„Mój eks przyszedł na mój ślub i narobił mi wstydu. Nie spodziewałam się, że może zrobić coś takiego”
„– Karina, co to miało w ogóle być? Nie przewidziałaś tego? Mówiłaś, że macie normalne relacje, a to jakiś... – Ernest aż zapowietrzał się ze złości. – Wiem, przepraszam... Ja nie miałam pojęcia, że on coś takiego zrobi... Mówił, że się cieszy moim szczęściem... – dukałam przez łzy”.

- Listy do redakcji
Moja relacja z Rafałem była bardzo intensywna. Płomiennie się kłóciliśmy, a potem płomienne godziliśmy. Raz byliśmy razem, raz nie, a raz sami nie wiedzieliśmy, jaki jest nasz status. Ale czego się spodziewać po dwójce studentów, którym wydaje się, że prawdziwa miłość jest właśnie wtedy, kiedy iskry latają w powietrzu, a potem cały świat rozpada się na kawałki? Mieliśmy po 22 lata, byliśmy dzieciakami. W końcu nasza relacja rozpadła się na dobre. Któreś powiedziało o jedno słowo za dużo i tak to się skończyło. Kilkukrotnie jeszcze miały miejsce pijackie telefony czy SMS–y, ale nigdy już nie reaktywowaliśmy tego związku. Myślę, że przede wszystkim ja sama byłam zmęczona.
– To było jak jazda na kolejce górskiej, która się nie zatrzymuje. Wykańczające – żaliłam się przyjaciółce.
– Pewnie, nikt by tego nie zniósł na dłuższą metę. Ale z drugiej strony... To była miłość jak z filmu – westchnęła.
– Ale nie takiego z pozytywnym zakończeniem – podsumowałam.
Teraz było spokojnie
Gdy poznałam Ernesta, od początku czułam, że to on będzie tym jedynym. Owszem, na początku wybuchła między nami namiętność, uczucie było równie gorące, ale później przerodziło się w coś stabilnego. Spokojnego. Jak rzeka, która spokojnie płynie swoim nurtem, zamiast zrywać nadbrzeże i wciągać wszystko, co spotka na swojej drodze.
– Nawet gdy się kłócimy, zaraz potem się godzimy. Wiem, że dojdziemy do porozumienia, nikt nie robi żadnych głupich scen. Nie znałam wcześniej takiego związku – wyznałam kiedyś ukochanemu w przypływie szczerości.
Ucałował mnie tylko w czoło i uśmiechnął się. Taki właśnie był. Mało wylewny, dojrzały, spokojny, ale wiedziałam, że będzie ze mną zawsze wtedy, kiedy będę go potrzebować. Nie porzuci mnie w najgorszym, jak to potrafił Rafał. Nie postawi wyżej swojego „ego”, nie będzie czuł potrzeby bawić się ze mną w różne gierki, a wpędzanie mnie w poczucie winy nigdy nie sprawi mu przyjemności.
Nie rozumiałam tego
Moja przyjaciółka Anka, chociaż widziała, że jestem szczęśliwa, miała jednak tendencję do romantyzowania mojej byłej relacji z Rafałem.
– Ech, to było takie bajkowe... Potrafił znienacka pojawić się pod twoim domem, przyprzeć cię do ściany i powiedzieć, że nie może bez ciebie żyć... – wzdychała, kiedy brało ją na wspominki. Sama miała dość ubogie życie damsko–męskie, więc chyba lubiła żyć moim.
– No i co z tego, skoro zaraz potem obrażał się o byle głupotę albo robił mi scenę zazdrości bez powodu? – prychałam. – Nie było w tym niczego romantycznego, wierz mi. Wtedy myślałam, że tak, ale wcale nie.
– Może i masz rację... Ale nie wiem, mam wrażenie, że bez takich gestów jest jednak trochę nudno...
„Ech, biedna Anka. Jeszcze nie dojrzała do prawdziwego związku. Dalej jej w głowie głupoty z filmów dla licealistek”, myślałam z pewnym współczuciem. Nie chciałam czuć się od niej lepsza, ale zdarzały się momenty, w których jej naiwność i niezbyt rozwinięta dojrzałość emocjonalna były męczące.
– Nieważne, nie wiem, po co w ogóle ciągle go wspominasz – zirytowałam się w końcu. – Jestem przecież z Ernestem.
– No tak, oczywiście... – zmitygowała się. – Dobrze wam się układa, tak?
– Bardzo... Właściwie to postanowiliśmy się pobrać – oznajmiłam, uśmiechając się lekko.
– Ale wspaniale! – zachwyciła się przyjaciółka. – Cudownie! Widzisz, w każdym związku, nawet statecznym, jest nadal miejsce na bajkę! – rzuciła nieco zbyt górnolotnie.
– Tak, dokładnie... – przyznałam dobrotliwie.
To mnie zaskoczyło
Co ciekawe, jak to zwykle bywało, gdy zaczynałam układać sobie z kimś relację, i w tamtym momencie znienacka odezwał się do mnie Rafał.
– Słyszałem, że wychodzisz za mąż... – powiedział bez ogródek przez telefon.
– Tak, a bo co? – odpowiedziałam nieco zbyt defensywnie.
– Nic, bardzo się cieszę – odparł pogodnie.
„Co takiego? Bez krzywej akcji? Bez sceny zazdrości?”, pomyślałam zdziwiona.
– Serio? – zapytałam podejrzliwie.
– Pewnie, że tak. To, co było między nami, to już stare dzieje. Myślę, że możemy się kumplować, jak normalni dorośli ludzie, nie? – zaproponował.
– W sumie... Czemu nie? – odpowiedziałam nieco zbita z tropu.
– Cieszę się. Naprawdę dobrze ci życzę, Karina – powiedział.
Rozczuliło mnie to. I chyba na fali tej emocji posunęłam się o krok za daleko...
– Dziękuję bardzo. Pobieramy się za trzy miesiące, mamy już datę. Nie chcemy czekać, bo nie zależy nam na wielkim weselu. Będzie skromnie, najpierw w urzędzie, a potem w ogrodzie u jego rodziców – wypaliłam, zanim dobrze się zastanowiłam.
– Czy to zaproszenie? – zapytał ze śmiechem Rafał.
– Właściwie tak. Skoro się kumplujemy...
– Dziękuję, chętnie przyjdę. Do zobaczenia!
Musiałam się nad tym chwilę zastanowić, żeby zdać sobie sprawę, że może postąpiłam zbyt pochopnie. Nawet nie skonsultowałam tej decyzji z Ernestem... Może nie chciałby mieć mojego byłego faceta w dniu swojego ślubu? Ale z drugiej strony – to chyba nic złego mieć dobre relacje ze swoim byłym partnerem, prawda?
Nic nie przeczuwałam
Ernest, jak się spodziewałam, zareagował na „dodatkowego gościa” ze spokojem.
– Jeśli dla ciebie to jest okej, to i ja nie mam niczego przeciwko – odparł.
– Serio? Nie będziesz zazdrosny ani nic? – zapytałam.
– A powinienem być? Przecież to za mnie wychodzisz, a nie za niego – zachichotał.
– To prawda – odpowiedziałam ze spokojem.
W końcu nadszedł nasz wielki dzień. Wszystko szło jak z płatka: suknia pasowała, nikt się nie spóźnił, a pogoda była wprost idealna.
– Myślisz, że to cisza przed burzą? – zapytałam żartobliwie Ankę, która była moją świadkową.
– Nie, no co ty! – odparła gorliwie.
Anka miała swoje niezaprzeczalne zalety. Była kochana. Wiedziałam, że powie mi tego dnia wszystko, co tylko trzeba, bylebym tylko usłyszała to, co chcę. Ale uwierzyłam się, bo niby czemu miałam się spodziewać najgorszego?
Byłam w szoku
Niestety, najgorsze przyszło i to zupełnie znienacka. Byłam tak zaaferowana wydarzeniem, że w tłumie gości nawet nie dostrzegłam Rafała. Ba, zupełnie zapomniałam o jego istnieniu. Aż nie odezwał się, gdy składaliśmy sobie przysięgę...
– Nie zgadzam się! – wykrzyknął, powodując konsternację gości.
Odwróciłam się i zobaczyłam go w tłumie: jego spojrzenie płonęło. Tak, jak kiedyś, kiedy urządzaliśmy sobie awantury, a potem namiętnie się godziliśmy. „Czy on oszalał?!”, pomyślałam w panice. Spojrzałam nerwowo na Ernesta. Widziałam, że zacisnął szczękę.
– Przepraszam, kontynuujemy? To jakiś żart? – zapytał urzędnik.
– Tak, ewidentnie... – mruknął Ernest.
– Nie zgadzam się! – ryknął znowu Rafał. – Karina, jesteś miłością mojego życia! Nikomu cię nie oddam! Możesz jeszcze zrezygnować, nie jest za późno!
Do oczu napłynęły mi łzy. Ze wstydu, ze złości, ze swojej piekielnej naiwności.
– Czy ktoś może go wyprowadzić, proszę? To jest jakiś wariat – warknęłam, chociaż głos łamał mi się w każdym słowie.
Za Rafała w końcu wzięli się moi kuzyni, którzy kulturalnie, acz stanowczo poprowadzili go do wyjścia.
Nie tak miało być
Kontynuowaliśmy ceremonię, ale nic nie było już takie samo, jak wcześniej. Widziałam, że Ernest czuje się upokorzony, że jest na mnie zły. Ja sama byłam spanikowana i w kompletnym szoku. Z uśmiechem zapozowaliśmy do zdjęć, ale gdy tylko goście zapakowali się do samochodów, mąż odciągnął mnie na bok.
– Karina, co to miało w ogóle być? Nie przewidziałaś tego? Mówiłaś, że macie normalne relacje, a to jakiś... – Ernest aż zapowietrzał się ze złości.
– Wiem, przepraszam... Ja nie miałam pojęcia, że on coś takiego zrobi... Mówił, że się cieszy moim szczęściem... – dukałam przez łzy.
Emocje całkowicie mnie zalały. Na moje szczęście, Ernest szybko się opanował i zobaczył, jak wielkie wrażenie wywarła na mnie ta cała sytuacja. Nie dobijał mnie, nie wyżywał się na mnie. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjęłam właśnie najlepszą decyzję w swoim życiu....
Wiem jednak, że nie zatrzemy już tego wspomnienia, które było jedynie wynikiem mojego braku wyobraźni. Nie utnę też plotek, które będą się od teraz za nami ciągnąć przez długie lata. Ale trudno, stało się. Najważniejsze, że jesteśmy już małżeństwem. Ja i mój wspaniały mąż. A Rafał? Nigdy więcej się do niego nie odezwę. A jeśli jeszcze raz spróbuje do mnie dotrzeć, zagrożę mu policją!
Karina, 25 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż oznajmił mi przez telefon, że to koniec. Ten tchórz już od dawna za płotem rozsiewał swoje nasionka”
- „Moja siostra odegrała się na panu młodym przy ołtarzu. Miał swoje za uszami, ale słodycz zemsty odebrała jej rozum”
- „Noc poślubną spędziłam sama. Mąż powiedział, że mnie kocha, a potem poszedł na próbę generalną do pokoju obok”

