„Mąż zdradził mnie z koleżanką z pracy, ale to wcale nie ona okazała się największym problemem”
„Pewnego dnia zadzwonił i zakomunikował, że zostaje dłużej w pracy. We mnie coś pękło i to na dobre. Na samą myśl o tym, że znowu będę czuła od niego damskie perfumy kompletnie inne niż te, których ja używam, zrobiło mi się słabo. Spakowałam walizki i pojechałam do mojej przyjaciółki Justyny”.

- Listy do redakcji
Zostać zdradzoną przez człowieka, którego się kochało i któremu się ufało, to koszmarna rzecz. Jednakże jeszcze gorsze jest to kiedy inni wpędzają cię z tego powodu w głębokie poczucie winy. Niestety, dokładnie tego doświadczyłam na własnej skórze. Obecnie układam swoje życie od nowa – idzie to mozolnie, ale grunt, że do przodu.
O tym, że Tomek mnie zdradza, wiedziałam już od dłuższego czasu. Ba, wiedziałam nawet, z kim. Kinga. Koleżanka z pracy. Poznałam ją na jedynej imprezie firmowej, na którą mnie zabrał w ciągu naszego sześcioletniego małżeństwa. Zamieniłam z nią kilka słów i całkowicie o niej zapomniałam – aż do dnia, kiedy zupełnie przypadkowo zobaczyłam wiadomość, jaką przysłała mojemu mężowi.
Jej treść jednoznacznie wskazywała na to, że łącząca ich więź wykracza bardzo daleko poza zawodową relację. Nie wiem, dlaczego wówczas odpowiednio nie zareagowałam. Chyba robiłam sobie złudną nadzieję na to, że to jedno wielkie nieporozumienie. Jednakże to wcale nie kochanka Tomka okazała się w tej sytuacji największym problemem.
Romans męża trwał w najlepsze
Ostatnie trzy lata naszego małżeństwa nie należały do udanych. Miałam wrażenie, że dosłownie wszystko się sypie. Wielokrotnie próbowałam z Tomkiem porozmawiać, ale każda dyskusja kończyła się kłótnią. Komunikacja nigdy nie była naszą najmocniejszą stroną, ale uważam, że powinien postawić sprawę jasno. Wolę najstraszniejszą prawdę od słodkich kłamstw. Przecież musiał mieć świadomość tego, że jego romans prędzej czy później wyjdzie na jaw. Naprawdę go kochałam i zależało mi na uratowaniu naszego związku, lecz w pewnym momencie czułam się tak, jakbym miała związane ręce.
Mniej więcej właśnie wtedy zaczął spotykać się z Kingą. Wszystko się działo tuż pod moim nosem, a ja to tolerowałam. Z miłości. Bo liczyłam na to, że on się opamięta i zmieni. W końcu dotarłam do kresu wytrzymałości i miałam dość. Byłam wystarczająco upokorzona i poniżona – zwłaszcza że Tomek niespecjalnie krył się ze swoimi skokami w bok. Niby wciskał mi kity o nadgodzinach i nagłych wyjazdach służbowych, ale widział, że się na to nie nabieram. Milczałam, lecz do czasu.
Pewnego dnia zadzwonił i zakomunikował, że zostaje dłużej w pracy. We mnie coś pękło i to na dobre. Na samą myśl o tym, że znowu będę czuła od niego damskie perfumy kompletnie inne niż te, których ja używam, zrobiło mi się słabo. Spakowałam walizki i pojechałam do mojej przyjaciółki Justyny.
Miałam wsparcie przyjaciółki
– Widzę, że rozum ci wrócił – tak zareagowała na mój widok.
Ona jedna wiedziała, co naprawdę dzieje się w moim małżeństwie. Powtarzała mi non stop, że najlepszą rzeczą, jaką mogę uczynić dla siebie, jest zostawienie zdradzającego mnie faceta. Poza tym nigdy za Tomkiem nie przepadała. Dobrze pamiętam, jak dzień przed naszym ślubem powiedziała, że będę przez niego cierpieć. Jej słowa okazały się prorocze. Oczywiście przyjęła mnie z otwartymi ramionami i pozwoliła się spokojnie wypłakać. Już zapomniałam, jaką ulgę przynoszą łzy.
– Kochana, tu możesz zostać tak długo, jak potrzebujesz.
– Dziękuję ci. Wiesz, że nie chcę ci sprawiać problemów, ale nie mam dokąd pójść.
– Będzie dobrze, zobaczysz.
Teściowa mnie nie lubiła
Rzecz jasna wieść o tym, że wyniosłam się od Tomka, rozeszła się po rodzinie w tempie błyskawicy. Do akcji wkroczyła teściowa i to był początek istnego koszmaru. „Jak mężczyzna nie jest porządnie karmiony w domu, to idzie iść na mieście” – SMS od niej wbił mnie w ziemię. Nie odpisałam, więc przysyłała kolejne wiadomości, wszystkie w podobnym tonie. Całą winę przerzuciła na mnie, bo „Tomek to złoty chłopak i gdybym go do tego nie zmusiła, to by się tak nie zachował”. Ręce opadały. Siedziałam i czytając te brednie, ryczałam jak głupia. Za radą Justyny zablokowałam Teresę, ale ona nie zamierzała dać za wygraną.
Teściowa nigdy mnie nie lubiła, a teraz odwalała niezły teatrzyk. Swoją niechęć do mnie okazała już podczas naszego pierwszego spotkania.
– Ładna jesteś, ale chyba rozumiesz, że uroda to za mało?
Wbijała ostre szpileczki z niesamowitą precyzją. Czepiała się, czego tylko mogła – że nie gotuję rosołu w niedzielę, że nie chodzę do kościoła i ciągnę jej syna na złą drogę, że ubieram się zbyt wyzywająco i takie tam. Uszy mi więdły. Prosiłam Tomka, żeby z nią porozmawiał, ale on brał jej stronę.
– Ona taka jest, a poza tym nie ma złych intencji – twierdził, zaprzeczając oczywistym faktom.
Prędko pojęłam, że nie mam w nim sprzymierzeńca w tej kwestii. To w dużym stopniu położyło się cieniem na naszym związku – mamusia była ważniejsza. Teresa często wpadała bez zapowiedzi pod byle pretekstem. Naturalnie nie obeszło się bez złośliwości dotyczących porządku w mieszkaniu etc. Nie znosiłam jej – z wzajemnością.
Nie uległam presji
Kiedy dotarło do niej, że zastraszaniem mnie nic nie wskóra, zmieniła taktykę. Zaczęła wydzwaniać i wypisywać z telefonu swojego syna. „Tomek tak bardzo żałuje, na pewno się dogadacie. Przecież nic strasznego się nie stało, a małżeństwo to rzecz święta” – dosłownie bombardowała mnie tego typu wiadomościami. Ignorowałam je, co doprowadzało ją do szału. Nie zamierzałam ulegać presji, pomimo że funkcjonowałam na skraju załamania nerwowego. Gdyby nie Justyna, nie dałabym sobie rady. Złożyłam pozew o rozwód, co doszczętnie rozsierdziło teściową. Przyjechała do mnie do pracy i urządziła dziką awanturę.
– Co ty sobie wyobrażasz? W mojej rodzinie nikt się nie rozwodził i się rozwodzić nie będzie! – to było najdelikatniejsze z tego, co wykrzykiwała.
Dziś, jak przypomnę sobie te chwile, przechodzą mnie dreszcze. Od rozwodu minął rok. Teresa próbowała jeszcze mną przez jakiś czas manipulować, ale zagroziłam jej policją. Obecnie jestem w terapii. Zmieniłam także pracę i wynajęłam skromną kawalerkę. Jestem już w nieco lepszym stanie. Niedługo lecę z Justyną na weekend do Rzymu. Pragnę w ten sposób podziękować jej za to, co dla mnie zrobiła. Bez jej wsparcia miałabym problem z tym, żeby stanąć na nogi, a w końcu poczułam pod nimi solidny grunt. To przyjemne uczucie. Wiem, że będzie już tylko lepiej, ale na to potrzeba czasu.
Kamila, 36 lat
Czytaj także:
- „Mąż ciągle jeździł w delegacje. Przez przypadek zajrzałam do jego walizki i już wiedziałam, że nie wróci”
- „Oddawałam narzeczonemu całą pensję, bo niby znał się na finansach. Teraz mam na głowie komornika i kochankę byłego”
- „Po rozwodzie mąż zabrał mi wszystko poza dzieckiem i kredytem. Odzyskałam majątek z nawiązką dzięki jego nowej żonie”

