

Nie potrafiłem o tobie zapomnieć — powiedział nagle, cicho, jakby sam się tych słów przestraszył.

— Ale nic nie jest takie proste, prawda? — mruknęłam, próbując się uchronić przed tym, co nadchodziło.

Wtedy dotknął mojej dłoni i to wystarczyło. Cała ostrożność, cały mój rozsądek wyparowały. Tęsknota, ukrywana latami, wylała się bez hamulców. Pocałował mnie jak wtedy, tylko mocniej. Jakby wiedział, że jutro może być za późno. W nocy leżeliśmy wtuleni w siebie, a ja słyszałam jego oddech blisko szyi. Nie pytałam, czy żałuje. Nie mówiłam, że się boję. Rano zbudził mnie delikatny pocałunek.

— Porozmawiamy wieczorem, dobrze? — szepnął i wyszedł, nawet nie pijąc kawy.

Zostałam w jego łóżku, z jego zapachem na poduszce i tysiącem pytań w głowie. Czułam coś pomiędzy szczęściem a przeświadczeniem, że zrobiłam błąd, z którego już się nie wyplączę.

Przecież on nic nie powiedział

Dzień po tamtej nocy był pełen ciszy. Michał się nie odezwał. Nie odpisał na wiadomość, że „mam jego bluzę, jeśli będzie szukał”. Siedziałam w kwiaciarni, układając bukiet z piwonii, gdy dostałam SMS od Kingi: „Widziałam twojego byłego. Z wózkiem. Przypadkiem. Coś mi tu nie gra”.

Zamrugałam kilka razy, jakby to mogło zmienić treść wiadomości. Michał z wózkiem? Z dzieckiem? Przez chwilę byłam pewna, że to pomyłka. Wzięłam telefon i zaczęłam grzebać. Weszłam na jego profil, potem przez wspólnych znajomych dotarłam do niej — do Magdy, jego żony. Nadal jej nie znałam. Zdjęcie profilowe: kobieta o ciepłych oczach i uśmiechu zmęczonej mamy. Opis pod ostatnim postem: „Witaj na świecie, Antosiu! 3.12.2025”.

Poczułam, jak żołądek mi się zaciska. Najpierw pojawiła się pustka, potem niedowierzanie. Przecież on nic nie powiedział, ani jednego słowa o żonie czy dziecku. Noworodku! A ja kim niby byłam? Wieczorem pojechałam do niego. Drzwi otworzył w tej samej koszuli, w której mnie całował. Patrzył, jakby wiedział, że wiem.

— Masz dziecko. Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? — Głos mi drżał, ale nie płakałam. Jeszcze nie.

Michał odwrócił wzrok.

Nie chciałem cię stracić drugi raz. Ale może nigdy cię tak naprawdę nie miałem.

Stałam w progu, czując, jak cała historia, którą znów zaczęłam pisać w głowie, rozpada się jak kartka podarta na kawałeczki.

To ja się łudziłam

Nie pamiętam, jak wyszłam z jego mieszkania ani jak znalazłam się na chodniku i minęłam witryny, świąteczne światła, ludzi z siatkami pełnymi prezentów. Wszystko było jakby za szybą: dźwięki przytłumione, a kroki ciężkie, jakbym szła przez wodę. Nie płakałam. Szłam przed siebie, krok za krokiem i nagle zobaczyłam ten sam jarmark. To samo miejsce, w którym go spotkałam. Tam, gdzie pierwszy raz od lat coś we mnie drgnęło.

Teraz wszystko wydawało się sztuczne. Plastikowe lampki, kolędy w tle, uśmiechy sprzedawców — taki teatr, w którym nie ma już dla mnie roli. Usiadłam na ławce obok drewnianego renifera. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Kingi.

— Zuzka? — Jej głos był pełen niepokoju. — Co się dzieje?

— Wiedziałaś, że ma dziecko. I żonę. Ja nie wiedziałam.

— O matko... Zuzka...

