„Mieszkanie z teściową to koszmar. Szasta naszymi pieniędzmi i sprasza sąsiadki, a mąż tylko przyklaskuje mamusi”
„Pierwsze dni faktycznie były spokojne. Teściowa większość czasu spędzała w salonie, a ja starałam się pomagać – przynosiłam herbatę, przygotowywałam posiłki. Wojtek był wdzięczny i zapewniał, że to tylko na chwilę. Mówił, że wie, jak ważna jest dla mnie przestrzeń, i że zadba o równowagę”.

- Redakcja
Nasze małżeństwo naprawdę wydawało się idealne. Z Wojtkiem dogadywaliśmy się niemal bez słów, dzieliliśmy obowiązki, wspólnie podejmowaliśmy decyzje. Po pięciu latach razem wciąż potrafił mnie rozśmieszyć do łez, a ja lubiłam planować dla nas weekendy i kolacje. Czułam się kochana i ważna. Nasze mieszkanie, choć niewielkie, było przytulne i dawało nam szczęście.
Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy jego mama potrzebowała opieki po pobycie w szpitalu. Na początku miało to być „na chwilę”, tymczasowe rozwiązanie. Nie miałam nic przeciwko. Nie przeczuwałam, że właśnie wtedy mój dom przestanie być moją przystanią, a zacznie przypominać arenę walk.
Zaczęłam odczuwać niepokój
– Kochanie, mama potrzebuje naszej pomocy – powiedział Wojtek, siadając obok mnie z troską w oczach. – Pomyślałem, że mogłaby się na ten czas zatrzymać u nas.
Skinęłam głową. Rozumiałam, że to trudna sytuacja. Nie jestem bez serca, wiedziałam, że potrzebuje wsparcia. Teściowa zawsze była wobec mnie uprzejma, choć chłodna. Nigdy się nie zbliżyłyśmy, ale trzymałyśmy dystans z wzajemnym szacunkiem. Uważałam, że damy radę.
Pierwsze dni faktycznie były spokojne. Teściowa większość czasu spędzała w salonie, a ja starałam się pomagać – przynosiłam herbatę, przygotowywałam posiłki. Wojtek był wdzięczny i zapewniał, że to tylko na chwilę. Mówił, że wie, jak ważna jest dla mnie przestrzeń, i że zadba o równowagę.
Jednak po tygodniu coś się zaczęło zmieniać. Danuta zaczęła komentować, jak gotuję. Zaczęła przekładać rzeczy w kuchni, tłumacząc, że „tak będzie praktyczniej”. Moje przyprawy trafiły do szafki nad zlewem, kubki zamieniły się miejscami z talerzami. Na początku wzdychałam i przywracałam wszystko na swoje miejsce, ale Wojtek reagował z rozbawieniem.
– Daj jej się trochę poczuć jak u siebie – mówił. – Przecież to nic wielkiego.
Uśmiechałam się, ale w środku zaczynałam czuć lekkie ukłucie niepokoju. To było moje miejsce. Nasz dom. Nie sądziłam wtedy, że te drobne zmiany to dopiero początek.
To przestał być mój dom
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej. Marzyłam o godzinie ciszy, herbacie i książce. Otworzyłam drzwi i niemal od razu usłyszałam śmiech dochodzący z kuchni. Danuta siedziała przy stole z sąsiadką z drugiego piętra, panią Haliną, której nigdy wcześniej u nas nie było.
– O, jesteś! – rzuciła teściowa wesoło. – Właśnie opowiadałam Halince, jak Wojtuś zawsze lubił moją pomidorówkę. A nie tę twoją dziwną z soczewicą.
Nie skomentowałam. Uśmiechnęłam się grzecznie i przeszłam do sypialni. Gdy wrócił mąż, wspomniałam mu o niespodziewanej gościnie.
– Wiesz, że mama zaprosiła do nas panią Halinę? – zapytałam spokojnie.
– Tak? W końcu to nasza sąsiadka. Mama się nudzi, a nie chciała sama siedzieć. Co w tym złego?
Nie chciałam wyjść na zołzę, więc przemilczałam. Ale takich sytuacji zaczęło być coraz więcej. Kiedyś przyszłam do kuchni, a tam siedziała koleżanka Danuty z chóru kościelnego. Innym razem w salonie gościł jej kuzyn, który przyjechał „na chwilkę” i siedział trzy godziny. W moim domu, w mojej kuchni, z moimi filiżankami.
Drzwi przestały się zamykać. Pojawiali się ludzie, których nie znałam, a którzy czuli się jak u siebie. Danuta otwarcie mówiła, że czuje się tu swobodnie, jak w domu. Tylko że to nie był jej dom. Wojtek wzruszał ramionami. Twierdził, że przesadzam i że nie warto robić dramatu z „takich drobiazgów”. A ja coraz częściej zostawałam w pracy dłużej, niż musiałam, tylko po to, by nie wracać do mieszkania, w którym już nic nie było moje.
Tego było już za wiele
W sobotę postanowiłam zrobić porządki. Uwielbiałam to – włączyć muzykę, przetrzeć kurze, wyprać pościel. Lubiłam mieć nad czymś kontrolę, to mnie uspokajało. Tego dnia, kiedy wyjęłam odkurzacz z szafy, teściowa już siedziała w salonie z filiżanką kawy.
– Kochana, dzisiaj już było sprzątane – oznajmiła zadowolona. – Poprosiłam Zosię, żeby wpadła rano i ogarnęła mieszkanie. Zapłaciłam jej z pieniędzy Wojtka, tych z szafki, nie szkodzi, prawda?
Zamurowało mnie. Nie tylko zatrudniła pomoc domową bez mojej wiedzy, ale jeszcze uznała, że może decydować o naszych finansach.
– Zawsze uważałam, że kobieta nie powinna się zadręczać obowiązkami domowymi – dodała nonszalancko. – Po co się męczyć, skoro są ludzie, którzy zrobią to lepiej? A ja nie chcę, żebyś miała przeze mnie więcej roboty.
Odłożyłam odkurzacz i poszłam do sypialni. Czułam, jak buzują we mnie emocje. Wojtek wrócił po południu. Gdy tylko przekroczył próg, powiedziałam mu wszystko. Miałam nadzieję, że w końcu postawi granice.
– Przesadzasz – westchnął, nawet nie ściągając kurtki. – Mama tylko chciała cię odciążyć. Zosia jest świetna, przychodziła do niej przez lata. Co w tym złego?
– W tym, że nikt mnie nie zapytał. W tym, że decydujecie o moim domu i moich pieniądzach za moimi plecami!
Wojtek spojrzał na mnie zniecierpliwiony.
– Ty zawsze musisz mieć rację, co?
Poczułam, że nie tylko teściowa zaczyna przejmować kontrolę nad naszym życiem. Mój własny mąż odwracał się ode mnie, wybierając spokój i wygodę zamiast rozmowy i zrozumienia.
Mąż mnie nie wspierał
Zaczęłam czuć się obco we własnym mieszkaniu. Nawet łazienka przestała być przestrzenią, w której mogłam się zamknąć i po prostu odetchnąć. Danuta trzymała tam swoje kremy, zostawiała wilgotne ręczniki rozwieszone na drzwiach, a na pralce pojawił się jej ulubiony odświeżacz o zapachu lawendy, którego szczerze nie znosiłam. Gdy tylko coś przestawiłam – wracało na swoje miejsce, jej miejsce.
Któregoś wieczoru powiedziałam Wojtkowi, że dłużej tak nie wytrzymam. Że czuję się ignorowana, że teściowa nas zdominowała, że potrzebuję jego wsparcia.
– Ale czego ty właściwie chcesz? Żebym wyrzucił własną matkę na ulicę? – zapytał chłodno.
– Nie! Chcę, żebyś zobaczył, co się dzieje! To nie jest kwestia opieki. Ona nami rządzi, a ty jej na to pozwalasz.
Wojtek milczał przez chwilę, potem wzruszył ramionami.
– Nie wiem, może jesteś przewrażliwiona. Przecież mama nie robi nic złego.
To był moment, w którym poczułam się zupełnie sama. Tak jakby moje emocje były przesadą, moja potrzeba spokoju – fanaberią. Niby wszystko działało: teściowa miała się lepiej, Wojtek miał „spokój w domu”, tylko ja przestałam się w tym wszystkim odnajdywać. Przestałam mówić. Nie dlatego, że nie miałam nic do powiedzenia, tylko dlatego, że miałam pewność, że nikt już nie słucha.
Tylko w pracy byłam sobą, wśród znajomych. A kiedy wracałam do mieszkania, które kiedyś było moim azylem, czułam się jak gość. Jakby dom przestał należeć do mnie.
Czułam się jak intruz
Wszystko pękło w niedzielę rano. Chciałam upiec ciasto. Rzadko to robiłam, ale akurat tego dnia miałam ochotę wrócić do czegoś, co kiedyś sprawiało mi przyjemność. Znalazłam przepis, przygotowałam składniki i zaczęłam rozgrzewać piekarnik. Danuta weszła do kuchni, spojrzała na bałagan i skrzywiła się.
– Kochana, a nie lepiej byłoby kupić coś gotowego? Po co brudzić całą kuchnię na jedno ciasto?
– Chciałam sama je zrobić – odpowiedziałam spokojnie.
– Tylko potem znowu będę musiała sprzątać – mruknęła.
Zacisnęłam zęby. Przestawiła miskę, zaczęła przekładać moje składniki, jakby to ona była gospodynią. W końcu nie wytrzymałam.
– Pani Danuto, proszę dać mi chociaż raz poczuć się u siebie. To moja kuchnia!
– Twoja? – odparła z zaskoczeniem. – Myślałam, że to wasze wspólne mieszkanie, a Wojtuś mówił, że…
W tym momencie do kuchni wszedł Wojtek. Zobaczył nasze miny i zapytał, co się dzieje.
– Twoja żona właśnie robi mi wyrzuty, że jej przeszkadzam – rzuciła Danuta ze smutną miną.
Spojrzał na mnie z rozczarowaniem.
– Naprawdę musimy tak żyć? Ciągle jakieś pretensje. Nie możesz po prostu trochę odpuścić?
Czułam, jak coś ściska mnie w środku. Nawet nie próbował zrozumieć, nie zapytał, co się wydarzyło naprawdę. Umyłam ręce, zostawiłam wszystko i wyszłam z kuchni. Potrzebowałam przestrzeni, ciszy. A nasz dom, nasza kuchnia i nasze życie – to wszystko należało teraz do niej.
Straciłam cierpliwość
Wyprowadziłam się dwa tygodnie później. Nie było awantur ani wielkich rozmów. Spakowałam rzeczy w ciszy, gdy Wojtek był w pracy. Zostawiłam mu kartkę z krótkim wyjaśnieniem, bez żalu, bez oskarżeń. Po prostu – nie mogłam już dłużej żyć w miejscu, gdzie czułam się niemile widziana.
Znalazłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Kawalerka z widokiem na drzewa, trochę za droga, trochę za ciasna, ale była moja. Pierwszej nocy nie mogłam zasnąć. Płakałam, ale nie dlatego, że tęskniłam. Płakałam z ulgi. Wojtek zadzwonił tylko raz. Zapytał, czy to naprawdę musiało tak się skończyć. Odpowiedziałam, że nie, gdyby tylko wcześniej zauważył, jak bardzo mnie to boli. Gdyby zechciał ze mną porozmawiać, zamiast uciekać w milczenie.
Nie odwiedził mnie. Może było mu wstyd, a może po prostu nie miał odwagi. Wiedziałam jedno – gdyby naprawdę chciał, znalazłby sposób, by zawalczyć. Teściowa podobno została u niego na stałe. Czasem słyszałam od wspólnych znajomych, że dobrze im się razem żyje, że „mama Wojtka” świetnie się urządziła. Szczerze mówiąc, już mnie to nie obchodziło.
Zrozumiałam, że czasem miłość to za mało. Że związek bez wzajemnego szacunku i zrozumienia, bez granic, staje się tylko wspólnym adresem. A ja potrzebowałam domu. Takiego, w którym nikt nie przesuwa moich filiżanek bez pytania.
Alicja, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na mikołajki mąż kupił luksusowe perfumy za 500 zł. Gdy w skarpecie znalazłam tanią czekoladę, wiedziałam, co się święci”
- „Po rozwodzie syna stałam za nim murem. Nie wiedziałam, co wyprawia za zamkniętymi drzwiami i zniszczyłam synowej życie”
- „Znalazłam u męża paragon na sweter z alpaki. Liczyłam na luksusowy prezent pod choinką, a przejechałam się jak na lodzie”

