„Mój chłopak zerwał przeze mnie kontakty z rodziną. Dla niego jestem całym światem, dla nich tylko dziewczyną z marketu”
„Nie sądziłam, że zakocham się w kimś tak bardzo innym ode mnie. Piotr – lekarz z bogatej rodziny, elegancki, pewny siebie – pojawił się jak z innego świata. A jednak pokochał mnie. Byłam szczęśliwa, choć z tyłu głowy miałam lęk. Jego rodzice nie wiedzieli o moim istnieniu. Mimo że planowaliśmy ślub, trzymaliśmy to w tajemnicy”.

- Redakcja
Codzienność w markecie, pogawędki z koleżankami przy kasie, wieczory spędzane przy herbacie – tak wyglądało moje życie. Nie sądziłam, że zakocham się w kimś tak bardzo innym ode mnie. Piotr – lekarz z bogatej rodziny, elegancki, pewny siebie – pojawił się jak z innego świata. A jednak pokochał mnie. Byłam szczęśliwa, choć z tyłu głowy miałam lęk. Jego rodzice nie wiedzieli o moim istnieniu. Mimo że planowaliśmy ślub, trzymaliśmy to w tajemnicy. Czułam się jak bohaterka cudzego życia. Bałam się, że gdy prawda wyjdzie na jaw, wszystko runie.
Nie chcę być twoją tajemnicą
– Piotrze, kiedy im powiesz? – zapytałam cicho, patrząc na niego znad kubka z kawą. Siedzieliśmy u niego w mieszkaniu, tym pełnym nowoczesnych mebli i książek medycznych.
Westchnął, jakby już sam temat go męczył.
– Kochanie, wiesz, że to nie takie proste...
– Nie, właśnie nie wiem. Co jest trudnego w powiedzeniu rodzicom, że masz narzeczoną?
Spojrzał na mnie z czułością, ale i z napięciem.
– Zosia, ja ich znam. Oni są... specyficzni. Chcę tylko, żeby to dobrze przygotować. Żeby nie zrobili ci przykrości.
– Czyli nie chodzi o mnie, tylko o nich? – uniosłam brwi.
– O nas – poprawił mnie. – Kocham cię. Chcę, żeby wszystko poszło gładko.
– Tylko że póki co, nic nie idzie. Bo nadal siedzimy w ukryciu – powiedziałam ostrzej, niż planowałam.
Zapadła cisza. Tylko zegar tykał. Piotr podszedł do mnie i ujął moje dłonie.
– Nie jesteś moją tajemnicą. Po prostu... to nie jest jeszcze dobry moment.
– A kiedy będzie? Gdy będę miała dyplom z medycyny? Albo konto z sześcioma zerami?
Zadrżała mi broda, choć próbowałam się nie rozpłakać. W głowie tłukła mi się myśl: „Dlaczego mnie ukrywa? Czy naprawdę jestem tylko kasjerką w jego oczach?” Piotr nie odpowiedział od razu. Przytulił mnie mocno, jakby chciał uciszyć wszystko, co między nami właśnie zaczynało pękać.
Prawda wyszła na jaw
Nie musiał mówić. Domyśliłam się, że coś się wydarzyło, gdy tylko wszedł do mojego mieszkania z tą miną – ściągniętą, jakby świat zrzucił mu kilogramy na ramiona.
– Piotr? – zapytałam ostrożnie, ale on tylko usiadł i spuścił głowę.
– Spotkałem się z rodzicami.
Zamilkłam. Czułam, jak całe moje ciało się napina.
– I?
– Wiedzą o nas.
– Powiedziałeś im? – poczułam falę radości, przez sekundę tylko. Potem zobaczyłam jego twarz i wszystko zamarło.
– Nie... dowiedzieli się przypadkiem. Znajomi ich widzieli, jak się całowaliśmy na ulicy.
Westchnęłam. – I co?
– Zaprosili mnie na rozmowę. Ojciec od razu przeszedł do rzeczy.
– Nie po to budowaliśmy ten majątek, żebyś oddał go dziewczynie z kasy – powiedział.
– A twoja matka?
– Powiedziała, że cię ściągnę w dół. Że zniszczysz wszystko, na co pracowali.
Zacisnęłam pięści. Czułam wstyd, złość, upokorzenie.
– A ty? Co powiedziałeś?
– Powiedziałem, że ty jesteś moją przyszłością, a nie nie ich firma.
Na chwilę nie mogłam się odezwać.
– A potem?
– Potem postawili ultimatum. Albo ty, albo klinika. Albo rodzina, albo... miłość.
Usiadłam powoli obok niego. Nie płakałam. To było za dużo. Czułam, jak mój świat się przechyla, jak porcelanowy dzbanek staczający się ze stołu.
– I co teraz, Piotr?
– Nie wiem – szepnął. – Naprawdę nie wiem.
Uczucia to nie wszystko
Siedzieliśmy w ciszy, dłoń w dłoni. Ja wpatrzona w ścianę, on w podłogę. Gdy wreszcie się odezwałam, mój głos był spokojny, aż dziwnie spokojny.
– Może powinniśmy dać sobie spokój.
Piotr spojrzał na mnie gwałtownie, jakby ktoś go uderzył.
– Co?
– Może tak będzie lepiej. Nie chcę być powodem, dla którego wszystko tracisz. Nie chcę, żebyś kiedyś patrzył na mnie z wyrzutem.
– Zosia... – potrząsnął głową. – Co ty wygadujesz?
– Mówię poważnie. Jesteś lekarzem, masz przed sobą przyszłość. Ja jestem tylko dziewczyną z marketu.
– Nie mów tak. Nigdy więcej – przerwał mi ostro. – Zosia, ty jesteś moim sukcesem. Nie oni. Nie pieniądze. Ty.
– Ale cena jest za wysoka.
– Nie dla mnie – odpowiedział natychmiast.
Zamilkłam. W głowie miałam ich słowa. „Dziewczyna z kasy.” „Ściągnie cię w dół.” Bolało bardziej, niż się spodziewałam.
– Oni cię już skreślili? – zapytałam.
– Jeszcze nie. Ale nie odpuszczą. Będą naciskać. Będą chcieli mnie zastraszyć, złamać.
– Więc to zróbmy za nich. Rozstańmy się.
– Nie.
Patrzył na mnie twardo, z zaciętą szczęką. Nagle zrozumiałam, że walka dopiero się zaczęła. Że jego wybór może zniszczyć mu życie – i moje. I że mimo wszystko, wciąż się kochaliśmy. Ale czy to wystarczy?
Miłość bez planu
Piotr pojawił się pod moimi drzwiami z walizką. Miał podkrążone oczy i tę minę, której nie zapomnę do końca życia – pełną bólu, ale i dziwnej ulgi.
– Wyrzucili mnie – powiedział krótko. – Zrezygnowałem z kliniki. Z wszystkiego.
Wpuściłam go bez słowa. Stał przez chwilę w moim małym przedpokoju, nie wiedząc, gdzie odłożyć swoją torbę. Było ciasno. Na sofie leżał koc, na stole niedomyty kubek. Pomyślałam, że to wszystko wygląda żałośnie. I że teraz to jego nowy dom. Zamieszkaliśmy razem. Bez planu, bez zabezpieczenia. On zaczął szukać pracy, ja brałam więcej zmian. Zamiast randek – wspólne zakupy w dyskoncie. Zamiast wieczorów przy winie – rozmowy o rachunkach.
– Nie żałuję wyboru – powiedział pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy z kubkami zupki chińskiej w dłoniach.
Spojrzałam na niego. Był zmęczony. Schudł, miał siwe włosy przy skroniach, choć przecież miał dopiero trzydzieści dwa lata.
– Ale ja żałuję, że musiałeś wybierać – powiedziałam cicho.
Kłóciliśmy się coraz częściej. O głupoty – gdzie postawić suszarkę, kto kupił mleko. Ale tak naprawdę kłóciliśmy się o wszystko, czego nam brakowało: przestrzeni, spokoju, poczucia bezpieczeństwa. W nocy słyszałam, jak się wierci. Czasem szedł do kuchni, pił wodę. Wiedziałam, że nie śpi, że myśli. I że zaczyna się bać, że ta nasza wielka miłość nie wystarczy na przetrwanie zwykłego życia.
Nie przyszłam po pieniądze
Wiatr hulał między budynkami, kiedy stanęłam przed domem rodziców Piotra. Długo wahałam się, czy zapukać. Ale w końcu zrobiłam to. Drzwi otworzyła jego matka. Spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła nieproszoną kurierkę.
– Pani Zofia – powiedziała lodowato. – Czego pani chce?
– Chcę tylko porozmawiać.
Wpuściła mnie do eleganckiego salonu. Wszystko było tu jasne, sterylne. Nawet powietrze pachniało chłodno.
– Nie przyszłam po pieniądze – zaczęłam od razu. – Przyszłam, bo go kocham.
Spojrzała na mnie bez emocji.
– I myśli pani, że to wystarczy?
– Nie wiem. Ale wiem, że nie chcę go tracić. I nie chcę, żeby tracił wszystko dla mnie.
Matka Piotra założyła nogę na nogę i westchnęła, jakby miała już dość.
– Miłość to nie wszystko, dziewczyno. Przestań marzyć. Piotr miał przed sobą życie. Teraz mieszka w kawalerce bez ciepłej wody i je zupki w proszku. To jest według pani sukces?
Zacisnęłam usta. Odpowiedź cięła mnie jak szkło, ale nie dałam się złamać.
– Może kiedyś zrozumie pani, że pieniądze nie dają ciepła w nocy. Ani miłości.
– Ale dają bezpieczeństwo. I spokój – powiedziała cicho.
Wstałam. Oczy miałam wilgotne, ale nie płakałam. Nie przed nią.
– Proszę powiedzieć Piotrowi, że tu byłam. I że go nie zostawię. Chyba że sam tego chce.
Wyszłam. Nie obejrzałam się za siebie.
Ważne, że mamy siebie
Ślub był skromny. Pokój w urzędzie, dwóch świadków, skromna sukienka z second-handu i pierścionki kupione na raty. Nie było wzruszeń rodziny, toastów, uścisków matki Piotra. Byliśmy tylko my. I ten moment, kiedy przysięgałam mu, że zostanę, choć nie wiedziałam, dokąd zmierzamy. Po wszystkim poszliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce, jedliśmy ciasto z pudełka. Piotr śmiał się, że wreszcie ma żonę. Ja – że wyglądam jak z bajki o Kopciuszku, tylko bez karety. Ale wewnątrz czułam gorycz. Bo choć byliśmy razem, nie czuliśmy się pełni.
Czasami budzę się w nocy i patrzę, jak śpi. Przez uchylone okno wpada rześkie powietrze. Myślę wtedy: „Czy to naprawdę się dzieje? Czy on nie żałuje?” A może to ja powinnam zapytać siebie, czy nie żałuję. Bo odkąd opuścił tamten świat, nosi w sobie cień. Milknie częściej, mniej się śmieje. Ja zaś próbuję być silna. Uśmiechać się, gotować, pracować więcej. Tylko w chwilach ciszy łapię się na tym, że coś we mnie pękło. Że nawet największa miłość nie potrafi zagłuszyć wszystkiego.
– Zosiu – powiedział ostatnio, przytrzymując moją dłoń. – Wiem, że nie jest idealnie. Ale jesteś moim domem.
I może to jest właśnie sens. Może czasem miłość nie naprawia świata. Może tylko daje nam siłę, by w tym nieidealnym świecie trwać. Czasem miłość to za mało. Ale czasem to jedyne, co naprawdę mamy.
Zosia, 27 lat
Czytaj także:
- „Rodzice narzeczonego chcą, bym zamieszkała na wsi. Baba powinna gotować i szorować podłogi, a nie siedzieć za biurkiem”
- „Zostawiłem narzeczoną dzień przed ślubem. Rodzice zmuszali mnie do ożenku z panną w ciąży”
- „Bałem się zapoznać narzeczoną z rodzicami. Żyli w starej chacie, jak hipisi, nie mieli nawet telefonu”

