„Mój brat pojawił się na urodzinach ojca z taką lalą, że mnie zamurowało. Knuję, jak mu odczepić ten wagonik”
„Patrzyłem, jak Nicole przez szybę śmieje się przy stole z ojcem. Jak odruchowo poprawia włosy, przechyla głowę, jakby była stworzona do flirtowania. I wtedy mnie dostrzegła. Nasze spojrzenia się spotkały. Trwało to może dwie sekundy, ale poczułem coś dziwnego”.

- Redakcja
Mój brat zawsze był tym, który błyszczał. Przystojniejszy, bardziej wygadany, z tą swoją nonszalancką pewnością siebie, która sprawiała, że ludzie go kochali od pierwszego wejrzenia. Ja byłem tym starszym – niby odpowiedzialnym, bardziej poukładanym, ale w cieniu. A już zupełnie zbladłem na urodzinach naszego ojca. Stałem w kuchni, kiedy drzwi się otworzyły i wszedł on – z nią. Z taką kobietą, że zaparło mi dech. Wysoka, zjawiskowa, pachniała jak najdroższy butik. Uśmiechnęła się do mnie, a ja już wiedziałem – musi być moja.
Niespodziewany gość
– No i gdzie ten Michał? – zapytała matka, poprawiając obrus na stole, choć już był idealnie równy.
– Mówił, że będzie chwilę po osiemnastej – odpowiedziałem, zerkając na zegarek. Była osiemnasta dwadzieścia. Typowe.
Ojciec siedział już w fotelu, zadowolony, w ręku trzymał szklankę z whisky, prezent ode mnie. Kilku gości już się kręciło po salonie, ciotka Wanda zaczęła opowiadać trzecią z kolei historię o swojej nowej diecie, a ja właśnie zamierzałem sięgnąć po drugie ciastko, gdy drzwi wejściowe się otworzyły. Wszyscy umilkli.
Stał tam Michał. W nowym garniturze, z uśmiechem, który znałem aż za dobrze. Ale nie on był powodem tej ciszy. Obok niego stała ona. I to był moment, w którym kompletnie mnie zatkało.
– Cześć wszystkim – rzucił brat, jakby wchodził do własnego mieszkania. – To jest Nicole.
Nicole. Nawet jej imię brzmiało jak z reklamy perfum. Miała blond włosy, gładko spięte w kok, oczy w kolorze whisky i sukienkę, która wyglądała, jakby kosztowała więcej niż moja miesięczna pensja. Ojciec aż podniósł się z fotela, ciotka Wanda straciła wątek. Matka przyjęła ją z uśmiechem, ale znałem ten uśmiech – był pełen napięcia. Nicole rozłożyła płaszcz i wręczyła go Michałowi, jakby był jej szoferem. A on… był zachwycony. Ja za to zacząłem knuć. I to na poważnie.
Zjawisko w czerwonej sukience
Usiadłem w kącie salonu, udając, że rozmawiam z kuzynem, który właśnie opowiadał coś o swoich planach wyjazdu do Norwegii. Słowa wpadały mi jednym uchem, a drugim wylatywały. Całą uwagę miałem skupioną na Nicole. Bo jak inaczej? Ona była jak magnes. Nawet jak się nie patrzyłeś – czułeś, że tam jest.
Przemieszczała się po salonie z wdziękiem, którego nie widziałem u żadnej z moich dotychczasowych partnerek. Nie zadzierała nosa, a mimo to biła od niej jakaś bezczelna pewność siebie. Uśmiechała się do wszystkich, wciągała ciotkę do rozmowy o podróżach, komplementowała ojca za elegancki zegarek. I – o zgrozo – nawet moja matka zaczęła się do niej szczerze uśmiechać, jakby znalazła idealną synową.
– A czym się zajmujesz, Nicole? – zapytała nagle ciotka Basia.
Nicole spojrzała na nią tymi swoimi bursztynowymi oczami i powiedziała:
– Trochę pracuję jako modelka, ale bardziej pasjonuje mnie sztuka współczesna. Właśnie kończę magisterkę z historii sztuki w Barcelonie.
Oczywiście. Modelka i historia sztuki. Michał musiał trafić na jedną z tych, które wyglądają jak milion dolarów, a jeszcze mają coś do powiedzenia. Wszyscy byli pod wrażeniem. A ja… byłem wściekły. Nie żeby mi na niej od razu zależało. Nie znałem jej. Ale była zbyt dobra, zbyt idealna, zbyt jego. A Michał, jak zwykle, przyprowadził ją jak trofeum. Tyle że ja też byłem częścią tej rodziny. I wcale nie zamierzałem stać z boku i patrzeć, jak on zgarnia wszystko dla siebie.
Patrzyłem na niego z zazdrością
– Nie boisz się, że ją stracisz? – zapytałem Michała mimochodem, kiedy wyszedł na taras zapalić.
Odwrócił się, zmrużył oczy, jakby analizował, czy chcę go podpuścić.
– Co ty gadasz, stary? – parsknął. – Ona wie, co ma. Nie jestem byle kim.
– Jasne – przytaknąłem, udając rozbawienie. – Tylko przypominam, że w liceum nie potrafiłeś utrzymać jednej dziewczyny dłużej niż trzy tygodnie.
– To były inne czasy. Teraz jestem dorosły. – Uśmiechnął się pewnie. – Nicole to nie przygoda. Ona… ona jest na serio.
Aha, czyli jednak. Gdy mówił „na serio”, nawet głos mu zadrżał. Czyli coś więcej. Czyli będzie bolało, jak mu to rozwalę. Nie czułem wyrzutów sumienia. Michał całe życie miał z górki. Tata zawsze mówił o nim z dumą, mama z zachwytem, a ja byłem tym co się nie wybił, ale przynajmniej jest porządny. Tyle że bycie porządnym nie przyciągało kobiet takich jak Nicole. Za to bycie pewnym siebie, rozgadanym, przystojnym Michałem – owszem.
Patrzyłem, jak Nicole przez szybę śmieje się przy stole z ojcem. Jak odruchowo poprawia włosy, przechyla głowę, jakby była stworzona do flirtowania. I wtedy mnie dostrzegła. Nasze spojrzenia się spotkały. Trwało to może dwie sekundy, ale poczułem coś dziwnego. Ciekawość? Przebłysk zainteresowania? A może po prostu próbowała ocenić, czy jestem z tej samej gliny co Michał. Postanowiłem wtedy jedno: wejdę jej do głowy i sprawię, żeby nie mogła przestać o mnie myśleć.
Pora na realizację planu
Zacząłem od detali. Nie frontalnie, nie głupio. Na to była zbyt bystra. Ale przecież nie chodziło o to, żeby od razu wyciągać armaty. To miało być subtelne. Ledwo wyczuwalne. Zasiewanie wątpliwości – to był mój plan A.
– Nicole, mówiłaś, że studiujesz w Barcelonie? – zagadnąłem, nalewając jej wina.
– Tak, właśnie kończę. Jeszcze jeden semestr.
– Ciekawe, bo Michał mówił, że poznał cię w Warszawie, na jakimś pokazie… – powiedziałem z niewinną miną. – Myślałem, że mieszkasz tam na stałe.
Zawahała się na ułamek sekundy. Delikatnie, ledwo zauważalnie, ale jednak. Spojrzała na mnie z tym swoim zgryźliwym uśmiechem.
– Studiuję zdalnie. Mam dużo zajęć online. To daje mi elastyczność – uniosła kieliszek. – A pokaz w Warszawie był czysto zawodowy.
– A Michał mówił, że to był przypadek. Że usiadł obok ciebie w kawiarni i zaczęliście rozmawiać.
Zamilkła. Już wiedziałem, że coś tu nie gra. Nie szukałem skandalu. Chciałem tylko szczeliny. Małego pęknięcia. Czegoś, co pozwoli mi się wsunąć. Potem rozegrałem to jeszcze raz, tym razem z Michałem. Półżartem, przy piwie.
– Ty to masz szczęście. Taka Nicole. Mądra, piękna... – westchnąłem teatralnie. – Tylko ta Barcelona... Jakoś tak dziwnie to wszystko się skleja, co nie?
Wiedziałem, że ziarno już padło. I czekałem. Teraz trzeba było być cierpliwym.
To nie jest sprawiedliwe
Ojciec, jak zwykle, wzdychał z zachwytem, słuchając, jak Michał opowiadał o jakimś nowym projekcie, który „niby tylko na próbę, ale już zaprosili go do zarządu”. Matka co chwilę dokładała mu na talerz, jakby jeszcze był dzieckiem. A Nicole? Siedziała obok, z nogą założoną na nogę, jakby ten dom był jej od zawsze.
Ja tymczasem kończyłem deser, którego nikt nie skomentował. Bo przecież nie piekłem go ja, tylko „starszy syn, co znowu sam”. Nawet to, że przyniosłem najlepsze wino, zostało potraktowane jako coś oczywistego. Bo przecież Michał przyprowadził Nicole – nic więcej nie musiał. Wyszedłem na balkon, potrzebowałem powietrza. Po chwili Nicole do mnie dołączyła. Bez płaszcza. Jakby wcale nie było zimno.
– Dobrze się tu czujesz? – zapytała.
– Czasem. A czasem mam wrażenie, że wszyscy tu grają w przedstawieniu.
Uśmiechnęła się. Bez drwiny. Prawdziwie.
– Wiesz, że jesteś zupełnie inny niż Michał?
– Na szczęście – rzuciłem.
Zamilkła na chwilę, jakby chciała coś dodać, ale się powstrzymała. W końcu powiedziała:
– Jesteś bardziej... obecny. Patrzysz, słuchasz. On działa, ale czasem nie widzi nic wokół.
Spojrzałem na nią uważnie.
– To po co z nim jesteś?
Przesunęła wzrokiem po ogrodzie, jakby odpowiedź była gdzieś między krzakami.
– Może dlatego, że to łatwiejsze niż być z kimś, kto widzi wszystko.
I wtedy zrozumiałem, że gra się właśnie zaczęła.
Nie wszystko złoto, co się błyszczy
Minął tydzień. Michał zadzwonił raz, rzucił coś o pracy i nie powiedział ani słowem o Nicole. Jakby odciął ją od siebie, jak paragon z nieudanego zakupu. Zaintrygowany, napisałem do niej. Odpisała po godzinie, że jest w mieście i że chętnie napiłaby się kawy z kimś, kto nie traktuje jej jak trofeum.
Spotkaliśmy się. Bez czerwonej sukienki. Miała na sobie sweter, włosy rozpuszczone, uśmiech inny niż wtedy – mniej pewny, bardziej prawdziwy.
– Michał się obraził – powiedziała po pierwszym łyku kawy. – Myślał, że wszystko będzie kręciło się wokół niego. Zawsze tak myślał. Ale ja nie jestem dekoracją.
– Nie jesteś – przyznałem. – I dobrze, że to zobaczyłaś.
– A ty? Ty też chciałeś mi coś udowodnić. Widziałam, jak mnie testowałeś. Te pytania, te spojrzenia.
– Chciałem. Chyba. Ale... przestałem.
Spojrzała mi w oczy. Była w niej cisza, której nie znałem.
– To dobrze – powiedziała. – Bo już nie chcę być dla kogoś sprawdzianem. Chcę być partnerką. Albo nikim.
Nie odpowiedziałem. Bo choć w głowie miałem milion planów, jak zepchnąć Michała z piedestału, to pierwszy raz poczułem, że może nie warto. Że z nią warto inaczej. Bez gier. Czy to coś znaczyło? Nie wiem. Może nic. A może wszystko. Wyszedłem z kawiarni i czułem się... lżej. Jakby w końcu nie chodziło o brata. Ani o wygraną. Tylko o mnie.
Adam, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy moja kariera w Warszawie legła w gruzach, wróciłam na wieś. Szybko sobie przypomniałam, dlaczego stamtąd uciekłam”
- „Poszłam na wesele kuzynki, bo tak wypadało. W tę 1. noc zrozumiałam, jak monotonne i nudne było moje życie singielki”
- „Zawsze za dużo analizowałam i szukałam drugiego dna we wszystkim. Przesadziłam mając pretensję do męża i siostry”

