„Mój chłopak zaprosił mnie pierwszy raz do swoich rodziców. Już po 15 minutach atmosfera była kwaśna jak ocet”
„– Chcemy tylko wiedzieć, kto nam się tutaj pojawia w rodzinie. Napięcie w moim gardle było tak duże, że trudno mi się przełykało herbatę. Czułam się jak nastolatka, którą rodzice chłopaka złapali na ściąganiu. Niby siedziałam prosto, niby się uśmiechałam, ale w środku czułam się coraz mniejsza”.

- Redakcja
Czekałam na to spotkanie, odkąd tylko zaczęliśmy być razem. Mój chłopak, Michał, długo zwlekał z zaproszeniem mnie do swoich rodziców. Mówił, że są specyficzni, że mama potrafi być bezpośrednia, a ojciec trzyma się raczej na dystans. Ale przecież ja nie jestem z cukru – tak sobie wmawiałam. W końcu padła data. W sobotę, o siedemnastej. Ubrałam się elegancko, ale nie przesadnie, przygotowałam nawet mały upominek. Nie spodziewałam się cudów, ale na pewno nie przewidziałam, że po zaledwie piętnastu minutach poczuję się jak intruz w ich idealnym świecie.
Wreszcie się doczekałam
Michał podjechał po mnie punktualnie, jakby wiedział, że każde spóźnienie tego dnia mogłoby oznaczać katastrofę. W jego aucie pachniało lekko jakąś nową choinką zapachową, ale i tak byłam zbyt zdenerwowana, żeby to zauważyć od razu. Trzymałam w rękach pudełko z pralinkami i białe tulipany. Przez chwilę miałam ochotę wrócić do domu, powiedzieć, że boli mnie głowa, ale Michał uśmiechnął się do mnie tak ciepło, że nie miałam serca się wycofać.
– Będzie dobrze – powiedział, jakby czytał mi w myślach. – Mama cię polubi. Ona tylko tak... czasem coś palnie bez zastanowienia.
To „czasem” zaczęło mnie niepokoić. Dojechaliśmy do ich szeregowca na obrzeżach miasta. Drzwi otworzyła kobieta w fartuchu, z lekko zmierzwioną fryzurą, jakby dopiero co przerwała bitwę z mąką. Uśmiechnęła się, ale w jej oczach było coś czujnego.
– No wreszcie się doczekaliśmy – powiedziała z przesadnym entuzjazmem. – Chodź, chodź, nie stój tak w progu. Michał, zabierz jej kurtkę.
Podałam kwiaty, ale zanim zdążyłam się przedstawić, dodała:
– Pralinki? Ojej, mamy cukrzycę, ale dziękujemy. Tata może zje jedną, na własne ryzyko.
Poczułam się jak idiotka. Michał patrzył na mnie z lekkim zażenowaniem, ale udawał, że wszystko gra. A ja... weszłam do salonu i po raz pierwszy w życiu miałam wrażenie, że trafiłam na scenę jakiegoś przedstawienia.
Jedno niezręczne pytanie
Usadzono mnie przy stole, nakrytym białym obrusem, na którym piętrzyły się talerzyki z ciastkami i miseczki z konfiturą. Wszystko wyglądało jak z obrazka, ale czułam się tam, jakby ktoś ustawił mnie w rogu sali egzaminacyjnej. Ojciec Michała siedział naprzeciwko, z gazetą złożoną na pół, i przyglądał mi się znad okularów. Milczał. Jego obecność była cięższa niż wszystkie słowa razem wzięte.
– Proszę, częstuj się – powiedziała mama Michała, podsuwając mi półmisek. – Ciastka sama piekłam, no, poza tymi trzema. Te są ze sklepu.
Jej ton był tak słodki, że aż kwaśny. Ugryzłam kęs i starałam się uśmiechnąć.
– Bardzo dobre – wymamrotałam.
– Aha, czyli nie to domowe – odparła z triumfem i zerknęła na męża. – Wiedziałam.
Zrobiło mi się gorąco. Michał próbował zmienić temat.
– Mamo, a gdzie Agata? Miała być.
Agata, czyli jego siostra.
– Wyszła, bo nie chciała przeszkadzać – rzuciła niby od niechcenia, a potem spojrzała na mnie. – To czym się pani zajmuje?
Nie lubię tego pytania, zwłaszcza w pierwszych rozmowach. Próbowałam odpowiedzieć spokojnie, ale w jej oczach zobaczyłam cień politowania, jakby odhaczała kolejną pozycję na liście: „to do mnie nie pasuje”.
– No cóż... – mruknęła. – Michał zawsze miał słabość do nietypowych wyborów.
Poczułam, jak mój uśmiech zamiera. Michał ścisnął mnie pod stołem za rękę, jakby chciał dodać otuchy. Ale ja wiedziałam już, że ta rozmowa nie skończy się na ciastkach.
Zawstydzona jak uczennica
Nie zdążyłam odetchnąć po pytaniu o pracę, a już spadło na mnie kolejne. Tym razem ojciec Michała odłożył gazetę i odezwał się pierwszy raz.
– A gotować pani umie? – spytał, jakby rozmawiał z uczennicą na klasówce. – Bo wie pani, mężczyzna w domu to lubi zjeść coś porządnego, nie same sałatki.
Zastygłam. Jego pytanie zabrzmiało bardziej jak test niż zwykła ciekawość. Michał spojrzał na niego z wyrzutem.
– Tato, przestań…
– Co „przestań”? – odburknął. – Trzeba pytać, zanim się człowiek zaangażuje, żeby nie wyszło jak z sąsiadem. Tamta jego panna to nawet jajka na miękko nie umiała ugotować.
Czułam, jak policzki płoną mi ze wstydu. Zmusiłam się do uśmiechu.
– Umiem gotować. Lubię to.
– O, to dobrze – wtrąciła się matka. – Bo ja Michałowi zawsze powtarzałam, że mężczyzna powinien mieć przy sobie kobietę, która zadba o dom. On sam… – rzuciła spojrzenie na syna – w tej dziedzinie jest beznadziejny.
– Mamo, serio? – Michał westchnął. – To nie przesłuchanie.
– To rozmowa – poprawiła go sucho. – Chcemy tylko wiedzieć, kto nam się tutaj pojawia w rodzinie.
Napięcie w moim gardle było tak duże, że trudno mi się przełykało herbatę. Czułam się jak nastolatka, którą rodzice chłopaka złapali na ściąganiu. Niby siedziałam prosto, niby się uśmiechałam, ale w środku czułam się coraz mniejsza. Ojciec znów spojrzał na mnie spod okularów, po czym chrząknął i wrócił do gazety, jakby wszystko już wiedział. A ja miałam wrażenie, że moja obecność w tym domu to tylko materiał do krytyki i żartów.
Po co się mnie czepia?
Michał próbował ratować sytuację, zadając mi lekkie pytania o studia i znajomych, ale jego mama nie dawała za wygraną. Siedziałam między nimi jak tarcza, a każde jej zdanie wbijało się we mnie jak grot.
– Michałku, pamiętasz Asię? – zaczęła nagle, patrząc na mnie z dziwnym uśmiechem. – Ta twoja koleżanka ze szkoły, co teraz jest lekarzem. Z takimi znajomymi to można życie układać.
– Mamo, proszę cię… – Michał jęknął. – Nie zaczynaj.
– A co? Mówię tylko, że chłopak powinien patrzeć, żeby nie tracić czasu – odparła spokojnie, jakby nie była świadoma, że wbija mi kolejną szpilę.
W tej chwili chciałam zniknąć. Udawałam, że mieszam herbatę, choć już dawno nie było w niej ani cukru, ani sensu. Ojciec podniósł na moment wzrok znad gazety i dodał:
– No, Asia to była dziewczyna z ambicjami. A tu… – zawiesił głos, ale jego spojrzenie mówiło wszystko.
– Wystarczy! – Michał uderzył dłonią w stół. – Ona jest moją dziewczyną i to ja decyduję, z kim chcę być.
Cisza, jaka zapadła, była niemal gęsta. Matka Michała poprawiła fartuch, udając, że nic się nie stało. Ja czułam, że serce wali mi jak młotem. W jednej chwili zrozumiałam, że to nie jest zwykła kolacja zapoznawcza. To była próba ognia – test, w którym liczyło się, czy się złamię, czy nie. Siedziałam więc dalej, uśmiechając się blado, ale w środku miałam ochotę rzucić tymi nieszczęsnymi tulipanami o podłogę i wyjść.
Kto tu kogo testuje?
Kiedy wydawało się, że sytuacja trochę się uspokoiła, mama Michała wróciła z kuchni z kolejnym talerzykiem ciasta. Postawiła je przede mną jak nagrodę pocieszenia.
– No, spróbuj, zobaczymy, czy chociaż to będzie smakować – rzuciła, a jej ton zabrzmiał bardziej jak prowokacja niż zaproszenie.
Ugryzłam kęs, mając wrażenie, że to najtrudniejsze zadanie dnia. Było smaczne, ale w moim gardle utkwiła gula nerwów.
– Bardzo dobre – powiedziałam cicho.
– To dobrze – odpowiedziała sucho. – Bo czasem młodym dziewczynom wszystko wydaje się „za słodkie” albo „za ciężkie”.
Michał spojrzał na mnie z troską, a ja poczułam, że muszę coś zrobić, żeby nie wyjść z tej kolacji w roli ofiary.
– Wie pani, ja naprawdę doceniam domowe wypieki. Sama piekę serniki, więc wiem, ile to pracy – powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy.
Na chwilę zamilkła. Wydawało mi się, że w jej twarzy coś drgnęło – może zaskoczenie, może niechęć. Ojciec odchrząknął, odkładając gazetę.
– No, czyli nie taka pani całkiem zielona – mruknął. – Może jeszcze z tego coś będzie.
To „coś” zabrzmiało, jakby ważył mnie w dłoniach i oceniał, czy jestem godna jego syna. Poczułam nagle, że nie tylko ja jestem testowana. Oni też pokazali mi, kim są: wymagający, surowi, nieprzyjaźni. Michał ścisnął moją rękę mocniej niż dotąd, jakby mówił bez słów: „Wytrzymaj, jeszcze chwila i pójdziemy”. To była próba sił między nami wszystkimi – i pytanie, kto wyjdzie z niej złamany.
Kwaśne zakończenie spotkanie
Wyszliśmy od nich późnym wieczorem. Powietrze było chłodne, ale ulga, którą poczułam, była większa niż zimno przenikające przez płaszcz. Kiedy tylko drzwi się za nami zamknęły, wypuściłam powietrze z płuc, jakby ktoś przez ostatnie dwie godziny trzymał mnie za gardło. Michał milczał, prowadząc mnie do auta. Dopiero gdy usiedliśmy w środku, odwrócił się i spojrzał na mnie z mieszaniną skruchy i złości.
– Przepraszam cię. Nie tak to miało wyglądać – powiedział.
– Nie musisz przepraszać za nich – odparłam cicho. – Ale nie wiem, czy chcę znów tam iść.
Pokiwał głową. Widziałam, że walczył sam ze sobą – z lojalnością wobec rodziny i uczuciem do mnie.
– Wiem, że byli okropni. Ale nie chcę, żebyś rezygnowała ze mnie przez nich – dodał szybko.
Patrzyłam przez szybę na ciemne ulice. Zrozumiałam wtedy, że to spotkanie pokazało mi coś ważnego. Oni mogli mnie oceniać, porównywać, wbijać szpilki, ale ostatecznie to nie ich wybór. To ja musiałam zdecydować, czy jestem gotowa zmierzyć się z rodziną, która traktuje innych jak egzamin do zdania, czy też wolę się wycofać, zanim sprawy zajdą dalej.
Michał złapał moją dłoń, mocno, zdecydowanie. I choć byłam rozbita, poczułam, że na razie chcę dać nam szansę. Ale wiedziałam też, że jeśli kiedykolwiek wejdę do tego domu po raz drugi, nie dam się już zepchnąć w rolę uczennicy na egzaminu. Kwaśny smak tego wieczoru miał zostać ze mną jeszcze długo.
Natalia, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Latem sąsiad zapraszał mnie do swojego sadu, a ja korzystałam. Teraz w moim brzuchu rośnie mała brzoskwinia”
- „Na wakacjach podrywałam tylko bogatych mężczyzn. Jednak to biedny kelner odmienił moje życie”
- „Mąż zabrał mnie na grzyby do lasu. Miało być romantyczne, a skończyło się kłótnią o kanapki z pasztetem”