— To ja się łudziłam — szepnęłam. — Pozwoliłam mu wejść z powrotem. Jak idiotka. Sama sobie to zrobiłam.

— Ty nie jesteś tą trzecią. To on cię okłamał.

— Ale to ja chciałam wierzyć. Ja chciałam, żeby było jak kiedyś.

— Wracaj do domu — przekonywała spokojnie. — Napij się czegoś ciepłego. Po prostu... bądź dla siebie dobra, okej?

Rozłączyłam się. Wróciłam do mieszkania i zamknęłam się w środku jak w kokonie. Nie odbierałam telefonów. Przeleżałam dwa dni w piżamie, patrząc w sufit. Serce pękało po cichu, w miejscu, którego już kiedyś nie było. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek jeszcze zaufam komukolwiek.

Nie chcę niedopowiedzeń

Trzeciego dnia wstałam. Nie dlatego, że poczułam się lepiej — po prostu nie mogłam już leżeć. Przeczesałam włosy, umyłam twarz, zaparzyłam sobie kawę, chociaż jej nie dopiłam. Mieszkanie było ciche, jakby i ono się za mnie wstydziło. Napisał Michał: „Wiem, że nie mam prawa. Ale chciałem, żebyś wiedziała, że przepraszam” . Usunęłam wiadomość, zanim przeczytałam do końca. Nie chciałam słów. Nie chciałam jego żalu.

Poszłam do kwiaciarni wcześniej niż zwykle. Ułożyłam nową witrynę, zamówiłam więcej gałązek jodły i zgłosiłam się na świąteczne warsztaty z florystyki artystycznej. Musiałam zacząć coś robić. Wieczorami natomiast siadałam w kuchni z zeszytem i zapisywałam myśli. Czasem głupoty. Czasem tworzyłam tylko listy rzeczy, których już nie chcę. A nie chcę mężczyzn z sekretami. Nie chcę niedopowiedzeń. Nie chcę wchodzić do czyjegoś życia tylnymi drzwiami.

Zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widziałam — dziewczynkę pod kwiaciarnią, śmiejącą się z matką, staruszkę, która przychodziła codziennie po jedną różę „dla Władka, na grób”. Ludzie mieli swoje rany. I szli dalej. Ja też musiałam.

Któregoś wieczoru, gdy za oknem zaczął prószyć pierwszy śnieg, stanęłam przy szybie z kubkiem herbaty i powiedziałam cicho:

— Niektóre historie są po to, by mogły przynieść zakończenie.

Teraz ja

Nie wiem, jak dalej będzie wyglądało moje życie. I chyba pierwszy raz nie czuję potrzeby, żeby to dokładnie wiedzieć. Przestałam szukać znaków, interpretować przypadki, dopisywać znaczenia spojrzeniom i niedopowiedzeniom. Michał przestał się odzywać. Może zrozumiał, że niczego już nie da się naprawić. Może wrócił do swojego świata — do żony, do dziecka, do nowego życia, w którym ja byłam jedynie echem czegoś starego. Ale ja przestałam być tylko wspomnieniem. Stałam się znów sobą.

W kwiaciarni robiłam porządki. Pozbyłam się suchych liści, przeterminowanych zamówień i... jego bluzy. Zostawił ją tamtej nocy. Włożyłam ją do torby i wystawiłam pod drzwi. Nie musiałam jej już mieć. Kinga zadzwoniła, zapraszając mnie na sylwestra. Zgodziłam się. Nie chciałam już dłużej uciekać. Zamknęłam rozdział, choć powinnam to zrobić już dawno temu. Michał był moją historią — ważną, bolesną, ale przeszłą. A ja chcę iść naprzód.

Tego wieczoru śnieg padał cicho, jakby świat chciał mi dać coś nowego. Stanęłam w oknie, patrząc na biel, która zakrywała wszystko, co stare. I powiedziałam szeptem do siebie:

— Już wystarczy. Teraz ja.

Zuzanna, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama