„Miałam wyrzuty sumienia, bo oddałam mamę do przytułku. A ona tam znalazła sobie męża i się na mnie wypięła”
„Byłam w szoku. To ja rzuciłam wszystko i wróciłam do Polski, żeby się nią zająć, a ona mi oświadcza, że wychodzi za mąż? I w związku z tym wcale mnie nie potrzebuje? Poczułam się zawiedziona i zła”.

To mój brat, Piotrek, zaproponował, żebyśmy umieścili mamę w prywatnym domu opieki.
– Nie mamy innego wyjścia. Ja mieszkam daleko, ty jeszcze dalej. A ona dłużej nie może być sama. Jak ją ostatnio odwiedziłem, to ledwie do łazienki doszła – tłumaczył mi przez telefon.
– No tak – westchnęłam. – Ale to nasza matka. Na pewno będzie jej smutno i przykro, że wysyłamy ją do takiego miejsca.
Na to Piotrek stwierdził, że rozmawiał z mamą i ona się zgadza. Poza tym znalazł jej dom idealny – prywatny, z przestronnymi pokojami, regularnymi wizytami lekarza. Przysięgał, że mama będzie tam szczęśliwa.
Biłam się z myślami
Po rozmowie z bratem biłam się z myślami. Z jednej strony byłam na niego zła, że w ogóle wyszedł z taką propozycją, ale z drugiej go rozumiałam. Cztery lata studiował w stolicy, potem przez rok szukał pracy.
Wreszcie trafił mu się etat w międzynarodowej korporacji, awansował. I teraz miałby to wszystko rzucić i wracać na to nasze Podlasie, żeby zajmować się samotną kobietą, której nogi powoli odmawiają posłuszeństwa?
Albo ja… Siedem lat temu wyjechałam do Paryża. Skończyłam szkołę gastronomiczną więc marzyłam o pracy w jakiejś znanej restauracji. I taką znalazłam. Tyle że na zmywaku. Dopiero po czterech latach szef kuchni dopuścił mnie do gotowania.
Chyba docenił mój zapał i umiejętności, bo dość szybko zostałam jego prawą ręką. Ostatnio napomknął nawet, że jak tak dalej się będę rozwijać, to w niedalekiej przyszłości mam szansę sama zostać szefem. Miałam ją zaprzepaścić? To byłaby głupota.
Kiedy więc kilka dni później brat znowu zadzwonił i powiedział, że już odwiózł mamę do domu opieki, nie protestowałam. Zresztą, gdy później się z nią kontaktowałam, zawsze powtarzała, że u niej wszystko w porządku. Żyłam więc sobie spokojnie, nie martwiąc się o mamę. Ale tamtego fatalnego wieczora wszystko się zmieniło.
Poczułam wyrzuty sumienia
To było dwa tygodnie temu. Po pracy ruszyłam do domu. Właśnie miałam wejść na schody prowadzące do tunelu metra, gdy nagle się poślizgnęłam i upadłam na ziemię. Uderzyłam w coś głową, świat rozpłynął się we mgle…
W szpitalu dowiedziałam się, że na szczęście nie mam żadnych poważniejszych obrażeń, ale ze względu na utratę przytomności, muszę zostać dzień lub dwa na obserwacji. Trafiłam na oddział i właśnie tam poznałam Brigitte, starszą panią, taką w wieku mojej mamy. Leżała na łóżku obok i czekała na jakieś badania.
Chyba bardzo się nudziła, bo od razu mnie zagadnęła. Zaczęła opowiadać o sobie i swojej rodzinie, pokazywać zdjęcia.
– O, to jest mój syn, to jego żona, a to ich dzieci – podsuwała mi pod nos komórkę.
– Musi pani ich bardzo kochać…
– Nad życie. Dlatego jest mi przykro, że prawie ich nie widuję. Odkąd umieścili mnie w domu dla seniorów, sto kilometrów od Paryża, to rzadko przyjeżdżają. Widać uznali, że skoro mam tam opiekę, to niczego mi nie brakuje. A ja oddałabym wszystko, żeby być blisko nich. To moje największe marzenie – w jej oczach pojawiły się łzy.
– A mówiła im pani o tym?
– Nie, nie chcę, żeby się zamartwiali. Mają przecież swoje życie, swoje problemy. Wolę więc udawać, że wszystko jest w porządku i tęsknić w milczeniu – westchnęła i odwróciła się na bok.
Bałam się, że mama jest samotna
Wyznanie Brigitte poruszyło we mnie czułą strunę. Przez wiele godzin nie mogłam zmrużyć oka. Nagle stanęła mi przed oczami moja mama. Osamotniona, zapłakana, usychająca z tęsknoty. A potem wyobraziłam sobie, jak udaje i przekonuje, że u niej wszystko w porządku, że jest szczęśliwa w domu opieki. Żebym się nie zamartwiała i zajęła własnym życiem. Zrobiło mi się tak smutno i wstyd, że aż się rozpłakałam.
Gdy dwa dni później wypisano mnie ze szpitala, zwolniłam się z pracy i wsiadłam w pierwszy samolot do Polski. Nie myślałam już o utraconej szansie na karierę, nie zastanawiałam się, co będę robić w kraju. Chciałam po prostu jak najszybciej zabrać mamę do domu. Byłam przekonana, że to jej największe marzenie…
Zrobiłam jej niespodziankę
Do domu „Ostoja” dotarłam wczesnym popołudniem. Mama siedziała na tarasie, opatulona grubym kocem i łapała pierwsze promyki słońca. Wyglądała tak krucho, bezbronnie. Nie zastanawiając się, podbiegłam do niej i rzuciłam się jej na szyję. Była tak zaskoczona, że przez dłuższą chwilę nie mogła wydusić z siebie nawet słowa.
– Alusia, naprawdę mnie oczy nie mylą? To ty? – wysunęła się z moich objęć.
– Ja! Ja! Cieszysz się?
– Nawet nie wiesz jak! Wieki cię przecież nie widziałam. Ale zaraz… Skąd, czemu? Masz problemy? Wyrzucili cię z pracy?!
– Nie, wszystko u mnie w najlepszym porządku. A z pracy sama się zwolniłam.
– Ale dlaczego?
– Bo zrozumiałam, że to ty jesteś dla mnie najważniejsza!
– To bardzo miłe, ale nie rozumiem…
– Oj, mamo, przecież to proste. Przyjechałam do Polski na stałe. Oczywiście pojadę jeszcze na kilka dni do Paryża, żeby zamknąć wszystkie swoje sprawy, ale potem wrócę i cię stąd natychmiast zabiorę.
– Chcesz, żebyśmy zamieszkały razem?
– Tak! I przepraszam, że pozwoliłam Piotrkowi, żeby cię umieścił w tym okropnym miejscu, wybacz mi.
Mama nie chciała mojej pomocy
Spodziewałam się, że mama się wzruszy, powie, że jestem najwspanialszą córką pod słońcem, zacznie mi dziękować. Tymczasem ona patrzyła na mnie w milczeniu.
– To miejsce wcale nie jest takie okropne. I nie chcę się stąd wyprowadzać – wykrztusiła w końcu.
– Ale jak to? Nie czujesz się samotna? Porzucona? Niepotrzebna?
– Na początku może trochę się tak czułam. Ale od pewnego czasu już tak nie jest.
– Przyzwyczaiłaś się?
– To też, ale zaważyło coś innego. A właściwie ktoś inny.
– Kto?
– No, no…. On! – wskazała przed siebie.
Podążyłam wzrokiem za jej ręką. W oddali na ulicy dostrzegłam starszego, postawnego mężczyznę. Szedł dziarsko przed siebie, wymachując torbą.
– Kim jest ten facet? I dokąd maszeruje?
– Ma na imię Ryszard, jest wdowcem, też tutaj mieszka. A idzie do cukierni po ptysie. Dla mnie. Wie, jak bardzo je lubię. Tylko nie mów nikomu z personelu. Oni najchętniej non stop trzymaliby nas na diecie.
– Będę milczeć jak grób. A wracając do tego Ryszarda… Zaprzyjaźniliście się?
– Prawdę mówiąc, zakochaliśmy się w sobie i wkrótce zamierzamy wziąć ślub. Dyrektor obiecał, że da nam wtedy większy pokój. Małżeński… – mama zaczerwieniła się.
Byłam w szoku
To ja rzuciłam wszystko i wróciłam do Polski, żeby się nią zająć, a ona mi oświadcza, że wychodzi za mąż? I w związku z tym wcale mnie nie potrzebuje? Poczułam się zawiedziona i zła.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Chciałam, ale uznałam, że to nie jest rozmowa na telefon. A że długo cię nie było to i nie miałam, kiedy się zwierzyć. Zresztą, twój brat też o niczym nie wie.
– No dobrze, ale co ze mną? Spaliłam za sobą wszystkie mosty – jęknęłam.
– E tam, na pewno nie jest aż tak źle. Przecież chwaliłaś się, że szef kuchni jest z ciebie bardzo zadowolony. Zadzwoń i pogadaj z nim. Na pewno przyjmie cię z powrotem z otwartymi ramionami – mama pogładziła mnie po głowie.
Cóż miałam zrobić, zadzwoniłam. Szef oczywiście był początkowo obrażony i nie chciał nawet słyszeć o moim powrocie do pracy. Gdy jednak opowiedziałam mu, dlaczego wyjechałam tak nagle do Polski i co planuje moja mama, od razu zmiękł.
Od tygodnia znowu stoję więc przy garnkach w restauracji w Paryżu. I oczywiście szykuję się do ślubu mamy z Ryszardem. Już nie jestem na nią zła, nie czuję się zawiedziona. Wręcz przeciwnie, jestem szczęśliwa. Wiem, że nie dokucza jej samotność. A to dla mnie najważniejsze.
Alicja, 37 lat
Czytaj także: „Córka twierdziła, że modne ciuchy kupuje w lumpeksie. Myślałam, że jest zaradna, a ona zdobywała kasę podstępem”
„Zazdrościłam, że eks spotyka się z inną. Nie musiałam się bardzo starać, żeby zrozumiał, jak bardzo mnie potrzebuje”
„Chcę wyjechać z dziećmi na ferie, ale mnie nie stać. Dla mnie każde zakupy w dyskoncie kończą się paragonem grozy”

