„Mąż zbierał borowiki, ja całowałam sąsiada za sosną. Ta jedna wycieczka do lasu zmieniła wszystko”
„– Więc po co to wszystko było? – spytałam. – Myślałem, że to tylko chwila namiętności. Że potrzebowałaś kogoś, kto cię zauważy. Niczego nie planowałem. Nie jestem gotowy na coś więcej. Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg”.

- Redakcja
Kiedyś myślałam, że miłość to wszystko. Że jeśli się kogoś kocha, to jakoś się uda – wychować dzieci, zapłacić rachunki, przetrwać ciche dni. Ale miłość to za mało. Wyciera się, blaknie, aż w końcu zostaje tylko herbata podana do śniadania i pytanie, czy mam klucze.
Andrzej mnie kocha. Wiem. Na swój sposób – spokojnie, przewidywalnie. Codziennie ten sam chleb, ta sama rozmowa, ta sama cisza. Nie pamiętam, kiedy ostatnio zapytał, czy jestem szczęśliwa. Może nigdy nie zapytał.
– Myślałem, żeby jutro rano pojechać do lasu na grzyby – rzucił nagle przy śniadaniu. – Mama zostanie z dzieciakami. Adam też jedzie.
Uniosłam wzrok znad kubka. Adam. Sąsiad z naprzeciwka. Samotny, po przejściach. Czasem porozmawiamy krótko, ale jakoś mnie peszy.
Chwilę później Adam wyszedł z domu i uśmiechnął się do mnie.
– Słyszałem, że jutro ruszamy na grzyby.
– Podobno są borowiki – powiedziałam.
– Może znajdziemy coś więcej/
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ta wycieczka zmieni wszystko.
Sąsiad mnie zaskoczył
Las pachniał mokrą ziemią i jesienią. Andrzej, podekscytowany jak dziecko, od razu ruszył w głąb między drzewa. Adam szedł obok mnie – powoli, bez pośpiechu, jakby ten spacer miał trwać wieczność.
– Twój mąż kocha grzyby? – zapytał z lekkim uśmiechem.
– Mój mąż kocha rutynę – odpowiedziałam szybciej, niż powinnam.
Adam się nie śmiał. Milczał chwilę, patrząc przed siebie.
– A ty? Czego ty chcesz, Joanno?
Zatrzymałam się. Popatrzyłam na niego. Dziwne pytanie. A może najbardziej trafne od lat.
– Sama nie wiem – szepnęłam.
Szliśmy jeszcze chwilę w ciszy, aż straciłam męża z oczu. Adam się odwrócił, spojrzał mi w oczy i bez słowa przyciągnął do siebie. Pocałował mnie – gwałtownie, ciepło, zachłannie. Przez chwilę nie myślałam o niczym. Tylko o tym, jak bardzo żywa się czuję.
Odepchnęłam go nagle.
– Nie… Nie możemy. To był błąd.
– To nie był przypadek, Asiu– powiedział spokojnie.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę, z której przyszliśmy.
– Muszę wrócić do Andrzeja. Nic się nie stało. Nic…
Kłamałam. Wiem. Ale jeśli powiem prawdę – wszystko się rozsypie.
Byłam zdenerwowana
Wróciliśmy do domu przed południem. Andrzej szczęśliwy, z koszykiem pełnym grzybów. Ja – pusta. Przez całą drogę w aucie mówił o borowikach i podgrzybkach, o zupie, o tym, że trzeba będzie jeszcze raz jechać w przyszłym tygodniu. Kiwałam głową i patrzyłam w okno. Adam też milczał za mną, na tylnym siedzeniu. Zawstydzenie? Wyrzuty sumienia? A może nic z tych rzeczy.
Po obiedzie Andrzej zasiadł do czyszczenia grzybów. Ja zmywałam, choć ręce drżały mi przy każdej szklance.
– Wszystko w porządku? – zapytał. – Jakaś taka jesteś nieobecna.
Odwróciłam się gwałtownie. Zbyt gwałtownie.
– A kiedy ostatnio mnie o to pytałeś, tak naprawdę?
Andrzej spojrzał na mnie zaskoczony.
– Nigdy nie mówiłaś, że coś jest nie tak.
– Bo przestaliśmy mówić o czymkolwiek! – wybuchłam. – Żyjemy obok siebie. Ty i te twoje grzyby, twoja rutyna... A ja? Czy ty w ogóle mnie jeszcze widzisz?
Zamilkł. W jego oczach pojawił się cień bólu. Ale było już za późno. Ta cisza między nami rosła latami. A teraz – pękła. Zamknęłam się w łazience i długo patrzyłam na swoją twarz w lustrze. Czy ten pocałunek to była zdrada?
Miałam mętlik w głowie
Spotkałam go przypadkiem. A może podświadomie chciałam, żeby tak się stało. Poszłam na spacer, żeby ochłonąć, przemyśleć wszystko, ale nogi same mnie poniosły w stronę łąki za osiedlem. Tam, gdzie czasem chodził biegać. I był. Siedział na ławce. Jakby czekał.
– Joanna… – powiedział cicho, wstając.
– Nie planowałam tego – zaczęłam, ale głos mi zadrżał. – Wyszłam tylko przejść się, uspokoić…
– Wiem. – Adam patrzył mi prosto w oczy. – Ale dobrze, że jesteś.
Usiedliśmy. Milczeliśmy dłuższą chwilę.
– Od dawna coś do ciebie czuję – powiedział nagle. – Nie umiem udawać, że nic między nami nie ma.
Zacisnęłam dłonie. Wiedziałam. Wiedziałam, odkąd pierwszy raz dotknął mojej dłoni przez płot, podając nożyce do żywopłotu.
– To był błąd, Adam. Ale… poczułam coś, czego nie czułam od lat. – Słowa wypadały ze mnie same. – To był moment. Ale nie umiem go wyrzucić z głowy.
Westchnął. Wziął mnie za rękę. Pozwoliłam. Tylko na chwilę. Wieczorem, przy kolacji z Andrzejem, nie mogłam już wytrzymać.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam. – Nie wiem, czy cię jeszcze kocham.
Widziałam, jak nóż w jego ręce zatrzymał się w pół ruchu.
Przyznałam się mężowi
– Co się stało? – zapytał spokojnie. Zbyt spokojnie. Jakby wiedział, że to pytanie otwiera puszkę Pandory.
Usiadłam naprzeciwko, spleciona w sobie.
– Adam mnie pocałował – powiedziałam. – W lesie. Za sosną. Przez chwilę… to się po prostu stało.
Andrzej patrzył na mnie z gniewem w oczach.
– Zdradziłaś mnie?
Zacisnęłam pięści.
– To tylko pocałunek. Ale… on wszystko zmienił.
Nie krzyczał. Nawet nie uniósł głosu. Tylko odsunął się, jakby czuł do mnie wstręt.
– Więc już mnie nie kochasz? Przez chwilę słabości?
– Nie wiem, Andrzej. Właśnie o to chodzi. Nie wiem, co czuję.
– A co czujesz do niego?
Wbiłam wzrok w podłogę.
– Nie umiem odpowiedzieć.
Wstał. Chwycił się krzesła, jakby nogi nagle odmówiły posłuszeństwa.
– To ja nie wiem, czy chcę z tobą być, skoro nie wiesz, czy mnie kochasz. – głos mu się załamał. – Od tylu lat…
Poszłam do sypialni. Spakowałam torbę. Wrzucałam do niej byle co – bluzę, ładowarkę, szminkę.
Andrzej stał w drzwiach. Nie powstrzymał mnie. Nie padły wielkie słowa. Tylko jedno zdanie:
– Może gdybyś powiedziała to wcześniej…
Zamknęłam za sobą drzwi.
Poszłam do Adama
Może to był impuls. Może potrzebowałam tylko, żeby ktoś mnie zatrzymał, powiedział: „Zostań, wszystko się ułoży”. Otworzył mi drzwi z zaskoczeniem, ale bez radości.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam, nie czekając na zaproszenie. – Powiedziałam Andrzejowi. Wszystko. O pocałunku. O tym, że już nie wiem, czy go kocham.
Adam zamilkł. Odstawił kubek z herbatą, który trzymał w dłoni.
– Zostawiłam go. Dla ciebie.
Nie odpowiedział od razu. Usiadł powoli.
– Joanno… ja nie prosiłem cię o to. Nie chciałem, żebyś niszczyła swoją rodzinę.
Zamrugałam. Serce zaczęło mi walić jak szalone.
– Więc po co to wszystko było? – spytałam.
– Myślałem, że to tylko chwila namiętności. Że potrzebowałaś kogoś, kto cię zauważy. Niczego nie planowałem. Nie jestem gotowy na coś więcej.
Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Oparłam się o ścianę, jakbym miała zemdleć.
– Więc jestem głupią kobietą, która zostawiła męża, dom… dla kogoś, kto nie miał odwagi powiedzieć: „To nie ma sensu”?
– Przepraszam.
Chciałam krzyczeć, bić pięściami w jego pierś, ale byłam zbyt zmęczona. Wyszłam bez słowa. Deszcz padał. Nie miałam gdzie pójść.
Joanna, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pieniądze zawsze pachniały dla mnie mocniej niż róże. Dlatego wybrałam bogacza, a nie romantyka”
- „Mąż zmieniał nianie do dzieci jak rękawiczki. Długo nie wiedziałam, jaki sekret się za tym kryje”
- „Jako dziecko widziałam, jak mama płakała nad rachunkami. Żeby mieć kasę, poszłam w życiu na skróty”

