„Mieliśmy tylko posprzątać na cmentarzu na Wszystkich Świętych. Przez nasze pranie brudów, tata przewraca się w grobie”
„– To nie twój interes – powiedziała mama, nie patrząc mi w oczy. – Ale mój ojciec umarł, nienawidząc własnego brata. A ja nawet nie wiem dlaczego. To jest mój interes”.

- Redakcja
Mówią, że z wiekiem rozumie się więcej. Ale ja mam 32 lata i nadal nie rozumiem, dlaczego u nas w domu zawsze było tak... cicho. Nie chodzi o brak hałasu, dziecięcych wrzasków, śmiechu czy muzyki z radia. Chodzi o to milczenie, które siadały z nami do stołu jak niewidzialni członkowie rodziny. O pytania, których nikt nie zadawał. I o tematy, których nie wolno było poruszać.
Pojechałam do domu
Z Warszawy do tej naszej zapomnianej przez Boga i ludzi miejscowości. Wsiadłam w pociąg, potem w autobus. Mama powiedziała, że mamy się spotkać na cmentarzu. Ja, ona i Ewa – moja siostra. Zorganizowana, odpowiedzialna, z trójką dzieci i wieczną frustracją w głosie. Ja jestem tą „drugą”. Tą, która wyjechała, nie założyła rodziny, nie wraca na każde święta. Tą, co „zawsze miała swoje życie”.
Cmentarz był taki, jak zapamiętałam. Zimny, pełen pierwszych chryzantem i podmokłych ścieżek. Grób ojca – starannie wyczyszczony, świeży znicz, nowe kwiaty. Ewa już tam była. Ubrana jak na pogrzeb – czarne botki, granatowy płaszcz, włosy spięte w koczek. Mama stała obok, oparła się lekko o łopatkę, którą ktoś zostawił przy sąsiednim nagrobku.
Ojciec Wojciech odszedł, kiedy miałam szesnaście lat. Zawał. Cichy, bez zapowiedzi. Pamiętam pogrzeb. Pamiętam, że Ewa płakała tak, że musieli ją odciągać. Ja nie uroniłam ani łzy. Nie dlatego, że nie czułam bólu. Tylko... coś we mnie już wtedy pękło. Bo on, mój ojciec, od kilku lat był tylko cieniem człowieka. Jakby coś w nim umarło dużo wcześniej. Nie zadawałam pytań. Bo nikt w tym domu nie lubił pytań.
– No i po co ty te chryzantemy wzięłaś, Marta? Przecież mówiłam, że białe – syknęła Ewa, gdy obmiatałam grób z liści.
– A co za różnica? I tak zmarły nie widzi koloru – odburknęłam, poprawiając knot.
Mama milczała. Wpatrywała się w nagrobek, jakby szukała tam odpowiedzi, których nigdy nie dostała.
Wtedy usłyszeliśmy za sobą stukot obcasów. Starsza kobieta, garbata, ale zadbana, zatrzymała się obok nas.
– A, to Wojtuś tu leży… – westchnęła. – Szkoda go. Taki był dobry chłopak. Gdyby tylko Jacek oddał mu te pieniądze…
Zamarłam. Odwróciłam się powoli.
– Przepraszam… jak to? Jakie pieniądze?
Kobieta spojrzała na mnie zdziwiona.
– No jak to jakie? Te, co od brata pożyczył. Cała wieś wiedziała, że się przez to pokłócili…
– Helena, dość – wtrąciła matka. Głos miała ostry, twardy. – To nie jest temat na cmentarz.
– Ale mama… – zaczęłam.
– Nic nie mów – rzuciła Ewa. – To nie twoja sprawa.
Zrobiło się lodowato. Helena tylko pokiwała głową i odeszła wolnym krokiem.
Stałam chwilę bez ruchu. W uszach brzmiały mi jej słowa: Te, co od brata pożyczył… Jacek. Wujek, o którym nie wolno było mówić. Ten, którego zdjęć nie było w albumie. Ten, którego istnienie wymazano z rodzinnej historii. W drodze do domu wybuchłam.
– Macie zamiar udawać, że nic się nie stało? Że jakaś obca baba wie więcej niż ja?
– Marta, nie zaczynaj. Byłaś dzieckiem, nie musiałaś tego wiedzieć – fuknęła Ewa.
– No właśnie. Zawsze dziecko. Zawsze poza wszystkim.
Czułam, że coś pęka. Coś, co długo było szczelnie zapakowane i ukryte w kącie naszego rodzinnego życia.
Chciałam wiedzieć
Wieczorem siedziałyśmy we trzy w kuchni. Ewa łupała orzechy, jakby chciała je zmiażdżyć na pył. Mama parzyła herbatę w starym czajniczku. Ja patrzyłam przez okno, gdzie jesienne liście kręciły się w wirze podmuchów. Atmosfera wisiała jak dym nad stołem – ciężka, gryząca.
– Mamo – odezwałam się w końcu, cicho, ale bez odwrotu. – Chcę wiedzieć, co się stało z Jackiem.
Matka postawiła filiżanki. Przez moment wydawało mi się, że ręka jej zadrżała.
– To nie twój interes – powiedziała, nie patrząc mi w oczy.
– Ale mój ojciec umarł, nienawidząc własnego brata. A ja nawet nie wiem dlaczego. To jest mój interes.
– Marta… – zaczęła Ewa, próbując wejść między nami jak tarcza.
– Nie. Zawsze to samo. Milczenie, uniki, temat tabu. Ale ja nie jestem już dzieckiem. Mam prawo znać prawdę.
Matka spojrzała na mnie nagle. Ten wzrok… jakby widziała mnie po raz pierwszy.
– Bo zdrada boli najbardziej, kiedy przychodzi od rodziny – powiedziała. Spokojnie. Zrezygnowanie. – Twój ojciec mu ufał. Oddał mu wszystko, co mieliśmy. I dostał w zamian... nic. Albo gorzej niż nic.
– Zdrada? O czym ty mówisz?
– O tym, że są ludzie, którzy nie znają granic.
Zacisnęłam dłonie na kubku. Drżały. Nienawiść. Rozpad. Wstałam gwałtownie.
– Jesteście mistrzami w milczeniu. Ale ja już nie zamierzam w tym siedzieć.
Wyszłam. Zostawiłam za sobą kubek, ciepło kuchni i dwie kobiety, które od lat grały w tę samą grę w wyparcie.
Podsłuchałam rozmowę
W nocy nie mogłam spać. Kręciłam się po mieszkaniu jak duch. Czułam, że coś mnie ciągnie, coś pulsuje pod powierzchnią tego domu – jakby prawda oddychała pod podłogą i ścianami, czekając, aż ktoś ją wreszcie wypuści.
Wyszłam z pokoju i szłam po omacku do kuchni po wodę. Zatrzymałam się, gdy usłyszałam głosy. Ciche, zgaszone, jakby bały się, że ktoś je podsłucha. Przylgnęłam do framugi drzwi.
– Trzeba jej powiedzieć. Jest dorosła – szeptała Ewa.
– Po co? – matka brzmiała na zmęczoną. – Żeby myślała, że jej ojciec był naiwniakiem, a brat złodziejem?
– Nie chodzi o to. Chodzi o uczciwość. Ta sprawa z Jackiem... to nas zniszczyło. A ona przecież zasługuje, żeby wiedzieć.
– Nie zmieni przeszłości. Po co rozdrapywać coś, co ledwo się zabliźniło?
– Mamo, to się nigdy nie zabliźniło. My tylko udajemy, że jest normalnie.
Zrobiło mi się duszno. Weszłam do kuchni bez pukania.
– O jaką sprawę chodzi?
Obie zamarły. Ewa miała szeroko otwarte oczy, jakby przyłapano ją na kradzieży. Matka powoli usiadła przy stole.
– Słyszałam wszystko – dodałam. – I nie zamierzam już udawać, że to mnie nie dotyczy.
Ewa zerknęła na matkę. Ta w końcu skinęła głową.
– Dobrze – powiedziała cicho. – Chcesz wiedzieć? To usiądź. Bo to, co ci powiem… nie będzie przyjemne.
Serce waliło mi jak oszalałe. Wiedziałam, że nie będzie już odwrotu.
Tajemnica sprzed lat
– Twój ojciec – zaczęła matka, gładząc zgięty róg obrusu – miał miękkie serce. Zwłaszcza dla Jacka. Zawsze go bronił. Nawet wtedy, kiedy wszyscy już widzieli, że coś jest nie tak.
Ewa siedziała cicho. Wiedziała, co będzie dalej.
– Pożyczył mu pieniądze – powiedziałam.
– Wszystko, co mieliśmy – potwierdziła matka. – Oszczędności z całego życia. Z tego, co odkładaliśmy na dom. Na ciebie i Ewę. Jacek przyszedł i powiedział, że ma interes życia. Sklep z częściami samochodowymi, czy coś w tym stylu. Ojciec był zachwycony. „W końcu mu się uda” – powtarzał.
– A potem... – Ewa odchyliła głowę do tyłu, jakby próbowała coś w sobie powstrzymać – potem Jacek zniknął.
– Z dnia na dzień. Nie odbierał telefonów, nie przychodził, nie pisał. Tylko cisza. Jakby wyparował. A my... – mama zamilkła. – Zostaliśmy z kredytem, dwójką dzieci i ojcem, który przestał wychodzić z łóżka.
Patrzyłam na nią. I nagle zrozumiałam. On się załamał.
– Marta, on się zadręczył. Powtarzał w kółko, że to jego wina. Że dał się oszukać. Że naraził nas wszystkich.
– I dlatego już nie żyje... – dodałam cicho.
Matka pokiwała głową.
– Twój ojciec umarł z żalu. I nigdy nie powiedział o Jacku złego słowa. Nawet wtedy.
Siedziałam jak sparaliżowana. Tyle lat żyłam z obrazem ojca – cichego, zmęczonego – ale nie wiedziałam, dlaczego taki był. Teraz już wiedziałam. A to bolało jeszcze bardziej.
Musiałam usłyszeć drugą stronę
Znalazłam go po długich poszukiwaniach. Mieszkał na obrzeżach miasta, w bloku z lat siedemdziesiątych. Odpowiedział po trzecim dzwonku domofonu. Głos miał zaskoczony, ale nie nieprzyjemny.
– Kto tam?
– Marta. Córka Wojciecha.
Przez chwilę było tylko szumy i trzaski. A potem suchy trzask – drzwi zostały otwarte. Na korytarzu pachniało starością, kurzem i wilgocią. Drzwi do jego mieszkania były uchylone. Stał w progu – postarzały, zgarbiony, włosy posiwiałe, ręce drżące. Ale oczy – te same, co ojca.
– Wejdź – powiedział. – Nie wiem, co ci powiedzieć.
Usiadłam na fotelu naprzeciwko. Mieszkanie było skromne, trochę zaniedbane, jakby nikt się tu już nie spodziewał gości.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam bez ceregieli.
Złapał się za czoło. Wzdychnął głęboko.
– Bo byłem chciwy. Bo naiwnie wierzyłem, że się uda. Że te pieniądze się zwrócą. Że otworzę warsztat i wszystko odrobię. Ale wiesz, co zrobiłem najpierw? Pojechałem do kasyna.
Zamilkł. Ja też. Nie było sensu nic mówić.
– Zniszczyłem całe życie brata. I swoje zresztą też. Bo od tego momentu nie byłem już niczyim bratem. Ani wujkiem.
Spojrzałam na niego. Nie był potworem. Był człowiekiem. Zniszczonym, samotnym, złamanym.
– Tata umarł z żalu – powiedziałam.
Pokiwał głową.
– Wiem. I noszę to w sobie codziennie. Każda minuta mojego życia to kara. Ale nie oczekuję wybaczenia. Ani od ciebie, ani od nikogo. Chciałem tylko, żebyście o mnie zapomnieli.
– Zapomnieliśmy. Na długo – odpowiedziałam. – Ale prawda nie znika tylko dlatego, że się o niej nie mówi.
Nie odpowiedział. A ja wstałam, gotowa do wyjścia.
– Marta? – zawołał, kiedy byłam już w progu.
Odwróciłam się.
– Dziękuję, że przyszłaś. Nawet jeśli mnie nienawidzisz.
– Nie wiem, co czuję – odparłam szczerze. – Ale nie przyszłam tu dla ciebie.
Zamknęłam za sobą drzwi. I znowu czułam ten znajomy ciężar na piersi. Ale teraz miał już swoje imię.
Marta, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pojechałam z narzeczonym na samozbiory jabłek. Między jabłoniami wydarzyło się coś, co zniszczyło nasz związek”
- „Moja żona jest w ciąży, ale to nie ja zasiałem to ziarenko. Nawija mi makaron na uszy, bo nie wie, że znam jej tajemnicę”
- „Mama kazała mi kupić najtańsze chryzantemy i znicze. Było mi wstyd za jej skąpstwo, póki nie poznałam prawdy”

