„Miałam kasę, więc z dobrego serca spłaciłam kredyt teściów. Teraz twierdzą, że się wywyższam i traktują mnie jak śmiecia”
„– Wiesz, co zrobiłam? – zaczęłam po dłuższej chwili. – Spłaciłam kredyt jego rodziców. Dyskretnie. Z dobrego serca. I wiesz, co usłyszałam? Że się wywyższam. Anka uniosła brwi. – I jeszcze zarzut, że chcę rządzić. Bo jak ktoś pomaga, to na pewno ma w tym interes”.

- Redakcja
Mam własną firmę, z której jestem dumna. Michał – mój mąż – młodszy o 5 lat, cichy, łagodny, ale… zawsze zależny od matki. Od początku wiedziałam, że dla jego rodziny jestem „inna”. Za stara, za niezależna, bez tradycyjnego rodowodu. Teściowa traktowała mnie jak wroga, a nie część rodziny.
Któregoś wieczoru Michał wspomniał, że jego rodzice mają problem z kredytem na remont łazienki. Dwadzieścia tysięcy. Powiedział to tak, jakby tylko informował, ale ja od razu wiedziałam, że ich sytuacja jest trudniejsza, niż mówi. Bez słowa zrobiłam przelew z konta firmowego. Pokazałam mu tylko potwierdzenie.
– Nie mów im, że to ode mnie – rzuciłam.
– Jesteś pewna? Mama może to źle odebrać…
– Nie robię tego dla niej. Robię, bo to twoja rodzina. A teraz też i moja.
Wydawało mi się, że to dobry gest. Dyskretny, konkretny. Myślałam, że może pokażę, że potrafię się zaangażować. Że może w końcu mnie zaakceptują. Nie sądziłam, że ten przelew wywoła taką burzę.
Teściowa nie była wdzięczna
Po kilku dniach postanowiłam odwiedzić teściów. Pomyślałam, że skoro problem kredytu już nie istnieje, atmosfera będzie lżejsza. Może nie będą wdzięczni. Nie oczekiwałam tego, ale liczyłam chociaż na normalną rozmowę.
Weszłam do kuchni. Jadwiga siedziała przy stole, obierała jabłko. Nawet nie spojrzała.
– Dzień dobry – rzuciłam.
– Dzień jak dzień – mruknęła.
Michał poszedł do pokoju z Ryszardem, zostałam z nią sama. Milczenie ciążyło, aż w końcu zapytałam:
– Wszystko w porządku?
Jadwiga spojrzała na mnie w końcu. Zimno, z góry.
– Czasem lepiej żyć biednie, ale z godnością.
Poczułam, jak palą mnie policzki. Szybko zrozumiałam, że wiedzą, skąd te pieniądze.
– Myślałam, że…
– Wiem, co myślałaś – przerwała mi. – Ale nie wszystko da się kupić. Ani sympatii, ani szacunku.
– Nie chciałam nic kupować. Chciałam tylko pomóc.
– Pomoc? – prychnęła. – Pomaga się, gdy ktoś prosi.
Ryszard próbował coś mruknąć, ale Michał udawał, że nie słyszy. Siedział, jakby go nie dotyczyło. Jakby to nie on mi opowiadał o ich kłopotach. Poczułam się jak intruz. Jak ktoś, kto przekroczył niewidzialną granicę. I wtedy po raz pierwszy przemknęło mi przez głowę: a może ja w ogóle nie jestem tu mile widziana?
Byłam zła na męża
Tego samego wieczoru w domu nie wytrzymałam.
– Michał, co to było? – zaczęłam, zdejmując płaszcz. – Twoja matka potraktowała mnie jak śmiecia.
– Nie są przyzwyczajeni do takich gestów – mruknął, nie patrząc mi w oczy.
– Jakich „takich”? Że ktoś im coś daje i nie chce w zamian pochwały?
Usiadł na kanapie, skulony, jakby chciał zniknąć.
– Ona się poczuła… zdominowana. Wiesz, jak ona ma.
– Nie! Nie wiem! – podniosłam głos. – Zrobiłam coś dobrego, a ona mnie za to upokorzyła!
Cisza. Michał milczał. Jak zwykle.
– Nie broniłeś mnie – powiedziałam już ciszej. – Stałeś jak słup soli.
– To moja mama. Nie chciałem się z nią kłócić…
– A ze mną możesz?
Spojrzał na mnie zaskoczony. Może pierwszy raz zauważył, że coś we mnie pęka. Że ta jego lojalność w stronę Jadwigi kosztuje mnie więcej, niż mogę unieść.
– Monika… – zaczął, ale nie skończył.
– Już nic nie mów. I tak nie powiesz tego, co trzeba.
Zamknęłam się w sypialni, ale nie spałam tej nocy. W głowie mieliłam każdą minutę tamtej wizyty, każde słowo. I czułam się obco.
Co to za ludzie?
Dwa dni później pojechaliśmy do teściów na obiad. Ja – z grzeczności. Michał – z przyzwyczajenia. Już w progu usłyszałam znajomy ton Jadwigi:
– Tylko żeby tym razem nikt się nie popisywał, dobrze?
Nie odpowiedziałam. Weszłam, zdusiłam w sobie każde słowo.
W pewnym momencie wyszłam do łazienki. Gdy wracałam, usłyszałam głosy z pokoju obok.
– Ona naprawdę myśli, że jak ma pieniądze, to może rządzić – szeptała Iza.
– Wystarczy, że raz coś da i już uważa, że jesteśmy jej dłużni do końca życia – wtórowała Jadwiga. – Przyszła tutaj i robi z siebie wielką panią.
Zamarłam.
– Michał nic nie mówi, to znaczy, że się zgadza – dodała Iza z pogardą.
Weszłam. Cicho, ale stanowczo.
– Nie muszę się wywyższać. To wy żyjecie w ciągłym poczuciu niższości.
Iza zbladła. Jadwiga wstała.
– Nie kupisz sobie szacunku – syknęła.
– I bardzo dobrze. Bo przynajmniej wiem, że nie warto próbować.
Chciałam wyjść. Ale w drzwiach stanął Michał.
– Co się dzieje?
– Zapytaj mamy. I siostry. Może powiedzą ci, co mówią, gdy nie słuchasz.
Wyszłam. W tym domu było duszno. Ale nie przez brak tlenu – przez duszenie własnych emocji. Przez lata.
Nie rozumiałam tego
Spakowałam torbę, zamówiłam taksówkę i pojechałam do Anki – przyjaciółki z czasów studiów. Nie pytała o nic. Po prostu podała mi herbatę i dała koc.
– Chcesz pogadać, czy najpierw się wyciszyć? – zapytała.
– Wiesz, co zrobiłam? – zaczęłam po dłuższej chwili. – Spłaciłam kredyt jego rodziców. Dyskretnie. Z dobrego serca. I wiesz, co usłyszałam? Że się wywyższam.
Anka uniosła brwi.
– I jeszcze zarzut, że chcę rządzić. Bo jak ktoś pomaga, to na pewno ma w tym interes.
Westchnęłam ciężko.
– Zrobiłam coś z serca. A oni zamienili to w aferę.
– Nie da się pomóc ludziom, którzy w pomocy widzą zagrożenie – powiedziała cicho Anka. – I nie da się kochać kogoś, kto nie broni cię przed takim światem.
Zamilkłam. Wiedziałam, że ma rację. Przez kolejne dni nie odbierałam telefonów od Michała. Pisał, dopytywał, czy wrócę, że „przecież nie jest tak źle”.
Ale było. Bo najgorsza w tym wszystkim była nie Jadwiga. Nie Iza. Najgorszy był on. Mój mąż. Który stał obok, gdy mnie obrażano. Który patrzył, jak wychodzę – i nie ruszył się z miejsca. Zrozumiałam wtedy, że można być samotną nawet w małżeństwie.
Mąż jest tchórzem
Spotkaliśmy się tydzień później. Michał nalegał. „Musimy porozmawiać”. Przyszedł z kwiatami. Głupie, tanie róże. Chyba myślał, że to coś załatwi. Usiedliśmy w kawiarni. Milczał, grzebał łyżeczką w herbacie.
– Nie chodzi o te pieniądze – powiedziałam w końcu. – Chodzi o to, że mnie nie bronisz. Nigdy.
– Monika, ja… zawsze starałem się trzymać wszystkich razem. Nie chciałem wojny.
– A ja przez to zostałam sama – spojrzałam mu prosto w oczy.
– Przecież jesteśmy razem…
– Naprawdę tak myślisz? Że „bycie razem” polega na tym, że siedzisz obok, kiedy inni robią ze mnie wroga?
Westchnął. Przetarł twarz dłonią.
– Nie jestem taki jak ty. Ty wiesz, czego chcesz. Ja się plączę. Zawsze się plątałem.
– To się rozplącz. Bo ja już nie będę się więcej tłumaczyć z własnej dobroci.
Przez chwilę myślałam, że coś powie. Coś ważnego. Ale tylko spuścił głowę. Zrozumiałam wtedy, że nie potrzebuję więcej jego słów. Potrzebuję jego odwagi. A tej nie miał.
Jest mi przykro
Nie żałuję tego przelewu. Ani jednej złotówki. Żałuję tylko, że tak długo łudziłam się, że ta rodzina kiedyś mnie przyjmie. Nie chcieli pomocy. Chcieli, żebym milczała, uśmiechała się i nie wtrącała. A gdy zrobiłam coś ponad to – poczuli się zagrożeni. Bo nie pasowałam do ich układu zależności, w którym nikt nie może błyszczeć jaśniej od Jadwigi.
Nie wiem, co będzie dalej z moim małżeństwem. Jeszcze nie zdecydowałam. Ale jedno wiem na pewno: już nigdy nie pozwolę, by ktoś potraktował moją dobroć jak słabość. I nie będę udawać, że wszystko jest w porządku tylko dlatego, że komuś jest tak wygodniej. Mam prawo nie pasować.
Monika, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Znalazłam wypchaną kopertę z pieniędzmi w rzeczach córki. Zamarłam, gdy zobaczyłam, ile kasy w niej jest”
- „Pożyczyliśmy pieniądze teściom, gdy byli w potrzebie. Zamiast uczciwie oddać dług, oszukali nas bez grama wstydu”
- „Gdy wygrałam miliony, spłaciłam długi teściów. Teraz mówią moim dzieciom, że kupiłam sobie ich rodzinę”

