„Miałam spędzić kolejne mikołajki w samotności. To przypadkowy mężczyzna stał się moją gwiazdką z nieba”
„Powinnam odmówić. Powiedzieć coś chłodnego, dla bezpieczeństwa, ale zamiast tego ruszyłam obok niego. W milczeniu, które nie bolało tak bardzo jak moje własne myśli. Wewnątrz powtarzałam sobie: nie rób z tego nic ważnego, dziewczyno. Przypadkowy chłopak pod choinką nie naprawi ci życia”.

Mikołajki zawsze pachniały dla mnie cynamonem, kojarzyły się też z hałasem i śmiechem. W tym roku za to nie miały zapachu i nie wywoływały żadnych skojarzeń. Siedziałam na skraju łóżka, wpatrzona w zimowe okno, za którym błyszczały już świąteczne lampki. Jeszcze rok temu piekłam pierniczki z Kają, a Marek kradł nam lukier z miski. Teraz miałam tylko ciszę, zbyt głośną, by ją znieść. Zadzwonił telefon.
— Lena, przyjedź dziś na kolację — poprosiła mama. — Nie powinnaś być sama.
— Mamo… nie chcę być dziś dla nikogo ciężarem.
— Przestań tak mówić. Coś się dzieje?
— Nic — mruknęłam. — Po prostu… daj mi spędzić ten dzień po swojemu.
Kłamałam. Rozstanie z Markiem bolało jak cholera, a fakt, że Kaja stanęła wtedy po jego stronie — jeszcze bardziej. Może to jednak ze mną coś jest nie tak? Może ludzie ode mnie odchodzą, bo nie potrafię odpowiednio się zachować? Zaparzyłam herbatę, ale wystygła nietknięta. W mieszkaniu unosił się tylko chłód i echo moich myśli. W końcu włożyłam płaszcz i wyszłam. Bałam się tego dnia, własnych wspomnień i tej twardej, nieprzyjemnej samotności, ale jeszcze bardziej obawiałam się siedzieć w miejscu i czekać, aż coś przygniecie mnie po raz kolejny.
Podniosłam wzrok
Miasto wieczorem wyglądało jak scenografia do filmu, do którego ja trafiłam przypadkiem. Pod miejską choinką zebrał się tłum, więc szłam szybciej, głowę schowałam w kołnierzu. I wtedy na kogoś wpadłam. Dosłownie.
— O Boże, przepraszam! — wyrzuciłam z siebie, próbując złapać równowagę. — Ja naprawdę… ja nie patrzę, gdzie idę, ja…
— Spokojnie. — Usłyszałam cichy śmiech. — Jeszcze stoję.
Podniosłam wzrok. Chłopak o ciemnych włosach i szaliku niedbale zarzuconym na szyję patrzył na mnie z czymś, co wyglądało jak… łagodność? Kto tak patrzy na obcą osobę?
— Zimno dziś — rzucił.
— Świetny dzień na bycie idiotycznie samotnym — wymknęło mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
— To może to dzień dla pary idiotów — odpowiedział bez wahania. — Bo ja też uciekam od ludzi.
Zacisnęłam dłonie w kieszeniach. Nie byłam przygotowana na żadną „parę”. A jednak coś w jego głosie sprawiło, że nie odeszłam.
— Oliwier — przedstawił się. — A ty?
— Lena.
— To… może przejdziemy się kawałek? — zaproponował. — Tłumy męczą, ale samotność jeszcze bardziej.
Powinnam odmówić. Powiedzieć coś chłodnego, dla bezpieczeństwa, ale zamiast tego ruszyłam obok niego. W milczeniu, które nie bolało tak bardzo jak moje własne myśli. Wewnątrz powtarzałam sobie: nie rób z tego nic ważnego, dziewczyno. Przypadkowy chłopak pod choinką nie naprawi ci życia. A jednak pierwszy raz od miesięcy czułam, że ktoś naprawdę zauważa, że istnieję.
Wstyd mieszał się ze wściekłością
Następnego dnia wyszłam tylko po chleb, ale los jak zwykle miał inne plany niż ja. Zobaczyłam ją z daleka. Kaja stała na chodniku z rękami skrzyżowanymi na piersiach, jakby czekała specjalnie na mnie.
— No, wreszcie — rzuciła, gdy podeszłam. — Możemy porozmawiać o Marku?
Zakręciło mi się w głowie.
— O Marku nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
— Jasne, udawaj ofiarę — syknęła. — Ale wiesz, że on próbował się do mnie odezwać? Do ciebie też?
Poczułam, jak w środku coś we mnie pęka.
— Nie wiesz, co naprawdę przeżyłam — odpowiedziałam chłodno.
Kaja uśmiechnęła się złośliwie.
— Chyba nie jedyna, co?
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, usłyszałam znajomy głos:
— Lena? Wszystko w porządku? — Oliwier. Stał kilka kroków dalej, jakby pojawił się znikąd.
Kaja zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu.
— Oho. Nowy rycerz? — rzuciła ostro. — Szybko sobie znalazłaś pocieszenie.
— Kaja, przestań — szepnęłam, czując, jak palą mnie policzki. Wstyd mieszał się ze wściekłością.
Oliwier podszedł bliżej.
— Jeśli nie chcesz z nią rozmawiać, możemy iść — powiedział spokojnie, jakby chciał mnie osłonić przed całym światem.
Kaja prychnęła.
— No tak. Uciekaj, Lena. To przecież zawsze najlepiej ci wychodzi.
Stałam chwilę, jakby serce na chwilę mi stanęło. Wolno odeszłam z Oliwierem, a w środku aż mną telepało.
— Hej — powiedział cicho. — Nie musisz mi nic wyjaśniać.
— Ale ja nie chcę, żebyś myślał… że ja… że moje życie to same dramaty — wydukałam.
— Każdy ma swoje demony — odpowiedział. — Nie jestem tu po to, żeby cię oceniać.
Chciałam mu uwierzyć, naprawdę chciałam. Ale gdzieś głęboko w środku czułam, że to, co wydarzyło się pod tą choinką, mogło być tylko złudzeniem.
Nie chciałam podsłuchiwać
Spotkaliśmy się wieczorem, niby przypadkiem. Oliwier napisał, że jest w okolicy, a ja, choć powinnam odmówić, wyszłam. Może chciałam zapomnieć o Kai. Może chciałam poczuć coś innego niż gniew. Na skwerze było pusto, tylko lampki drgały na wietrze. Zobaczyłam go, gdy odchodził w stronę parku, z telefonem przy uchu. Miał napiętą twarz, czego jeszcze u niego nie widziałam.
— Nie miałem wracać… — mówił ostro. — Wiem, obiecałem. Ale ją spotkałem, rozumiesz?
Zamarłam.
— Tak, wiem, że to głupie. Ale nie jestem w stanie… — Urwał, wciągając gwałtownie powietrze.
Ukryłam się za żywopłotem. Serce waliło mi jak oszalałe. O mnie mówił? Dlaczego brzmiał, jakby zrobił coś złego? Nie chciałam podsłuchiwać. A jednak stałam.
— Nie, to nie jest tak — powiedział zniżonym głosem. — Wiesz dobrze, dlaczego wyjechałem. Nie chcę zaczynać od nowa. Nie znowu.
Coś we mnie drgnęło. „Wyjechałem”? „Nie znowu”? Czułam, jak strach skręcam mi żołądek. Wyszłam z cienia.
— O kim mówisz? O mnie? — zapytałam, zanim zdążyłam pomyśleć.
Oliwier odwrócił się gwałtownie. Widziałam, jak blednie.
— Lena… To nie tak, jak myślisz.
— Więc jak? — Głos mi drżał. — Bo brzmiało to tak, jakbyś… żałował, że mnie spotkałeś.
Schował telefon do kieszeni. Nie wiedział, co zrobić z rękami.
— Po prostu… nie powinienem się do ciebie zbliżać.
— Dlaczego? — Poczułam, jak coś we mnie pęka. — Kim ty właściwie jesteś?
Patrzył na mnie tak, jakby walczył sam ze sobą.
— To skomplikowane.
— Nienawidzę tego słowa — syknęłam. — Zawsze oznacza kłamstwo.
Chciałam uciec, zacząć krzyczeć, zrobić cokolwiek, ale tylko stałam, bojąc się, że jeśli odejdę, wszystko runie. A jednocześnie doskonale widziałam, że wszystko wokół zaczyna się kruszyć.
Serce bolało jak świeża rana
Usiedliśmy na zimnej ławce. Ja drżałam z emocji, on z nerwów. Odchylił głowę, jakby szukał w ciemnym niebie słów, które mogą teraz pomóc.
— Lena… Ja nie wróciłem tu dla siebie — mówił cicho. — Wyjechałem rok temu, po… po jednej historii, której nie umiałem udźwignąć.
— Jakiej? — zapytałam ostrzej, niż chciałam.
Przełknął ślinę.
— Kochałem dziewczynę. Bardzo. Ale kiedy zaczęło być poważnie, uciekłem. Wszystko spieprzyłem, zraniłem ją, siebie… wszystkich. Obiecałem sobie, że już nigdy nie wejdę w nic, czego nie umiem utrzymać.
— I co? Spotkałeś mnie i… panika? — zapytałam z gorzkim uśmiechem.
— Tak. — Nie zawahał się. — Nie powinienem z tobą rozmawiać tamtego wieczoru, ale zrobiłem to. I to mnie przeraża. Bo ja nie jestem gotowy. I nie chcę znowu kogoś skrzywdzić.
Poczułam, jak oczy mi wilgotnieją.
— Zawsze chodzi o to samo… — wyszeptałam. — Marek też nie był gotowy. Każdy mężczyzna w moim życiu „nie jest gotowy”. Może to ja jestem problemem?
— Lena, nie mów tak. — Oliwier się poruszył, jakby chciał mnie dotknąć, ale się powstrzymał. — To nie ty. To ja jestem tchórzem.
— A zamierzałeś mi w ogóle kiedyś o tym powiedzieć? — spytałam. — Czy miałam dowiedzieć się przypadkiem? Jak teraz?
Zamilkł.
— Nie wiem — przyznał. — Bałem się. Ty jesteś… inna. Prawdziwa. Nie chciałem cię wciągnąć w swoje błędy.
Łzy spłynęły mi po policzkach, zanim zdążyłam je zatrzymać.
— Wiesz co? — Podniosłam się gwałtownie. — Nie jestem częścią terapii dla facetów, którzy uciekają. Mam dość bycia czyimś „za wcześnie” albo „za trudno”.
— Lena, proszę… — Oliwier też wstał.
— Nie. – Odsunęłam się. — Muszę iść. Bo znowu próbuję ratować kogoś, kto nie jest nawet mój.
Odwróciłam się i poszłam przed siebie — byle dalej od niego. Miasto rozmazywało się w świetle lamp, a serce bolało jak świeża rana.
To była prawda
Następnego dnia długo nie wychodziłam z domu. Bolała mnie głowa, oczy, serce: wszystko. Myślałam, że Oliwier da mi spokój. Uzna, że to koniec tej dziwnej znajomości. Ale późnym popołudniem ktoś zapukał do drzwi. Cicho, nieśmiało, jakby bał się mnie przestraszyć. Otworzyłam. Stał tam on, z zaciśniętymi dłońmi i wzrokiem wbitym w podłogę.
— Musimy porozmawiać — powiedział. — Nie chcę, żebyś znikała tak, jak wszyscy znikali w moim życiu.
Parsknęłam gorzkim śmiechem.
— Oliwier… ja nie jestem plastrem na twoje rany.
— Wiem. — Uniósł wzrok. — I właśnie dlatego tu jestem. Nie po litość. Po prawdę. Chcę ją wreszcie komuś ofiarować.
Oparłam się o framugę, trochę bez siły.
— No to mów.
— Boję się, Lena. — W jego głosie nie było już pozorowanego luzu. — Całego tego… uczucia. Bliskości. Zawsze, gdy ją czuję, chcę uciekać. Może dlatego, że kiedyś ktoś mnie zostawił. Ale każdy krok w twoją stronę był dla mnie jak wchodzenie w ogień.
Milczałam. Oddychałam ciężko.
— A ja… — zaczęłam, czując jak drży mi głos — boję się, że skończę sama, jak zawsze. Że ludzie widzą we mnie coś, od czego chcą uciec. Że jest we mnie jakaś wada fabryczna.
— Nie. — Oliwier podszedł krok bliżej. — Masz w sobie coś, co mnie przyciąga bardziej, niż jestem w stanie znieść. I dlatego robię głupie rzeczy. Udaję, że nie chcę, żeby było łatwiej… a jest trudniej.
Zacisnęłam pięści.
— Więc co teraz? — zapytałam. — Chcesz, żebym zaryzykowała kolejny raz, podczas gdy ty nie wiesz, czy jutro znowu nie uciekniesz?
Oliwier westchnął ciężko.
— Nie wiem, Lena — przyznał. Ale jeśli nie spróbuję… będę tego żałował.
Stałam naprzeciw niego, rozdarta. To nie było wyznanie miłości, ale prawda: surowa, nieporadna, bolesna. Może właśnie dlatego dotknęła mnie bardziej niż cokolwiek innego.
— Wejdź — powiedziałam w końcu szeptem. — Porozmawiajmy… jak dwoje ludzi, którzy się boją, ale jeszcze nie uciekli.
Lena, 25 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W mikołajki poszłam z chłopakiem na romantyczną kolację. Z każdą minutą moje rozczarowanie rosło jak zakalec w makowcu”
- „Mąż co czwartek zamykał się na 2 godziny w łazience. Zrobiło mi się niedobrze, gdy odkryłam, co wtedy robi”
- „Po rozwodzie syna stałam za nim murem. Nie wiedziałam, co wyprawia za zamkniętymi drzwiami i zniszczyłam synowej życie”

