„Miałam z szefem układ doskonały, aż pojawiły się 2 kreski na teście. Wtedy złożył mi propozycję nie do odrzucenia”
„Wiedziałam, że nie zostawi żony. Domyślałam się, że nie będzie szczęśliwego zakończenia. Ale wciąż miałam nadzieję, że chociaż zapyta, co ja chcę zrobić. Że potraktuje mnie jak człowieka, a nie problem do rozwiązania. Myliłam się”.

Nie szukałam kłopotów. Wpadły na mnie same – ubrane w idealnie skrojony garnitur, pachnące droższymi perfumami niż moje miesięczne wynagrodzenie i obdarzone tym spojrzeniem, które sprawia, że kobieta czuje się jednocześnie pożądana i podporządkowana. Adam. Mój szef.
To miał być flirt, nic więcej. Drobne gesty w pracy, które początkowo wydawały się nieszkodliwe – jego dłoń przez chwilę spoczywająca na moich plecach, spojrzenia, które zatrzymywały się o ułamek sekundy za długo, wieczorne rozmowy w gabinecie pod pretekstem „omówienia ważnych projektów”. A potem pierwszy pocałunek w windzie, jego dłonie wędrujące tam, gdzie nie powinny. Wiem, że powinnam była się wycofać, ale nie zrobiłam tego. Było coś elektryzującego w tym, jak mnie traktował. Jakbym była kimś więcej niż tylko kolejną osobą w jego firmie.
Mieliśmy jasny układ
Nie byłam w nim zakochana. Nie nazywałam tego miłością, nie miałam złudzeń, że zostawi żonę. To była prosta umowa, w której ja miałam chwilową iluzję wyjątkowości, a on kolejną tajemnicę, którą zamknie w szafie swojego idealnego życia. Wszystko było pod kontrolą – aż do momentu, gdy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym.
Zasłoniłam usta dłonią, żeby nie wydać z siebie dźwięku. Wpatrywałam się w wynik jak w wyrok. Nagle świat zrobił się zbyt mały, ściany łazienki za blisko, a powietrze zbyt gęste, żeby nim oddychać.
– Nie, to niemożliwe – wyszeptałam.
Wewnętrzny głos, ten sam, który kazał mi nie pakować się w ten romans, teraz szeptał coś jeszcze gorszego: „Jesteś w tym sama”.
Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki. Usiadłyśmy w kuchni w moim ciasnym mieszkaniu, a Kinga spojrzała na mnie znad kubka kawy. Musiała wiedzieć. Ona zawsze wiedziała.
– No, mów. Widzę, że coś się stało.
Nie dało się przed nią ukryć niczego.
– Jestem w ciąży – wyszeptałam.
Kinga uniosła brwi, a potem parsknęła gorzkim śmiechem.
– Chyba nie powiesz mi, że to dziecko Adama?
Pokiwałam głową, a ona odsunęła kubek i westchnęła ciężko.
– I co teraz? Myślałaś, że zostawi żonę? Nie bądź śmieszna.
Wiedziałam, że nie zostawi. Wiedziałam, że nie będzie szczęśliwego zakończenia. Ale wciąż miałam nadzieję, że chociaż zapyta, co ja chcę zrobić. Że potraktuje mnie jak człowieka, a nie problem do rozwiązania. Czas się z nim skonfrontować.
Nie takiej reakcji oczekiwałam
Gabinet Adama pachniał drewnem i kawą. Stałam przed jego biurkiem, ściskając dłonie tak mocno, że paznokcie wbijały mi się w skórę.
– Muszę powiedzieć ci coś ważnego – powiedziałam, a on nawet nie podniósł wzroku znad ekranu.
– Tak? – rzucił obojętnie.
Serce waliło mi tak mocno, że czułam je w gardle.
– Jestem w ciąży.
Cisza. Adam powoli podniósł głowę. Jego twarz, zwykle tak opanowana, teraz była pusta, jakby mój głos odbił się od niej bez śladu.
– Nie mówisz poważnie… – wycedził.
– Mówię.
Patrzył na mnie długo, bez emocji, a potem westchnął, jakby załatwiał kolejną sprawę w terminarzu.
– No cóż, to także moje dziecko. Zajmę się nim, ale… nie możemy być razem.
To wszystko? Żadnych pytań, żadnej rozmowy, żadnych emocji? Wyszłam, czując, jak w żołądku zaciska mi się lodowaty węzeł. „Nie zapytał, co ja czuję. Nie zapytał, czego chcę. Po prostu ustalił zasady”.
Kilka dni później dostałam awans i propozycję przeniesienia do innego miasta. Nie trzeba było geniusza, żeby zrozumieć, co to znaczy. „To nie podwyżka. To zapłata za milczenie”.
W biurze coś się zmieniło. Ludzie patrzyli na mnie dłużej, szeptali, kiedy przechodziłam obok. Marta podeszła do mojego biurka, opierając się na blacie jak ktoś, kto zaraz rzuci niby niewinne pytanie, ale już zna odpowiedź.
– Słyszałam, że szef ostatnio dziwnie się zachowuje. Wiesz coś o tym?
– Nic mi o tym nie wiadomo – skłamałam.
Marta zmrużyła oczy.
– Hmm… no nic, jeśli coś wiesz, zawsze możesz mi powiedzieć.
Patrzyła na mnie z tym swoim uśmiechem, jakby wyczuwała, że to ma związek ze mną.
Kilka dni później wezwano mnie do działu kadr.
– Gratulacje, Ewa – kobieta za biurkiem uśmiechnęła się sztucznie. – Otrzymałaś awans i propozycję przeniesienia do innego oddziału. Bardzo korzystne warunki.
Słowa unosiły się w powietrzu jak dym. Awans. Lepsza pensja. Nowe miasto. Nowe życie. Jasna wiadomość. Adam chciał, żebym zniknęła.
Przyjaciółka wyklarowała sytuację
– Czy ja dobrze rozumiem? – Kinga zmrużyła oczy, mieszając łyżeczką w herbacie. – Chce cię kupić?
– To nie tak… – zaczęłam, ale sama nie wierzyłam w swoje słowa.
– To dokładnie tak – przerwała mi. – Daje ci kasę i wygodne wyjście, żebyś siedziała cicho i wyniosła się jak najdalej.
Patrzyłam na nią w milczeniu.
– A czego ty się spodziewałaś? – prychnęła. – Miłości? Rodzinnego szczęścia?
– Myślałam, że chociaż… zapyta, czego chcę.
Kinga pokręciła głową.
– Nie zapytał, bo nie obchodzi go twoje zdanie. Chce tylko, żebyś zniknęła.
Słowa uderzyły mnie mocniej, niż chciałam to przyznać. Byłam naiwna. Ale nie miałam zamiaru być głupia.
Już podjęłam decyzję
Patrzyłam na dokumenty leżące na stole. Awans. Nowe miasto. Nowe życie. Opcje były proste: mogłam przyjąć propozycję i zniknąć z jego świata albo zostać i… no właśnie, po co? Żeby codziennie patrzeć mu w oczy i udawać, że nic się nie stało? Wiedziałam, że to przyniosłoby tylko kłopoty.
Wieczorem napisałam do Adama: „Musimy to omówić. Jutro, po pracy”. Odpisał po kilku minutach: „Wpadnij do gabinetu”. Nie pytał, o co chodzi. Pewnie już wiedział.
Następnego dnia Adam siedział za biurkiem, jakby już wygrał. Spojrzał na mnie, spokojny, opanowany.
– Przemyślałaś sprawę?
– Tak – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – Przemyślałam i przyjmuję przeniesienie.
Kiwnął głową.
– To dobrze. To dla ciebie najlepsze wyjście.
Uśmiechnęłam się krzywo.
– Nie. To najlepsze wyjście dla ciebie.
Odwróciłam się i wyszłam. Czułam, że mimo wszystko coś wygrałam.
Nie żałowałam wyboru
Spakowałam się w jeden wieczór. Nie było czego żałować. Kilka ubrań, laptop, dokumenty. Zostawiałam za sobą nie tylko pracę, ale i przeszłość, której nie chciałam dłużej dźwigać.
Pociąg ruszył, a ja wpatrywałam się w przesuwające się za oknem światła miasta. Nowe miejsce, nowa praca, nowe życie.
Nie wiedziałam, jak to będzie – samotne macierzyństwo, zaczynanie wszystkiego od zera. Ale wiedziałam jedno: nikt już nigdy nie będzie decydował za mnie.
Nie dostałam od niego miłości. Ale dostałam coś cenniejszego – wolność.
Ewa, 32 lata
Czytaj także:
„Chciałam zostać matką i potrzebowałam dobrego nasionka. Narzeczony się nie sprawdził, ale wyręczył go ktoś inny”
„Mąż wyjechał za granicę za chlebem, a o nasze domowe ognisko dbał teść. Szybko zrobiło się naprawdę gorąco”
„Przez przystojnego przyjaciela męża przeżywam katusze zamężnej kobiety. Może nikt się nie dowie, jeśli raz się skuszę?”

