„Mąż zdradzał mnie z rodzoną siostrą. W swoje urodziny postanowiłam na deser podać słodką zemstę”
„Cisza. Basia spojrzała na mnie z napięciem. Ewa zaczęła nerwowo mieszać herbatę, chociaż była już zimna.
– A teraz… – powiedziałam, wstając od stołu i podchodząc do komody – …czas na deser.
– Ooo, ciasto czekoladowe! – Karol się uśmiechnął.
– Nie tym razem – odpowiedziałam. – Mam coś specjalnego”.

- Redakcja
Kiedyś powiedziałabym, że mam wszystko – dom, rodzinę, męża, którego znałam od dwudziestu lat, i syna, z którego byłam dumna. Na pozór nasze życie wyglądało jak z katalogu: weekendowe grille w ogrodzie, wakacje nad jeziorem, niedzielne spacery całą rodziną. Tyle tylko, że od środka wszystko gniło, pomału, niepostrzeżenie, jak jabłko z niewidoczną plamką.
Mój mąż, Andrzej, od lat mnie zdradza. A najgorsze, że nie z jakąś przypadkową kobietą, nie z koleżanką z pracy czy znajomą z siłowni. On wybrał moją siostrę. Moją młodszą siostrzyczkę, Ewę. Tę samą, której pożyczałam ubrania, opiekowałam się nią, kiedy płakała po kolejnych chłopakach. I tę, której powierzałam najskrytsze sekrety.
Dowiedziałam się przypadkiem
Dwa lata temu, w listopadzie. Znacie ten typ wiadomości: „lepiej usiądź, muszę ci coś powiedzieć”. Moja przyjaciółka Basia przysłała mi wtedy zdjęcie. Zdjęcie, na którym Andrzej całował się z Ewą. Siedzieli w samochodzie, na parkingu przed centrum handlowym. Pamiętam, że w pierwszym odruchu... chciało mi się śmiać. Myślałam, że to żart. Ale nie był.
Od tamtej pory wiedziałam, co się dzieje. Udawałam. Grałam tę żonę, która "niczego się nie domyśla". Trwałam w tym teatrze, dla syna, dla pozorów, dla świętego spokoju. Aż pewnego dnia uznałam, że skoro wszyscy gramy, to czas na moją premierę. Postanowiłam zorganizować kolację urodzinową. Zaprosić wszystkich: Andrzeja, Ewę, naszego syna Karola, Basię… I zaserwować im wieczór, którego nie zapomną nigdy.
Kolacja miała być uroczysta. Z czerwonym winem, muzyką w tle i deserem, który... miał smakować najlepiej na zimno. Zemsta.
– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić właśnie tak? – Basia siedziała naprzeciwko mnie przy kuchennym stole, popijając kawę i spoglądając na mnie spod ściągniętych brwi.
– Tak, jestem pewna – odpowiedziałam bez cienia zawahania. – Już za długo siedzę cicho.
Na blacie leżał plan stołów – rozrysowany starannie, z podziałem na miejsca, z notatkami o winach, daniach, muzyce. Wiedziałam, że musi być perfekcyjnie. Ewa miała siedzieć naprzeciwko Andrzeja. Po mojej lewej Karol, po prawej – Basia. A ja, jak królowa na tronie – na szczycie stołu, z kieliszkiem wina i tajemnicą pod paznokciem.
– Ale to niebezpieczne. Emocjonalnie. Dla ciebie – ciągnęła Basia. – Przemyśl to raz jeszcze. Może lepiej im powiedzieć w cztery oczy?
– Nie. Nie zasługują na intymność – ucięłam chłodno. – Przez pięć lat patrzyłam, jak się do mnie uśmiechają. Jak Ewa przynosi mi książki w prezencie, jak Andrzej obejmuje mnie przy stole... Mam dość tego spektaklu. Teraz moja kolej.
Basia milczała przez chwilę. W końcu westchnęła.
– A kiedy się dowiedziałaś? Tak naprawdę?
– Trzy lata temu. Pamiętasz, jak wtedy w listopadzie wysłałaś mi to zdjęcie? To nie było ich pierwsze spotkanie. Wiedziałam już jakoś rok wcześniej, ale to był dowód. Ostateczny.
– I nic nie zrobiłaś?
– Zrobiłam – odpowiedziałam, patrząc jej prosto w oczy. – Zaczęłam planować.
Wtedy już wiedziałam, że ten wieczór nie będzie tylko urodzinową kolacją. Będzie spektaklem.
A ja – jego reżyserką
– Wszystkiego najlepszego, kochanie – Andrzej pochylił się, by pocałować mnie w policzek, a ja nie drgnęłam. Zamiast tego uśmiechnęłam się uprzejmie, dokładnie tak, jak przez ostatnie pięć lat. Akt pierwszy rozpoczęty.
– Cieszę się, że wszyscy przyszliście – powiedziałam, stając w salonie z kieliszkiem w dłoni. – To dla mnie wyjątkowy wieczór. Nie tylko dlatego, że kończę czterdzieści pięć lat… ale też dlatego, że tak rzadko jesteśmy razem. Naprawdę razem.
Ewa, ubrana jak zawsze nienagannie – ciemna sukienka, włosy upięte w niedbały kok, spojrzała na mnie z tym swoim słodkim uśmiechem.
– Julia, to twój dzień. Nie myśl o niczym, tylko baw się dobrze – powiedziała, siadając dokładnie tam, gdzie chciałam. Na wprost Andrzeja.
Karol zajął miejsce obok mnie, rzucając:
– Mama, pięknie wyglądasz. Serio.
– Dziękuję, kochanie – pogłaskałam go po ręce. I poczułam, jak coś we mnie mięknie. Ale tylko na moment.
Basia siedziała już z kieliszkiem wina, obserwując scenę jak widz w pierwszym rzędzie teatru.
Andrzej wstał z toastem.
– Za Julię – powiedział. – Najwspanialszą kobietę, jaką znam. Za jej siłę, wytrwałość i… serce. Sto lat, kochanie.
– Sto lat! – powtórzyła Ewa, a ja poczułam, że nie ma pojęcia, w jakim przedstawieniu bierze udział.
– Wiecie, pomyślałam sobie, że skoro to moje święto… to może dziś porozmawiamy o rzeczach ważnych. O rodzinie. O zaufaniu – powiedziałam, napełniając swój kieliszek do połowy.
Andrzej zamarł na moment. Ewa zbladła ledwo zauważalnie. Zaczynałam rozgrzewkę.
– Mamo, a czemu mówisz o zaufaniu? – zapytał Karol, sięgając po oliwki. – Coś się stało?
– Nic, kochanie – odpowiedziałam łagodnie, obracając w dłoniach kieliszek. – Po prostu… myślę, że zaufanie to fundament każdej relacji. Prawda, Andrzej?
Mój mąż spojrzał na mnie z napięciem w oczach. Ten grymas – widziałam go u niego tysiące razy. Udawana swoboda, gdy wyczuwał zagrożenie. Jak pies, który zna zapach bata.
– Oczywiście – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem.
– I lojalność – dodałam. – Lojalność wobec tych, którzy cię kochają. Którzy ufają. I nie spodziewają się ciosu od najbliższych.
Cisza. Basia spojrzała na mnie z napięciem. Ewa zaczęła nerwowo mieszać herbatę, chociaż była już zimna.
– A teraz… – powiedziałam, wstając od stołu i podchodząc do komody – …czas na deser.
– Ooo, ciasto czekoladowe! – Karol się uśmiechnął.
– Nie tym razem – odpowiedziałam, wyjmując z szuflady gruby plik. – Mam coś specjalnego.
Położyłam na stole kilkanaście wydruków: zdjęcia z monitoringu, screeny wiadomości, a na wierzchu zdjęcie z parkingu sprzed dwóch lat.
– Co to ma być? – zapytał Andrzej, biorąc do ręki pierwszą stronę.
Ewa zerwała się jak poparzona.
– Julia, co ty…
– Zdradzaliście mnie – powiedziałam chłodno. – Od lat. Ty i ty, Ewo. Moja rodzona siostra. Gratuluję wam. Naprawdę… wspaniała para.
Karol wstał z hukiem.
– Żartujesz, mamo… prawda? – popatrzył na ojca. – Tato?!
Andrzej otworzył usta, ale nie zdążył nic powiedzieć. Karol wybiegł z salonu, trzaskając drzwiami.
Zapanowała cisza. Przecięta jedynie moim szeptem:
– Smacznego.
W domu panowała martwa cisza
Ewa zniknęła zaraz po kolacji, wymamrotała coś o bólu głowy i uciekła jak szczur z tonącego statku. Andrzej siedział jeszcze chwilę w salonie, wpatrzony w pusty kieliszek, aż w końcu też się podniósł i zniknął w sypialni gościnnej. Ja zostałam przy stole. Z kieliszkiem. I z ulgą.
Karol zamknął się w swoim pokoju. Nie jadł, nie rozmawiał, nie wyszedł nawet do łazienki. Chciałam do niego zapukać, ale wiedziałam, że musi sam. Że jeśli teraz cokolwiek powiem, mogę go tylko bardziej zranić.
Godzinę później usłyszałam skrzypienie drzwi. Karol wyszedł. Wciąż w tej samej koszuli, z podkrążonymi oczami. Podszedł do ojca, który siedział na korytarzu z głową w dłoniach.
– Tato. Mam tylko jedno pytanie – powiedział cicho. – Ile lat?
Andrzej podniósł na niego wzrok. I nie odpowiedział.
– Tak myślałem – dodał Karol i odszedł bez słowa.
Potem przyszedł do mnie.
– Mamo. Ty wiedziałaś?
– Tak – odpowiedziałam. – Od dawna.
– I nic nie zrobiłaś?
– Właśnie zrobiłam.
Nie odpowiedział. Ale przytulił się do mnie. Mocno. Jak wtedy, gdy był mały i bał się burzy.
Wieczorem Andrzej próbował ze mną rozmawiać. Usiadł na skraju kanapy, w rękach miał kubek z herbatą, której nie tknął.
– Julia… To był błąd. Ja… Nie wiem, co się stało…
– Nie mów nic – przerwałam mu. – Od dzisiaj śpisz w pokoju gościnnym. A jeśli chcesz porozmawiać… porozmawiamy z moim prawnikiem.
– Chcesz mnie zniszczyć?
– Nie. Chcę się uwolnić.
Siedzę w fotelu przy oknie, z kieliszkiem wina w dłoni. W tle cicho gra stara płyta Edith Piaf, której kiedyś nienawidziłam, bo przypominała mi o mamie. A dziś... dziś jest jak balsam. Może dlatego, że po raz pierwszy od lat czuję, że mam prawo do własnych wspomnień. I do siebie.
Nie wiem, co będzie dalej. Czy naprawdę zdecyduję się na rozwód? Czy Andrzej się wyprowadzi? Czy Karol mi wybaczy, że przez tyle lat trwałam w kłamstwie, nawet jeśli dla niego? Ale wiem jedno – już nie będę milczeć. Nie będę się chować za udawanym uśmiechem, za perfekcyjnie przygotowanym stołem i czystymi obrusami.
Telefon zadzwonił. Basia.
– I jak się czujesz? – zapytała od razu, nie czekając na przywitanie.
– Dziwnie – przyznałam. – Jakbym wróciła z wojny. Nic już nie wygląda tak samo. Ale… chyba po raz pierwszy od dawna nie mam ochoty uciekać z własnego życia.
– Wiesz, że jestem z ciebie dumna? – powiedziała z czułością. – I jeśli chcesz, to wpadnę jutro z szampanem. Zrobimy sobie babski wieczór.
– Wpadnij – uśmiechnęłam się. – Przynieś ten różowy, co go zawsze trzymasz na specjalne okazje.
– To właśnie taka okazja?
– A jakże – odpowiedziałam, zerkając na stół, gdzie jeszcze leżał jeden z wydruków. Ten z pocałunkiem w samochodzie.
Wstałam, podeszłam i wrzuciłam go do kominka. Płonął długo. Ale kiedy zgasł, nie zostało po nim nic. Tylko ja. Wreszcie – ja.
Julia, 45 lat
Czytaj także:
- „Ktoś ukradł mi kartę do bankomatu i żył sobie na mój koszt. Nogi się pode mną ugięły, gdy zobaczyłam twarz złodzieja”
- „Po ślubie syna pozwoliliśmy mu zamieszkać pod naszym dachem. Synowa tak się panoszyła, że chciałam ją przegonić”
- „Teściowa to nadęta zołza, która ciągle krytykuje mój rosół. W końcu ugotowałam taki, że nie piśnie słowem”