„Miałam teściową za drugą mamę, a ona mnie wystawiła jak muchomora na polanie. 15000 złotych przepadło w jej kieszeni”
„W rodzinnych rozmowach nie było miejsca na pieniądze. Marek mówił, że nie chce jej przypominać, bo mama w końcu i tak odda. Nie chciałam być tą, która liczy każdy grosz, ale prawda była taka, że coś się we mnie zbierało”.

- Redakcja
Nie wiem, czy bardziej boli mnie ta cisza, która zapadła między nami, czy to, że kiedyś naprawdę uważałam teściową za drugą mamę. Była ciepła, pomocna, czasem zbyt bezpośrednia, ale zawsze miałyśmy dobry kontakt. Tak myślałam. Gdy z Markiem byliśmy jeszcze narzeczeństwem, zapraszała mnie na kawę, obdarowywała przepisami, a kiedyś nawet przyniosła mi ciepłe ciasto drożdżowe.
Nie mogłam odmówić
To był zwyczajny poniedziałek. Teściowa zadzwoniła z pytaniem, czy wpadniemy po pracy na chwilę, bo ma pilną sprawę. Kiedy weszliśmy do jej mieszkania, facet, który robił jej remont łazienki, stał w przedpokoju, oparty o ścianę, z miną człowieka, który zaraz wybuchnie.
– Słuchajcie, dzieci – zaczęła. – Mam ogromną prośbę. Nie przyszedł jeszcze przelew z ZUS-u, a kafelkarz już czeka. Potrzebuję piętnastu tysięcy na chwilę. Oddam, jak tylko ZUS zapłaci, jeszcze w tym tygodniu.
Nie mieliśmy wtedy luzu w budżecie, ale też… to była jego matka, a ja jej ufałam. Pożyczyliśmy jej te pieniądze.
Mijały tygodnie, a temat po prostu zniknął. W rodzinnych rozmowach nie było miejsca na pieniądze. Marek mówił, że nie chce jej przypominać, bo mama w końcu i tak odda. Nie chciałam być tą, która liczy każdy grosz, ale prawda była taka, że coś się we mnie zbierało.
Nie upominałam się
Siedzieliśmy z Markiem w kuchni. Dzieci już spały, w powietrzu wisiało coś, co nosiłam w sobie od dawna.
– Minęły już dwa lata. Myślisz, że mama pamięta?
Marek oparł łokcie o stół, wbił wzrok w swoją herbatę i westchnął.
– Na pewno pamięta.
– Bo chyba nie powinno tak być, że tyle czasu mija, a my nie umiemy normalnie o tym pogadać.
– Przecież nie chodziło o żadne pożyczanie na wieczne nieoddanie. Powiedziała, że odda, jak dostanie przelew.
– Tak. Tylko że wtedy była mowa o tygodniu, może dwóch. A minęły dwadzieścia cztery miesiące.
Zacisnął usta i spojrzał na mnie z lekkim zniecierpliwieniem.
– Może miała trudności?
Poczułam, że się we mnie gotuje. Nie o samą kwotę chodziło. Mieliśmy oszczędności, radziliśmy sobie. Ale czułam się z tym wszystkim źle.
– To chyba nie jest normalne, że trzeba się tyle zastanawiać, czy można o coś zapytać matkę. Chciałabym tylko usłyszeć: „Tak, pamiętam, potrzebuję jeszcze czasu” albo „Nie mam, ale wiem, że jestem wam winna”.
Marek spuścił wzrok. Wiedziałam, że on też to czuje, ale nie chciał być tym, który ruszy temat.
Postawiłam sprawę jasno
Wiedziałam, że najłatwiej będzie porozmawiać z nią przy okazji obiadu w niedzielę. Dzieci bawiły się w pokoju z Markiem, a ja pomagałam teściowej przy nakrywaniu do stołu. Była w dobrym nastroju. Żartowała, że schab wyszedł jej jak za dawnych lat i że może powinnam wreszcie nauczyć się gotować coś porządnego, a nie tylko te moje sałatki z rukolą.
Stałam przy zlewie, płukałam warzywa, kiedy zebrałam się na odwagę.
– Mamo… – zaczęłam powoli. – Wiesz… chciałam tylko zapytać, czy pamiętasz jeszcze o tej pożyczce na łazienkę, wtedy, jak kafelkarz czekał…
Odwróciła się do mnie powoli, z ręką uniesioną nad garnkiem.
– Jakiej pożyczce?
– No tej, co daliśmy ci z Markiem piętnaście tysięcy. To miało być na kilka dni, aż przelew z ZUS-u dojdzie…
Patrzyła na mnie, jakby próbowała sobie coś przypomnieć, aż jej twarz stężała.
– Nie miałam pojęcia, że mi to wypomnicie.
Obraziła się
Zrobiło mi się gorąco. Wcale nie o wypominanie chodziło, przecież tylko zapytałam. Ale ton teściowej nie zostawiał złudzeń – poczuła się zaatakowana.
– Nie chodzi o wypominanie – odpowiedziałam łagodnie, choć serce mi już waliło. – Po prostu… dawno to było i chciałam zapytać, czy masz może możliwość, żeby zacząć nam to oddawać.
– Naprawdę nie sądziłam, że będziecie mi liczyć każdy grosz. Rodzinę się wspiera w trudnym momencie. Nie spodziewałam się, że usłyszę coś takiego.
Stałam jak sparaliżowana. Próbowałam jeszcze coś wyjaśnić, ale ona już się odwróciła i zaczęła przekładać mięso na półmisek. Wyszłam z kuchni pod pretekstem przypilnowania dzieci, ale w środku wszystko we mnie kipiało. Czułam upokorzenie, że zadałam jedno pytanie – nie złośliwe, nie z wyrzutem – a zostałam potraktowana, jakbym zrobiła coś niewybaczalnego.
Nie powiedziałam nic Markowi. Wiedziałam, że nie zareaguje, że będzie próbował to zamieść pod dywan. Ale we mnie coś zostało.
Czułam się winna
Od tamtego obiadu minęło kilka tygodni. W tym czasie nie wydarzyło się nic, co można by opisać jako otwartą kłótnię, ale atmosfera była jak gęsta. Najtrudniej było podczas urodzin Marka. Niby wszystko jak dawniej, a jednak… nie umiałam się rozluźnić. W pewnym momencie poczułam dotyk na ramieniu. To był Marek.
– Chodź na chwilę – powiedział cicho. Wyszliśmy do przedpokoju. Stał przez chwilę, nie patrząc mi w oczy, a potem powiedział:
– Mama mówiła, że już nas nigdy o nic nie poprosi. Że się na nas zawiodła.
Zrobiło mi się niedobrze. Odwróciłam wzrok, bo nie chciałam, żeby widział, jak mi się zbierają łzy. To nie była rozmowa o pieniądzach. To była rozmowa o winie, o tym, że stałam się dla niej kimś obcym, nie dlatego, że odmówiłam pomocy, tylko dlatego, że ośmieliłam się zapytać.
Nie odpowiedziałam nic. Wróciłam do salonu i usiadłam na skraju kanapy, Marek dołączył chwilę później. Teściowa nawet nie spojrzała w moją stronę.
Chciałam porozmawiać
Zadzwoniłam do teściowej w środę po południu. Głos miała chłodny, uprzejmy, ale wyraźnie zdystansowany. Zaprosiłam ją na kawę, do małej kawiarni przy parku. Zgodziła się. Przyszła punktualnie. Zamówiła herbatę, ja wzięłam czarną kawę. Przez kilka minut mówiłyśmy o niczym. W końcu zebrałam się na odwagę.
– Chciałam tylko raz porozmawiać o tym szczerze. Bez wyrzutów. Po prostu jako dwie dorosłe kobiety.
– Nie chcę do tego wracać – powiedziała po chwili. – Przykro mi, że dla was to było takie ważne.
– Nie chodzi o pieniądze, ale o słowo, o zaufanie, o to, żeby móc ze sobą normalnie rozmawiać. Ja się wtedy naprawdę źle poczułam. Jakbyś mnie ukarała za pytanie.
Przez moment milczała. Potem wzięła głęboki wdech.
– Nie oddałam, bo nie miałam z czego. Wstydziłam się. I tak, zabolało mnie to pytanie, bo poczułam się… jak ktoś, komu się nie ufa.
– Wiesz, wystarczyło wtedy powiedzieć: „Nie mam, ale pamiętam”. Tyle.
Miała wyrzuty sumienia
Zerknęła na mnie, a potem znów na swoją herbatę.
– Może i tak. Ale każdy ma swój sposób na przeżywanie wstydu.
Nie kontynuowałam. Czułam, że więcej już nie usłyszę. Żadnego przepraszam, żadnego: „Masz rację”. Nie byłoby to zgodne z jej światem, z jej sposobem bycia.
– W takim razie… dziękuję, że przyszłaś – powiedziałam spokojnie. – I że to powiedziałaś. Nawet jeśli to niczego nie zmienia.
– Może jednak trochę zmienia – powiedziała cicho, zanim dopiła ostatni łyk herbaty i wstała.
Pożegnałyśmy się chłodno, ale bez złości. Bez żadnego uścisku, bez uśmiechu, tylko skinienie głową. Każda poszła w swoją stronę. Wiedziałam już, że więcej prób nie będzie.
Iwona, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przez remont starego domu postarzałam się o 20 lat. Ten worek bez dna doprowadzi moje małżeństwo do ruiny”
- „Z konta zniknęło mi 30 tysięcy złotych. Nie musiałam węszyć, by wiedzieć, kto na kilometr śmierdzi kłamstwem”
- „Mąż latami ukrywał nieślubnego syna. Przypomniał sobie o dziecku dopiero, gdy ktoś zapukał do naszych drzwi”

