„Mieszkanie w centrum miało być nowym startem po rozstaniu. Nieuczciwy wynajmujący pozbawił mnie jednak złudzeń”
„Zdjęcia wyglądały jak z katalogu – jasne wnętrza, drewniana podłoga, kuchnia jak z programu kulinarnego. Patrzyłam na ogłoszenie jak zahipnotyzowana i czułam, że to jest to. Mój nowy początek. Już wyobrażałam sobie poranki z kawą na balkonie”.

- Redakcja
Do niedawna mieszkałam z Markiem – facetem, którego uważałam za miłość mojego życia. Tyle że ta „miłość” rozpadła się nagle i boleśnie. Pewnego dnia spakował się i wyszedł, zostawiając mnie z masą wspólnych wspomnień i pustką w środku. Właśnie wtedy zrozumiałam, że muszę szybko znaleźć własne mieszkanie. Chciałam wreszcie uniezależnić się od kogokolwiek, nawet od rodziców, którzy, choć kochani, wciąż traktowali mnie jak małą dziewczynkę.
Chciałam zacząć od nowa
Przeglądałam ogłoszenia godzinami – w pracy, w autobusie, przed snem. Wszystkie były albo za drogie, albo w lokalizacjach, gdzie bałabym się wracać po zmroku. I wtedy… trafiłam na to ogłoszenie. „Dwupokojowe mieszkanie w centrum, balkon z widokiem na park”. Zdjęcia wyglądały jak z katalogu – jasne wnętrza, drewniana podłoga, kuchnia jak z programu kulinarnego. Patrzyłam na ogłoszenie jak zahipnotyzowana i czułam, że to jest to. Mój nowy początek.
Już wyobrażałam sobie poranki z kawą na balkonie, wieczorne wino z przyjaciółmi, zapach świeżych kwiatów na stole. Wszystko miało być inne – lepsze.
Zadzwoniłam do mężczyzny z ogłoszenia jeszcze tego samego dnia. Odebrał po kilku sygnałach. Od razu powiedziałam, że mieszkanie bardzo mi się podoba i chciałabym obejrzeć je jak najszybciej. On odparł, że chętnych jest sporo i najlepiej, jeśli spotkamy się dziś wieczorem, bo później może być już za późno. Wytłumaczyłam sobie, że w dużym mieście to normalne.
Musiałam się spieszyć
Spotkaliśmy się w centrum. Pokazał mi mieszkanie – faktycznie, wyglądało jak z bajki. Spytałam o stan instalacji, o sąsiadów, o wysokość czynszu. Odpowiadał spokojnie i rzeczowo, dodając, że sam mieszkał tam kilka lat, więc wie, jak bardzo jest wygodne. Wspomniał znów, że jest kilku poważnych zainteresowanych i jeśli chcę, powinnam się szybko decydować.
– Rozumiem, ale potrzebuję mieć pewność, że wszystko jest w porządku – powiedziałam.
– Oczywiście, ja też wolę uczciwe zasady – odparł. – Możemy podpisać umowę od razu, jeśli jest pani zdecydowana.
Zgodziłam się. Wyjął z teczki przygotowaną umowę. Zapewniał mnie, że to standardowy dokument, a w razie potrzeby prześle kopię na maila. Podpisałam. On zabrał oryginał i obiecał przesłać mi skan.
Potem przyszedł moment wpłacenia zaliczki. Wyjęłam kopertę z gotówką, którą wcześniej przygotowałam, i podałam mu. Uśmiechnął się, włożył pieniądze do teczki i powiedział, że cieszy się, że mieszkanie trafi w dobre ręce. Na przekazanie kluczy umówiliśmy się na pojutrze.
Byłam podekscytowana
Dwa dni po podpisaniu umowy miałam już zaplanowaną przeprowadzkę. W pracy odliczałam godziny do końca dnia, żeby móc wrócić do domu i zacząć pakowanie. W wyobraźni widziałam już, jak wnoszę pudła do jasnego salonu i ustawiam je przy oknie wychodzącym na park.
Wieczorem usiadłam na kanapie z herbatą i postanowiłam zadzwonić do wynajmującego, żeby upewnić się co do godziny przekazania kluczy. Odebrał dopiero za drugim razem. Powiedział, że jutro będzie na miejscu i wszystko załatwimy.
W dzień przeprowadzki obudziłam się wcześnie. Zamówiłam taksówkę bagażową i po kilkunastu minutach byłam już w drodze pod adres, który kojarzył mi się z nowym początkiem. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do drzwi wejściowych. Zadzwoniłam domofonem – cisza.
