„Moi rodzice nigdy nie mieli kasy. Zrozumiałem, dlaczego mimo że sporo zarabiam, ciągle jestem biedny”
„Mam wszystko, czego nie mieli moi rodzice. Ale jednocześnie… mam wrażenie, że nie mam nic. Bo nawet kiedy portfel jest pełny – ja wciąż czuję się biedny. Dopiero prawda usłyszana od matki i spotkanie z ojcem pozwoliły mi otworzyć nowy rozdział”.

- Redakcja
Zarabiam dobrze. W tym roku przekroczyłem sześciocyfrowy próg rocznych dochodów, mam własne mieszkanie w centrum i auto, które odpala bez błagania. Ale gdy w sklepie sięgam po ser droższy niż dwadzieścia złotych za kilogram, coś mi ściska żołądek. Czuję się, jakby mama patrzyła na mnie przez ścianę. Jakby mówiła: „Zostaw, nie stać nas”. I dopiero niedawno zrozumiałem, że to nie brak pieniędzy mnie dusi, tylko ten sam strach i uczucie zagrożenia, które kiedyś nie pozwalały zasnąć.
Dorastałem w świecie, gdzie margaryna z darów była luksusem. W lodówce był zazwyczaj tylko światło, karton mleka z datą „lepiej nie pytać” i słoik ogórków z piwnicy ciotki Bożeny. Na śniadanie jadłem chleb z ketchupem, a na obiad – ten sam chleb, tylko tostowany. Gdy ojciec miał dobry dzień, dostawaliśmy konserwę turystyczną. Gdy miał zły – zamykał się w łazience z wódką i starym radiem.
Dziś siedzę w garniturze na szklanym open space i czasem łapię się na tym, że nie wiem, jak tu trafiłem. Jak z brudnego mieszkania w bloku z wielkiej płyty znalazłem się w świecie, gdzie ludzie dyskutują o inwestycjach, jakby to była gra w „Eurobiznes”.
Ona mnie w ogóle nie rozumiała
– Może byśmy gdzieś polecieli? Włochy? Albo chociaż Mazury? – Ola usiadła mi na kolanach z tym swoim uśmiechem, który normalnie łagodził mi każdy dzień.
– Teraz? Serio? – rzuciłem, nie odrywając wzroku od laptopa. – Widzisz, co się dzieje na rynku? Wszystko drożeje, inwestycje stoją, a ja mam wydać kilka tysięcy na urlop?
– Przecież masz pieniądze, Adam – odpowiedziała cicho, jakby próbując mnie nie rozdrażnić.
– Mam?! – parsknąłem. – Ty zawsze miałaś wszystko. Wakacje, obiady w knajpach, rodziców, którzy nie musieli liczyć, czy im starczy na rachunki. Ja żyłem na makaronie z ketchupem, rozumiesz? Ty tego nigdy nie poczujesz.
Ola wstała i zaczęła chodzić po mieszkaniu. Widziałem, że nie wie, czy się rozpłakać, czy mnie uderzyć.
– Ja tylko chciałam... żebyś się trochę wyluzował. Żebyśmy zrobili coś razem. Ty nawet nie umiesz się cieszyć tym, co masz!
– Bo zaraz to mogę stracić! – wrzasnąłem. – Bo tak właśnie działa życie. Dostajesz coś, a potem ci to zabierają. Tylko głupcy się rozluźniają.
– To nie jest życie, Adam. To jest trauma. I jeśli nie zrozumiesz, że nie musisz już walczyć... to zostaniesz w tej walce sam.
Zamknęła za sobą drzwi tak cicho, że aż zabolało.
Usiadłem na podłodze, plecami oparty o ścianę.
„Może przesadziłem... Ale ona naprawdę nie wie, jak to jest budzić się w zimnym pokoju i słyszeć, jak ojciec rozwala kuchenkę pięścią, bo nie ma już sił żyć”.
Czemu musieliśmy żyć jak szczury?
– O, Adam. Coś ty taki posępny? – zapytała matka, gdy tylko wszedłem do mieszkania. Ten sam blok, to samo mieszkanie, ta sama firanka w oknie. Nic się tu nie zmieniło.
– Przyszedłem pogadać – rzuciłem.
– Znowu o ojcu? – jęknęła, jakby to był temat, który chciała zakopać gdzieś na dnie jeziora.
– O was. O wszystkim.
Usiadłem na tym samym fotelu, w którym oglądałem „Teleranek”, jedząc zupkę chińską, bo nie było nic innego. Czułem, jak gotuje się we mnie wszystko.
– Czemu wcześniej nie próbowałaś od niego odejść? Czemu musieliśmy żyć jak szczury? Zrobiłaś to tak późno.
Spojrzała na mnie jak matka, która nagle nie poznaje własnego dziecka.
– Miałam dziecko. Ciebie. Myślisz, że to takie proste? Że się po prostu wychodzi, pakuje torbę i znika?
– Może w końcu ktoś powinien to powiedzieć! – przerwałem jej, podnosząc głos. – Ciągle tylko tłumaczenia. A ja? Ja musiałem udawać, że wszystko jest okej. Że nie słyszę, jak ojciec wrzeszczy.
– Myślisz, że ja tego nie słyszałam?! – wybuchła. – Myślisz, że mnie to nie bolało? Ty byłeś dzieckiem, a ja musiałam z nim żyć!
– Nie musiałaś! Wybrałaś to! A ja zostałem z tym gównem na plecach do dziś. Wciąż mam sen, jak nie mamy co jeść, jak muszę ukraść parówkę, żeby nie paść z głodu. Bo on przepijał wszystkie pieniądze.
Milczeliśmy. Ona z rękami splecionymi na kolanach. Ja z głową spuszczoną, bo nagle nie miałem już siły krzyczeć.
Nigdy nie byłem dla niej priorytetem. Zawsze tylko ojciec – on i jego problemy.
Czego mam nie pamiętać?
Wróciłem, bo zapomniałem portfela. Drzwi były uchylone. Matka siedziała w kuchni i mówiła przez telefon. Nie zauważyła mnie.
– On wciąż nie wie, co się wtedy wydarzyło... – powiedziała cicho, prawie szeptem.
Stanąłem jak wryty.
– To cud, że Adam wyszedł na ludzi, Hanka. Naprawdę. Przecież to dziecko widziało więcej, niż ktokolwiek powinien.
Po drugiej stronie było długo cicho. A potem usłyszałem głos ciotki:
– Może czas mu powiedzieć prawdę.
– Nie... On ma już swoje życie. Pracę, kobietę. Po co rozdrapywać...
– A może właśnie dlatego? Może on się ciągle męczy, bo nie wie, czemu tak naprawdę...
Wszedłem do kuchni. Głośno. Tak, żeby nie mogła się wykręcić.
– Co mam zrozumieć?
Mama spojrzała na mnie jak na ducha. Telefon wypadł jej z ręki i zsunął się na stół.
– Powiedz wprost. Teraz.
– Adam, to nie jest...
– Nie mów mi, że „nie czas” albo że „to nieistotne”. Mów. Co się wydarzyło?
– Ty naprawdę nic nie pamiętasz... – powiedziała w końcu.
– Czego mam nie pamiętać?
– Miałeś pięć lat. Wszedłeś do łazienki... On... Twój ojciec leżał w wannie. Bez ruchu.
Zrobiło mi się zimno. Serce waliło mi w klatce jak oszalałe.
– Wmówiliśmy ci, że to był sen. Że to ci się tylko śniło...
Stałem tam, jakby mnie ktoś przykuł do podłogi. Język miałem jak z waty. W głowie tylko jeden obraz, który zawsze uważałem za koszmar – czerwone plamy w wannie i dźwięk kapania.
Nie widziałem go od lat
Siedzieliśmy przy stole. Ja gapiłem się w pustkę, jakbym próbował wydłubać prawdę z powietrza.
– Znalazłeś go w wannie – zaczęła cicho. – Nie oddychał. Myśleliśmy, że już po wszystkim.
– Dlaczego mi o tym nigdy nie powiedzieliście?
– Bo byłeś dzieckiem. Bo lekarz powiedział, że to może się wymazać z pamięci. Że może nie zostanie ślad.
– A został – przerwałem jej. – Tylko że nie w głowie. W ciele. W tym cholernym lęku, że wszystko się rozpadnie. Że któregoś dnia wrócę i kogoś stracę.
– Chciałam cię chronić – wyszeptała. – Może źle. Może bardzo źle. Ale co ja miałam zrobić?
Wstałem. Musiałem wyjść. Powietrze w mieszkaniu matki nagle stało się duszące.
Wyszedłem na klatkę schodową, zbiegłem po schodach. Biegłem, aż dopadłem do przystanku i wsiadłem w pierwszy lepszy autobus.
Jechałem bez celu. Wlepiałem wzrok w migające światła miasta. W końcu wysiadłem gdzieś na peryferiach. Chodziłem bez celu, aż stanąłem pod blokiem ojca.
Nie widziałem go od lat. Ale wiedziałem, że tu mieszka. Żyje. Jest.
Z okna na parterze sączyło się żółte światło. W tle jakiś telewizor grał cicho. Nacisnąłem dzwonek.
Raz.
Drugi.
– Kto tam? – zachrypnięty głos po drugiej stronie.
– Adam.
Cisza. Długa. Potem skrzypnięcie drzwi.
Ojciec stał w dresie, siwy, zapadnięty. Oczy czerwone.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, jak obcy.
– Musimy pogadać – powiedziałem.
Rozmowa z ojcem otwiera nowy rozdział
Wszedłem do mieszkania, którego nie widziałem od prawie dziesięciu lat. Było ciemno, śmierdziało wilgocią i czymś starym. Na stole leżała popielniczka pełna petów. Obok kubek z niedopitą herbatą, tak brudny, że nie odważyłbym się go dotknąć.
– Siadaj – rzucił ojciec, wskazując krzesło.
Usiadłem. On też. Długo milczeliśmy.
– Wiedziałem, że kiedyś przyjdziesz.
– Nie przyszło mi do głowy, że musiałbym, bo ty sam nie zrobisz nic.
Westchnął, pochylił głowę.
– Nie wiem, co mam powiedzieć, Adam. Przepraszam? To i tak za mało. Nie cofnę czasu.
– Nie chcę, żebyś cofał. Ale chcę, żebyś w końcu coś powiedział. Dlaczego to zrobiłeś? Wtedy. W wannie.
Spojrzał na mnie. Oczy miał jak szkło. Mokre, ale puste.
– Bo byłem nikim. Nie potrafiłem być mężem. Ojcem. Człowiekiem. Praca, alkohol, pustka. Wtedy myślałem, że wszystkim zrobię przysługę, jak zniknę.
– Tylko że nie zniknąłeś. Zostawiłeś to wszystko we mnie. W pięcioletnim gówniarzu, który do dzisiaj się boi.
Tomasz zamilkł. W końcu powiedział:
– Widzisz, ja ci to zabrałem. Twoje bezpieczeństwo. Twoje dzieciństwo. I wiem, że tego ci nie oddam.
– Nie chcę już, żebyś coś oddawał. Ale chciałem ci to powiedzieć prosto w oczy: że wszystko, co mam, zbudowałem wbrew tobie. I mimo ciebie.
Opuściłem mieszkanie ojca bez słowa. Pierwszy raz od dawna oddychałem pełną piersią. Nie dlatego, że czułem ulgę — bardziej dlatego, że prawda, choć bolesna, jest lżejsza niż domysły i zamazane obrazy.
Wsiadłem w tramwaj i patrzyłem na swoje odbicie w szybie. Ten chłopiec z kromką chleba wciąż tam był, ale obok niego siedział ktoś inny — mężczyzna, który przestał uciekać przed własnym lękiem. Nie wiedziałem jeszcze, jak naprawić to, co moi rodzice zepsuli, ale wiedziałem jedno: nie pozwolę, by moje życie było tylko odpowiedzią na ich błędy. Teraz to ja miałem wybór.
Adam, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe
Czytaj także:
- „W pracy robię najwięcej, a awanse dostają inni. Może byłoby inaczej, gdybym zrobiła szefowi śniadanie do łóżka”
- „Moja mama ma bardzo wysoką emeryturę, a ciągle brakuje jej pieniędzy. Na co kobieta po 60. może wydawać fortunę?”
- „Syn wiedział, że dalibyśmy mu wszystko i wykorzystał to. Zostawił nas w biedzie i z jego kredytem do spłacenia”

