„Miesiąc miodowy spędziliśmy w luksusowym spa w Beskidach. Jednym zdaniem w saunie mąż zburzył całą naszą przyszłość”
„Michał wciąż mówił, śmiał się, opowiadał jakieś anegdoty o kolegach z pracy, jakby desperacko próbował mnie rozbawić. Ale z każdym jego słowem czułam coraz bardziej, że to wszystko to tylko teatrzyk. Jego żarty mnie nie bawiły”.

- Redakcja
Przez całe życie marzyłam o rodzinie z gromadką dzieci, z niedzielnymi obiadami u teściów i hałasem w domu, który mnie będzie irytował, ale jednocześnie dawał poczucie sensu. Mój ślub z Michałem był spełnieniem tego marzenia. Ceremonia była huczna, z orkiestrą, białymi gołębiami i łzami wzruszenia mojej mamy. Kiedy stałam w kościele obok Michała, trzymając go za rękę, czułam, że wszystko wreszcie się układa.
Nie był romantykiem
Michał nigdy nie składał wielkich deklaracji, nie był typem faceta, który zalewa romantyzmem. Ale ja wierzyłam, że to z czasem przyjdzie. W końcu zakochałam się w jego pragmatyzmie, w tej jego pewności, że „wszystko da się rozwiązać”. Nawet wtedy, gdy przy stole weselnym wydawał się wycofany, mówiłam sobie: to stres, za dużo ludzi, za dużo hałasu.
Zaraz po weselu wyjechaliśmy do spa w Beskidach. Miała to być nasza mała ucieczka od zgiełku, nasz czas, żeby odnaleźć siebie w tej nowej roli. W drodze do hotelu rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. O tym, jakie będą masaże, czy drinki w barze są „all inclusive”. Michał unikał poważniejszych tematów. A ja – jak głupia – śmiałam się, żartowałam
– Chyba wezmę masaż gorącymi kamieniami, podobno świetnie rozluźnia plecy – powiedział Michał, wpatrując się w kartę zabiegów, jakby była najważniejszym dokumentem jego życia.
– A może spróbujemy tego rytuału dla par? – rzuciłam z uśmiechem, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo zależy mi na zwykłym spędzeniu czasu razem.
Kochałam go
Michał wzruszył ramionami.
– Jeśli chcesz, to spoko – mruknął, nie odrywając wzroku od papieru.
Siedzieliśmy przy stoliku w hotelowej kawiarni, otoczeni ludźmi, którzy przyszli tu odpoczywać i cieszyć się sobą. Patrzyłam, jak inni trzymają się za ręce, robią zdjęcia z deserami, śmieją się, nie przejmując się, że ktoś patrzy. A my rozmawialiśmy o pogodzie. O tym, że w Beskidach powietrze pachnie inaczej, o drinkach, które można wypić przy basenie. Michał unikał mojego spojrzenia. Patrzył wszędzie, tylko nie na mnie. W okno, na sufit, na filiżankę.
– Zobacz, może wieczorem pójdziemy do tej sauny z widokiem na góry? – zaproponowałam, trochę z nadzieją, że uda mi się go wyciągnąć do wspólnego momentu bliskości.
– Jasne, możemy – odpowiedział bez entuzjazmu, jakby mówił o pójściu do sklepu po pieczywo.
Słowa płynęły między nami, ale były puste, bez treści. Każde kolejne zdanie wypowiadałam z wysiłkiem, bo bałam się tego, co nadejdzie, gdy zapadnie cisza. A ona przychodziła coraz szybciej, jak fala, która zalewała nas od stóp do głowy. Michał siedział obok, ale miałam wrażenie, że jego myśli są gdzieś daleko. Jakby tylko ciało zostało przy tym stoliku.
Pragnęłam bliskości
Wieczorem usiedliśmy w hotelowym barze. Na zewnątrz było już ciemno, a zza wielkich okien widać było tylko odbicia ludzi w szkle. Siedziałam naprzeciwko Michała, który właśnie kończył opowiadać o jakimś śmiesznym filmiku. Śmiał się głośno, gestykulując.
– Michał – przerwałam mu spokojnie, nie patrząc już w kartę, ale prosto w jego oczy. – A ty w ogóle chcesz mieć kiedyś dzieci?
Zmieszał się tylko na ułamek sekundy, ale ja to zauważyłam. Uśmiechnął się, jakby moje pytanie było żartem, którego nie zrozumiał, i podał mi nowego drinka.
– Teraz to powinniśmy się skupić na tym, żeby wypocząć. Naprawdę nie potrafisz się odciąć od tych planów?
Nie odpowiedziałam. Piłam wolno, patrząc, jak Michał znów ucieka spojrzeniem. Udawał, że nie słyszał mojego pytania, choć odpowiedź wisiała w powietrzu. Czułam, że robi to z premedytacją. Że dla niego to nie jest rozmowa na teraz. Tylko czy kiedykolwiek będzie?
Siedzieliśmy tam jeszcze chwilę. Michał wciąż mówił, śmiał się, opowiadał jakieś anegdoty o kolegach z pracy, jakby desperacko próbował mnie rozbawić. Ale z każdym jego słowem czułam coraz bardziej, że to wszystko to tylko teatrzyk. Jego żarty mnie nie bawiły. Nie mogłam się już zmusić do tego, żeby śmiać się razem z nim.
Był niepoważny
To była nasza ostatnia noc w tym spa. Siedzieliśmy w saunie, która miała panoramiczne okna na rozświetlone doliny. Było cicho. Tylko cichy dźwięk wina nalewanego do kieliszków przełamywał tę ciszę. Michał usiadł daleko ode mnie, jakby metr przestrzeni miał mu dać przewagę.
– Aga, musimy pogadać – powiedział w końcu. Bez tej całej otoczki, bez żartów, bez ucieczki w temat masaży czy drinków.
Poczułam, jak moje serce przyspiesza, bo wiedziałam, że to jest ten moment, który próbowałam przez cały wyjazd wywołać. Michał spojrzał na mnie i mówił dalej, jakby każde słowo było dla niego ciężarem, który wreszcie musi zrzucić.
– Wiem, że czekasz, aż powiem ci, że chcę dzieci. Że może jeszcze nie teraz, ale za rok, dwa… Ale ja nie chcę ich mieć.
Patrzyłam na niego, ale nie rozumiałam. To brzmiało, jakby mówił o kimś innym.
– Co masz na myśli? Że teraz nie chcesz? Czy że nigdy?
– Nigdy.
To słowo zawisło w powietrzu, jakby odcięło tlen. Próbowałam coś powiedzieć, ale czułam, że zaraz się rozkleję. Michał siedział spokojnie, patrzył na mnie bez emocji, jakby właśnie powiedział, że kończy się papier toaletowy, a nie że niszczy cały mój plan na życie.
Wszystko runęło
– A nasze rozmowy? Te wszystkie nasze plany? – wyrzuciłam z siebie. – Mówiłeś, że chcesz dom, rodzinę, dzieciaki biegające po ogrodzie. Pamiętasz w ogóle, co mówiłeś?
– Mówiłem, bo myślałem, że tak trzeba. Wszyscy wokół tego oczekiwali. Twoja rodzina, znajomi, ty…
Odsunął się, skrzyżował ramiona, jakby już nie chciał więcej słuchać. A ja siedziałam z kieliszkiem w dłoni, z oczami pełnymi łez, których nie zamierzałam ocierać. Przyszłość, którą sobie wyobrażałam, przestała istnieć. W saunie siedziało dwoje ludzi, którzy właśnie stracili wspólny kierunek. I tylko jedno z nas udawało, że to nic takiego.
Powrót do domu był najcichszą podróżą, jaką przeżyłam. Siedziałam obok Michała w samochodzie, patrzyłam przez okno, obserwując drzewa, które migały jak kadry z filmu, który mnie już nie obchodził. On prowadził w skupieniu, od czasu do czasu włączając kierunkowskaz.
To był koniec
W domu zapadła ta sama cisza. Michał zrzucił torbę w przedpokoju, rozebrał się i rzucił:
– Zrobić ci herbaty?
Spojrzałam na niego, nie wiedząc, czy to próba normalności, czy tylko mechaniczna reakcja, bo tak się przecież pyta, gdy wraca się do domu.
– Nie mam siły – odpowiedziałam sucho.
Przeszliśmy obok siebie jak dwa cienie. On włączył telewizor, przeglądał kanały bez dźwięku, a ja krzątałam się po kuchni. To mieszkanie miało być naszym gniazdem. Marzyłam, że tu będzie rozbrzmiewać śmiech dzieci, że każdy kąt będzie nosił ślady naszej codzienności. Tymczasem ściany były lodowato zimne, a powietrze ciężkie od niedopowiedzianych słów.
Kiedyś myślałam, że najgorszą rzeczą, jaka może spotkać małżeństwo, jest zdrada. Teraz wiem, że istnieje coś gorszego – bycie razem i jednoczesne bycie samotnym. Dni po powrocie z podróży poślubnej zlewały się w jedno. Budziliśmy się obok siebie, ale każde z nas żyło w swoim świecie, jakby oddzielonym szybą, której nie da się rozbić.
Agnieszka, 30 lat
Czytaj także:
- „Na moim wieczorze kawalerskim zdradziłem swoją narzeczoną. Wcale nie żałuję, bo ona zrobiła coś znacznie gorszego”
- „Po przejściu na emeryturę marzyłam o ciszy i spokoju. Sąsiadka z piętra wyżej miała jednak własny plan na moje życie”
- „W wakacje dorabiałam na festiwalach muzycznych. Z Kostrzyna przywiozłam nie tylko mnóstwo wspomnień, ale też nasionko”