Spróbowałam ponownie, potem jeszcze raz. Nikt nie odpowiadał. Wyjęłam telefon i wybrałam numer wynajmującego. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa. Spróbowałam ponownie, ale tym razem od razu usłyszałam komunikat, że numer jest niedostępny.
Zaniepokoiłam się
Postanowiłam poczekać. Usiadłam na ławce, pilnując swoich rzeczy, i co chwilę zerkałam na zegarek. Minęła godzina, a on wciąż się nie pojawiał. W końcu podeszła do mnie starsza kobieta z siatką zakupów. Zatrzymała się, przyglądając się walizkom.
– Przeprowadza się pani? – zapytała z zaciekawieniem.
– Tak… a raczej chciałam się wprowadzić – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. – Wynajmuję tu mieszkanie na drugim piętrze.
Kobieta zmarszczyła brwi.
– Na drugim piętrze? Ale tam od dawna nikt nie mieszka. Właściciel zmarł kilka lat temu. Taki jeden już próbował wynajmować to mieszkanie. Parę osób dało mu zaliczki i ślad po nim zaginął.
Patrzyłam na nią, czując, jak lodowaty ciężar opada mi na ramiona. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Obraz podpisywanej umowy i przekazywanej zaliczki wrócił jak cios. Nagle cała ekscytacja z ostatnich dni ustąpiła miejsca pustce, a w gardle poczułam smak gorzkiego zawodu.
To było oszustwo
Jeszcze tego samego dnia, z walizkami w bagażniku taksówki, pojechałam prosto na komisariat. Podszedł do mnie policjant i zapytał, w czym może pomóc. Opowiedziałam mu wszystko. Słuchał bez emocji, co jakiś czas zadając pytania o daty, kwoty i szczegóły spotkania. Kiedy skończyłam, westchnął.
– To trudna sprawa – powiedział spokojnym tonem. – Ten człowiek jest sprytny. Zmieniał już nazwiska, numery telefonów, konta bankowe. Zgłoszeń mamy sporo, ale on zawsze znika, zanim zdążymy go namierzyć.
Patrzyłam na niego, czując, że z każdym jego słowem moje nadzieje topnieją.
– Czy jest szansa, że odzyskam pieniądze? – zapytałam cicho.
– Nie mogę pani tego obiecać.
Po złożeniu podpisu na protokole wyszłam na zewnątrz. Szłam powoli, analizując w głowie wszystkie momenty, w których mogłam się zatrzymać i pomyśleć, a zamiast tego pchałam sprawy do przodu. Wtedy dotarło do mnie, że nie tylko on mnie oszukał – ja sama zignorowałam sygnały ostrzegawcze.
Byłam naiwna
Na komisariat wróciłam po kilku dniach, bo wezwano mnie w sprawie dodatkowych pytań. W poczekalni siedziała kobieta w moim wieku. Wymieniłyśmy krótkie, porozumiewawcze spojrzenia.
– Też mieszkanie? – zapytała półgłosem.
– Tak. Centrum miasta, balkon, cena niższa niż rynkowa? – odpowiedziałam.
Opowiedziałyśmy sobie swoje wersje wydarzeń i okazało się, że szczegóły niemal się pokrywały. Nawet słowa, które do nas mówił, brzmiały jak powtarzany wiele razy scenariusz. Czułam dziwną ulgę, że nie jestem jedyną, która dała się wciągnąć w tę grę.
– Policja mówi, że facet jest trudny do złapania – powiedziałam.
– Wiem. Ale to nie była nasza wina. On jest po prostu dobry w tym, co robi.
– Szkoda, że w czymś tak podłym – odpowiedziałam.
Wróciłam do małego pokoju, który wynajęłam na szybko po całym zdarzeniu. Walizki stały w kącie, tak jak je zostawiłam, a cisza w czterech ścianach była cięższa niż zwykle. Mieszkanie marzeń istniało tylko w ogłoszeniu, ale lekcja, którą dostałam, była jak najbardziej prawdziwa.
Magdalena, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Noc poślubną spędziłam sama. Mąż powiedział, że mnie kocha, a potem poszedł na próbę generalną do pokoju obok”
- „Wykupiłem tani weekend w górach i dostałem osobliwy bonusik. Zamiast romantyzmu we dwoje, ćwiczyliśmy grupowy dryl”
- „Nie potrafiłam przestać kochać mojej pierwszej miłości. Kuba szarpał mnie za serce przez 30 lat”

