Reklama

Nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, że jeszcze kilka dni temu sądziłam, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Matylda, 28 lat, właśnie wyszłam za Michała – tego, którego poznałam na imprezie firmowej trzy lata temu, kiedy wpadł na mnie przy bufecie, rozlewając czerwone wino na moją białą bluzkę. Tak to się zaczęło, nieco chaotycznie, ale od razu wiedziałam, że to ten jedyny.

Michał był zabawny, troskliwy, miał niesamowity uśmiech i ten błysk w oku, który sprawiał, że wszystkie moje koleżanki z pracy zazdrościły mi faceta. I był mój. A teraz – mąż. Mąż, z którym wzięłam ślub trzy dni temu. Wesele było piękne, dokładnie takie, jak chciałam. Każdy detal dopracowany, kolor obrusu dopasowany do kwiatów w bukiecie, muzyka taka, że nogi same rwały się do tańca. I ja w sukni jak z bajki, z welonem, o jakim marzyłam jako nastolatka.

Byłam szczęśliwa. Może trochę zmęczona przygotowaniami, ale pełna nadziei, że zaczynamy najpiękniejszy etap życia. I właśnie dlatego – może trochę głupio, może naiwnie – wpadłam na pomysł, żeby na koniec wieczoru zrobić coś specjalnego. Coś, co wszyscy zapamiętają. Quiz o naszej miłości.

Miał być lekki, zabawny, romantyczny. Miały paść pytania, które wywołają śmiech, wzruszenie, może kilka westchnień gości. Chciałam, żeby wszyscy poczuli, jak bardzo się kochamy. I żeby Michał jeszcze raz udowodnił, że zna mnie na wylot.

Zrobiłam prezentację. Ustawiłam rzutnik. Wszystko było gotowe. Zaczęliśmy późnym wieczorem, kiedy wszyscy byli już rozbawieni, a sala wypełniona śmiechem i rozmowami.

Nie wiedziałam, że jeden niewinny żart zniszczy wszystko.

Zamarło mi serce

– No dobrze, kochani! Czas na quiz! – oznajmiłam z mikrofonem w dłoni, czując przypływ adrenaliny i ekscytacji. Michał spojrzał na mnie z tym uśmiechem, który tak uwielbiałam, i usiadł na przygotowanym wcześniej krześle obok mnie. Goście zaczęli bić brawo.

Na ekranie pojawił się pierwszy slajd: "Gdzie był nasz pierwszy pocałunek?"

– No, Michałku, pytanie numer jeden! – powiedziałam z teatralnym akcentem. – A, pod parasolem w Gdyni. B, w windzie u mnie w bloku. C, na dachu centrum handlowego. D, w kinie.

Goście chichotali. Michał udawał, że się zastanawia, po czym rzucił:

– Oczywiście, że C! Na dachu! I to ty mnie wtedy pocałowałaś pierwsza!

– Ha! Brawo! – klasnęłam. – Jeden punkt dla pana młodego!

Kolejne pytania były podobne. O pierwszy wspólny wyjazd, o to, co powiedział, kiedy się pokłóciliśmy o zmywarkę, o ulubiony smak lodów. Michał radził sobie świetnie, a goście coraz bardziej się angażowali, śmiali się, komentowali, niektórzy nawet się wzruszali. To było dokładnie to, o czym marzyłam. Aż przyszedł czas na pytanie numer 12.

Na ekranie pojawiło się: "Czy kiedykolwiek mnie zdradziłeś, chociaż raz, nawet myślą?"

Zamierzałam to przeskoczyć, serio. Miało być śmiesznie. Ale zanim zdążyłam kliknąć dalej, Michał przeczytał pytanie na głos i zaśmiał się.

– Ha! Żartujesz sobie, co nie?

W tej samej chwili Tomek – jego przyjaciel i świadek – wypalił, z uśmiechem, ale trochę za głośno:

– No, chyba że nie liczymy tamtej imprezy, co nie Michał?

Zamarło mi serce.

W sali zapadła niezręczna cisza, jakby ktoś wyłączył muzykę. Michał zrobił minę, jakby właśnie się zorientował, że zapomniał wyłączyć żelazko. Uśmiech zniknął mu z twarzy. Rozejrzał się nerwowo, ale nic nie powiedział.

– Co to miało znaczyć? – rzuciłam z wymuszonym śmiechem, próbując wyjść z tego żartem. – Jaka impreza?

– Oj, dajcie spokój – wtrąciła się Karolina, druhna, przyjaciółka Michała, zerkając na niego zbyt szybko, a potem spuszczając wzrok. – To nieistotne...

Spojrzałam na nią. Była blada jak ściana.

Michał się zaśmiał, nerwowo, jakby chciał wszystkich zagłuszyć.

– No przecież wiadomo, że żartujemy! – rzucił. – Tomek zawsze musi coś palnąć.

Ale ja już czułam to dziwne ukłucie w żołądku. Coś było nie tak. I wszyscy na tej sali to wyczuli.

Nie mogłam złapać tchu

Znalazłam ją przy barze. Stała tyłem, obracając w dłoni kieliszek z prosecco. Podeszłam do niej cicho, ale bez ceregieli.

– Karolina – zaczęłam spokojnie, ale w głosie coś mi zadrżało – co to miało znaczyć?

Odwróciła się powoli. W jej oczach zobaczyłam coś, czego nie widziałam przez całą noc – strach. Zaskoczenie. I coś jeszcze – poczucie winy?

– Matylda, proszę cię... – zaczęła, ale zamilkła.

– Nie. Nie "Matylda, proszę cię". Co się wtedy stało? Dlaczego zbladłaś? – starałam się mówić cicho, żeby nie przyciągać uwagi, ale emocje mnie rozsadzały. – Co wydarzyło się na tej "tamtej imprezie"?

Karolina spuściła wzrok. Nerwowo przejechała dłonią po włosach.

– To było dawno... Nie powinnam nic mówić. To... nie moja sprawa.

Zacisnęłam usta. Powoli czułam, jak w środku zaczynam drżeć.

– A moja? – syknęłam. – To jest moje życie. Wyszłam właśnie za tego człowieka. Mam prawo wiedzieć.

Spojrzała na mnie. I wtedy to powiedziała.

– Michał ci nie powiedział wszystkiego. On... on wtedy nie był sam.

Cisza między nami zgęstniała. Czułam, jakby ktoś nagle odciął mi dostęp do powietrza.

– Był... z tobą? – spytałam bezpośrednio.

Karolina pokręciła głową.

– Nie... nie do końca. To był jeden wieczór. Dużo alkoholu. Zbliżyliśmy się, ale... to się nie wydarzyło. Prawie. On twierdził, że nie jesteście razem. Ale ja... ja wiedziałam, że to nieprawda.

Przymknęłam oczy. To „prawie” brzmiało jak zdrada, jak nóż wbity dokładnie w środek klatki piersiowej.

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś wcześniej?

– Bo to nie miało znaczenia. I wiem, że on naprawdę cię kocha.

Prychnęłam. Tak, jasne. Miłość. Szkoda, że nie wystarczyła, żeby do tego nie doszło.

Odeszłam bez słowa. Potrzebowałam oddechu. Powietrza. Przestrzeni. Ale przede wszystkim – odpowiedzi.

W głowie szumiało mi od myśli. Czy nasze wspólne życie to była tylko ładnie opakowana fikcja? Czy przez trzy lata byłam tą drugą, naiwną, kontrolującą wszystko Matyldą, która nic nie zauważyła?

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że prawda, którą miałam usłyszeć, będzie boleć o wiele bardziej.

Nie kupuję tej bajki

Wyszłam na zewnątrz. Było już po północy, a noc pachniała wilgotnym powietrzem. Goście bawili się w środku, a ja snułam się wokół sali jak duch. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Wszystko we mnie drżało.

I wtedy ich usłyszałam.

Zatrzymałam się przy bocznym wejściu. Głosy dochodziły zza rogu, tam, gdzie paliło się papierosy. Michał i Tomek. Byli lekko wstawieni. Michał mówił cicho, ale z wyraźnym napięciem w głosie.

– Ty to musiałeś powiedzieć? Akurat przy wszystkich?!

Tomek się zaśmiał.

– No co? Przecież i tak kiedyś by wyszło. Zresztą, to był jeden raz. Myślałeś, że to nie wypłynie?

– To nie był żaden raz! – syknął Michał. – To było... to było zanim z Matyldą byliśmy na serio.

– Tak serio, że zamieszkaliście razem miesiąc wcześniej? – Tomek zawył śmiechem. – No stary, przestań. To się liczy.

I wtedy wszystko się we mnie zagotowało. Wyszłam zza rogu.

A więc mnie zdradziłeś.

Zamilkli. Michał zamarł z papierosem w ręce, jakby nie mógł uwierzyć, że mnie widzi.

– Matylda... – zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.

– Nie przerywaj. Zdradziłeś mnie. Kiedy już byliśmy razem. I kłamałeś nawet dzisiaj. Tu, na naszym weselu.

Stał jak wmurowany. Nie miał żadnej dobrej wymówki. Tylko te idiotyczne, bezsilne oczy.

– To... to nie tak. My wtedy jeszcze nie... – bąknął.

– O, zamknij się – rzuciłam przez zaciśnięte zęby. – Wiesz, co jest gorsze od zdrady? Kłamstwo, które ubierasz w półprawdy i sprzedajesz jako swoją wersję wydarzeń. Ale ja już nie kupuję twojej bajki.

Odwróciłam się i odeszłam. Chciał coś powiedzieć, ruszył za mną, ale nie miałam już siły słuchać.

Czułam, jak cała ta bajka – ślub, miłość, nasze wspólne plany – rozpada się z hukiem w mojej głowie. Kawałek po kawałku.

