„Miałem rodzinę, pieniądze i wszystko, co sobie wymarzyłem. Wtedy zdarzyło się coś, co nie było wpisane w mój grafik”
„Wyszedłem z przychodni skołowany i nie do końca przytomny. Nogi mi się plątały, serce waliło jak młotem, niemal nic nie słyszałem ani nie widziałem. Nawet nie byłem do końca pewny, dokąd idę. Właściwie nie bardzo mnie to obchodziło. Bo nagle to wszystko jakby… przestało mieć znaczenie”.

- listy do redakcji
Nigdy nie narzekałem na swoje życie. Nie poddawałem się, gdy robiło się trudno, stawiałem czoła przeciwnościom i uparcie dążyłem do celu. Inni patrzyli na mnie sceptycznie, część kolegów się trochę podśmiewała, bo nie mieściło im się zwyczajnie w głowach, że można porwać się na tyle szczytów jednocześnie. Nikt właściwie nie wierzył, że uda mi się połowa z tego, co sobie zamierzyłem. A ja, zamiast gadać, zastanawiać się i marudzić, po prostu działałem.
Byłem wytrwały w realizacji celów
Nie powiem, żeby było łatwo. Zawsze jednak obok mnie znajdowali się ludzie, z którymi wszystkie te wyzwania okazywały się nieco bardziej znośne. Najpierw wspierali mnie rodzice, później przyjaciel i dziewczyna, a w końcu żona. Wszystko, do czego dochodziłem, zawdzięczałem wyłącznie poświęceniom, pracy i swojej determinacji. Więc jeśli inni mi zazdrościli, to właśnie tego powinni zazdrościć najbardziej.
Trochę mi to zajęło, ale udało mi się ułożyć sobie wymarzone życie. Dzieliłem je z ukochaną żoną, Kają i dwójką dzieci, Michałem i Asią. Mieliśmy duży dom na obrzeżach miasta, na który zerkali zawistnie wszyscy nasi znajomi oprócz Przemka, mojego najlepszego przyjaciela. Nie mogliśmy też raczej narzekać na sytuację finansową, bo moja firma przez lata tak się rozrosła, że dochody były naprawdę spore.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek podejrzewałem, że będę aż tak szczęśliwy – przyznałem się kiedyś Kai. – Dobrze, że was mam. I że o to wszystko walczyłem.
Zaśmiała się wtedy.
– No, a ja się cieszę, że to właśnie ze mną chciałeś się tym wszystkim dzielić.
W odpowiedzi pocałowałem ją i przytuliłem.
Przyjaciel namówił mnie na badania
Powiedzieć, że żyło nam się jak w bajce, to mało. Z każdym kolejnym dniem utwierdzałem się w przekonaniu, że jest nam dobrze, bo po prostu na to zasłużyliśmy. Nie spodziewałem się wtedy jednak, że los wytnie mi taki numer. A zaczęło się całkiem niewinnie. Przemek ot tak, zaproponował, żeby zrobić sobie badania, bo przecież nie robiliśmy tego zbyt często.
– Żona mi wiecznie o to suszy głowę – poskarżył się. – Jakby nie wiedziała, że jestem zdrowy jak koń!
Pożartowaliśmy wtedy trochę, ale ostatecznie wybraliśmy się na te badania. Podchodziłem do nich bardzo swobodnie – w końcu nic mi nie dolegało. Czasem tylko bywałem trochę bardziej zmęczony, ale zwalałem to na pracę. A senność? No przecież też można ją było wyjaśnić nadmiarem obowiązków!
Z czasem okazało się, że lekarza coś u mnie zaniepokoiło. Wtedy się w tym nie przejąłem, uznałem po prostu, że to nic takiego. Aż nie zrobiłem dodatkowych badań, które mnie samemu nic nie mówiły, dopóki nie usłyszałem druzgocącej diagnozy – nowotwór.
To działo się naprawdę
Nie mieściło mi się to w głowie. Rak? U mnie? No bez żartów! Przecież byłem młody, zdrowy, silny… A te nagłe spadki energii, o których mówił lekarz zdarzały się przecież tylko sporadycznie. Przez dłuższą chwilę usiłowałem więc wytłumaczyć, że to na pewno pomyłka. Musieli coś pomylić, na coś źle spojrzeć, a ja na pewno nie mam żadnego raka. Bo i skąd on by się miał wziąć. Tyle tylko, że im dłużej siedziałem z tym ponurym lekarzem, tym on stawał się pewniejszy, a ja zaczynałem coraz bardziej wątpić.
Wyszedłem z przychodni skołowany i nie do końca przytomny. Nogi mi się plątały, serce waliło jak młotem, niemal nic nie słyszałem ani nie widziałem. Nawet nie byłem do końca pewny, dokąd idę. Właściwie nie bardzo mnie to obchodziło. Bo nagle to wszystko jakby… przestało mieć znaczenie.
To był pierwszy raz, kiedy nie wróciłem na noc do domu i nikogo nie poinformowałem o tym, co się ze mną dzieje. A kręciłem się po mieście, odwiedzałem przeróżne bary, ostatecznie natomiast wylądowałem w jakimś wątpliwej jakości motelu. W jednej chwili wszystko, co tak zawzięcie budowałem, rozsypało się jak domek z kart. A ja mogłem tylko stać i patrzeć, jak poszczególne elementy się rozpadają.
Nie chciałem nikomu nic mówić
– Gdzieś ty był?! – przywitała mnie następnego dnia Kaja roztrzęsionym głosem. – Od zmysłów odchodziłam! Zaginięcie chciałam na policji zgłaszać!
– Niepotrzebnie – mruknąłem. Potem wymusiłem uśmiech, orientując się, że przecież nie mogę mieć takiej miny, jeśli chcę ją rzeczywiście przekonać, że nic takiego się nie dzieje. – Spotkałem starego kumpla, zasiedzieliśmy się przy piwnie, no i zostałem u niego na noc. A komórka się niestety rozładowała, nie mieliśmy pasującej ładowarki…
Pokręciła głową z dezaprobatą.
– Jak dziecko.
Odetchnąłem z ulgą, gdy postanowiła nie naciskać. Pewnie wkurzała się na moją lekkomyślność i to zaprzątnęło całą jej uwagę. Nie mogłem jej o niczym powiedzieć. Obarczyć jej problemami, na które zdecydowanie nie była gotowa. Miałem skierowanie do onkologa i musiałem wymyślić, jak załatwić sobie wizytę tak, żeby o niczym się nie dowiedziała.
Nie miałem też pojęcia, co powiedzieć Przemkowi. Nie przyznałem mu się wcześniej do tych lekarskich wątpliwości – uznałem, że to na pewno nic ważnego, więc nie trzeba o tym gadać. On na szczęście nie dopytywał, ale… gdyby coś kiedyś wyszło przez przypadek…
Myślałem, że jakoś to wszystko utrzymam w tajemnicy. Przecież… na pewno wiele osób tak robiło. Kto chciałby przyznać otwarcie, że jego misterny plan na życie legł w gruzach przez jakąś podłą chorobę? Taką, która to bierze się z niczego i niweczy wszystkie plany? Nawet nie miałem jeszcze pojęcia, czy da się coś z tym zrobić. Ile można z tym zrobić… Niestety, znów nie wszystko poszło tak, jak sobie założyłem.
Kaja jak zwykle wiedziała wszystko
Okazało się, że moja żona jakoś tam, przez przypadek, dotarła do skierowania, które dostałem do onkologa. Któregoś popołudnia po powrocie z pracy zastałem ją z nim w ręce.
– Co to jest? – spytała nienaturalnie zachrypniętym głosem.
Wzruszyłem ramionami.
– Nic takiego.
Popatrzyła na mnie szklącymi się oczami.
– Od kiedy to skierowanie do onkologa to nic takiego? – wymamrotała.
Skrzywiłem się lekko. Trochę się obawiałem tej rozmowy. Tego, co na nas ściągnę. Tak mierzyłem się z tym sam, ona mogła natomiast pozostać szczęśliwa, a tak? Nie podobało mi się to wszystko ani trochę. Dobrze, że chociaż dzieciaki były na dodatkowych zajęciach sportowych, bo tylko ich jeszcze brakowało do kompletu.
Wiedząc, że i tak nie wygram z żoną, która obrała sobie za cel przeanalizowanie całej sytuacji, opowiedziałem jej wszystko, co wiedziałem. Łącznie z tym, że nie wiem, co ze sobą dalej począć. Przyznałem otwarcie, że ta sytuacja mnie przerasta i nie wiem, co będzie jutro czy pojutrze. Ona natomiast podeszła, wtuliła się we mnie, a potem uśmiechnęła przez łzy.
– Jesteśmy w tym razem – szepnęła. – I razem z tego wyjdziemy.
Pierwszy raz nie mam pojęcia, co dalej
Nie mam pojęcia, co ze mną będzie. Jutro, kiedy wreszcie dostanę się do lekarza, prawdopodobnie usłyszę jakieś konkrety. Cieszę się jednak, że Kaja jest ze mną. Zaskoczyła mnie. Wcześniej bałem się potwornie, że temu nie podoła. Że uzna mnie za ciężar, że zdecyduje się poszukać faceta bez problemów – zdrowego, szczęśliwego, którym nie trzeba się będzie martwić. Miała przecież jeszcze na głowie dzieciaki, a udawanie przed nimi nie było łatwe. Tak samo, jak wytłumaczenie im, że tatuś jest chory. Bardziej niż Michał, gdy złapał przeziębienie i straszniej nawet niż Asia, która w zeszłym roku przechodziła ostrą grypę.
Choć mam w sobie dużo strachu, rośnie we mnie też nadzieja. Bo może jednak da się z tym coś zrobić? Może jest jakiś sposób? Terapia, która okaże się cudownym lekiem właśnie dla mnie? Przynajmniej o pieniądze nie musimy się martwić, więc liczę po cichu, że na coś się nam one przydadzą. Nie chciałbym, żeby to, o co tak długo walczyłem, przepadło nagle, i to nie z mojej winy. Wciąż jednak zostało mi trochę tego uporu sprzed lat. I na pewno się nie poddam – tak długo, jak długo będzie szansa, by pokonać przeciwności.
Błażej, 37 lat
Czytaj także:
„Od lat kochałem się w żonie przyjaciela. Gdy wyjechał na 3 miesiące do Wrocławia, poczułem, że to moja szansa”
„Moje małżeństwo było jak pączek bez nadzienia – jałowe i bez smaku. Szybko odkryłam, z kim mąż spędza słodkie chwile”