Reklama

W pierwszą ciążę zaszłam młodo – byłam na pierwszym roku studiów. Kamil stanął na wysokości zadania, oświadczył mi się i wziął odpowiedzialność za naszą rodzinę, za co jestem mu wdzięczna do dzisiaj. To głównie on motywował mnie do walki, bo sama zupełnie się załamałam. Dopiero co byłam szaloną nastolatką chodzącą z głową w chmurach, zajętą głównie nauką, rozrywkami i budowaniem znajomości, a już musiałam stać się odpowiedzialną matką.

Musiałam szybko dorosnąć

Dla mnie to było zdecydowanie za wcześnie. Chciałam skończyć studia, bawić się, podróżować, poznawać nowych ludzi, budować fajne wspomnienia. Życie tymczasem zdecydowało za mnie i postawiło przed dużo poważniejszym wyzwaniem niż zaliczenie kolejnej sesji. To Kamil uświadomił mi, że moje macierzyństwo nie jest końcem świata.

– Madziu, nie martw się, najważniejsze, że się kochamy. Wspólnie damy radę. Zobaczysz, jeszcze będziemy szczęśliwi i kiedyś będziesz śmiać się z dzisiejszych rozterek – uśmiechał się, czule gładząc mnie po ramionach.

– Ale, to nie tak miało wszystko wyglądać…. – wychlipałam, wtulając się w jego ramię niczym mała dziewczynka szukająca schronienia przed całym złym światem.

– Spójrz na to wszystko z innej strony. Odchowamy dzieci i gdy nasi znajomi wejdą dopiero w okres kaszek i pieluszek, my będziemy mieć w domu nastolatkę – uśmiechał się do mnie.

Rzeczywiście, lata mijały błyskawicznie. Justynka rosła zdrowo i szybko stała się rezolutną uczennicą szkoły podstawowej, a później nastolatką opowiadającą mi o pierwszych miłościach i swoich marzeniach. Ani się obejrzałam, gdy zaczęła naukę w liceum. I właśnie wtedy życie po raz kolejny mnie zaskoczyło. Okazało się, że jestem w ciąży.

Wiadomość ta była dla mnie równie dużym zaskoczeniem, co nasza studencka wpadka. Mieliśmy już poukładane życie. Córka rosła na fajną dziewczynę, była dużo bardziej samodzielna i niezależna. Ja niedawno zaczęłam pracę w biurze rachunkowym. Wcześniej jedynie dorabiałam u koleżanki w księgarni. To zajęcie traktowałam jako poważną szansę na rozwój, lepsze pieniądze. Mąż również zaczął fajnie zarabiać. Myśleliśmy, że wreszcie będziemy mogli nacieszyć się sobą, a tutaj takie zaskoczenie.

Godziłam pracę z macierzyństwem

Okazało się, że czeka nas powtórka z rozrywki. Każdy, kto kiedykolwiek miał niemowlaka w domu, wie, jakie to wyzwanie. Nocne wstawanie, kolki, ząbkowanie, płacze, konieczność ciągłej uwagi. Adaś całkowicie jednak podbił nasze serca. Wzięłam urlop macierzyński. Szefowa okazała się naprawdę w porządku kobietą i poszła mi na rękę.

– Sama jestem matką i doskonale cię rozumiem. Kiedyś miałam duże wsparcie od teściowej, dzięki czemu udało mi się odchować trójkę dzieci i jednocześnie rozkręcić swój wymarzony biznes – opowiadała mi w swoim gabinecie.

– Tak, widać, że jesteście naprawdę zgraną rodzinką – uśmiechnęłam się, a ona kontynuowała:

– Jestem naprawdę zadowolona z twojej pracy, a dobra księgowa to teraz skarb. Te młode dziewczyny, które przychodzą do nas tuż po studiach, to już inne pokolenie. Nie mają tej odpowiedzialności, co my. Dla nich najważniejsze jest życie prywatne. Chcą szybko odhaczyć swoje obowiązki i iść do domu. Sprawy firmy niewiele ich obchodzą. Ty naprawdę się angażujesz, dlatego mam dla ciebie propozycję.

– Słucham – byłam bardzo ciekawa, o co jej chodzi.

– Chciałabym, żebyś po macierzyńskim wróciła do pracy. Na początek może być na pół etatu. Wiem, że nie masz pomocy przy dziecku, dlatego proponuję ci pracę zdalną. Raz czy dwa razy w miesiącu wpadniesz do biura po dokumenty i dopełnisz ważnych spraw. A na co dzień będziesz wykonywać swoje obowiązki z domu. Co ty na to? – zakończyła z wyraźnym oczekiwaniem na moją odpowiedź.

Zgodziłam się. I właśnie tak zaczęło się godzenie mojego kolejnego macierzyństwa z pracą. Na szczęście w opiece nad Adasiem dość dużo pomagała mi Justynka. Córka była licealistką i zawsze mogłam na nią liczyć, że zabierze brata na spacer po parku lub zrobi drobne zakupy po drodze ze szkoły.

Kolejne lata mijały nam we względnym spokoju. Córka wyjechała na studia, poznała narzeczonego i zamieszkała z nim. Teraz jest już po ślubie i sama jest matką dwójki szkrabów. Adam ma szesnaście lat i chodzi do liceum. Ja mam pięćdziesiąt pięć lat i naprawdę czuję się spełniona swoim życiem. Jestem szczęśliwą matką, babcią uroczych bliźniaków Jasia i Małgosi, naprawdę spełnioną kobietą.

Planowaliśmy z mężem drugą młodość

Z mężem zaczęliśmy nadrabiać zabiegane lata młodości, dlatego coraz częściej wyjeżdżaliśmy na weekendy w fajne miejsca. Pokochaliśmy jazdę na rowerze i wspólnie przemierzaliśmy ścieżki w okolicy. Zapisałam się też na zajęcia z ceramiki, które dają mi chwilę wytchnienia od codziennych zajęć. Od dłuższego czasu byłam naprawdę zadowolona ze swojego życia i naszej małej stabilizacji.

– Pamiętasz kiedyś, co mi mówiłeś? – podczas wspólnego wyjścia z Kamilem do restauracji na kolację, zebrało mi się na wspominki.

– Co?

– Że kiedyś będziemy mieli odchowane dzieci, będziemy jeszcze całkiem młodzi, pełni energii i zaczniemy żyć bardziej dla siebie. Zdaje się, że właśnie nadszedł ten czas – uśmiechnęłam się do niego, czując, że moje życie, pomimo wielu niespodzianek i przeciwności losu, naprawdę dobrze się ułożyło.

– Tak, teraz czas na spełnianie marzeń. Za naszą drugą młodość – mąż wzniósł toast, podnosząc kieliszek, który przed chwilą kelner przyniósł do naszego stolika.

Teraz myślę, że to wszystko powiedzieliśmy w złą chwilę. Bo od tego momentu nasza sytuacja i życie strasznie się pokomplikowały. Zaczęło się od telefonu siostry Kamila, która zwróciła uwagę na pogarszający się stan zdrowia ich matki. Ponoć teściowa radziła sobie coraz gorzej.

– Ona zapomina wziąć leków. Gdy przyjechałam, miała pustą lodówkę, a na kuchence stał garnek z zepsutą zupą. Chyba stała tam od dwóch albo trzech dni – opowiadała Mariolka.

Nie radziła sobie sama

Okazało się, ze Helena rzeczywiście czuje się coraz gorzej. Dotąd była bardzo upartą i samodzielną kobietą, dlatego nikt nie zauważył, że przestaje sobie radzić. Obserwacje Mariolki i rozmowa z najbliższą sąsiadką uświadomiły nam prawdę. Teściowa nie mogła już mieszkać sama. Nie radziła sobie z paleniem w piecu, sprzątaniem, zakupami. Coraz mniej ruszała się z domu, była słaba, zapominała o ważnych sprawach.

– To po prostu wynika z wieku. Pani Helena skończyła już osiemdziesiąt lat, ma nadciśnienie, cukrzycę, chore stawy. To nie typowa demencja, ale po prostu wyraźne osłabienie organizmu i duży spadek kondycji. Szpital nie jest w tej chwili potrzebny, ale codzienna opieka już tak. Ona, na dłuższą metę, nie poradzi sobie samodzielnie – słowa lekarza nie dawały złudzeń.

Byłam święcie przekonana, że to Mariolka zajmie się matką. Siostra Kamila mieszkała we własnym domu, miała do dyspozycji duży ogród i nie pracowała zawodowo. Dla mnie było jasne, że zabierze Helenę do siebie. Tak jednak się nie stało.

– Sylwia niedługo rodzi, będę potrzebna do opieki przy dziecku. Nie dam rady opiekować się maluchem i obłożnie chorą staruszką. Zresztą, ty też masz wobec własnej matki jakieś obowiązki – spojrzała wymownie na mojego męża.

Kamil przywiózł matkę do nas

Ten zamiast zaprotestować i postarać się dojść do kompromisu, uniósł się honorem i przywiózł Helenę do nas. I tak skończyła się nasza druga młodość. Wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale nie chcę być cierpiętnicą poświęcającą się dla dobra innych.

Z teściową nigdy nie miałam dobrego kontaktu, a teraz jestem na nią skazana. Ta baba od zawsze uważała, że nie jestem godną partią dla jej wychuchanego synka i przy każdej możliwej okazji dawała mi to odczuć. Solą w oku była dla niej moja wczesna ciążą. Uważała, że usidliłam w ten sposób Kamila i całkiem dobrze się przy nim ustawiłam.

– Gdyby nie twoja nieodpowiedzialność, syn skończyłby studia dzienne i miał szansę na lepszą karierę – kiedyś powiedziała mi prosto w oczy.

A teraz mąż zrobił ze mnie darmową opiekunkę dla tej kobiety. Helena może i nie radzi sobie z codziennymi sprawami, ale doskonale pamięta, że mnie nie lubi i nie szczędzi złośliwości pod moim adresem. Przez nią musiałam znowu przejść na pracę zdalną i teraz całymi dniami lawiruję, żeby w jakiś sposób ogarnąć swoje zadania, zadbać o dom, ugotować dla wszystkich obiad, poświęcić nieco uwagi dorastającemu synowi i zająć się teściową.

A ona w nic się nie angażuje. Doszło mi więc dodatkowe sprzątanie jej pokoju, pranie, gotowanie oddzielnych obiadów, ponieważ Helena ma cukrzycę i nie je większości dań, które lubi mój mąż i Adam. Straciłam gabinet do pracy, który stał się jej pokojem, jestem ciągle przemęczona i zdenerwowana. Zwłaszcza, że coraz częściej zaczęłam zauważać, że ona z premedytacją robi mi na złość. A to rzuci ręcznik na podłogę w łazience, a to schowa brudny kubek do szafki, twierdząc, że to na pewno moja sprawka.

Drżę na samą myśl, że ta kobieta staje się coraz starsza, wyniki badań się jej pogarszają. A co będzie, gdy przestanie ruszać się z łóżka? Gdy trzeba ją będzie myć, karmić, przewijać? Nie wyobrażam sobie, że kolejne lata mojego życia będą polegać na opiece nad obłożnie chorą teściową, która mnie nienawidzi. Wiem, że Kamil chciał zachować się honorowo, ale sam idzie na cały dzień do pracy i matce tak naprawdę poświęca niewiele uwagi. To ja utknęłam przy niej na stałe, zaburzyłam swój harmonogram dnia i nie mam nawet chwili dla siebie.

Magda, 55 lat

Czytaj także:
„Żona mówiła, że wychodzi z koleżankami, a kręciła faworki w łóżku sąsiada. Przekreśliła 10 lat naszego małżeństwa”
„Jedną nogą wchodziłam już do trumny, gdy znalazł mnie ukochany sprzed lat. Jeszcze nie jest za późno na niemoralne zabawy”
„Mąż spędzał delegację w łóżku kochanki, a mnie wciskał tanie wymówki. Moją zimną zemstę zapamięta do końca życia”

Reklama
Reklama
Reklama