Reklama

Nie wiem, co boli bardziej – to, że jego rodzice nigdy mnie nie zaakceptowali, czy to, że on nic z tym nie zrobił. Jestem z Michałem od pięciu lat. Mieszkamy razem od trzech. Mam wrażenie, że znamy się na wylot – wiem, że musi mieć rano dwie łyżeczki cukru do kawy, inaczej niczego nie zrobi przez pół dnia. Wiem, że nienawidzi robić zakupów, ale godzinami może wybierać pasty do zębów. Planujemy wspólną przyszłość, mówimy o ślubie, o dzieciach. Mamy nawet listę imion. Tylko że jego rodzice wciąż uważają mnie za... koleżankę.

Mam się nie przejmować

– Miło, że znowu przyprowadziłeś Kasię – mówi jego matka, Barbara, z tym swoim półuśmieszkiem. – Jesteś już po obiedzie, Kasiu?

Zawsze pytają, czy wpadłam na chwilę, nigdy nie zapraszają mnie z wyprzedzeniem. Nigdy nie usłyszałam: „Cieszę się, że jesteś z Michałem” albo chociaż: „Miło was razem widzieć”. Na jego urodzinach byłam dodatkiem. Na Wigilii – gościem. Gościem, którego przedstawia się sąsiadce jako „koleżankę syna”. Michał twierdzi, że tacy już są. Że mam się nie przejmować. Że to się zmieni. Ale nie zmienia się nic.

Co więcej, zaczynam się zastanawiać, czy to nie jego pasywność wszystko podtrzymuje. W środku aż mnie ściska z frustracji. Jak długo jeszcze mam udawać, że mi to nie przeszkadza? Bo może to nie tylko oni mnie tak traktują. Może Michał też nigdy nie powiedział im wprost, że jestem jego kobietą, partnerką życiową i przyszłą żoną. Że nie jestem tylko koleżanką.

Znów się pokłóciliśmy

Drzwi trzasnęły, jak tylko weszliśmy do mieszkania. Zdjęłam buty, rzuciłam torebkę na szafkę i od razu odwróciłam się w jego stronę.

– Naprawdę nic cię to nie rusza? – zapytałam ostro, patrząc mu prosto w oczy.

Michał wzruszył ramionami i zaczął ściągać kurtkę, jakby nie słyszał, co powiedziałam.

– Kasia, przecież ci mówiłem. Oni tacy są. Nie zmienimy ich.

– Nie chodzi o to, jacy oni są, tylko o to, co ty z tym robisz. A raczej – czego nie robisz!

W jego oczach pojawiło się zmęczenie, może cień irytacji.

Znowu zaczynasz?

– Tak, zaczynam. Bo nie jestem twoją koleżanką. Od pięciu lat jestem twoją dziewczyną, mieszkamy razem, śpimy razem, a twoja matka nadal przedstawia mnie, jakbym była znajomą ze studiów.

– Przesadzasz…

– Przesadzam?! To może przypomnę ci, jak dziś powiedziała: „Twoja koleżanka chyba nie lubi barszczu?” Albo jak zapytała, czy zostaję jeszcze chwilę, „czy już idę do siebie”?

Michał spuścił wzrok. I właśnie wtedy w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.

– A może ty w ogóle nie chcesz, żeby oni wiedzieli, że jesteśmy razem?

Milczał. Przez kilka sekund, które zdawały się trwać wieczność, nie padło ani jedno słowo. Patrzył gdzieś w bok. Jakby coś go przygniotło. Jakby... się bał.

– O Boże – wyszeptałam. – Ty naprawdę się ich boisz.

– Nie – odpowiedział cicho. – Po prostu… nie chcę ich ranić.

– Więc wolisz ranić mnie?

Odwróciłam się i poszłam do sypialni. I choć miałam ochotę rzucać, czym popadnie, zamiast tego tylko usiadłam na łóżku. I po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, czy ten związek ma jeszcze sens.

Nie potrafiłam rozmawiać z teściową

Telefon leżał na stole. Wpatrywałam się w niego z takim napięciem, jakbym zaraz miała zadzwonić na policję, a nie do matki mojego chłopaka. W końcu wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam słuchawkę.

– Halo? – usłyszałam po drugiej stronie chłodny, perfekcyjnie opanowany głos Barbary.

– Dzień dobry, pani Barbaro. Tu Kasia. Chciałabym... porozmawiać. Na osobności.

Chwila ciszy. Ta charakterystyczna pauza, jakby musiała rozważyć, czy warto poświęcić mi czas.

– W porządku – powiedziała w końcu. – Może jutro, w cukierni na rogu? O szesnastej.

Czułam się, jakbym szła na rozmowę kwalifikacyjną, nie na kawę. Barbara już czekała. Ubrana w kremowy płaszcz, z filiżanką espresso i tym swoim nienaruszalnym spokojem.

– Usiądź – powiedziała, wskazując miejsce naprzeciwko. – Czego chcesz?

– Chciałam zapytać… po co pani to robi? – zaczęłam od razu. – Po co udaje pani, że mnie nie ma? Że nie jestem z Michałem? Mija pięć lat, a pani nadal mówi o mnie „koleżanka”.

Uśmiechnęła się. Z tym chłodem, który potrafi sprawić, że człowiek czuje się mniejszy, niż jest.

– My po prostu nie chcemy się spieszyć z przyklejaniem etykietek – powiedziała spokojnie.

Barbara odstawiła filiżankę i kontynuowała.

– Kasiu… Ty nie jesteś jego żoną. Jesteś tylko dziewczyną. Na razie.

Zacisnęłam zęby. Czułam, jak coś mnie ściska w środku. Jakby mówiła: „Może kiedyś… ale raczej nie”.

– To „na razie” trwa pięć lat – powiedziałam chłodno. – A ja się już nie zamierzam więcej uśmiechać, udawać i przynosić ciast.

Wstałam. Barbara skinęła głową z lekkim uśmiechem, jakby właśnie wygrała partię szachów. Ale ja nie miałam już zamiaru grać w ich grę.

To mnie zabolało

To był czysty przypadek. Siedziałam w kuchni z laptopem, kończąc jakiś raport do pracy. Michał rozmawiał przez telefon w drugim pokoju. Myślałam, że z klientem – mówił cicho, jakby nie chciał przeszkadzać. W tle leciało radio, ale na moment je ściszyłam. I wtedy to usłyszałam.

– Tato, ale minęło pięć lat… – powiedział Michał.

Zamarłam.

– I co z tego? – usłyszałam głos Witolda, jego ojca. – Zawsze możesz to zakończyć. Są inne dziewczyny. Lepsze. Takie, które... pasują.

Michał westchnął.

– Ale ja ją kocham.

– Ty myślisz, że to wystarczy? Miłość? To nie bajka, Michał. Trzeba mieć rozsądek. Spójrz na nią. Ona nie jest z naszego świata.

Poczułam, jakbym dostała w twarz. Serce biło mi jak szalone. Oparłam się o stół, żeby nie upaść. Przez chwilę nie słyszałam nic, tylko szum krwi w uszach. Potem cisza. Kliknięcie – rozłączyli się.
Wstałam. Powoli weszłam do pokoju. Michał siedział na kanapie i patrzył w telefon, zupełnie nieświadomy, że wszystko słyszałam.

– Słyszałam wszystko – powiedziałam. – Teraz powiedz mi: co ty naprawdę myślisz o mnie? O nas?

Nie odpowiedział od razu. Przełknął ślinę.

– Kasia...

– Tylko błagam, nie mów, że to nie tak, jak myślę. Powiedz mi prawdę. Teraz.

Bo jeśli miałam być dla nich nikim – chciałam przynajmniej wiedzieć, czy dla niego też.

Michał nie bronił mnie

Nie usiadłam. Stałam nad nim, patrząc, jak szuka słów, których nie miał. W końcu westchnął ciężko, jakby właśnie zgodził się na jakąś wewnętrzną kapitulację.

Od początku mówili, że nie pasujesz – zaczął cicho. – Że jesteś... zbyt niezależna. Za głośna. Że nie umiesz się „dopasować”. Że nie pochodzisz z takiej rodziny jak my.

Zaśmiałam się gorzko.

– Czyli co? Za mało udaję? Za mało milczę przy stole?

– Kasia, ja próbowałem... Na początku naprawdę się starałem ich przekonać. Ale oni... zawsze znajdowali coś nowego. A ja... z czasem po prostu przestałem walczyć.

Oparłam się o ścianę. Poczułam, że cała się trzęsę.

– To znaczy, że odpuściłeś. Po prostu pozwoliłeś im mnie zlekceważyć. Przez pięć lat. A ja, głupia, myślałam, że to się kiedyś zmieni.

Michał wstał, zrobił krok w moją stronę.

– Nie chciałem cię stracić… ale też nie chciałem stracić ich.

Spojrzałam mu w oczy. Były puste. Albo zmęczone. Albo i jedno, i drugie.

– Więc postanowiłeś być lojalny wobec nich – powiedziałam chłodno. – A nie wobec mnie.

– Nie tak to widzę...

– Ale dokładnie tak to zrobiłeś.

Wzięłam torebkę, telefon i płaszcz.

– Gdzie idziesz? – zapytał bezradnie.

– Nie wiem. Ale na pewno nie zostaję tutaj, żeby znowu być tylko „koleżanką”.

Zamknęłam za sobą drzwi.

Czułam się rozbita

Spotkałam się z przyjaciółką następnego dnia w kawiarni. To ona do mnie napisała. Krótko: „Kasia, jeśli chcesz pogadać, jestem. Natalia”. Bez oceniania. Bez udawania, że nic się nie stało. Po prostu była. Kiedy weszłam, już siedziała przy oknie, zamówiła mi herbatę z imbirem – taką, jaką zawsze piłam, kiedy coś mnie gryzło. Usiadłam naprzeciwko, nie mówiąc nic przez chwilę.

– Wiedziałam, że to kiedyś pęknie – powiedziała cicho, bez uśmiechu.

Unikałam jej wzroku. Zaparowały mi okulary i nawet to mnie wkurzało.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytałam w końcu. – Że oni mnie tak nienawidzą. Że Michał... się poddał.

Natalia spuściła głowę.

– Bo Michał był rozdarty. Od początku. Chciał, żebyście się pokochali, ale... nie miał w sobie siły. On całe życie próbował być idealnym synem. Zawsze, zawsze najpierw „ich Michał”, a dopiero potem „Michał Kasi”.

– A ja? Przez pięć lat byłam czym? Przypadkiem? Eksperymentem? – głos mi się łamał. – Czy po prostu... wygodnym etapem przejściowym?

– Nie – powiedziała stanowczo. – Nigdy. On cię kocha, tylko… nie wiedział, jak cię obronić przed nimi. Nie umiał stanąć po twojej stronie bez poczucia, że zdradza swoją rodzinę.

Pokręciłam głową.

– To nie wystarczy. Miłość to nie wszystko, jeśli trzeba ją ukrywać.

Natalia sięgnęła przez stół i ścisnęła moją dłoń.

– Wiem. I przepraszam, że milczałam. Może nie miałam prawa się wtrącać. Ale... bardzo ci współczuję. Bo widzę, że coś w tobie pękło.

Spojrzałam na nią i poczułam, że zaraz się rozkleję. Miałam świadomość, że coś się skończyło.

Katarzyna, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama