Reklama

Po piętnastu latach małżeństwa z Magdą czułem się jak człowiek, który całe życie spędził pod wodą i wreszcie wynurzył się po oddech. Rozwód nie był dla mnie tragedią, lecz początkiem nowego życia. Zacząłem chodzić na siłownię, zmieniłem garderobę, a kiedy kupiłem nowy samochód, czułem się jak zwycięzca.

Poznałem Laurę na jednym z tych wydarzeń, gdzie wszyscy udają, że nie interesują ich pieniądze, ale każdy myśli tylko o tym, kto ma droższy zegarek. Była młodsza, piękna i uważnie słuchała każdego mojego słowa. Miałem wrażenie, że życie wreszcie oddaje mi dług.

Kumpel próbował mnie ostrzec

– Adam, ty serio nie widzisz, że ta dziewczyna leci na twoje pieniądze? – Paweł siedział naprzeciwko mnie w kawiarni i patrzył z nieukrywaną kpiną.

Westchnąłem ciężko, opierając się wygodnie o oparcie krzesła.

– Paweł, wiesz co? Zazdrościsz mi. Takiej dziewczyny jak Laura ty nigdy byś nie wyrwał – to cię boli.

– Adam, nie o to chodzi. Posłuchaj siebie. Poznałeś laskę, która nagle uważa cię za boga. Która niby kocha twoje dojrzałe spojrzenie na świat, a tak naprawdę zna stan twojego konta lepiej niż ty. Nie widzisz tego? – Paweł mówił spokojnie, ale jego spojrzenie nie dawało mi spokoju.

– Wiesz co, stary? Może ty po prostu nie rozumiesz, że życie po czterdziestce nie musi być końcem świata. Może ja właśnie teraz mam prawo żyć dla siebie, a nie dla innych.

– Tylko żebyś się nie obudził któregoś dnia z pustym kontem i wspomnieniem pięknej Laury – odparł Paweł, dopijając kawę.

Te słowa na moment mocno mi się wbiły pod czaszkę, ale szybko je odepchnąłem. Wiedziałem przecież lepiej. Po piętnastu latach u boku Magdy, gdzie każda spontaniczna decyzja była analizowana pod kątem „czy to się opłaca”, zasługiwałem wreszcie na trochę szaleństwa. Laura była właśnie tym szaleństwem, które mi się należało. Przynajmniej tak sobie to tłumaczyłem. Zamiast słuchać Pawła, patrzyłem, jak Laura czeka na mnie przed kawiarnią. Wyglądała jak milion dolarów. Nie zamierzałem z tego rezygnować.

Myślałem, że jest zazdrosna

Magda czekała przy samochodzie, a ja podchodziłem do niej z poczuciem wyższości, którego nie potrafiłem ukryć. Wiedziałem, że mnie obserwuje, jak niosę dzieciom torbę z rzeczami, ale jeszcze bardziej wiedziałem, że widzi Laurę. Była obok, niby przypadkiem, uśmiechnięta, w modnych okularach przeciwsłonecznych.

– Wiesz, Magda, życie naprawdę zaczyna się po czterdziestce – rzuciłem niby od niechcenia, zerkając na Laurę, która poprawiała włosy, udając, że nas nie słyszy.

Magda złożyła ręce na piersi, patrząc na mnie tym swoim starym, ironicznym spojrzeniem.

– Adam, ja naprawdę mam nadzieję, że ta twoja nowa miłość nie nauczy cię tego w złym znaczeniu.

Parsknąłem śmiechem.

– Nie wszyscy są tak zgorzkniali jak ty. Wiesz, są ludzie, którzy potrafią się jeszcze cieszyć życiem.

– A są też tacy, którzy myślą, że wieczną młodość da się kupić kartą kredytową – odpowiedziała cicho, ale celnie.

Chciałem coś jeszcze dodać, ale Laura zawołała mnie z uśmiechem.

– Kochanie, idziemy? – Jej głos był melodyjny, sztucznie słodki, ale działał jak lep na moje ego.

Magda spojrzała tylko na nią, potem na mnie. Nie powiedziała już nic. Uśmiechnęła się pod nosem, jakby wiedziała coś, czego ja nie rozumiałem. Otworzyła drzwi samochodu i zapięła dzieciakom pasy.

W tamtej chwili byłem przekonany, że wygrałem. Dopiero później zrozumiałem, kto w tej rozmowie był naprawdę spokojny.

Stało się najgorsze

Drzwi apartamentu były lekko uchylone. To było pierwsze, co wydało mi się dziwne, ale tłumaczyłem sobie, że może Laura po prostu o czymś zapomniała, może poszła do sąsiadki. Wszedłem do środka i od razu poczułem, że coś jest nie tak. Cisza była zbyt gęsta, zbyt ciężka.

– Laura? – zawołałem, ale odpowiedziało mi tylko echo.

Szafa w przedpokoju była otwarta, a jej półki puste. Torby podróżne, które zawsze stały przy wejściu, zniknęły. Przeszedłem do sypialni. Tam też nie było jej ubrań. To, co wczoraj wypełniało garderobę, dzisiaj wyparowało.

Serce zaczęło mi walić, a ręce zrobiły się lodowate. Wpadłem do gabinetu, rzuciłem się na laptopa. Konto bankowe – wyczyszczone. Zero. Oszczędności życia wyparowały w jedną noc. Zalogowałem się na rachunek inwestycyjny. To samo. Akcje sprzedane. Przelew – jeden, ogromny, na konto, którego numer nic mi nie mówił.

Wpadłem do salonu, otworzyłem sejf. Pusty. Moje zegarki, obrączka z czasów małżeństwa z Magdą, dokumenty – wszystko zniknęło. Zadzwoniłem do Laury. Wyłączony telefon. Próbowałem jeszcze raz. I jeszcze. Nic.

W panice wybrałem numer Pawła.

– Paweł… ona mnie okradła – głos mi drżał, ledwo to z siebie wykrztusiłem.

– Oj, Adam, mówiłem ci. Mówiłem. Ale ty musiałeś to przeżyć na własnej skórze, nie?

Stałem w pustym salonie, patrząc w okno, za którym świeciło absurdalnie piękne słońce. Czułem się mały. Żałosny. Samotny. Byłem jak nagi – bez pieniędzy, bez dumnych deklaracji, bez pięknej Laury.

Nie byłem zwycięzcą

Długo zbierałem się, żeby do niej zadzwonić. Magda była ostatnią osobą, przed którą chciałem się przyznać do porażki, ale nie miałem nikogo innego. Kiedy odebrała, jej głos był spokojny, aż za spokojny.

– Adam? Coś się stało?

Musiałaś mieć rację, co nie? – rzuciłem gorzko, opierając się o ścianę w pustym mieszkaniu.

– W czym miałam rację? W tym, że jesteś teraz wolnym facetem z luksusowym życiem? Czy że karma naprawdę wraca? – zapytała spokojnie, bez cienia złośliwości.

– Nie wiem, co mam powiedzieć, Magda. Laura... zniknęła. Zabrała wszystko. Konto wyczyszczone, inwestycje... Nie mam nic.

– Wiesz, nie myślałam, że do mnie zadzwonisz. Przynajmniej nie tak szybko – westchnęła.

– Myślisz, że na to zasłużyłem? – zapytałem, nie oczekując nawet odpowiedzi.

– Adam, ja cię nie nienawidzę, jeśli tego oczekujesz. Ale... nie współczuję ci też. Miałeś wybór. Tylko wybrałeś źle.

Pomiędzy nami zapadło milczenie. Przez moment poczułem, że nie rozmawiamy już o Laurze, ani nawet o nas. Rozmawialiśmy o czymś, co było zbyt głębokie, żeby ubrać w słowa.

Nie dzwoń do mnie, żeby szukać pocieszenia – powiedziała w końcu cicho. – Ja cię już nie posklejam. Musisz sam posprzątać to, co sam zniszczyłeś.

Zrozumiałem, że nie chodziło o Laurę. Chodziło o moją pychę. I o to, że nie każdy błąd można naprawić.

Zrobiłem sobie rachunek sumienia

Noc była cicha, zbyt cicha jak na centrum miasta. Siedziałem w pustym apartamencie, który jeszcze wczoraj wydawał się symbolem mojego nowego życia, a dzisiaj był tylko pustą skorupą. Patrzyłem w okno, za którym neonowe reklamy obiecywały luksus i sukces, jakby drwiły ze mnie w ciszy.

Wziąłem do ręki kieliszek z niedokończoną whisky i spojrzałem na swoje odbicie w szybie. Nie widziałem zwycięzcy. Widziałem faceta, który przez lata próbował udowodnić światu, że jest kimś więcej niż nudnym mężem z przedmieścia. Tyle że w tej grze przegrał wszystko.

W głowie pojawiały się obrazy – Magda, jak sprząta w kuchni, dzieci, które zasypiają na kanapie podczas wspólnego oglądania filmu. Laura, która śmieje się sztucznie przy stole w drogim lokalu, trzymając kieliszek wina, który kosztował więcej niż cały rodzinny obiad, jaki gotowała Magda.

– Może Laura nie była pierwszą osobą, która mnie oszukała – mruknąłem sam do siebie. – Może to ja sam siebie oszukałem pierwszy, wierząc, że szczęście to luksusowy zegarek i dziewczyna o piętnaście lat młodsza.

Czułem pustkę, której nie dało się już niczym zapełnić. Nie chodziło nawet o pieniądze. Chodziło o to, że w pogoni za iluzją przegapiłem to, co było prawdziwe. Chciałem być wygranym, a zostałem samotnym facetem z rachunkiem nie do zapłacenia.

Nie wiedziałem jeszcze, czy potrafię się z tego podnieść. Ale wiedziałem, że nikt nie zrobi tego za mnie.

Za późno przejrzałem na oczy

Minęło kilka dni, a ja wciąż nie potrafiłem zebrać myśli. Każdego ranka budziłem się w tym samym pustym mieszkaniu, w którym echa mojego dawnego życia odbijały się od ścian jak wyrzuty sumienia. Konto bankowe pozostawało puste, telefon milczał. Laura zniknęła, tak jakby nigdy jej nie było. Ale to nie ona zostawiła mnie z niczym. Zrobiłem to sam.

Patrzyłem na ekran telefonu, znów mając ochotę zadzwonić do Magdy. Chciałem powiedzieć jej, że miałem rację – że życie naprawdę zaczyna się po czterdziestce, tylko że nikt nie mówił, że może się zacząć od zera. Ale wiedziałem, że ona nie czekała na mój telefon. Miała swoje życie, swoje sprawy. Nie była moim ratunkiem. Już nie.

Myślałem o dzieciach. O tym, że przez ostatnie miesiące byłem zbyt zajęty budowaniem swojego nowego wizerunku, żeby zobaczyć, jak dorastają. O ich pytaniach, które zbywałem, bo ważniejsze było, żeby Laura dobrze wyglądała na zdjęciach z mojego nowego auta.

Nie odzyskam pieniędzy. Nie odzyskam Laury – i dobrze. Ale nie byłem pewien, czy odzyskam samego siebie. Została mi tylko cisza. Nie była ona jednak już tak obca, jak kilka dni temu. Może ta cisza była właśnie tym, czego potrzebowałem, żeby wreszcie zrozumieć, że prawdziwy start nie zaczyna się od tego, co masz. Zaczyna się wtedy, kiedy nie masz już nic. Wtedy możesz wreszcie zbudować coś prawdziwego.

Adam, 41 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama