„Mieliśmy tylko pomóc przy kościelnej szopce. To właśnie tam mojego kumpla trafiła miłość od pierwszego wejrzenia"
„Zbliżyła się powoli, jakby sama nie była pewna, czy może zakłócać naszą ciszę. Gdy podeszła bliżej, zobaczyłem, że miała jasne włosy związane niedbale w kok i ciemne oczy, które momentalnie przyciągnęły uwagę Michała. Trzymał w dłoniach anioła z gipsu, ale sprawiał wrażenie, jakby zapomniał, co z nim zrobić”.

Tamten grudniowy dzień zapamiętałem wyraźniej niż wiele ważniejszych momentów w moim życiu. Kościół był jeszcze pusty, chłodny i pachniał kurzem, kadzidłem oraz świeżym sianem, które przynieśliśmy w workach z plebanii. Przyszedłem pomóc bez większych oczekiwań, traktując to jak kolejne drobne zadanie przed świętami. Nie spodziewałem się niczego poza rutyną i rozmową z kumplem. Cisza, półmrok i figury ustawione przy ołtarzu tworzyły nienaturalną atmosferę skupienia. Właśnie wtedy wydarzyło się coś, co na długo zmieniło mój sposób patrzenia na tamten kościół i na samego siebie.
Odwróciłem się gwałtownie
Przyszedłem punktualnie. Michał już czekał pod zakrystią, trzymając w rękach starą, popękaną figurę osła. Z jednej strony ucho ukruszone, z drugiej coś przypominającego plamę po wosku. Uśmiechnąłem się i klepnąłem go w ramię.
— No to zaczynamy, mistrzu — rzuciłem żartobliwie.
— Lepiej nie zaczynaj z tymi tekstami, bo znowu każą nam ustawiać palmy na Niedzielę Palmową — mruknął.
Wnętrze kościoła było chłodne, jakby ktoś specjalnie uchylił wszystkie okna. Gdzieś w głębi tliła się świeca, a echo naszych kroków odbijało się od ścian. Michał ruszył w stronę ołtarza, ja za nim z paczką siana pod pachą. Rozstawianie figur zawsze miało w sobie coś magicznego — Maryja z łagodnym uśmiechem, Józef z poważnym spojrzeniem, owieczki z waty, dzieciątko, które włożymy dopiero w Wigilię.
— Ty bierzesz pastuszków, ja anioły — powiedział Michał.
Kiwałem głową, rozplątując sznurki z bibuły. Przez chwilę zapomnieliśmy o wszystkim innym. Byliśmy tylko my, szopka i ten dziwny spokój, który czasem wkrada się do serca, gdy robisz coś prostego i uczciwego. Pochyliłem się nad skrzynką z figurkami, kiedy usłyszałem głos:
— Przepraszam, szukam księdza Adama...
Odwróciłem się gwałtownie. W półmroku stała dziewczyna w szarym płaszczu, trzymająca w rękach anioła z porcelany. Wyglądała, jakby nie pasowała do tej sceny — zbyt prawdziwa, zbyt obecna. Michał zastygł, wpatrzony w nią jak w objawienie.
Dziewczyna roześmiała się cicho
Zbliżyła się powoli, jakby sama nie była pewna, czy może zakłócać naszą ciszę. Gdy podeszła bliżej, zobaczyłem, że miała jasne włosy związane niedbale w kok i ciemne oczy, które momentalnie przyciągnęły uwagę Michała. Trzymał w dłoniach anioła z gipsu, ale sprawiał wrażenie, jakby zapomniał, co z nim zrobić.
— Ksiądz Adam jest na plebanii — powiedziałem, zanim Michał zdążył się odezwać.
Dziewczyna skinęła głową i rozejrzała się po kościele.
— A wy ustawiacie szopkę?
— Tak, co roku ten zaszczyt — odpowiedziałem i uśmiechnąłem się. — A ten anioł?
— Znalazłam go na strychu u babci. Chciałam zapytać, czy można go dołączyć do stajenki. Taki rodzinny zwyczaj.
Michał nadal milczał. Patrzył na nią tak intensywnie, że niemal się skrzywiłem. Rzadko widziałem go w takim stanie — jakby wyłączył się z rzeczywistości. W końcu wyjąkał:
— Śliczna... Znaczy... szopka. I... anioł.
Dziewczyna roześmiała się cicho, ale nie złośliwie.
— Dziękuję. Mam na imię Celina.
— Michał — przedstawił się, ściskając jej dłoń dłużej, niż wypadało.
Zaczęli rozmawiać, a ja poczułem się jak statysta w scenie, której nikt mi wcześniej nie pokazał w scenariuszu. Michał dopytywał o strych, o babcię, o anioła. Ustawienie szopki przestało być priorytetem. A ja? Ułożyłem pastuszka obok osiołka i obserwowałem, jak mój kumpel powoli traci grunt pod nogami.
Zaczęliśmy działać we trójkę
Nie minęło dziesięć minut, a Michał zdążył się rozgadać bardziej niż przez ostatni miesiąc. Celina siedziała na ławie przy bocznym ołtarzu, a on obok niej, opowiadając o wszystkim, co tylko przyszło mu do głowy: o pracy w drukarni, o tym, jak co roku rozstawiamy tę samą szopkę, jak raz niechcący upuścił figurkę króla i musiał ją kleić klejem do plastiku. Patrzyłem z boku, jak zaczyna się coś, czego nie przewidziałem.
— Michał, pomożesz z tym osłem? — rzuciłem, nieco głośniej niż potrzeba.
Spojrzał na mnie nieprzytomnie.
— Zaraz, tylko dokończę...
— Szopka sama się nie zrobi — mruknąłem.
Celina wstała.
— Może pomogę? Lubię takie rzeczy. — Spojrzała na Michała, jakby chciała sprawdzić, czy to w porządku.
— Jasne — odpowiedział szybciej, niż zdążyłem zareagować.
I tak zaczęliśmy działać we trójkę. Trochę niezręcznie, trochę chaotycznie. Michał skupiony na Celinie, ja na figurkach, które jakoś musiałem poustawiać tak, żeby to miało sens. Przy którymś z ruchów ręką Celina niechcący zahaczyła o Michała. On, zamiast się odsunąć, tylko się uśmiechnął.
— Widzisz, nawet anioły się potykają — rzucił, a ja niemal jęknąłem.
Celina zaśmiała się znowu. Tym razem bardziej szczerze.
— Chyba pierwszy raz w życiu ustawiam szopkę. Zawsze tylko patrzyłam na gotową.
Michał spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Wiedziałem, co znaczył ten błysk. Było po nim widać więcej, niż chciał pokazać. I czułem, że to nie skończy się na jednej rozmowie przy ołtarzu.
Kręciła się wokół nas
Kiedy wróciliśmy do szopki następnego dnia, Celina już tam była. Siedziała na schodkach przed ołtarzem i coś szkicowała w notesie. Michał wyhamował w połowie kroku, jakby nie wierzył, że naprawdę przyszła.
— Cześć — rzuciła, podnosząc głowę. — Pomyślałam, że skoro mogę pomóc, to mogę też coś zaproponować. Zrobiłam projekt tła. Trochę koloru, gwiazda betlejemska, więcej światełek...
Podała Michałowi kartkę. Patrzył na nią, jakby właśnie wręczyła mu bilet do innego świata.
— Super. Naprawdę... jesteś artystką?
— Studiuję grafikę. Chociaż moja babcia twierdzi, że powinnam była iść do seminarium, bo tylko tam można się tyle modlić, ile ja maluję Madonn — zażartowała.
Uśmiech Michała był szeroki, a mój wymuszony. Cały dzień kręciła się wokół nas, ale to jego przyciągała jak magnes. Szeptali sobie coś przy figurkach, poprawiali razem rozłożone siano. Gdy zasugerowałem, że pasterz wygląda trochę dziwnie obok baranka wielkości krowy, Michał tylko machnął ręką.
— Celina mówi, że to symboliczne.
Nie odpowiadałem. Widziałem, jak bardzo chciał być taki, jakim ona chciała go widzieć — zaangażowany, wrażliwy, „inny niż reszta”. Nawet zaczął cytować fragmenty z Ewangelii, chociaż jeszcze wczoraj nie potrafił rozróżnić Mateusza od Marka.
Wieczorem poszli razem na herbatę. Ja zostałem w kościele, kończąc wszystko sam. Wśród siana i pastuszków, które już przestały wyglądać jak zwykłe dekoracje. Miałem wrażenie, że każdy z nich patrzył na mnie z czymś w rodzaju współczucia.
Tylko skinęła mu głową
W Wigilię, tuż przed Pasterką, przyszliśmy wcześniej, żeby włożyć do żłóbka Dzieciątko. Michał robił wszystko jak natchniony. Cały czas rozglądał się jednak, czekając, aż pojawi się Celina. Mówił o niej bez przerwy — że zaprosiła go na świąteczne śniadanie, że jej babcia piecze najlepszy sernik na świecie, że razem chcą zrobić własną szopkę z gliny. Nie miałem serca go zatrzymywać, chociaż coś mi w tym nie pasowało.
Przyniosłem z zaplecza pudełko z figurką Dzieciątka. Michał chciał, żeby to Celina ją położyła w żłóbku, ale jej nie było. Minuty mijały, ludzie zaczęli się już schodzić, chór się rozśpiewywał. Michał niecierpliwie zerkał na drzwi.
— Może się spóźni — rzuciłem, bardziej z litości niż z nadziei.
Tuż przed rozpoczęciem liturgii, kiedy ksiądz już wychodził z zakrystii, drzwi otworzyły się z hukiem. Celina wpadła do środka z chłopakiem u boku. Trzymał ją za rękę. Michał zamarł. Patrzył na nią, jakby nie mógł uwierzyć. Ona uśmiechnęła się lekko i tylko skinęła mu głową z daleka.
— Kto to? — zapytałem cicho.
— Jej narzeczony. Wspominała kiedyś o nim... ale myślałem, że to była przeszłość.
Michał nie powiedział nic więcej. Wziął figurkę Dzieciątka z pudełka i położył ją w żłóbku. Delikatnie, jakby oddawał coś cennego. Potem odsunął się i usiadł w ławce z pustym wzrokiem.
A szopka, mimo wszystkich starań, wyglądała tego roku jakby mniej świątecznie.
Odłożyłem anioła na miejsce
Po Pasterce ludzie podchodzili do szopki, dzieci pokazywały palcami zwierzątka, starsze panie zachwycały się dekoracjami, a ja patrzyłem na Michała, który stał z boku, opierając się o filar. Nie odezwał się ani słowem przez całą mszę. Nawet gdy podszedłem do niego, tylko skinął głową i odwrócił wzrok.
Celina wyszła wcześniej. Widziałem, jak razem z tamtym chłopakiem żegnają się z księdzem, po czym wychodzą na zimny grudniowy wiatr, który od razu rozdmuchał zapach kadzidła. Michał nie spojrzał w ich stronę.
— Może to i dobrze — powiedziałem cicho, bardziej do siebie niż do niego. — Może tylko dobrze grała.
— Może ja za bardzo chciałem wierzyć, że ktoś taki jak ona mógłby spojrzeć na kogoś takiego jak ja — odpowiedział bez emocji.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Nie chciałem mówić banałów: że przyjdzie ktoś inny, że to jeszcze nie koniec świata. Bo znałem ten jego wzrok. Nie był to głęboki ból — raczej cicha świadomość, że coś, co miało szansę rozkwitnąć, zostało przerwane, zanim się zaczęło. W końcu zaczął zdejmować ozdoby ze schodków. Pomagałem mu w milczeniu. W pudełku z figurkami znalazłem ten porcelanowy anioł, który przyniosła Celina. Michał spojrzał na niego i tylko pokręcił głową.
— Zostawmy go. Niech strzeże tej stajenki. Może komuś innemu przyniesie szczęście.
Odłożyłem anioła na miejsce. Po wszystkim zamknęliśmy kościół i ruszyliśmy w stronę przystanku. W ciszy, w której było więcej zrozumienia niż w tysiącu słów.
Adam, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Chciało mi się płakać na myśl o kolejnej samotnej Wigilii. Został mi tylko barszcz z przepisu mamy i wspomnienia”
- „Myślałam, że to będą smutne święta, lecz wydarzył się świąteczny cud. Sąsiad zrobił coś, czego nigdy nie zapomnę”
- „Ucieszyłam się, gdy rodzina zabrała mnie na święta z domu opieki. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jaki mają na mnie plan”

