Reklama

Z Kacprem znam się od zawsze. Pamiętam, jak razem spędzaliśmy godziny na zabawie w piaskownicy, a nasze matki śmiały się, że pewnego dnia wspólnie podbijemy świat. Marzenia dzieci często są naiwne, ale w naszym przypadku rzeczywiście się spełniły. Razem założyliśmy firmę budowlaną, która z małego przedsiębiorstwa szybko stała się znaczącym graczem na rynku. Kacper zawsze miał smykałkę do zarządzania ludźmi, a ja do liczb, więc nasz duet działał jak dobrze naoliwiona maszyna. Patrząc na naszą firmę, czuję dumę, ale ostatnio coraz częściej pojawia się coś jeszcze. Niepokój.

Zaczęło się niewinnie. Jeden wieczór w salonie gier, chwila relaksu po długim tygodniu pracy. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to początek spirali, z której nie potrafię się wydostać. Pierwsze drobne oszustwa przychodziły mi łatwo. „To tylko pożyczka” – tłumaczyłem sobie, „zwroty i tak przyjdą”. Ale zwroty nie przychodziły, a ja wciąż próbowałem utrzymać iluzję kontroli.

Każdego dnia wpatruję się w liczby, które już dawno przestały się zgadzać. Świadomość, że to ja jestem odpowiedzialny za braki, rośnie jak cień za plecami. Kacper ufa mi bezgranicznie, a ja, udając spokój, staję się mistrzem w ukrywaniu prawdy. To tak, jakby pod powierzchnią naszej przyjaźni kipiała lawa, której wybuchu się boję.

Kłamałem mu w oczy

Kolejny poranek w biurze. Zwykle uwielbiałem te nasze poranne spotkania z Kacprem, gdy siedziałem naprzeciwko niego przy dużym stole. Było w nich coś budującego, gdy snuliśmy plany i marzenia o kolejnych projektach, które miały zrewolucjonizować rynek. Ale tamtego dnia czułem się jak oszust.

Przyjaciel patrzył na mnie z iskrą w oku, gotów podzielić się swoim entuzjazmem.

Słyszałeś o tej nowej ofercie w centrum? – zapytał podekscytowany. – Jeśli to się uda, możemy otworzyć kolejny oddział.

Starałem się uśmiechnąć, ale wewnątrz czułem rosnący niepokój. Każde jego słowo było jak przypomnienie tego, jak bardzo się pogrążyłem. Kiwnąłem głową, próbując brzmieć pewnie, choć moje wnętrze krzyczało. Wiedziałem, że finanse firmy były na skraju załamania, ale Kacper o tym nie wiedział.

– Naprawdę czuję, że to nasz czas, Patryk – kontynuował z uśmiechem. – Z takimi projektami za pasem możemy zrewolucjonizować rynek.

Zerkał na mnie z zaufaniem, którego nie mogłem znieść. Czy on naprawdę nie widział, co się działo? Czy nie dostrzegał tej całej lawiny kłamstw, którą tak zręcznie skrywałem? Byłem jak tonący człowiek, chwytający się brzytwy. Wiedziałem, że powinienem się przyznać, że powinienem znaleźć rozwiązanie, ale to wydawało się niemożliwe.

Patrzyłem na Kacpra i zastanawiałem się, jak długo jeszcze uda mi się utrzymać tę fasadę. Jak długo mogłem udawać, że wszystko było w porządku, zanim wszystko runęło?

Czułem się jak w pułapce

Kilka dni później Anna, nasza księgowa, poprosiła mnie o spotkanie. Jej spojrzenie było poważne, gdy wszedłem do jej biura. Czułem, że ta rozmowa nie skończy się dobrze.

– Patryk, musimy omówić kilka kwestii – zaczęła, przeglądając dokumenty. – Na koncie firmy brakuje pieniędzy na wypłaty. Nie mogę tego zrozumieć.

Poczułem, jak żołądek podchodzi mi do gardła, ale musiałem zachować spokój.

– Jesteś pewna? Może to jakiś błąd w systemie?

Jej spojrzenie było przeszywające.

Sprawdziłam wszystko trzy razy. Nie ma tu miejsca na błąd. Gdzie podziały się te pieniądze?

– Może to kwestia opóźnionych płatności od klientów – próbowałem zrzucić winę na zewnętrzne czynniki, chociaż wiedziałem, że to kłamstwo.

Kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Musimy to wyjaśnić, i to szybko. W przeciwnym razie firma nie przetrwa kolejnych miesięcy.

Po tej rozmowie czułem się, jakbym miał na karku nieodwracalny wyrok. Wiedziałem, że to, co robię, było złe, ale jak wytłumaczyć ten wewnętrzny przymus? Ta adrenalina, która towarzyszyła każdemu zakładowi, była uzależniająca. Po wyjściu Anny z biura poczułem ciężar na swoich barkach. Musiałem coś z tym zrobić, ale jak, skoro sam byłem przyczyną tego chaosu?

Postanowiłem uciec od problemów

Kolejne dni stały się dla mnie udręką. Z każdą chwilą czułem, jak sieć kłamstw zaciska się wokół mnie. Zacząłem unikać Kacpra, bojąc się, że moja zdrada w końcu wyjdzie na jaw. Coraz częściej zamykałem się w biurze, udając, że jestem zajęty, choć w rzeczywistości walczyłem z wewnętrznymi demonami.

Pewnego dnia, przechodząc korytarzem, usłyszałem głosy dobiegające z biura obok. Zatrzymałem się, rozpoznając rozmowę Anny z Kacprem. Moje serce zaczęło bić jak szalone.

– Kacper, musisz coś z tym zrobić – mówiła Anna z determinacją w głosie. – Nie możemy dłużej ignorować braków w budżecie. To zagraża istnieniu firmy.

– Ale jak to możliwe? – głos Kacpra zdradzał szok i niedowierzanie. – Przecież Patryk zawsze dbał o finanse. Nigdy nie dał mi powodów do niepokoju.

Słowa Anny były jak kolejne ciosy, których nie mogłem już znieść.

– Może czas porozmawiać z nim na poważnie. Musimy to wyjaśnić. Jesteśmy na krawędzi.

Kiedy usłyszałem, że Kacper planuje się ze mną skonfrontować, poczułem, że ziemia usuwa mi się spod nóg. Wiedziałem, że nie mogę dłużej unikać odpowiedzialności, ale nie potrafiłem się z tym zmierzyć. Wtedy podjąłem decyzję, która była jednocześnie desperacka i tchórzliwa.

Pod osłoną nocy opuściłem miasto. Zostawiłem za sobą firmę, przyjaźń, całe życie, które zbudowałem. Moja ucieczka była jedynym rozwiązaniem, które widziałem w tamtej chwili, chociaż wiedziałem, że nie przyniesie mi ukojenia.

Zostawiłem ich w tym bagnie

O tym, co się potem działo, dowiedziałem się od jednego z pracowników. Kiedy Kacper pojawił się w biurze następnego dnia, od razu zauważył moją nieobecność. To była chwila, której najbardziej się obawiałem. Na moim biurku, zazwyczaj zagraconym dokumentami, teraz panowała przerażająca pustka. Kacper próbował się ze mną skontaktować, ale mój telefon milczał, jakby nigdy nie istniał.

Anna weszła z poważnym wyrazem twarzy.

– Nie ma go. Patryk zniknął, a konto firmy jest prawie puste. Próbowałam się z nim skontaktować, ale telefon jest wyłączony.

Kacper osunął się na krzesło, czując, jak jego świat zaczyna się walić. Wiedziałem, że go zawiodłem.

Jak mogłem być tak ślepy? – mruknął do siebie, wspominając wszystkie chwile, kiedy bezgranicznie mi ufał.

Księgowa próbowała go pocieszyć.

– Teraz musimy skupić się na ratowaniu firmy. Są jeszcze sposoby, by to naprawić.

Ostatecznie, aby uratować firmę, Kacper był zmuszony sprzedać dom. To było jedyne rozwiązanie, które mogło zapewnić firmie płynność finansową.

Każdy podpis na dokumentach był jak symbol upadku naszych wspólnych marzeń. Kacper musiał zaczynać wszystko od nowa, ale tym razem bez mojego wsparcia.

Nie mam dokąd wracać

Tymczasem ja, ukrywając się w tanim motelu z dala od wszystkiego, co znałem, próbowałem pojąć konsekwencje swoich działań. Każdego dnia przytłaczała mnie świadomość, że straciłem wszystko – przyjaźń, firmę, szacunek do samego siebie. Czułem się jak cień samego siebie, jak ktoś, kto zniszczył wszystko, co miał najcenniejszego.

Pewnego dnia zadzwonił telefon. Na ekranie pojawiło się imię dawnego znajomego, którego związałem z światem, z którego próbowałem uciec. Z wahaniem odebrałem.

– Patryk, stary przyjacielu – odezwał się ochrypły głos w słuchawce. – Słyszałem, że masz spore problemy. Ale pamiętasz o swoich długach, prawda?

Głos, który kiedyś wydawał mi się tak znajomy, teraz brzmiał jak groźba.

– Tak, pamiętam – odpowiedziałem cicho, choć czułem, że strach ściska mi gardło. – Staram się to jakoś rozwiązać.

– To dobrze, bo ludzie zaczynają się niecierpliwić. Wiesz, jak to działa – kontynuował. – Załatw te sprawy jak najszybciej.

Po tej rozmowie wiedziałem, że moje problemy są dalekie od zakończenia. Nie tylko zdradziłem Kacpra, ale także wplątałem się w świat, z którego nie widziałem drogi wyjścia. Choć zastanawiałem się, jak bardzo zraniłem Kacpra, strach przed konsekwencjami wciąż uniemożliwiał mi podjęcie kroków w stronę naprawy sytuacji.

Zdałem sobie sprawę, że sam jestem w potrzasku, bez możliwości powrotu do dawnego życia. Moja historia to przestroga przed tym, by zatrzymać się, gdy znajdzie się na krawędzi. Ja nie potrafiłem, ale może ktoś inny przemyśli swoje wybory i zatrzyma się, zanim stanie się najgorsze.

Patryk, 40 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama