Reklama

Ludzie mówią, że w związku najważniejsza jest komunikacja. Pewnie mają rację, ale czy każdą rzecz trzeba wykładać czarno na białym? Czy nie można czasem po prostu uwierzyć, że druga osoba się stara, nawet jeśli nie mówi tego na głos?

Szykowałem niespodziankę

Od dwóch miesięcy miałem plan idealny. Walentynki na Malediwach. Nie jakieś tam kolacja przy świecach czy bukiet róż z supermarketu, tylko prawdziwa petarda. Wszystko było dopięte na ostatni guzik: bilety, hotel z widokiem na ocean, rezerwacja stolika na plaży. Moja dziewczyna miała być absolutnie zachwycona. Miało to raz na zawsze udowodnić, że potrafię być romantyczny, że się staram, że myślę o nas.
Ale nie mówiłem jej nic. Po pierwsze – to miała być niespodzianka, a po drugie – czułem, że gdybym zaczął ją o coś pytać, mogłaby się domyślić. A ja chciałem zobaczyć to czyste, nieskażone niczym zaskoczenie w jej oczach.

Ostatnio Zosia była trochę inna. Mniej rozmowna, bardziej zamyślona. Kilka razy wspomniała coś o „braku zaangażowania”, ale nie brałem tego na poważnie. Pewnie miała gorszy okres w pracy. Nie zauważyłem, że w jej głowie powstał zupełnie inny scenariusz.

Chciałem zaskoczyć Zosię

Jedliśmy razem kolację, jak co piątek. Sushi, które zawsze zamawialiśmy z tej samej restauracji, ale tym razem Zosia nie wydawała się zachwycona. Jadła wolniej niż zwykle, często patrzyła w bok, a gdy na chwilę uniosłem wzrok znad talerza, zobaczyłem, jak cicho wzdycha.

Zanim zdążyłem zapytać, rzuciła od niechcenia:

– Wiesz, w tym roku nie czeka nas nic ciekawego.

Zmarszczyłem brwi. Co to miało znaczyć? Pomyślałem, że to idealny moment, żeby naprowadzić ją na to, co przygotowałem. Uśmiechnąłem się lekko.

– Może warto czasem zaufać, że coś się wydarzy.

Zosia przewróciła oczami i odłożyła pałeczki.

– Kuba, serio? Jakbyś kiedykolwiek zrobił coś spontanicznego.

Zamknąłem usta, powstrzymując się przed natychmiastową reakcją. To było takie niesprawiedliwe. Cały ten wyjazd, miesiące organizacji, wszystkie telefony i maile… i nagle okazuje się, że w jej oczach ja nigdy się nie staram? Zamiast się bronić, tylko wzruszyłem ramionami.

Może jeszcze cię zaskoczę.

Nie odpowiedziała. Sięgnęła po telefon i zaczęła coś pisać. Nie pytałem do kogo. Nie miałem pojęcia, że w tamtym momencie podjęła decyzję, która wszystko zmieni.

Między nami był dystans

Kolejne dni były szalone. Dopinałem ostatnie szczegóły wyjazdu – potwierdzałem hotel, organizowałem transport, wybierałem atrakcje na miejscu. Każda chwila, którą spędzałem na dopracowywaniu planu, utwierdzała mnie w przekonaniu, że to będzie najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek jej dałem.

Zosia wydawała się coraz bardziej zdystansowana. Rzadziej się odzywała, więcej czasu spędzała z telefonem, a kiedy pytałem, czy wszystko w porządku, tylko machała ręką i mówiła: „Tak, wszystko okej”.

Pewnego wieczoru, kiedy leżałem na kanapie, usłyszałem, jak rozmawia przez telefon w kuchni.

– Nawet nie zapytał, czy mamy jakieś plany – powiedziała do koleżanki, w jej głosie brzmiała irytacja.

Zacisnąłem szczękę. Jak to „nie zapytałem”?! Chciałem wstać, wejść do kuchni i powiedzieć: „Zosia, myślisz, że zapomniałem? Za kilka dni lecimy na Malediwy, a ty właśnie organizujesz sobie alternatywne walentynki!”. Ale nie zrobiłem tego. Niespodzianka to niespodzianka. Nie wiedziałem, że właśnie w tej chwili wszystko się wymyka spod kontroli.

Tego się nie spodziewałem

Wracałem do domu podekscytowany, trzymając w dłoni kopertę z biletami. Jeszcze kilka godzin i wszystko się wyjaśni. Tylko że kiedy wszedłem do mieszkania, zobaczyłem coś, czego się nie spodziewałem. Przy drzwiach stała spakowana torba. Zosia wyszła z sypialni, już w kurtce, z kluczami w dłoni.

– Co to? – zapytałem, wskazując na torbę.

– Wyjeżdżam na weekend z dziewczynami.

Poczułem, jak coś ściska mnie w środku.

– Jak to? Przecież mamy…

Zosia prychnęła.

– Mamy co, Kuba? Nic nie mamy. Jak zwykle nic nie robimy w walentynki, zgadza się?

Bez słowa wyciągnąłem kopertę i podałem jej. Patrzyła na bilety z niedowierzaniem. Malediwy. Jutro w południe. Widziałem, jak jej twarz blednie.

– Ty… ty serio to zaplanowałeś?

– Oczywiście – powiedziałem, ale już bez entuzjazmu.

Za oknem zatrąbił samochód. Anka czekała. Zosia patrzyła to na mnie, to na bilety, to na drzwi. Byłem pewien, że przeprosi, ucieszy się i zostanie. A ona sobie poszła.

Nie tak miało być

Patrzyłem na zamknięte drzwi jeszcze długą chwilę, jakbym spodziewał się, że Zosia nagle wróci. Jakby miała rzucić się w moje ramiona i powiedzieć, że to wszystko była pomyłka, że nigdy nie powinna pakować tej torby, że wybiera mnie. Ale drzwi się nie otworzyły.
Oparłem dłonie na blacie stołu i zamknąłem oczy. W głowie wciąż widziałem jej minę, gdy otworzyła kopertę i zobaczyła bilety. Ten moment zawahania, jakby przez sekundę rozważała inne zakończenie tej historii. Ale potem i tak wyszła.

Usiadłem na kanapie, wpatrując się w telefon. Może napisze. Może zadzwoni. Może powie, że to był błąd i jeszcze zdążymy to wszystko odkręcić. Ale godziny mijały, a ekran pozostawał pusty. Czy to ja zawaliłem? Miałem plan, chciałem ją zaskoczyć, pokazać, że się staram. Czy naprawdę to moja wina, że nie powiedziałem jej wcześniej?
Z drugiej strony… Może po prostu nie chciała na mnie czekać. Może nie była pewna, czy w ogóle zamierzam coś zrobić, i podjęła decyzję, zanim zdążyłem jej udowodnić, że się myli.

Nie mogłem się zdecydować. Czy powinienem do niej zadzwonić? Napisać? Powiedzieć, że jeśli się pospieszy, to wciąż możemy zdążyć? Przez chwilę miałem ochotę wziąć telefon i po prostu to zrobić. Zapytać, gdzie jest. Powiedzieć, że bilet czeka. Ale potem pomyślałem o jej słowach. „Mamy co, Kuba? Nic nie mamy”. Czy naprawdę było jeszcze co ratować? Położyłem się na kanapie i zamknąłem oczy. Nie spałem prawie całą noc.

Nie to chciałem usłyszeć

Wszedłem na zatłoczone lotnisko. Ludzie biegali w różnych kierunkach, dzieci płakały, ktoś kłócił się przy odprawie. Ja stałem w kolejce do bramki, czując się, jakbym oglądał film, w którym gram główną rolę, ale nie mam wpływu na scenariusz.

Czekałem. Na co? Nie miałem pojęcia. I wtedy zadzwoniła. Patrzyłem na ekran przez kilka sekund, jakbym musiał się upewnić, że to naprawdę jej imię miga na wyświetlaczu. Potem nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha. Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza.

– Kuba… – powiedziała w końcu. Jej głos był cichy, niemal niepewny. – Ja chciałam tylko…

Zatrzymałem się na środku hali odlotów. Czułem, że waha się, że szuka właściwych słów.

Wiem, że to wszystko wyszło źle – zaczęła w końcu. – Nie powinnam była tak po prostu wyjeżdżać, nie dając ci szansy…

Zacisnąłem dłoń na pasku torby.

– Nie wiedziałam, że coś przygotowałeś – powiedziała cicho.

Zaśmiałem się gorzko.

– A może po prostu wolałaś zakładać, że nie?

Nie odpowiedziała. Wiedziałem, że trafiłem.

– Czy… – odezwała się po chwili – czy jeszcze tam jesteś?

Spojrzałem na tablicę nad bramką. Ostatnie wezwanie do boardingu.

– Jeszcze tak – powiedziałem.

Usłyszałem, jak wstrzymuje oddech.

– To nie tak, że nie chciałam… – urwała, jakby sama nie była pewna, co powinna powiedzieć. – Jeśli… jeśli bym teraz wróciła…

Czekała, aż podejmę decyzję. Chciała, żebym powiedział „wracaj”. Żebym dał jej znak, że wszystko da się jeszcze odwrócić. Spojrzałem na bilet. Mogłem zostawić go w kasie. Mogłem powiedzieć, żeby wzięła taksówkę i przyjechała. Ale nie wiedziałem, czy chciałem.

Muszę już kończyć – powiedziałem po prostu.

– Ale Kuba…

Poleciałem sam

Rozłączyłem się. Schowałem telefon do kieszeni, wziąłem walizkę i ruszyłem do bramki. Nie zostawiłem jej biletu ani wskazówek, gdyby chciała do mnie dołączyć. Nie wiedziałem nawet, czy chciałem, żeby próbowała.

Samolot oderwał się od ziemi, a ja zamknąłem oczy. Nie czułem ekscytacji, którą powinienem czuć. Malediwy miały być spełnieniem naszych marzeń. Teraz wydawały się tylko pustym planem, który nigdy nie miał prawa się udać. Może gdyby to wszystko wydarzyło się kilka godzin wcześniej. Może gdyby bardziej mi zaufała. Może gdybym ja powiedział jej o wyjeździe wcześniej.

A może po prostu nigdy się nie rozumieliśmy. Samolot wzbił się wyżej, zostawiając za sobą szare chmury. Dzisiaj każde z nas poszło w swoją stronę. I nikt nie wiedział, czy jeszcze kiedyś uda nam się wrócić.

Jakub, 29 lat

Czytaj także: „Planowałem oświadczyny w walentynki, ale moja dziewczyna wszystko zepsuła. Brak pierścionka zawdzięcza tylko sobie”
„Na walentynki kupiłem żonie i matce te same słodkie perfumy. Naprawdę nie rozumiem, czemu moja Olka się obraziła”
„Na próżno czekałam na męża z walentynkową kolacją. Byłam wściekła do czasu, aż zadzwonił telefon”

Reklama
Reklama
Reklama