Reklama

Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że w wieku 28 lat będę mieszkać z teściami i to jeszcze w atmosferze permanentnej wojny, roześmiałabym mu się w twarz. A jednak los bywa przewrotny. Miało być na chwilę – kilka miesięcy, może rok, żeby odłożyć na wkład własny. Potem ceny mieszkań wystrzeliły w kosmos, Bartkowi nie wypłacili premii, a moje oszczędności stopniały szybciej, niż się spodziewałam. I tak zostaliśmy w domu Teresy i Zdzisława, a ja utknęłam w roli synowej, która robi wszystko źle.

Reklama

Nie tak wyobrażałam sobie dorosłe życie. Pracuję, gotuję, sprzątam, ale dla Teresy to wciąż za mało. "Natalka, ty to tak niedokładnie wycierasz kurze", "Kochana, u nas pączków się nie zostawia na później, trzeba się dzielić!" – słyszę niemal codziennie. Tłusty Czwartek, moje święto, miał być dniem małej przyjemności. Nie spodziewałam się, że z pozoru niewinny pączek stanie się iskrą, która rozpali prawdziwą wojnę domową.

Chciałam odpocząć

Wracałam z pracy zmęczona i zirytowana. W głowie miałam tylko jedno – usiąść w spokoju, zrobić sobie herbatę i zjeść tego jedynego, wyjątkowego pączka z różą, którego specjalnie kupiłam dzień wcześniej. Oparłam torbę o kuchenny blat i sięgnęłam do półki, gdzie powinno stać pudełko. Było. Puste.

Zmarszczyłam brwi, podniosłam je i obróciłam w dłoniach. Może ktoś przełożył pączki do innego pojemnika? Zajrzałam do chlebaka – nic. Do lodówki – tylko słoik ogórków i niedojedzony ser.

– Bartek?! – zawołałam.

Mąż, jakby przeczuwając nadciągającą burzę, wyłonił się z salonu.

– O co chodzi, kochanie? – zapytał ostrożnie.

Gdzie są moje pączki?

Bartek zawahał się przez ułamek sekundy, a potem podrapał się po głowie.

– Nooo… mama je rano znalazła i powiedziała, że szkoda, żeby leżały, więc poczęstowała wszystkich.

Przez chwilę nie mogłam w to uwierzyć.

– Poczęstowała?! Moimi pączkami?

– No tak… Ale to tylko pączki…

Poczułam, jak wzbiera we mnie złość. Nie chodziło o samą słodkość. Chodziło o zasadę. O fakt, że Teresa po raz kolejny zdecydowała za mnie, jakby moje rzeczy były jej.

W tym momencie do kuchni weszła ona – zadowolona, z kubkiem kawy w dłoni.

– Natalka, czemu się tak denerwujesz? To tylko pączki, kupisz sobie nowe.

Oddychałam głęboko. To się nie skończy na jednej rozmowie. Nie zamierzałam tego tak zostawić. Pączki były tylko symbolem – dowodem na to, że w tym domu nie mam nic swojego, nawet prawa do własnych rzeczy. Teresa musiała się dowiedzieć, że tym razem nie odpuszczę.

Byłam wściekła

Weszłam do salonu, gdzie godzinę później siedziała w fotelu, oglądając jakiś serial. Nawet nie odwróciła głowy, tylko machnęła ręką.

– *Usiądź, Natalka, zaraz się zacznie najlepszy moment.

Nie usiadłam.

Dlaczego zjadłaś moje pączki? – spytałam, starając się brzmieć spokojnie.

Teściowa spojrzała na mnie z rozbawieniem, jakbym właśnie zapytała, czy słońce świeci.

– Oj, dziecko, no i co się tak oburzasz? To tylko pączki. Przecież nie wyrzuciłam, tylko rozdałam. Wspólne mieszkanie oznacza dzielenie się!

– Ale to były moje pączki. Kupiłam je wczoraj dla siebie.

Teresa westchnęła ciężko i przewróciła oczami.

– A skąd ja miałam wiedzieć? Stało pudełko na blacie, to wzięłam. Jak coś jest w kuchni, to znaczy, że dla wszystkich. U nas w domu się tak nie rozliczało.

– Ale j tu mieszkam i mam prawo mieć coś tylko dla siebie – podniosłam głos.

Zapadła cisza. Zdzisław, który do tej pory przysłuchiwał się z boku, nagle chrząknął.

Oj, dziewczyno, nie przesadzaj. Zrobiłaś z tego dramat, jakby chodziło o złoty zegarek.

Miałam tego dosyć

Wbiłam wzrok w Bartka, licząc, że mnie poprze.

On jednak, jak zwykle, udawał, że go tu nie ma.

– A ty co? Nic nie powiesz?!– syknęłam.

Zacisnął usta i wzruszył ramionami.

I wtedy pękłam.

– Mam dość! Albo się wyprowadzamy, albo ja oszaleję!

Teresa spojrzała na mnie uważnie. W jej oczach błysnęło coś, co wyglądało jak… rozbawienie.

– No to zobaczymy, kochana, czy faktycznie masz odwagę coś z tym zrobić.

Teściowa nie widziała problemu

Wieczór zapowiadał się fatalnie. Atmosfera przy kolacji była tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Siedzieliśmy wszyscy przy stole – ja, Bartek, Teresa i Zdzisław. Cisza dzwoniła w uszach. Tylko sztućce brzęczały o talerze, ale i one wydawały się robić to z ostrożnością, żeby przypadkiem nie wywołać kolejnej burzy. W końcu Teresa nie wytrzymała. Westchnęła teatralnie i ostentacyjnie odłożyła łyżkę na stół.

– Naprawdę nie rozumiem, jak można się tak awanturować o pączki.

Przymknęłam oczy. Raz, dwa, trzy… Oddychaj. Nie daj się sprowokować.

– A ja nie rozumiem, jak można traktować mnie jak dziecko, które nie ma prawa do własnych rzeczy – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.

Zdzisław mruknął coś pod nosem i pokręcił głową.

– Oj, nie przesadzaj…

I wtedy mnie trafiło.

– Nie przesadzam – wybuchłam. – To nie chodzi o pączki! Chodzi o to, że w tym domu nie mam żadnej przestrzeni, żadnego szacunku! Że wszystko, co moje, od razu staje się wspólne, bo "u nas się nie rozlicza"! A Bartek jak zwykle siedzi cicho i udaje, że go to nie obchodzi!

Mąż mnie nie wspierał

Wszyscy spojrzeli na mojego męża. On tylko przełknął ślinę i wzruszył ramionami.

– Natalka, nie ma co robić afery…

Wbiłam w niego wzrok pełen niedowierzania.

– Afery?! To dla ciebie drobiazg, tak? Bo to mnie traktują jak lokatora bez praw, a nie ciebie!

Teresa prychnęła i rozłożyła ręce.

– Jeśli ci się tak źle mieszka, droga synowo, to przecież nikt cię tu nie trzyma siłą.

Zamrugałam.

– To znaczy?

Teściowa uśmiechnęła się słodko.

No chyba nie myślałaś, że to twój dom?

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Spojrzałam na Bartka. Nic. Na Zdzisława. Tylko wzruszył ramionami.

Podniosłam się od stołu, a krzesło zaskrzypiało złowrogo.

– To nie jest mój dom? W porządku. To najwyższy czas znaleźć sobie własny.

Miarka się przebrała

I nagle decyzja, którą odkładałam od miesięcy, stała się nieodwołalna. Wpadłam do sypialni i zaczęłam nerwowo przeglądać rzeczy w szafie. Bartek wszedł za mną, zamknął drzwi i oparł się o nie ciężko.

Natalka, no weź, nie rób scen…

Odwróciłam się gwałtownie.

– Scen?! Bartek, ja się duszę w tym domu! Twoja matka traktuje mnie jak lokatora drugiej kategorii, a ty tylko siedzisz cicho!

Przetarł twarz dłonią.

– No ale co ja mam zrobić?

Poczułam, jak narasta we mnie furia.

– Co masz zrobić?! Postawić się raz w życiu swojej matce! Albo lepiej – spakować się i wyprowadzić!

– Nie mamy gdzie…– jęknął.

– To znajdziemy! – rzuciłam. – Wynajmiemy cokolwiek, byle nie tutaj. Mogę nawet mieszkać w kawalerce na końcu miasta, byle nie czuć się jak intruz we własnym domu!

Mąż dolał oliwy do ognia

Bartek spojrzał na mnie błagalnie.

– Ale to byłoby głupie. Tracić pieniądze na wynajem, skoro możemy tu mieszkać za darmo?

Parsknęłam gorzko.

– Za darmo? Serio? A może policzymy cenę mojego zdrowia psychicznego?

W pokoju zapadła cisza. Bartek przysiadł na łóżku, patrząc w podłogę. Ja stałam nad walizką, którą trzymałam w ręku, gotowa do spakowania swoich rzeczy.

– To co? Idziesz ze mną czy zostajesz z mamusią? – zapytałam cicho, choć w środku krzyczałam.

Bartek westchnął ciężko.

– Muszę to przemyśleć…

Zacisnęłam usta.

– Nie masz na to dużo czasu. Bo ja zaczynam szukać mieszkania. I jeśli będzie trzeba, wyprowadzę się sama.

Nie żartowałam

Następnego dnia rano czułam się jak po bitwie. Bartek nie spał ze mną – został w salonie, zapewne, by uniknąć dalszych rozmów. Teresa zachowywała się, jakby nic się nie stało, krzątała się po kuchni, śpiewając pod nosem, jakby wczorajsza awantura była tylko moim wymysłem.

Zaparzyłam kawę, usiadłam przy stole i wzięłam telefon. Otworzyłam stronę z ogłoszeniami mieszkań na wynajem. Palce lekko mi drżały, gdy przewijałam kolejne oferty. Ceny były zabójcze, ale to nie miało znaczenia.

– Co ty tam szukasz, Natalka? – Teresa zagaiła słodko, nalewając sobie herbaty.

Nie podniosłam wzroku.

– Mieszkania.

Słyszałam, jak stawia filiżankę trochę za mocno.

– Mieszkania? No nie mów, że serio chcesz się wyprowadzić.

Podniosłam głowę i spojrzałam jej prosto w oczy.

– A co, myślałaś, że blefuję?

Uśmiechnęła się, ale było w tym coś kpiącego.

– Oj, kochana, tak łatwo się nie żyje na swoim. Czynsz, rachunki, nie ma kto ugotować, nie ma kto posprzątać… No ale jak uważasz.

Mąż w końcu wybrał

Nie odpowiedziałam. Bartek wszedł do kuchni, wyglądał na niewyspanego.

– I co? Nadal jesteś na mnie zła? – mruknął, siadając naprzeciwko.

– Nie jestem zła, tylko podjęłam decyzję. Szukam mieszkania.

Patrzył na mnie długo.

– I co, znajdziesz coś?

– Już mam kilka opcji. Możemy jechać je obejrzeć po pracy.

Nie odpowiedział od razu. Spojrzał na matkę, jakby szukał wsparcia. Ale Teresa milczała, przygryzając wargę. W końcu Bartek westchnął i skinął głową.

– Dobra. Jedziemy.

Wiedziałam, że to dopiero początek. Ale najważniejszy krok został zrobiony.

Natalia, 28 lat

Czytaj także: „Na stażu ciągle biegałam do cukierni po pączki dla szefa. W końcu pokazałam mu, że stać mnie na więcej”
„W tłusty czwartek dostałam pączki od tajemniczego wielbiciela. Cieszyłam się, dopóki nie dowiedziałam się, kto nim jest”
„Teściowej nie smakowały moje pączki. Pluła nimi przy całej rodzinie i śmiała się, że jestem niedojdą w kuchni”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama