Reklama

Nie wiem, kiedy ostatnio czułam się naprawdę sobą. Najpierw byłam czyjąś córką, potem żoną i... pełnoetatową matką dorosłej córki. Choć Oliwia skończyła studia, dalej mieszkała ze mną, jakby czas stanął w miejscu. Pięć lat temu pochowałam męża. Oliwia była na drugim roku studiów, a ja... musiałam być dla niej silna. Długo żyłam w trybie przetrwania, ale teraz — teraz już nie muszę. Przynajmniej tak mi się wydawało. Bo wieczorami, gdy siedzę z książką w salonie, Oliwia potrafi wpaść z krzykiem:

– Mamo, mam trzy stówy na koncie! Do wypłaty jeszcze dwa tygodnie!

I nagle znów stawałam się matką, której zadaniem było rozwiązywać jej problemy. Było coś jeszcze. Coś, czego Oliwia nie rozumie – marzę, by jeszcze kiedyś się zakochać. Chciałabym czuć motyle w brzuchu, rozmawiać z kimś wieczorami, a może nawet kłócić się o to, kto zaparzy kawę rano. Tymczasem każda próba nawiązania znajomości kończy się fiaskiem, bo nie umiem się otworzyć, kiedy Oliwia cały czas jest obok. Nie mogę nawet zadzwonić do przyjaciółki i porozmawiać o randce, bo boję się jej osądzającego spojrzenia. I chyba po raz pierwszy w życiu czuję się naprawdę stara. Przeraża mnie myśl, że do końca życia będę tylko „mamą Oliwki”.

Miałam wyrzuty sumienia

Stałam przy kuchence, smażąc jajka, gdy Oliwia weszła do kuchni w szlafroku, z włosami w nieładzie i telefonem przyklejonym do ręki.

Jest kawa? – mruknęła, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Zrobiłam przed chwilą – wskazałam czajnik. – Ale przydałoby się, żebyś czasem sama coś zrobiła w tym domu.

Miałam ciężki tydzień – jęknęła, nalewając kawę.

Westchnęłam ciężko. Siódmy raz w tym miesiącu słyszałam o „ciężkim tygodniu”. Zresztą, niezależnie od pory roku, pracy czy humoru, zawsze miała powód, żeby wszystko zrzucić na mnie.

– Pracujesz na pół etatu, mieszkasz tu za darmo, rachunki płacę ja, a ty... – urwałam, widząc jej wzrok.

– Znowu się zaczyna... – powiedziała chłodno. – Może jeszcze chcesz mnie wyrzucić na bruk?

Wybuchłam. Emocje, które dusiłam od miesięcy, w końcu znalazły ujście.

– Może w końcu byś się wyprowadziła, żebym i ja mogła wreszcie żyć, jak chcę! – krzyknęłam.

Zapadła cisza. Oliwia patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Oparła się o blat, jakby musiała się podeprzeć, żeby nie upaść.

– Żyć jak chcesz...? – powtórzyła cicho.

Głos mi drżał.

– Po prostu... potrzebuję przestrzeni. Dla siebie. Chcę czasem być sama. Może... spotkać kogoś.

Oliwia milczała. Wzięła kubek z kawą i wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami. Miałam wyrzuty sumienia, ale czułam też ulgę. Wreszcie powiedziałam, co czuję. I po raz pierwszy od dawna, nie byłam tylko matką.

Uważała, że jestem samolubna

Siedziałam na kanapie, udając, że oglądam jakiś program o urządzaniu wnętrz, ale tak naprawdę nie słyszałam ani słowa. Czekałam. Wiedziałam, że Oliwia nie odpuści. I przyszła. Stanęła w drzwiach salonu, skrzyżowała ramiona na piersi. Widać było, że nie przyszła się godzić.

– Co to znaczy? Przecież żyjesz.

Spojrzałam na nią i przez chwilę nie wiedziałam, jak zacząć. Czułam się jak winna zbrodni, a przecież marzyłam tylko o normalnych rzeczach.

– Masz swoje życie, a ja... ja od pięciu lat siedzę w tym domu i nawet nie potrafię umówić się z kimkolwiek na kawę. Nie chcę być tylko matką, rozumiesz? Chcę być kobietą.

– W tym wieku? – przerwała mi, unosząc brwi. – Mamo, ty chyba nie myślisz poważnie. Co ty sobie wyobrażasz? Że teraz nagle zaczniesz randkować jak nastolatka? Ludzie w twoim wieku już myślą o wnukach, a nie romansach.

Te słowa uderzyły mnie bardziej, niż się spodziewałam.

– To, że jestem twoją matką, nie znaczy, że przestałam być kobietą. Czy naprawdę uważasz, że jak przekroczyłam pięćdziesiątkę, to powinnam już tylko dziergać serwetki i czekać, aż ty mi wnuki urodzisz? – Mój głos był drżący, ale nie zamierzałam milczeć. – Boję się. Boję się, że zostanę tu sama, bez nikogo. Że pewnego dnia obudzę się i zrozumiem, że moje życie już się skończyło, a ja nawet nie spróbowałam być szczęśliwa.

Oliwia wzruszyła ramionami.

Jesteś samolubna, mamo. Tyle ci powiem.

– Jeśli nie zadbam o siebie teraz, to kiedy? Kiedy będę leżeć w trumnie?

Zapadła cisza. Oliwia nie była gotowa na tę rozmowę. A ja... po raz pierwszy nie zamierzałam się cofać.

Chciałam odzyskać swoje życie

Myślałam, że Oliwia już śpi, więc zadzwoniłam do Basi.

– Już nie wiem, co mam robić – powiedziałam cicho, patrząc w ciemne okno. – Nie potrafię nawet się z nikim umówić, bo Oliwia cały czas jest w domu. Czuję się, jakby moje życie już się skończyło.

Po drugiej stronie słyszałam westchnienie Basi.

– Musisz jej to powiedzieć. Ona cię kocha, ale nie rozumie.

– Jak mam być z nią szczera, kiedy ona patrzy na mnie jak na matkę, której życie już się skończyło?

Nagle usłyszałam szmer za plecami. Oliwia stała w progu kuchni, boso, w za dużym podkoszulku, z miną, której nie potrafiłam odczytać.

– Podsłuchałam cię – powiedziała bez emocji. – Chcesz, żebym się wyprowadziła? Dobrze. Tylko czemu nigdy nie powiedziałaś mi tego wprost?

Zamarłam, trzymając telefon.

– Oliwia, ja... – nie dokończyłam.

Wszystko, co mogłam teraz powiedzieć, brzmiało jak usprawiedliwienie.

– Chodzi o faceta, prawda? O to, że chcesz z kimś być, a ja ci przeszkadzam – powiedziała powoli, z goryczą.

– Nie tylko. Chcę... Po prostu chcę mieć swoje życie. Choć raz.

Patrzyła na mnie długo, a potem... usiadła przy stole naprzeciwko. Milczałyśmy. To była inna cisza niż zwykle — ciężka, pełna rzeczy, które wreszcie zaczynały wychodzić na światło dzienne.

Nie mogłam zatrzymać łez

W kuchni panowała cisza.

– Dlaczego nic nie powiedziałaś wcześniej? – zapytała cicho, nie patrząc mi w oczy. – Myślałam, że jest ci dobrze tak, jak jest. Że… lubisz, że cię potrzebuję.

Zacisnęłam dłonie na kieliszku.

– Bo się bałam. Że uznasz mnie za starą idiotkę, która w twoim wieku nie powinna już marzyć o czułości. O randkach. O tym, żeby ktoś zapytał, jak minął mi dzień.

Oliwia westchnęła, odchylając się na krześle.

– Wiesz, mamo, nigdy nie przyszło mi do głowy, że... ty w ogóle czegoś chcesz. Zawsze byłaś po prostu... mamą.

Czułam, jak moje serce się uspokaja.

– Chcę jeszcze raz poczuć, że żyję – powiedziałam, nie wiedząc, czy się zaraz rozpłaczę. – Nie wiem, czy znajdę jakiegoś księcia z bajki. Może nawet nie szukam księcia. Ale chcę mieć szansę. Pójść na randkę, napić się kawy z kimś, kto zapyta, czy mam ochotę na kino. Może jeszcze kiedyś poczuć się piękna.

Oliwia długo milczała, a potem...spojrzała na mnie ze zrozumieniem.

Nigdy nie myślałam o tobie jak o kobiecie. Zawsze widziałam tylko tę mamę, co smaży naleśniki i mówi mi, żebym założyła czapkę. To... dziwne uczucie. Ale może... może pora, żebym przestała być takim dzieckiem.

Łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu.

– Ne chcę cię wyrzucać. Po prostu... potrzebuję oddechu. Choć trochę.

– Wiem – powiedziała cicho. – Daj mi parę dni, żebym to sobie poukładała, dobrze?

Skinęłam głową.

Poczułam ukłucie w sercu

Kilka dni później siedziałam w salonie, gdy córka stanęła przede mną.

– Znalazłam mieszkanie – powiedziała tak zwyczajnie, jakby mówiła o kupnie chleba. – Koleżanka z pracy szukała współlokatorki. Wprowadzam się za dwa tygodnie.

Nie odpowiedziałam od razu. Poczułam ukłucie w sercu. Marzyłam o tej chwili, a teraz nie wiedziałam, jak zareagować.

– To wspaniale – powiedziałam w końcu, starając się, żeby mój głos brzmiał naturalnie.

Oliwia usiadła obok mnie. Przez chwilę patrzyła przed siebie, a potem rzuciła z półuśmiechem:

– No, mamo, teraz będziesz mogła upolować jakiegoś faceta. Ale ostrzegam – jak przyprowadzisz do domu jakiegoś dziadka w swetrze w romby, to zastrzegam sobie prawo weta.

Roześmiałam się, choć w oczach czułam łzy.

– Spokojnie, postaram się znaleźć takiego, co umie obsługiwać smartfona – odcięłam się.

– A tak serio, mamo... nie wiem, czy mi nie będzie głupio mieszkać bez ciebie.

Objęłam ją ramieniem. To był jeden z tych rzadkich momentów, kiedy Oliwia się we mnie wtuliła jak wtedy, gdy była mała. Obie wiedziałyśmy, że coś się zmienia bezpowrotnie. I choć było to trudne, było też dobre.

Serce zabiło mi szybciej

Mieszkanie było dziwnie ciche. Przestrzeń, o której marzyłam, nagle stała się rzeczywistością. Czułam ulgę, ale i niepokój. Po tylu latach cisza stała się luksusem. Patrzyłam przez szybę na ulicę, zastanawiając się, czy jeszcze potrafię być z kimś blisko. Czy potrafię rozmawiać o czymś innym niż rachunki, pranie i problemy Oliwii? Może jestem już zbyt stara na nowe początki? A potem pomyślałam o ostatniej rozmowie z córką. O słowach, które wreszcie wypowiedziałam. Może nie znajdę księcia z bajki. Może nie będę miała wielkiego romansu, który zmieni moje życie. Ale chcę przynajmniej mieć szansę.

Sięgnęłam po telefon i kliknęłam aplikację randkową, którą Basia ściągnęła mi „na wszelki wypadek”. Włączyłam ją, przez kilka minut przeglądałam profile. Serce biło mi szybciej. Ale zanim przesunęłam palcem w prawo na kogokolwiek, odłożyłam telefon. Nie, nie musiałam się spieszyć. Przecież to dopiero pierwszy wieczór mojego nowego życia.

Spojrzałam przez okno. Ulica była pełna ludzi. Miałam nadzieję, że może z czasem przestanę być tylko matką. Może stanę się znów kobietą, która nie boi się marzyć. Nawet w wieku pięćdziesięciu lat.

Magdalena, 52 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama