„Moi rodzice zawsze kochali bardziej mojego brata. Po tym, co zrobił, powinni na zawsze zapomnieć jego imię”
„Nie powiedzieli, że to, co zrobił Patryk, było złe. Tylko go bronili. Tylko jego. A on siedział z opuszczoną głową, niby zawstydzony. Ale ja widziałam błysk w jego oku. Wiedział, że i tym razem mu się upiecze. I miał rację”.

- Redakcja
W mojej rodzinie wszystko zawsze kręciło się wokół Patryka – mojego starszego brata. Był oczkiem w głowie mamy, dumą taty, złotym dzieckiem. Nawet kiedy coś przeskrobał, udawali, że nic się nie stało. Ja… miałam być tą rozważną, cichą, niewidzialną. Zawsze na drugim planie. Kiedy próbowałam zwrócić na siebie uwagę, słyszałam tylko: „Zostaw, on ma teraz trudny okres”, „Bądź wyrozumiała, jesteś młodsza”. Przez lata milczałam, aż w końcu przyszedł dzień, który zmienił wszystko. Patryk zrobił coś, czego nie da się wybaczyć. A oni… nadal patrzyli na niego z tą samą czułością.
Był niegrzecznym chłopcem
– Usiądź spokojnie, Patryczku, mamusia ci zaraz naleje soczku – powiedziała mama, przesuwając mój talerz na bok, jakby go tam wcale nie było.
Patryk rozwalił się na kanapie, jeszcze brudny po boisku. Kopał dziś piłkę z chłopakami, jak zwykle zapomniał, że mieliśmy iść razem do babci. Ja przyszłam wcześniej, pomogłam jej nakryć do stołu, ugotować kompot. Ale kiedy on wszedł, cały ten trud zniknął jak kamień wrzucony w staw.
– Widziałaś, jakiego dziś strzeliłem gola? – zapytał, odwracając się do mnie z triumfalnym uśmiechem.
– Babcia na ciebie czekała – odparłam cicho. – Miałeś jej pomóc w ogrodzie.
– Oj, daj spokój – mruknął i złapał z talerza pierwszy kawałek ciasta.
Tata tylko się uśmiechnął.
– Nasz sportowiec – rzucił z dumą, jakby nie słyszał, co powiedziałam.
Tego dnia, jak i każdego innego, zrozumiałam, że nieważne co zrobię – nie mam szans. Nawet kiedy w szkole miałam świadectwo z czerwonym paskiem, to Patryk był tym wyjątkowym. Dostał tróję z matmy, ale „przynajmniej się starał”. Kiedy ja przynosiłam piątki – nikt nie miał czasu, żeby mnie pochwalić.
Wtedy po raz pierwszy poczułam coś, czego nie powinnam. Zazdrość. Ale nie o rzeczy. Zazdrość o uczucia, o to spojrzenie, którego nigdy nie dostałam. I jedną myśl: może muszę zacząć robić to, co on. Może wtedy mnie zauważą.
Uciekłam z domu
Nie planowałam tego. To nie był bunt z krzykiem, trzaskaniem drzwiami i walizką w ręku. To było ciche zniknięcie. Wyszłam po kolacji, niby na spacer. Plecak schowałam wcześniej za garażem, między skrzynkami. Był tam sweter, trochę jedzenia i moje oszczędności. Miałam piętnaście lat i byłam przekonana, że dłużej nie dam rady oddychać tym samym powietrzem co oni.
Nikt nie zauważył, że mnie nie ma aż do rana. Bo wieczorem Patryk miał problem – zgubił telefon. Wszyscy szukali z nim po całym domu. Nawet mój pokój przeszukali. Nikt nie zauważył, że nie śpię w łóżku. Nikt nie zapytał: „Gdzie jest Ela?”. Zatrzymałam się u Zosi, koleżanki z klasy. Jej mama zadzwoniła do mojej o dziewiątej rano.
– Ela u nas spała, zapomniała powiedzieć? – usłyszałam przez drzwi, jak kłamie. Zosia później powiedziała, że widziała we mnie coś dziwnego. Że nie chciała, żeby mnie szukali jak złodziejki.
Mama przyszła po mnie z grymasem na twarzy.
– Myślisz, że to było odpowiedzialne? Zniknąć bez słowa? Mieliśmy tyle na głowie przez Patryka! A ty jeszcze to!
Nie przytuliła mnie. Nie zapytała dlaczego. Tylko wyrzuty. Jak zawsze. Wtedy coś we mnie stwardniało. Poczułam, że już nic nie będzie jak dawniej. Że w tej rodzinie jestem dodatkiem, tłem, cieniem. Ale jeszcze próbowałam… Jeszcze nie wiedziałam, że to był dopiero początek.
Zawinił, ale przecież to Patryk
Byłam już w liceum, gdy to się wydarzyło. Miałam wtedy osiemnaście lat i nauczyłam się trzymać emocje w środku. Nie płakałam. Nie krzyczałam. Po prostu obserwowałam. A Patryk? Patryk był w trzeciej klasie technikum. Coraz rzadziej nocował w domu. Mama mówiła, że „chłopak potrzebuje przestrzeni”. Tata kiwał głową, jakby to wszystko miało sens.
A potem przyszła policja. Zjawili się rano, zanim jeszcze wypiłam herbatę. Pamiętam stukot butów na schodach i jak Patryk wybiegł z pokoju z oczami jak spodki.
– Co się dzieje? – zapytałam, ale nikt mi nie odpowiedział.
Okazało się, że Patryk był zamieszany w kradzież. Złapano go z kolegami na gorącym uczynku. Policja miała wszystko – monitoring, świadków, dowody. Mama zbladła, ale jeszcze zanim funkcjonariusz skończył mówić, zaczęła tłumaczyć:
– To jakaś pomyłka. Patryk nigdy by czegoś takiego nie zrobił. On… On po prostu był w złym towarzystwie. Pewnie chcieli go w coś wrobić!
A tata? On tylko stał w kącie i milczał, jakby się wstydził. Ale nie za Patryka – za to, że policjant śmie sugerować coś takiego ich ukochanemu synkowi. Nie odezwali się do mnie ani słowem. Nie zapytali, co myślę. Nie powiedzieli, że to, co zrobił Patryk, było złe. Tylko go bronili. Tylko jego. A on siedział z opuszczoną głową, niby zawstydzony. Ale ja widziałam błysk w jego oku. Wiedział, że i tym razem mu się upiecze. I miał rację.
Nic ich nie obchodziłam
Zaczęło się od bólu brzucha. Takiego dziwnego, jakby ktoś ściskał mnie od środka. Myślałam, że to stres. Matura za rogiem, Patryk ciągle gdzieś znikał, a w domu atmosfera jak na pogrzebie. Mama mówiła, że przesadzam, że „na pewno coś zjadłam”. Ale ból nie mijał. W końcu sama poszłam do lekarza.
Wróciłam do domu ze skierowaniem do szpitala. Byłam przerażona. Weszłam do kuchni, trzymając w dłoni kartkę.
– Mamo, muszę iść do szpitala. Jutro mam przyjęcie na oddział. Boję się – powiedziałam, licząc, że może to pierwszy raz, kiedy mnie obejmie. Albo chociaż zapyta, czy chcę, żeby poszła ze mną.
Mama spojrzała na mnie zza garnka.
– Jutro? A przecież Patryk ma przesłuchanie na komendzie. Nie możemy być wszędzie, Elu. Może tata z tobą pójdzie – rzuciła beznamiętnie.
Spojrzałam na tatę, ale on tylko wzruszył ramionami i zajął się czytaniem gazety. Jakbym mówiła o klasówce, a nie o strachu, który ściskał mnie w gardle. Poszłam sama. Siedziałam w szpitalnym łóżku, patrząc przez okno. Telefon milczał. Nikt nie przyszedł. Nikt nie zadzwonił. Leżałam tam trzy dni, a rodzice zjawili się dopiero na wypisie – bo trzeba było podpisać dokumenty. I wtedy zrozumiałam coś, czego nie chciałam wcześniej przyjąć. Mój ból, moje życie – to nie był dla nich priorytet. Dla nich liczył się tylko Patryk.
Moja ostatnia próba
Znalazłam mieszkanie na wynajem, małą kawalerkę z odpadającą farbą w łazience i widokiem na śmietnik. Ale było moje. Wyszłam z domu miesiąc po maturze. Nikt mnie nie zatrzymał. Mama powiedziała tylko:
– Bylebyś nie przyszła za miesiąc z płaczem, że sobie nie radzisz.
A tata, jak zwykle, nic. Patryk w tym czasie szykował się na rozprawę. Było wiadomo, że dostanie zawiasy – ojciec jednego z jego kolegów znał sędziego. I znów wszystko miało się ułożyć. Ja pracowałam w sklepie, zaczęłam studia zaoczne. Radziłam sobie. Było ciężko, ale przynajmniej nie musiałam patrzeć na ich oczy, w których nigdy nie było troski o mnie. Aż któregoś dnia mama zadzwoniła.
– Ela, przyjedź. Potrzebujemy cię.
Pojechałam. Nie dlatego, że tęskniłam. Chciałam zobaczyć, co się stało. Mama siedziała na kanapie z podkrążonymi oczami.
– Patryk… – zaczęła i zamilkła.
Okazało się, że wyjechał za granicę bez słowa. Wziął pieniądze z ich konta, które miał współdzielone z ojcem. Zostawił długi, nie zapłacił za samochód, a na pożegnanie wysłał wiadomość: „Nie wracam. Nie liczcie na mnie”. Patrzyłam na nich, jak się rozklejają, i nie czułam już złości. Nie czułam nic. Tylko zdziwienie. Że dopiero teraz zobaczyli, kim był ich ukochany syn. A ja? Ja po raz pierwszy usłyszałam od mamy:
– Mogłam cię wtedy bardziej słuchać…
Ale to już było za późno.
Tylko ja mam odwagę mówić prawdę
Po tym wszystkim nie wróciłam do domu. Pojechałam tylko raz, odebrać kilka rzeczy z pokoju, który przez lata nie był naprawdę mój. Mama siedziała wtedy w kuchni, ściskała kubek herbaty i rzucała ukradkowe spojrzenia. Chciała rozmawiać, ale nie umiała. Albo bała się, że powiem coś, czego nie będzie w stanie unieść. Tata unikał wzroku. Próbował zapytać, jak studia, ale rozmowa umarła po trzech zdaniach. Nie zapytałam o Patryka. Nie dlatego, że mnie to nie obchodziło – ale dlatego, że wiedziałam, jaką odpowiedź usłyszę. „Patryk to skomplikowany chłopak”, „Na pewno ma swoje powody”.
Wyjechałam, zanim zapadł zmrok. Nie chciałam nocować w miejscu, które przez lata udawało dom. I wcale nie płakałam. Przestałam oczekiwać czegoś, co nigdy nie istniało. Przestałam liczyć na to, że kiedyś przyjdą do mnie z przeprosinami, z czułością, z tym, czego przez tyle lat mi nie dali.
Czasem ktoś pyta, czy mam rodzeństwo. Mówię, że miałam brata. Ale że zniknął. Że nie ma go w moim życiu. Bo ludzie, którzy ranią bez skruchy i zostawiają po sobie tylko długi, nie zasługują na to, by nosić miano rodziny. Nie tęsknię za Patrykiem. Nie chcę wiedzieć, gdzie jest. Moi rodzice kochali go bardziej. To była ich decyzja. A teraz muszą z nią żyć. Tak samo, jak ja żyję ze swoją – że już ich nie potrzebuję.
Ela, 22 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moje dzieci nie zasługują na spadek po mnie. Mam mnóstwo pieniędzy i najwyżej wezmę je do grobu”
- „Zdradziłam chłopaka z jego przyjacielem. Miał być szał ciał, a wyszedł wstyd i rozczarowanie”
- „Po 15 latach mój mąż stwierdził, że szczęścia poszuka gdzie indziej. Nasze małżeństwo nie miało dla niego znaczenia”

