„Mikołajki spędziłam z kochankiem w luksusowym hotelu w Zakopanem. Zamiast broić w śniegu, płonęłam ze wstydu”
„Spakowałam się powoli. Starannie, tak jakbym układała te wszystkie emocje w torbie – wina, wstyd, zawód. W lusterku spojrzała na mnie kobieta, której nie potrafiłam rozpoznać. Zamówiłam taksówkę. W pociągu patrzyłam przez okno na zamarznięty krajobraz. I myślałam tylko o jednym: jak mam teraz wrócić do Adama i spojrzeć mu w oczy?”.

- Redakcja
Mam na imię Karolina. Mam 33 lata i pracuję w dziale PR dużej firmy kosmetycznej. Od siedmiu lat jestem żoną Adama. Od kilku miesięcy – kochanką Grzegorza, mojego szefa. Wiem, jak to brzmi. Sama nie potrafię uwierzyć, że do tego doszło. Nie planowałam tego, naprawdę. Ale to był impuls – nieproszone uczucie, które weszło w moje życie tylnymi drzwiami i zaczęło rozsypywać wszystko, co do tej pory było poukładane.
Z Adamem wszystko było... poprawne. Nasz związek nie był ani idealny, ani burzliwy, ale dawał poczucie bezpieczeństwa. A dzięki romansowi z Grzegorzem – mimo wyrzutów sumienia – poczułam, że znów oddycham. To egoistyczne, wiem. I nie jestem z tego dumna.
– Karola, a wyjeżdżacie w końcu do tego Zakopanego? – zapytał Adam wczoraj, gdy pakowałam torbę.
– Tak, jutro rano. Tylko marketing, PR i zarząd. Taki świąteczny event – odpowiedziałam, starając się brzmieć naturalnie.
– W mikołajki? Dziwny termin.
– Wrócę za trzy dni – powiedziałam, unikając jego wzroku.
Nie kłamałam, naprawdę wrócę. Ale nie będzie tam „eventu firmowego”, nie będzie koleżanek z pracy. Będzie tylko Grzegorz. I luksusowy hotel, który zarezerwował dla nas dwojga. Nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem, że dziś – po raz pierwszy od dawna – czuję coś więcej niż tylko nudę i przywiązanie.
Udawaliśmy normalną parę
Grzegorz czekał na mnie już na dworcu w Zakopanem. Uśmiechnął się na mój widok i bez słowa wziął moją walizkę. Pachniał jak zawsze – drogo, zmysłowo, znajomo. Gdy tylko wyszliśmy z hali, wsunął dłoń w moją, jakbyśmy byli małżeństwem z dziesięcioletnim stażem. A przecież w Warszawie nie mogliśmy sobie nawet na to pozwolić.
Hotel był luksusowy, jak obiecał. Z okien rozciągał się widok na ośnieżone szczyty, a w środku – cisza, ciepło i ogromne łóżko. Przez moment poczułam się jak bohaterka filmu. Takiego, w którym wszystko kończy się dobrze.
– Podoba ci się? – zapytał, zamykając za nami drzwi apartamentu.
– Jest pięknie... – odpowiedziałam, ale w moim głosie coś zadrżało.
Wiedział, że się boję. Że czuję, jakbym weszła na lód, który zaraz może pęknąć.
– Nie musimy się spieszyć – powiedział, podchodząc bliżej. – Jesteś tu, bo tego chciałaś. Ja też.
Nie odpowiedziałam, zamiast tego przyciągnęłam go do siebie. Wieczór spędziliśmy w objęciach, przy kominku, popijając czerwone wino i udając, że to wszystko jest normalnie. Że nikogo nie zdradzamy, nikt na nas nie czeka. Ale kiedy zapytałam:
– A twoja żona? Wie, że tu jesteś?
Zamilkł. Odwrócił wzrok.
– Mówiłem jej, że jadę służbowo. Tak jak ty powiedziałaś swojemu mężowi.
A ja nagle zrozumiałam – nie jestem wyjątkowa. Jestem dokładnie taka sama jak ona. Tylko po drugiej stronie.
Tego się nie spodziewałam
Śniadanie jedliśmy w hotelowej restauracji. Obok palił się kominek, a w tle sączyła się cicha muzyka. Grzegorz opowiadał coś o planach rozwoju firmy, a ja tylko kiwałam głową, udając, że słucham. Byłam dziwnie spięta. Coś wisiało w powietrzu – jakby zaraz miało się wydarzyć coś, czego nie będę umiała zatrzymać.
– Idziemy na spacer? – zaproponował, odstawiając filiżankę z kawą.
Mruknęłam „tak” i wstałam. Potrzebowałam świeżego powietrza. Czegoś, co przywróci mi oddech. Szliśmy pustym szlakiem, śnieg chrzęścił pod butami. Byliśmy sami, a przynajmniej tak myśleliśmy.
– Fajnie, że udało się wyrwać z tego wszystkiego, co? – uśmiechnął się do mnie Grzegorz i wziął mnie za rękę.
I właśnie wtedy ją zobaczyłam. Kinga, żona Grzegorza. Na początku jej nie poznałam. Stała oparta o barierkę tarasu widokowego, ubrana w kremowy płaszcz, z papierosem w dłoni. Gdy nas zobaczyła, nie drgnęła. Uśmiechnęła się lekko.
– O, niespodzianka – rzuciła spokojnie. – Grzegorz. I Karolina z PR-u. Świąteczna integracja, rozumiem?
Zamarłam. Grzegorz cały się spiął.
– Kinga, co ty tu robisz?
– A co? Tylko ty możesz mieć świąteczne plany? – uniosła brew i spojrzała na mnie. – A może ja i Marek też zasłużyliśmy na parę dni w górach?
Wtedy dostrzegłam go – stał kilka kroków dalej. Wysoki, ciemnowłosy, uśmiechał się z ironią. Marek, jej asystent, a może ktoś więcej?
– To chyba dobrze, że wszyscy mamy swoje świąteczne plany – dodała Kinga, zaciągając się papierosem.
Patrzyłam to na nią, to na Grzegorza. I wiedziałam już jedno. Ta kobieta nie była zaskoczona. Wiedziała. I była tu z premedytacją.
Wszystko się posypało
Wróciliśmy do pokoju w milczeniu. Grzegorz szedł przodem, spięty, zaciśnięte pięści zdradzały więcej niż jego twarz. W środku gotowało się we mnie wszystko – strach, złość, wstyd. Zatrzasnął drzwi i rzucił się na fotel. Ja stałam pośrodku pokoju, wciąż w kurtce.
– Jak długo ona wiedziała? – zapytałam cicho.
– Nie wiem – rzucił. – Kinga zawsze miała swoje metody. Może od początku.
– I pozwoliła ci tu przyjechać?
Nie odpowiedział. Patrzył w okno, jakby za szybą szukał wyjścia z sytuacji.
– Grzegorz, co teraz? – przysunęłam się, ale on się odsunął.
– Nie wiem. Nie wiem, Karolina! – podniósł głos i pierwszy raz zobaczyłam, że nie ma pojęcia, co robi.
Do tej pory zawsze miał plan. Był silny, opanowany. A teraz… był rozbity.
– Powiedziałeś, że mnie kochasz. Że nie chcesz już dalej tego ukrywać – przypomniałam.
– I nie chcę! Ale ona... ona może mnie puścić z torbami. Trzyma mnie w garści od lat. – Pokręcił głową, uderzył dłonią w stół. – Kinga nie jest głupia. Ona nigdy nie odpuszcza. Prawdopodobnie wiedziała o nas wcześniej.
Poczułam, jakby ktoś mnie spoliczkował.
– Więc co? To koniec? Mam wrócić do domu i udawać, że nic się nie stało?
– Nie wiem, Karolina. Nie wiem, co będzie. – Wstał, ale nie podszedł. – Może powinniśmy... trochę od siebie odpocząć. Na chwilę.
Zaniemówiłam. W jednej sekundzie z kochanki z luksusowego apartamentu stałam się nikim. Tylko chwilową ucieczką od codzienności. Zostałam w pokoju sama, z torbą na podłodze i sercem, które właśnie pękło.
Nie mogłam w to uwierzyć
Nie mogłam dłużej siedzieć w tym pokoju. Duszno mi było od ciszy i zapachu jego perfum, który ciągle unosił się w powietrzu. Zeszłam do hotelowego baru, nie wiedząc, po co. Chciałam po prostu być gdziekolwiek indziej niż tam. Zobaczyłam ich od razu. Kinga siedziała przy barze, oparta nonszalancko o blat, z kieliszkiem w dłoni. Obok niej Marek – rozparty, uśmiechnięty, aż za bardzo zadowolony z tej sytuacji. Podeszłam do nich. Sama nie wiem, dlaczego.
– O, nasza świąteczna gwiazda. Usiądź, Karolina – rzuciła Kinga, nie odwracając nawet głowy. – Chcesz drinka? Polecam coś z goryczą.
– Przyszłam… nie wiem po co – przyznałam, siadając.
– Pewnie żeby spojrzeć mi w oczy i sprawdzić, co knuję – prychnęła. – Ale ja nic nie planuję. Już mnie to nie rusza. Grzegorz zdradzał mnie już wcześniej. Ty nie jesteś pierwsza.
Zakręciło mi się w głowie. Chciałam coś powiedzieć, ale Kinga nie dała mi szansy.
– Wiesz, co jest najgorsze? Że zawsze wybiera takie jak ty. Zdolne, ciche, zakochane w nim po uszy. Ale żadna z was nie zadała sobie pytania, dlaczego on nigdy nie odchodzi.
Zamilkła. Patrzyła prosto przed siebie.
– Bo on nie wie, jak być wierny. Nikomu. Nawet sobie.
– Więc dlaczego z nim jesteś? – zapytałam.
Spojrzała na mnie i uniosła kącik ust.
– Bo już się nie łudzę. A wiesz, co daje wolność? Brak złudzeń. – Podniosła kieliszek. – Za nowe święta. Dla wybranych.
Wypiła do dna. A ja czułam, jak iluzje, w które wierzyłam, kruszą się jedna po drugiej.
Nie chciałam już udawać
Usiadłam na łóżku w hotelowym pokoju, bez makijażu, z rozpuszczonymi włosami i rękami wtulonymi w kolana. Telefon leżał przede mną jak bomba zegarowa. Wiedziałam, że muszę do niego zadzwonić. Do Adama, do mojego męża. W końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę. Odebrał niemal od razu.
– Hej, wszystko w porządku? – zapytał. Jego głos był spokojny, ciepły. Taki znajomy.
– Tak… po prostu jestem zmęczona. Długo dziś siedzieliśmy z ludźmi – skłamałam. Bez zająknięcia.
– Tylko nie zarywaj nocy, kochanie. Odpocznij trochę. I wracaj szybko. Grudzień bez ciebie to nie to samo.
– Wiem. – Cisza. – Tęsknię – wyszeptałam. To było prawdą. Tęskniłam, ale za czymś, czego już chyba nie potrafiłam nazwać.
Po rozmowie długo patrzyłam w sufit. Grzegorz nie wrócił. Nie napisał, nie zapukał. A ja już wiedziałam, że nie wróci. I że niczego nie zmieni. Spakowałam się powoli. Starannie, tak jakbym układała te wszystkie emocje w torbie – wina, wstyd, zawód. W lusterku spojrzała na mnie kobieta, której nie potrafiłam rozpoznać.
Zamówiłam taksówkę. W pociągu patrzyłam przez okno na zamarznięty krajobraz. I myślałam tylko o jednym: jak mam teraz wrócić do Adama i spojrzeć mu w oczy? Jak udawać, że wszystko jest po staremu? A może właśnie o to chodzi. Może wszyscy tylko udajemy.
„Czy jestem gorsza od nich wszystkich?” – pomyślałam. – „Czy może po prostu… tacy jesteśmy wszyscy?”
Nic nie będzie jak dawniej
Adam wychodził do pracy jak co dzień – z kubkiem kawy w ręku, w lekkim pośpiechu. Pocałował mnie w czoło, jak zawsze.
– Do zobaczenia wieczorem – rzucił i zniknął za drzwiami.
Zostałam sama. W piżamie, z herbatą na stole i ciszą w kuchni, która aż bolała. Wpatrywałam się w ekran telefonu. Nie było żadnej wiadomości od Grzegorza. Ani „wróć”, ani „przepraszam”. Nic. Jakby ten cały weekend się nie wydarzył.
Wstałam i zaczęłam krzątać się po mieszkaniu. Przekładałam rzeczy z miejsca na miejsce, ścierałam kurz, zaglądałam do lodówki bez powodu. Wszystko po to, żeby nie myśleć. Żeby nie usiąść znowu przy stole i nie zacząć płakać.
W końcu usiadłam, z kartką papieru i długopisem, choć nie wiedziałam, po co. Chyba chciałam się jakoś uwolnić. Zapisałam jedno zdanie: „To, co zrobiliśmy, nie zostawiło śladów na zewnątrz. Ale we mnie – już nic nie będzie jak dawniej”. Odłożyłam kartkę.
Adam wróci wieczorem. Przywita mnie uśmiechem, może przyniesie czekoladę z osiedlowego sklepu, może zapyta, czy nie chcę obejrzeć filmu. A ja? Ja pewnie się zgodzę. Przytaknę, uśmiechnę się. I wszystko będzie jak zawsze. Z tą drobną różnicą, że już wiem, jak wygląda świat po drugiej stronie.
I że wróciłam z niego z pustymi rękami.
Karolina, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Remont kuchni wykończył nas nie tylko finansowo. Miałam luksusowe szafki na cichy domyk i ciche dni w związku”
- „Myślałam, że będę dobrą macochą i stworzymy kochającą się rodzinę patchworkową. Ale życie z córką męża było koszmarem”
- „Nasze małżeństwo wisiało na włosku. Wtedy wpadłam na pomysł, żeby zrobić dla męża skandynawski kalendarz adwentowy”