To była najgorsza prawda

Siedzieliśmy w pokoju hotelowym. To miał być nasz pokój – „małżeński”, jak powiedziała pani z recepcji z uśmiechem. A teraz? Pachniało w nim tylko kwiatami i rozczarowaniem. Michał siedział na brzegu łóżka, jakby nie wiedział, co ze sobą zrobić. Ja krążyłam wokół, nie potrafiąc usiedzieć w miejscu.

To był jeden raz – powiedział w końcu, cicho.

Zatrzymałam się przy lustrze, spojrzałam na siebie. Makijaż rozmazany, oczy podpuchnięte. Jakbym patrzyła na obcą kobietę.

– Jeden raz? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – I to cię usprawiedliwia?

Michał spuścił głowę.

– Piliśmy wtedy. Karolina... byliśmy blisko. Nie planowałem tego. To się po prostu wydarzyło.

– "Po prostu"? – odwróciłam się do niego. – My mieszkaliśmy razem. Dzieliliśmy łóżko, robiliśmy razem zakupy. Przestań udawać, że nie wiedziałeś, co robisz.

– Wtedy nie byłem pewien... czy my już jesteśmy na serio. Wszystko było tak... w zawieszeniu.

Parsknęłam pustym śmiechem.

– W zawieszeniu? Miałeś klucze do mojego mieszkania, Michał. Siedziałeś ze mną przy śniadaniu. A potem poszedłeś do niej.

Nie odezwał się. Nie zaprzeczył.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – spytałam, znów siadając na łóżku. – Przez trzy lata żyłam w przekonaniu, że ci ufam. Że jesteś inny. Że jesteśmy uczciwi wobec siebie.

Michał zamilkł. Wydawało się, że chce coś powiedzieć, ale nie znalazł słów.

Bałem się. – W końcu wyszeptał. – Bałem się, że jeśli się dowiesz, wszystko się skończy.

Pokręciłam głową, próbując zapanować nad łzami. Ale one już płynęły, cicho, uporczywie.

– Dziwne. Bo właśnie teraz – kiedy już wszystko wiem – nie czuję końca. Czuję pustkę. I chłód. I to, że jesteś obok, ale jakby cię wcale tu nie było.

Michał nie zaprzeczał. Nie próbował mnie dotknąć, objąć, powiedzieć, że mnie kocha. Siedział i milczał.

I wtedy to zrozumiałam.

Nie bolała mnie tylko zdrada. Bolała mnie ta obojętność. To, że nie walczył. Że był bierny, że patrzył, jak wszystko się sypie, i nie potrafił zrobić nawet kroku w moją stronę.

To była najgorsza prawda.

Nie wiedziałam, co zrobić

Minęły dwa dni. Dwa dni od wesela, które miało być początkiem. Siedziałam w kuchni u mamy, w starym dresie i jej grubych wełnianych skarpetach. Tej nocy nie wróciłam do naszego mieszkania. Michał się nie odzywał. A może czekał, aż ja się odezwę. Ale ja nie miałam siły.

Mama parzyła mi herbatę w ulubionym kubku z pękniętym uchem. Wiedziała, że niczego więcej teraz nie potrzebuję.

– Zjesz coś? – zapytała cicho.

– Nie. Dzięki – odpowiedziałam. Głos miałam matowy, bezbarwny.

Usiadła naprzeciwko, z herbatą w dłoni. Milczałyśmy chwilę. Słuchałam tylko cykania zegara i dźwięku gotującej się wody. Czułam, jak napięcie we mnie powoli opada.

– Mamo – odezwałam się w końcu. – Czy gdybyś się dowiedziała o czymś takim zaraz po ślubie... o zdradzie, sprzed lat, ale jednak... co byś zrobiła?

Mama wzięła łyk herbaty. Patrzyła przez chwilę w okno, zanim się odezwała.

– Ja? Ja pewnie bym została. Bo tak mnie wychowano. Że kobieta znosi. Że nie robi dramatu. Ale ty... ty jesteś inna. I dobrze. Masz prawo być zła. Masz prawo nie wiedzieć, co teraz.

Spojrzałam na nią. Była zmęczona, z siwymi włosami, które zawsze próbowała ukryć pod farbą. A teraz nie. Teraz była po prostu sobą. Prawdziwa.

– On twierdzi, że mnie kocha. Że to był błąd. Że to było zanim „naprawdę zaczęliśmy być razem”. Ale... ja nie wiem, mamo. Bo skoro mógł to zataić przez trzy lata... to co jeszcze mógł przemilczeć?

Mama pokiwała głową.

– Zaufanie to nie jest coś, co się skleja na słowo „przepraszam”. Czasem nie wraca już nigdy. Ale czasem... jeśli naprawdę tego chcecie oboje... to może. Ale to musi być wspólna decyzja. Nie jego zapewnienia i nie twoje łzy.

Zamilkłam.

– I nie podejmuj decyzji z litości. Ani ze strachu, że wszyscy pytają, co u młodej pary. To twoje życie, Matyldo. Twoje.

Kiwnęłam głową. Wiedziałam, że ma rację. Ale to nie sprawiało, że było łatwiej.

Tylko trochę mniej samotnie.

Matylda, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama