Reklama

Nowa sukienka wisi jeszcze w szafie, metki nietknięte. Zielona, dopasowana, z delikatnym połyskiem – dokładnie taka, jakiej szukałam. Kiedy ją kupowałam, byłam pewna, że wszystko dopięliśmy na ostatni guzik: ciasto zamówione, prezenty dla gospodarzy gotowe. Nawet paznokcie miałam już zrobione – pierwszy raz od kilku miesięcy. I właśnie wtedy, mój mąż zmienił zdanie. Nie, nie było żadnego nagłego wypadku, żadnej awarii, która wymusiłaby zmianę planów. Po prostu on stwierdził, że jednak woli coś innego. I zrobił to w sposób, który sprawił, że po raz pierwszy od dawna poczułam, jak gotuje się we mnie krew.

Miałam nadzieję, że to żart

– To co, jesteś gotowy na sobotni wieczór? – zapytałam, przeglądając się w lustrze.

Miałam na sobie tę nową sukienkę, jeszcze z metką, ale już czułam się w niej jak milion dolarów. Marek podniósł wzrok znad telefonu. Usiadł na kanapie w dresie, z kubkiem kawy, jakby był dopiero po śniadaniu, a nie godzinę przed wyjściem.

– No właśnie… – mruknął.

Miałam nadzieję, że to żart Tak zaczynały się wszystkie jego „niespodzianki”.

– No właśnie co?

Może byśmy jednak zostali w domu?

Oparłam dłonie na biodrach. Miałam nadzieję, że to żart.

– Obiecałeś. Potwierdziliśmy obecność już dwa tygodnie temu. Mamy wszystko dograne.

– Wiem, ale w pracy był taki sajgon, że nie mam siły na nic. Zróbmy sobie spokojny wieczór, ty i ja. Zamówimy sushi albo pizzę, obejrzymy jakiś film. Bez tego całego zamieszania.

Zamieszania?! Prawie się roześmiałam.

– Czyli ja się szykowałam, kupiłam sukienkę, zrobiłam paznokcie, bo ty miałeś ochotę na pizzę?

Nie przesadzaj. To tylko jeden wieczór. Co się takiego stanie?

– To nie jest „tylko jeden wieczór”. To nasze życie i mam wrażenie, że ty ciągle w nim coś odwołujesz. Ale jak trzeba się z kumplami napić piwa, to nagle jesteś duszą towarzystwa, prawda?

Nie odpowiedział. Patrzył w dywan, jakby tam było rozwiązanie. Wiedziałam, że wieczór właśnie się skończył. Tylko zupełnie nie tak, jak planowałam.

Wystawił mnie do wiatru

Przez chwilę w salonie panowała niezręczna cisza. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, jakby zaraz miał powiedzieć: „Żartowałem, Beata. Oczywiście, że jedziemy”. Nie powiedział. Zamiast tego wstał i zniknął w kuchni. Poszłam za nim.

– I co teraz? – zapytałam spokojniej, choć w środku aż mnie skręcało. – Mam napisać Iwonie, że jednak nie przyjedziemy, bo masz gorszy dzień?

Napisz, że coś wyskoczyło. Przeproś.

– Ja mam przeprosić? To ty zmieniasz zdanie. Może zadzwoń do Andrzeja?

– Nie dramatyzuj. To tylko kolacja.

– Nie, Marek. To nie tylko kolacja. To kolejna rzecz, którą przekładasz albo odwołujesz, bo ci się nie chce. Ja też pracuję. Też jestem zmęczona. Jednak jakoś nie wywracam wszystkiego do góry nogami, jak tylko mam gorszy humor.

– Dobra, idź sama – rzucił w końcu. – Nie muszę ci przecież wszędzie towarzyszyć.

Zamarłam.

– Mam wejść tam sama na imprezę dla znajomych, gdzie wszyscy przyjdą z drugimi połówkami? Serio?

Wzruszył ramionami.

– To nie moja wina, że nie umiesz się dobrze bawić beze mnie.

Parsknęłam cicho.

– Naprawdę? Czyli teraz jeszcze to będzie moja wina?

Zamiast odpowiedzieć, wyjął pizzę z zamrażarki. W tamtym momencie zrozumiałam jedno: on naprawdę nie zamierzał nigdzie iść. I naprawdę go to nie obchodziło.

Miał mnie w poważaniu

Otworzyłam szafę i zdjęłam z wieszaka sukienkę. Znowu spojrzałam na nią w lustrze – wyglądałam dobrze. Za dobrze, żeby usiąść w niej na kanapie i jeść mrożoną pizzę z kimś, komu nawet nie chciało się założyć jeansów. Zdjęłam ją i zaczęłam ją starannie składać.

Co robisz? – Marek wszedł do sypialni z butelką coli i dwoma szklankami.

– Składam sukienkę. Bo wygląda na to, że była mi potrzebna dokładnie na dziesięć minut.

– No weź… – jęknął. – Przecież ci nie zabroniłem iść.

– Przecież dobrze wiesz, że nie chodzi o to, czy mogę. Chodzi o to, że miałeś być obok. Że to miało być coś, co zrobimy razem. Tak jak normalni ludzie.

– A ja co? Kosmita?

– Ty jesteś facetem, który ucieka. Chcesz mieć żonę, ale bez wspólnych wyjść, wspólnych znajomych, wspólnych wieczorów. Tylko wspólny rachunek za prąd ci nie przeszkadza, co?

Zamilkł. Popatrzył na mnie uważnie.

– Nie sądzisz, że trochę przesadzasz?

– A nie sądzisz, że od dawna tylko przesuwamy meble w tym związku, ale nikt się już nie zastanawia, czy w ogóle warto jeszcze tu mieszkać?

Nie odpowiedział. Wyszedł. Zostałam sama z poskładaną sukienką i świadomością, że ten wieczór miał być inny. Miał być piękny. Jednak Marek znów wybrał opcję „zostańmy w domu”.

Wbił mi nóż w plecy

Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w telefon. Iwona już pewnie szykowała się z Michałem, stół zastawiony, muzyka w tle. Inni goście w drodze albo już na miejscu. A ja? Siedziałam w dresie. Spojrzałam na zdjęcie sprzed roku. Marek obejmuje mnie w kuchni Iwony, ja śmieję się z kieliszkiem wina. Miałam wtedy radość w oczach. A on? Wyglądał wtedy, jakby naprawdę chciał tam być. Zeszłam na dół, do kuchni. Mąż siedział przy stole, pizzę już wrzucił do piekarnika.

– Mam jedno pytanie – powiedziałam cicho. – Dlaczego to robisz?

Podniósł głowę. Zaskoczony.

– Co robię?

Dlaczego tak bardzo unikasz wszystkiego, co mogłoby być miłe? Spotkania, wyjścia, rozmowy. Jakbyś był ze mną tylko do momentu, kiedy trzeba ruszyć się z kanapy.

Westchnął i podrapał się po szyi.

Bo mam dosyć udawania. Że wszystko gra. Że się cieszę. Że jestem towarzyski. A nie jestem. I wiem, że ty lubisz te wieczorki i te wszystkie kolacje, ale… ja już nie. Ja się w tym duszę.

– A ja? – zapytałam spokojnie. – Wiesz, co ja lubię? Czy to cię w ogóle jeszcze obchodzi?

Zamilkł. Wstał. Przeszedł dwa kroki i oparł się o blat.

– Obchodzi, ale nie wiem, czy wystarczająco.

Ta jedna odpowiedź zabolała mnie bardziej niż wszystko inne.

Byłam wściekła

– Wiesz co w tym wszystkim najgorsze? Nie to, że odwołałeś wieczór. Nie, to jeszcze bym zniosła. Najgorsze jest to, że ty nawet nie próbowałeś się postarać. Po prostu ci nie zależy.

– Zależy mi. – Odburknął. – Tylko że nie na takich wieczorach. Nie na udawaniu.

A na mnie ci zależy?

Popatrzył na mnie przez chwilę, dłużej niż zwykle. I tym spojrzeniem powiedział więcej niż jakimikolwiek słowami.

Nie wiem – szepnął.

Usiadłam przy stole. Czułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. I nagle zrozumiałam, że to nie był jednorazowy wybryk. Że to, co się między nami rozpadło, nie wydarzyło się dziś. To było jak drobne pęknięcia w szkle, które narastały od miesięcy. Lat.

– To powiedz mi to jasno. Nie chcę żyć w domu, gdzie „nie wiem” znaczy więcej niż „kocham”.

– Nie wiem, co mam ci powiedzieć… Nie chcę się kłócić. Nie chcę robić dramatu.

– Nie rób dramatu? Naprawdę? Właśnie usłyszałam, że może ci już na mnie nie zależy, a ty się boisz dramatu?

Chwyciłam klucze i torebkę.

Gdzie idziesz? – zapytał.

– Do Iwony. W zielonej sukience. Bo ktoś dziś powinien docenić, że się postarałam.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Nie odwróciłam się ani razu.

Przestałam się łudzić

Nie było łatwo wejść do mieszkania Iwony z uśmiechem. Na szczęście ona znała mnie wystarczająco dobrze, żeby nic nie mówić. Uściskała mnie tylko mocno w drzwiach.

– Cieszę się, że przyszłaś. I wyglądasz przepięknie – powiedziała cicho.

– Dziękuję – odpowiedziałam, walcząc z wilgocią w oczach. – Naprawdę się starałam.

Przez chwilę poczułam się… normalnie. Jak kiedyś. Jak kobieta, która wychodzi z domu nie tylko po zakupy albo po dziecko z przedszkola. Michał podszedł, pocałował mnie w policzek.

Marek gdzieś utknął? – zapytał lekko.

– Nie, po prostu został. Wolał pizzę i serial – odpowiedziałam szczerze.

Uniósł brwi, ale nie komentował. Chwilę później rozmawialiśmy już o zupełnie czymś innym. A ja, po raz pierwszy od dawna, poczułam spokój. Że może jeszcze potrafię być częścią świata, nawet jeśli w moim własnym domu wszystko się sypie. Po północy Iwona przysiadła obok mnie w kuchni, gdy już większość gości wychodziła.

I co dalej? – zapytała ostrożnie.

Wzruszyłam ramionami.

– Nie wiem. Może czas przestać się łudzić. A może… dać mu szansę zrozumieć, co stracił.

– A jeśli nie zrozumie?

– To może wtedy ja zrozumiem, że nie warto było czekać.

Uśmiechnęła się smutno. Wróciłam do domu po pierwszej. Marek spał na kanapie w salonie. Patrzyłam na niego chwilę. I po raz pierwszy nie miałam potrzeby go budzić.

Beata, 68 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama